W 100. rocznicę urodzin Jerzego Lieberta

Śpiewa słowo jak ptak przed Panem

W posłowiu do Poezji wybranych (Warszawa 1996) Jerzego Lieberta krytyk literacki Waldemar Smaszcz stwierdza, iż autor „należy do jakże nielicznych u nas poetów (wymieńmy w tym miejscu Mikołaja Sępa Szarzyńskiego) metafizycznych, zupełnie nie przystających do ukształtowanego od wieków w polskiej tradycji myślenia o literaturze. Nie poruszał w swojej twórczości spraw aktualnych ani wielkich problemów narodowych, był poetą prawd ostatecznych, siłą rzeczy nie dających się sprowadzić do wymiarów określonego czasu czy przestrzeni”.

Życiorys Jerzego Lieberta (1904–1931), jeżeli chodzi o fakty zewnętrzne, nie wygląda zbyt imponująco. Trudno się temu dziwić, uświadamiając okoliczność, że poeta żył zaledwie 27 lat i że nawet z tego krótkiego okresu wiele dni, miesięcy trzeba jeszcze odrzucić na chorobę, na leczenie gruźlicy, co utrudniało normalne funkcjonowanie człowieka wśród ludzi.

Urodził się 24 lipca 1904 r. w Częstochowie, w rodzinie inteligenckiej. Dzieciństwo spędził w Ostrowcu Świętokrzyskim i w Warszawie, gdzie od 1913 r. uczęszczał do Gimnazjum im. M. Reja. W latach pierwszej wojny światowej przebywał z rodziną w Moskwie, kontynuując naukę gimnazjalną.

W 1918 r. wraca do Polski, wznawia naukę w Wyższej Szkole Realnej W.Giżyckiego. Nauczycielem języka polskiego jest tu znany w międzywojniu krytyk literacki Leon Pomirowski. Mniej więcej na ten czas przypadają początki twórczości poetyckiej Lieberta. Debiutuje w 1921 r. wierszem Zmartwychwstanie. Modlitwa młodego poety na łamach czasopisma chrześcijańskiego „Czyn”. Z tego wynika, że już pierwszy publikowany utwór podejmuje problematykę, która do końca bardzo niedługiego życia będzie nurtowała artystę, co pozwoli badaczom i krytykom umieszczać twórczość Lieberta w nurcie poezji religijnej czy metafizycznej.

Na poetyce, szczególnie pierwocin literackich Lieberta, w pewnym stopniu zaważyli „skamandryci”. Jerzy był z nimi zaprzyjaźniony, bardziej może z Jarosławem Iwaszkiewiczem, który nieco później udzieli pewnych rysów Lieberta swojemu Julkowi Zdanowskiemu z Młyna nad Utratą. Będąc więc jednym z tzw. „satelitów Skamandra”, miał Liebert do swojej dyspozycji łamy tak poczytnych wówczas pism, jak sam „Skamander” i towarzyszące mu „Wiadomości Literackie” Mieczysława Grydzewskiego.

W 1922 r. poznał niejaką Bronisławę Wajngold. Znajomość przekształciła się w głęboką przyjaźń, a nawet miłość i znacznie się przyczyniła do pogłębienia niezbyt wówczas żarliwej wiary i wiedzy religijnej poety. Dzieje owej przyjaźni i ewolucji życia duchowego zawierają pisane w latach 1923–1926 listy, w których adresatka występuje pod imieniem Agnieszka. To ona wprowadziła Lieberta do środowiska inteligencji katolickiej, skupionej w „Kółku” ks. Władysława Korniłowicza, gdzie czytano i omawiano, m. in., pisma Maritaina czy św. Tomasza z Akwinu. Sama Agnieszka dokonała później jednoznacznego wyboru zostając siostrą zakonną.

W 1925 r. Liebert rozpoczął studia polonistyczne na Uniwersytecie Warszawskim, które zostały przerwane w 1927 z powodu choroby (cierpiał, jak już zaznaczyliśmy, na gruźlicę) i trudnej sytuacji materialnej. Z powodu intensywnie rozwijającej się choroby musi teraz częściej poddawać się leczeniu, udawać się na dłuższe kuracje do Worochty na Huculszczyźnie. Dzięki pomocy przyjaciół, zwłaszcza M. Grydzewskiego, w 1931 przebywał tu prawie pół roku. Zmarł 19 czerwca w Warszawie.

O bogatej mimo wszystko drodze życiowej, bez względu na jej krótkość, świadczy spuścizna literacka J. Lieberta, świadczą jego listy do obdarzonych głębszym uczuciem kobiet i przyjaciół-poetów. Szersze zapoznanie się z dorobkiem artysty jest możliwe dzięki wydanym w 1976 r. dwutomowym Pismom zebranym. Ze zrozumiałych względów nie jest tego wiele, jednakże nie tak mało jakościowo, skoro pozwoliło Leopoldowi Staffowi, piszącemu przedmowę do wydania dzieł Lieberta w 1934 r., sformułować aż takie, niech nawet zbyt subiektywne, słowa: „Religijna liryka Lieberta, głęboka przeżyciem, kryształowa formą, mimo meteorycznego przelotu pozostawiła trwały ślad na niebie naszej poezji. Liebert jest jednym z najczystszych poetów Polski Odrodzonej”. Zdaniem niektórych, taka opinia brzmi patetycznie, górnolotnie, jest zbyteczną mitologizacją dzieła. Nie jest ona jednak odosobniona.

