50-lecie Wileńskiej Szkoły Średniej im.Wł. Syrokomli

Półwiecze losów szkoły i ludzi...

Szkoła jest osobliwą instytucją, w której losy ludzi dziwnie się przeplatają tworząc więzy mniej lub bardziej stałe, ale zawsze nawzajem się warunkujące. Relacja nauczyciel-uczeń często określa losy człowieka na długie, długie lata... Zatem jakże ważna jest rola szkoły w naszych życiorysach (nawet jeżeli wspominamy ją jako koszmarny sen) i czy zawsze zdajemy sobie z tego sprawę? Niezbyt często - zagonieni w codzienności - zadajemy sobie takie pytanie. Jubileusze – magiczne cyfry – skłaniają do wspomnień, oceny lat minionych i ludzi, którzy nam towarzyszyli.

Ulica Wiłkomierska, brama naprzeciwko kościoła pw. św. Rafała, podwórko w głębi, dwa budynki piętrowe. Czy wielu dzisiejszych uczniów, a i absolwentów ostatniej dziesiątki lat wie, że tam, przy Wiłkomierskiej 3, przycupnięta wśród wiekowych topoli swoją pierwszą siedzibę miała sławna przez kilka dziesiątków lat wileńska dziewiętnastka - dziś szkoła średnia im. Wł. Syrokomli. To właśnie tam, na brukowanym podwórku, w szkolnym sadzie dzieci wilnian-Polaków, którzy oparli się pierwszej fali repatriacji, spotykali swoje „pierwsze dzwonki” i żegnali się trzymając w ręku świadectwa maturalne.

Szkoła rodziła się stopniowo: najpierw była polsko-rosyjską „16”, potem siedmiolatką z polskim językiem nauczania nr 35, aż wreszcie dorobiła się miana średniej. Był rok 1954, lecz minęło jeszcze pięć lat, zanim pierwszy dyrektor tej polskiej szkoły Józef Subotkowski wręczył upragnione świadectwa dojrzałości dla pierwszej promocji. Los chciał, że jej absolwentka Halina Songin-Chmielewska (polonistka, autorka podręczników) została nauczycielką, która po studiach aż do emerytury pracowała w „swojej” szkole. Trzeba przyznać, że tu, praktycznie w każdej promocji, były swoje gwiazdy: późniejsi dziennikarze, naukowcy, poeci, plastycy, lekarze. Były też tysiące – w ciągu 50 lat mury szkoły opuściło 2164 maturzystów i niewiele mniej chłopców i dziewcząt ze świadectwem małej matury (w pamięci średniego pokolenia żyją wspomnienia o tym, jak to w klasach 7-8 trzeba było wykonać plan „dostarczenia” uczniów do zawodówek) – porządnych wilnian-Polaków, którzy własne dzieci prowadzili do „swojej” szkoły. Jakże często na pierwszym zebraniu rodzicielskim spotykają się tu koledzy szkolni i to – śmiem twierdzić – jest ogromnym sukcesem tej szkoły. I jeszcze jedno – w ciągu wielu lat kultywowano tu piękną tradycję studniówek, na które zbierały się setki absolwentów (zaznaczę, z nielicznych pierwszych promocji), zaś nauczyciele nasi jeszcze długo po tych spotkaniach, nam – uczniom, opowiadali o sukcesach byłych naszych kolegów. Irena Nadolińska – pierwsza złota medalistka, pierwszy naukowiec wśród absolwentów 19. Ileż nasłuchaliśmy się o niej – genialnej adeptce matematyki i fizyki. W latach 60. niewielu absolwentów podejmowało studia – z różnych powodów, przełomowa okazała się dla szkoły – wcale nie feralna – trzynasta promocja. Troje naukowców w dziedzinie matematyki i fizyki, lekarz, kilku ekonomistów, inżynierów, pedagog... Była to mocna klasa i wychowawczyni potrafiła im wpoić wiarę we własne siły. Nie zawiedli nadziei w nich pokładanych i do dziś pani Regina Naumowicz, historyk-geograf jest z nich dumna. To była jej jedyna promocja. Przez kilka kolejnych lat była wicedyrektorem, ale zawsze ukierunkowywała swych uczniów tak, by wierzyli w siebie.