Co się składa na tę „lirykę czystą”? W sumie zostały opublikowane trzy zbiorki poetyckie. Debiutanckim tomikiem jest wydana w 1925 r. Druga ojczyzna. To głównie ona dała podstawę do umieszczenia Lieberta w kręgu „satelitów Skamandra”. Motywy miłości, radości, wina, piękna natury, występujące w otoczce realiów miejskich, ubrane w tradycyjną poetykę, która nie stroni od takich, na przykład, rekwizytów, jak „serce” czy „perła”, „słowik” czy „róża”, „świty” czy „błękity” wpisywały poetę wyraźnie w orbitę skamandrycką. L. Pomirowski proponował nawet tomikowi tytuł „Morze i wino”, zgodnie z nazwą jednego z zamieszczonych tu wierszy. Współbrzmiałoby to zwłaszcza z tomikiem K. Wierzyńskiego „Wiosna i wino”. Poeta był jednak nieprzejednany. I może słusznie, gdyż bez względu na zbieżność z odczuciami i poetyką „Skamandra” już w tym pierwszym zbiorku zarysowuje się istotna różnica natury światopoglądowej, jakieś zapatrzenie, określmy je po leśmianowsku, „w świat i dalej”.

Jeżeli bohater reprezentatywnego dla wczesnego „Skamandra” Tuwima lubi przebywać w tłumie, uwielbia zmysłowe orgie, zmierza tam, gdzie „jubiluje dzicz pogańska”, to bohater Lieberta preferuje doznania bardziej kameralne. Woli on „sam na sam” z bliską osobą. Taka sytuacja liryczna występuje, powiedzmy, we wspomnianym już wierszu Morze i wino, który brzmi nawet jeszcze po młodopolsku, jakoś po tetmajerowsku:

Kiedy ustami mymi Twe oczy otworzę!

Po cóż podróż daleka i głębokie morze? (...)

Spacerujący po Warszawie czy obserwujący ją z okna bohater zwraca znowuż uwagę nie na szumne zbiegowiska, nie na knajpy i kabarety, lecz raczej rzuca okiem tam, gdzie może nie zawsze są wielkie tłumy, ale skąd właśnie bije ten największy blask, nie dla wszystkich widoczny i nie wszystkich pociągający. Kieruje swój zwrok ku obiektom sakralnym:

(...) I gdy małą uliczkę dzień słońcem wybiela

I jak pszczelny ul dzwoni kościół Zbawiciela

Na pacierz ranny,

 

Usta od słów błękitne, są jak obłok chłodne

I światło przez nie płynie czyste i łagodne –

Mój wiersz do Anny.

Wiersz Do Anny zawdzięcza więc swoje czyste tony jakby podwójnemu natchnieniu, którego sprawczynią jest, oczywiście, bliska osoba, ale przede wszystkim też Łaska, płynąca z zapatrzenia w kościół Zbawiciela.

Nietrudno zauważyć, że już w tym pierwszym, na poły skamandryckim tomiku, częściej, niż u innych „satelitów Skamandra”, pojawia się słownictwo sakralne bądź ocierające się o sakralne. Poeta pamięta o wyższej rzeczywistości nie tylko wtedy, kiedy ona sama przypomina o sobie, jak w przypadku dwóch poprzednich wierszy, kiedy w zasięgu wzroku były, na przykład, kościoły. Jest ona obecna i w innych utworach, m. in., w Zamiejskich ogrodach, w których wypoczynek na łonie przyrody skomentowany jest następująco:

(...) Tutaj, pod baldachimem z gałązek i nieba,

Z myślą, że mi już kochać i szaleć nie trzeba,

Zasypiam w gorące południa.

Nicią przewodnią tomiku jest jakby powolne zanurzanie się w miłość, jest to niby zawieszenie między miłością ziemską, do kobiety, a miłością niebiańską (Niebo i ziemia). Zdający sprawę ze swoich słabości bohater, zgodnie z tytułem jednego z wierszy, zmierza do Miłości doskonałej. Niby kompozycja klamrowa obejmują tomik takie wiersze, jak Niebo i ziemia oraz Druga ojczyzna. W pierwszym pojawia się nie tak często spotykana u poetów XX wieku pewność:

(...) Wiem, to Bóg ogród wielki zawiesił nade mną

I niby dzwon wiatrami rozkołysał w górze (...).

W drugim zaś mamy także rzadkie dla poetów tegoż wieku wyciszenie, niezbite przeświadczenie o ingerencji we wszystko Najwyższego, ufność w sprawiedliwość wyroków Boskich:

(...) Bo wierzę, że Bóg wszystko wyrówna i zgodzi.