Nauczyciele. Jako pierwsi byli ci, co jeszcze przed wojną otrzymali szlify pedagogiczne i stawiali nie siebie za wzór, lecz tak wysoko podnosili poprzeczkę w zawodzie, że młodzi koledzy nie mogli pracować inaczej niż „bardzo dobrze”. Przedwojenne nauczycielki: Kazimiera Likszanka, Zofia Rzeszowska, Weronika Skupiowa, Helena Wasilewska... Zaraz po nich przyszli młodzi – byli prawie w jednym wieku, chętni do pracy, twórczy, koleżeńscy: wspaniali nauczyciele klas początkowych - Helena Marczyk, Janina Butiniené i Jan Sabiłło, niezrównane w zawodzie polonistka Helena Zacharkiewicz i rusycystka Lidia Wasilewna-Kobylenko, mistrzowie od chemii i fizyki Jarosław Stankiewicz i Zygmunt Stanilewicz, niepowtarzalna Helena Noreikiené, nietuzinkowi matematycy Alina Laurinavičiené i Jadwiga Reutt, historyk Ludmiła Kuszewska, lituanistka Genovaité Balčiuniené, germanistka Irena Barbuškiené... Przez wiele, wiele lat stanowili trzon kadry pedagogicznej „dziewiętnastki”. I jeszcze do jednej osoby miała szkoła szczęście – dyrektor Zinaida Subačiuviené. Kierowała szkołą od roku 1965 przez 17 lat. Była wielce utalentowanym nauczycielem, przez nią wytłumaczonej lekcji nie mógł nie zrozumieć największy nawet nieuk od matematyki i... żelaznym dyrektorem. Z perspektywy czasu można zaryzykować stwierdzenie, że po miękkich rządach dyrektorów J.Subotkowskiego i Haliny Buczyńskiej, pani Subačiuviené była prawdziwym zbawieniem dla szkoły, tym bardziej, że czekały „19” niełatwe lata. Budynki przy ulicy Wiłkomierskiej wymagały kapitalnego remontu, ich stan zagrażał bezpieczeństwu dzieci. Doskonale pamiętam, jak huśtała się nam podłoga pod nogami i wzbroniony był wstęp na piętro. Kilka początkowych klas uczyło się na parterze, następnie powędrowały „na kąt” do rosyjskiej szkoły przy ulicy Krakowskiej, zaś starsze przeniesiono do szkoły średniej nr 15 z litewskim językiem wykładowym na Zwierzyńcu.

Na Zwierzyniec uczniowie klas 5-11 chodzili trzy lata. Prawda, nie chodzili, tylko jeździli, bo praktycznie wszyscy mieszkali na Śnipiszkach i Łosiówce. Z ulicy Kalwaryjskiej na Zwierzyniec kursował autobus nr 5. Nauka odbywała się w drugiej zmianie, więc parę wieczorowych rejsów w jakiś cudowny sposób musiało zmieścić w swej rozdygotanej czeluści grubo ponad setkę uczniów (nikt nie chciał czekać na przystanku). Osoby „postronne” raczej tych rejsów unikały, bo do Śnipiszek praktycznie nikt nie mógł się z autobusu wydostać. Ile kawałów, zabawnych historii i sympatii rodziło się w „sławetnym” autobusie nr 5 – wiedzą tylko jego byli pasażerowie... Po trzech latach wreszcie ta „wędrówka ludów” dobiegła końca i klasy początkowe z ulicy Krakowskiej oraz starsze ze Zwierzyńca przeniesiono do budynków poklasztornych przy placu Orzeszkowej. Otrzymaliśmy w spadku po szkole im. Czerniachowskiego zdezelowane budynki – Rosjanie wynieśli się do nowiutkich za Zielony Most. Tu szkoła bytowała dwa lata – nie było luksusów, ale wreszcie byliśmy gospodarzami i wszyscy razem.

Władze tymczasem wcale nie śpieszyły z rozwiązaniem problemów lokalowych polskiej szkoły. Liczono niechybnie na to, że rodzice i nauczyciele wreszcie będą mieli dość tułaczki, lokalowych niewygód m. in. przejściowych klas (z jednej klasy wchodziło się do drugiej i kolejnych), późnych powrotów po nauce w drugiej zmianie i rozejdą się do innych szkół. Na szczęście, tak się nie stało, bo szkoła, pomimo fatalnych warunków, tworzyła zgrany, twórczy organizm. Rodzice wierzyli w to, że nauczyciele, którym powierzyli swe dzieci, nie tylko je wykształcą, ale też wykierują na porządnych ludzi. I wspólnie z administracją szkoły stanęli do walki o to, by szkoła średnia nr 19 nie znikła z mapy Wilna. I kiedy władze Litewskiej Republiki Radzieckiej okazały się głuche na prośby o nowy gmach, delegacja rodziców pojechała do Moskwy: prezes komitetu rodzicielskiego pani Stanisława Zawadzka żadnych wysokich progów się nie lękała, a dzielnie jej sekundował śp. pan Tadeusz Milczarski. Moskiewska komisja zawitała do Wilna i w ramach „socjalistycznego internacjonalizmu” kazała plac na budowę szkoły polskiej przydzielić i niezwłocznie szkołę wybudować. Parcelę przydzielono w samym sercu Śnipiszek – dojazd fatalny, ulice nawet nie brukowane... I, o ironio losu, dziś szkoła przy ulicy Linkmenu 8 okazała się w samym sercu ekskluzywnej, nowo rodzącej się dzielnicy supernowoczesnych wieżowców.

Pierwszy września 1971 roku bez wątpienia był najradośniejszym dniem w historii szkoły: pachnące farbą korytarze, nowiutkie wyposażenie, wspaniale urządzone pracownie, aula z prawdziwą sceną i... aż dwie sale sportowe, ogromne boisko i rozległy teren przyszkolny – jakże byliśmy szczęśliwi i dumni. Dumni też z tego powodu, że czynnie pomagaliśmy w trakcie budowy, potem sprzątaniu, montowaniu mebli – słowem każdy: i uczeń, i nauczyciel czuł się prawdziwym gospodarzem. A jak gospodarz – to i odpowiedzialny stosunek do wspólnego dobra: jakże dbaliśmy o czystość i porządek. Zresztą dyscyplina i podporządkowanie szkolnym wymogom były rygorystycznie egzekwowane. Co poniedziałek mieliśmy apele na każdym piętrze i dyżurni nauczyciele, osobiście pani dyrektor oceniali poszczególne osoby i klasy. Dziś może to trąci musztrą, ale koledzy pamiętają, że takie metody sprzyjały utrzymaniu dyscypliny.

Szkoła w nowych warunkach, rzec można, nabrała nowego oddechu. Koła zainteresowań, wieczorki nie tylko taneczne, ale też doskonale przygotowane imprezy na różne okazje przez poszczególne klasy... Życie tętniło. Szczególnie udaną ekipę rządzącą miała „dziewiętnastka” w osobach dyrektor Zinaidy Subačiuviené, wicedyrektor Reginy Naumowicz oraz wicedyrektor ds. pozalekcyjnych Alicji Klimaszewskiej.

Szkoła rosła liczebnie, przybywało jej nie tylko młodych, ale też doświadczonych nauczycieli z innych szkół: biolog Jadwiga Kunicka, anglista Mirosława Rusak, polonistka Alicja Klimaszewska, nauczycielka muzyki Maria Kasperowicz, klas początkowych Irena Suchocka, Teresa Urbanowicz, Anna Siemak i kolejne pokolenie, wśród których nie zabrakło byłych absolwentów: Halina Sakowicz, Albina Drzewiecka, Maria Rynkiewicz, Janina Kuckiené, Jan Dzilbo, Danuta Korkus, Jerzy Perwejnis, Teresa Kolendo, Helena Sadowska...

Dziś w szkole pracuje 130 nauczycieli i każdy z nich buduje jej dzień dzisiejszy, dobre imię i zakłada fundament na przyszłość – byli uczniowie tu powrócą jako koledzy, rodzice, dziadkowie, o ile szkoła da im mickiewiczowską „wiarę i miłość” obok „mędrca szkiełka i oka”.

Ta szczególna więź ze szkołą rodzi się jakże często podczas tzw. pracy pozalekcyjnej (bardzo oschła i biurokratyczna nazwa kryje tyle wspaniałych treści). W „dziewiętnastce” jedną z jej form, która najbardziej rozsławiła szkołę i przysporzyła jej wielu, wielu uczniów stała się „Wilenka” – dziecięcy ludowy zespół pieśni i tańca. Zrodził się w roku 1972 jako pierwszy na Litwie, a z pewnością też pierwszy na całym obszarze byłego ZSRR. Założycielem jego byli rodzice oraz nauczycielki klas początkowych na czele z Władysławem Korkuciem – pierwszym dyrygentem i kierownikiem oraz Heleną Rotkiewicz – choreografem. Zespół szczęśliwie przetrwał do 10-lecia i padł ofiarą swego mistrzostwa: był za dobry, za polski. Ponadto, na jubileuszowym koncercie nie byle gdzie, tylko w Wileńskim Pałacu Widowisk i Sportu wystawił obrazek z Kaziuka wileńskiego, a to już była wcale nie litewska, nie sowiecka tradycja... Obok zaś była Polska i „Solidarność”.

Reakcja władz była cicha, ale „skuteczna”: zwolniono dyrektor Z. Subačiuviené, nowemu dyrektorowi Janowi Dowgialle zabroniono zatrudniać Władysława Korkucia (ten zakaz dotyczył wszystkich miejskich szkół). „Wilenkę” pod swą opiekę, na szczęście, wzięła Maria Kasperowicz na kolejne 10 lat. Obecnie zespołem kieruje Janina Łabul. Zespół przetrwał wiraże historii i odniósł zwycięstwo: w roku 1991 w nowych realiach nikt nie mógł zabronić „Wilence” wziąć udziału w VI Światowym Dniu Młodzieży w Częstochowie i witać papieża-Polaka Jana Pawła II. Muzyczne sukcesy odnosili uczniowie pod kierunkiem Marii Kasperowicz też w republikańskim konkursie „Dainu dainelé”. Jakież to było radosne wydarzenie, gdy w 1974 roku po raz pierwszy uczniowie szkoły polskiej Józek Kozubowski i Władek Tomaszewski, a w latach 1980 i 1982 Mirosława Godwod i Anna Kołoszewska wystąpili w Litewskiej Telewizji. Laureatami „Dainu dainelé” był też uroczy kwartet dziewczęcy: Aneta Błażewicz, Agnieszka Olszewska, Irena Zacharkiewicz i Irena Wiszniewska. Dziewczęta wystąpiły też na jubileuszowym koncercie – tak samo urocze, tak samo wspaniałe...

Wileńska Szkoła Średnia im. Wł. Syrokomli wiodła też prym podczas odradzania się harcerstwa w Wilnie. Drużyna chłopięca powstała tu w 1989 roku. Na przełomie lat 50 -60. pracowała w szkole pani Helena Wasilewska – harcerka. Czy mogła wówczas przypuszczać, że nadejdzie taki czas i w wileńskiej szkole znów zostanie złożone przyrzeczenie harcerskie.

Dziś szkoła może zaoferować uczniom wypróbować siebie w wielu dziedzinach – poczynając od samorządu uczniowskiego (którym z ramienia Rady Szkoły opiekuje się historyk Jerzy Perwejnis – absolwent i z roku na rok lider konkursu na najbardziej lubianego nauczyciela), do Klubu Europejskiego (kierownik historyk Maria Narkiewicz), Klubu Debat (kierowanym przez anglistkę Walentynę Ganiewicz i polonistkę Danutę Korkus). Zdolności aktorskie już w klasach początkowych mogą doskonalić uczniowie w teatrzyku „Kolorowy świat” (kierownik i reżyser Alina Zinkiewicz), starsi zaś – w „Nareszcie” kierowanym przez Danutę Korkus i działającym od roku 1990 – był to jeden z pierwszych polskich szkolnych teatrów na Litwie.

Ambitna tradycja pisania podręczników przez nauczycieli tej szkoły zapoczątkowana przez zasłużoną wielce dla oświaty polskiej na Litwie polonistkę Helenę Zacharkiewicz (jest autorką około 20 pozycji, jak też okolicznościowych wierszy, piosenek), kontynuowała Halina Chmielewska, Helena Marczyk, Łucja Mołczanowicz Irena Matoszko, Helena Sadowska, Walentyna Ganiewicz, Janina Bogdanowicz (Kuckiené), Teresa Kolendo, Danuta Korkus, Janina Łabul. Programy szkolne układali Jan Dzilbo i Maria Kasperowicz.

Mówiąc o szkole ciągle chce się używać podwójnej nazwy: szkoła nr 19 i im. Wł. Syrokomli. I jest to naturalne, bowiem od roku 1954 do 22 maja 1989 szkoła istniała jako „nr 19”. 35-letnia historia zaowocowała dzięki wspólnym staraniom rodziców i nauczycieli: szkoła dostała imię tak bardzo wileńskiego, swojskiego romantyka. W szkole powstała izba pamięci poety (założycielka polonistka Łucja Mołczanowicz), jego daty życia i symbol twórczości – lira znalazły się na sztandarze szkoły, który w roku 1991 ufundowało Towarzystwo Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej w Olsztynie. Z okazji obchodów jubileuszu 50-lecia na gmachu szkoły została umieszczona płaskorzeźba poety autorstwa artysty rzeźbiarza z Radomia Jacka Szpaka. M. in. pan Jacek wykonał też podobiznę patrona dla wileńskiej szkoły im. J. Lelewela...

Szkoła szczyci się swoimi wychowankami. Wśród absolwentów 45 promocji w ciągu półwiecza istnienia szkoły jest 55 złotych i 46 srebrnych medalistów, na celująco maturę złożyły 52 osoby. Szczególnie wielu z „syrokomlówki” wyszło dziennikarzy i lekarzy, niemało nauczycieli – 15 proc. obecnych pedagogów stanowią byli uczniowie. Nie brak tu prawników, plastyków, poetów, aktorek, jest trzech księży, w obecnej kadencji – dwóch posłów na Sejm. Nie jedna i nie dwie osoby legitymują się tytułem doktora habilitowanego. I wszyscy oni od czasu do czasu wracają do szkoły: w roli rodziców, gości, sponsorów...

Z roku na rok około 60-70 proc. (ostatnio 80 proc.) absolwentów „syrokomlówki” sięga po indeksy studenckie. W IV edycji konkursu na „Najlepszą szkołę – najlepszego nauczyciela” szkoła zdobyła I miejsce. Wśród nauczycieli miano najlepszych zdobywali: matematycy – Irena Bielenko, Helena Lisowska, Alina Laurinavičiené, Halina Sakowicz; anglistka Walentyna Ganiewicz; polonistki – Janina Kuckiené, Irena Matoszko; historycy Jerzy Perwejnis, Wiktor Łowczyk, Łucja Żemojć; chemik Zbigniew Maciejewski; fizyk Maria Rynkiewicz; germanistka Anna Sielewicz; lituaniści – Regina Kleniauškiené, Gražina Antanina Sruogiené, Kęstutis Trečiakauskas, Irena Vasilevskiené.

Jakże miło jest odnotować, iż od czasu pierwszej promocji - kiedy świadectwa dojrzałości wręczono dla 16 osób, w szkole tego roku do matury przystąpiło 150 abiturientów. Jest to wynik masowego oddawania dzieci na początku lat 90. do polskich szkół. Niestety, teraz idzie nam niż demograficzny i bieżącego roku szkolnego miała „syrokomlówka” zaledwie 4 klasy pierwsze. Przed dziesięciu laty ich liczba oscylowała w granicach dziesiątki... Dziś szkoła stoi u progu zmian: kierownictwa, statusu szkoły.

Obecne kierownictwo szkoły: wicedyrektorki Danuta Siliené, Gracjana Jagiełło oraz Alina Jadwiga Mečkauskiené starają się być optymistkami. Jednak dla większości byłych uczniów, obecnych rodziców jest żal, że już możliwie po upływie roku „nasza” Wileńska Szkoła Średnia im. Wł. Syrokomli zostanie rozczłonkowana na ośmiolatkę i gimnazjum. Kto będzie godnym kontynuatorem imponującej półwiecznej historii szkoły? Niezmiernie szkoda, że tak łatwo niszczy się to, co z takim trudem daje się zbudować.

Obchody jubileuszu szkoły. Przede wszystkim wart pochwały jest jakże prawdziwy film o szkole (i szkolnictwie polskim w Wilnie) oparty na materiałach z kronik ubiegłych dziesięcioleci i wywiadach z byłymi uczniami i nauczycielami autorstwa absolwenta „19” Walentego Wojniły. Dał on jakże jaskrawy obraz zmian, jakich byliśmy świadkami i uczestnikami. Manipulacje, formowanie na siłę obcych modeli nie potrafiły zniszczyć wspólnoty ludzi, których połączyła polska szkoła. Uhonorowanie zasłużonych nauczycieli, życzliwe słowa absolwentów, dobra zabawa jedynie potwierdziły tę prawdę. Szkoda, że uroczysta akademia, koncert i wspólne świętowanie nie odbywało się w murach szkoły. Dom Kultury Polskiej w Wilnie jest nadzwyczaj gościnny i wszystkich nas pod swym dachem zmieści, lecz w murach szkoły obchodzone święta mają swój niepowtarzalny nastrój. Życzmy więc sobie nawzajem jeszcze wielu, wielu powrotów i spotkań...

Janina Lisiewicz

Wstecz