Niepokój serca mego z pogodą obszaru,

Jak obłok, od gwiazd ciężkich i srebra nadmiaru,

Od ziemi mnie, od ciała i dnia oswobodzi.

Druga ojczyzna, a więc ta metafizyczna, jest przestrzenią niemal oczekiwaną i wytęsknioną.

Tematyka religijna znacznie się pogłębi w tomiku Gusła (1930), uważanym nieraz za szczytowe osiągnięcie liryki Lieberta. Jest on zróżnicowany tematycznie. Są tu nadal teksty, świadczące o wielkiej wrażliwości poety na piękno natury. Poeta doctus (uczony), czytelnik Platona i Chestertona, pisze Zachętę do ucieczki, w której na swój sposób opowiada się za pejzażem rustykalnym (wiejskim). Taka postawa wyraża w jakimś sensie szersze zjawisko. Powrót do natury, odwrócenie się od aury wielkomiejskiej były wówczas charakterystyczne nawet dla poetów awangardowych, którzy zwątpili w dobroczynne skutki rozwoju cywilizacji. U Lieberta jednak występuje bardziej kameralna motywacja owego powrotu na wieś.

Tomik zdradza również ślady hołdowania poety tradycji literackiej, zwłaszcza tradycji poezji polskiej. Bezpośrednim tego świadectwem są takie chociażby wiersze, jak: Na lipę czarnoleską, O czułej nocy (Pamięci J.Kochanowskiego), Słowacki, Rozmowa o Norwidzie i wynikająca z niej, godna uwagi konstatacja: Najpiękniejsza poezja to są zwykłe słowa.

Trzeba przyznać, że Liebert miał też wysoko rozwiniętą świadomość poetycką. Niektóre jego wiersze próbują jakby dociekać tajemnicy tworzenia, samej esencji poezjowania, czyli tego, co artysta nazywa gusłami (Gusła nad źródłem). Wiersze o poezji i poetach czyli motywy autotematyczne zbiegają się w wielu miejscach z religijnymi. W jednych wypadkach (Do poety) artysta ma wątpliwości:

A jeśli nasze słowa tylko tu coś znaczą,

Jeśli dla nieba mamy nieznajomą mowę?

W innych – mowa poetycka jest postrzegana jako wiatr wieczny z Ciebie wiejący, a więc jako dar Ducha Św.:

(...) Czemu wciąż się ocieram o wieczność

Jak o domu mojego ścianę –

Toś Ty chyba zamieszkał we mnie:

Śpiewa słowo jak ptak przed Panem. (...)

W tomiku Gusła nasila się też bezpośrednia problematyka metafizyczna. Poeta jakby częściej i mocniej odczuwa rozpostarte nad nim skrzydło niewidzialne.

Religijne wiersze Guseł ilustrują jednakże pogłosy jakiejś walki wewnętrznej, jakiegoś rozdarcia, dramatu człowieka, który w większości wypadków jest przecież człowiekiem małej wiary, człowiekiem chwiejnym, wątpiącym. Zaznacza się to szczególnie w takich wierszach, jak Anioł żalu, Kuszenie, Próby, Boża noc i in.

Jednakże dominantą w postawie podmiotu, jak i w postawie samego poety, jest raczej pokora, otwarcie się na działanie Łaski. To przecież z omawianego teraz zbiorku pochodzi słynny Jeździec, jeden z najbardziej znanych wierszy Lieberta, reprezentatywny dla bardziej jednoznacznego określenia jego (i nie tylko jego) postawy wobec Boga. Przypomnienie niejednokrotnych prób ucieczki przed Jeźdźcem niebieskim kończy się pełnym, całkowitym oddaniem się Jego woli, ze świadomością, że jest to wybór niełatwy, wymagający nieustannego czuwania, stałego wybierania między dobrem a złem:

(...) Jedno wiem i innych objawień

Nie potrzeba oczom i uszom –

Uczyniwszy na wieki wybór

W każdej chwili wybierać muszę.

Nie chodzi tu bynajmniej o osiągnięcie jakiejś monumentalności, tym bardziej, że w miarę wzrastania w wierze nasila się także świadomość jej niedoskonałości. Jest to bardzo pięknie wyrażone, m. in., w Litanii do Marii Panny:

Jak krzak skarlały,

Jałowiec ciemny

Jest moja wiara,

Pozwól jej rosnąć,

Panno wysoka,

Ku niebu dalej!

 

Niech w Ciebie wejdzie,

Za tobą idzie,

Przed Tobą pada –

Różo otwarta,

Lipca pogodo,

Psalmie Dawida!

Bohater poezji Lieberta jest więc pełnokrwistym człowiekiem, nie ma złudzeń, nie rości pretensji do bycia doskonałym. Najważniejsza i godna naśladowania jest tutaj tak dzisiaj niemodna świadomość własnej małości, duchowej ułomności, grzeszności. Można się tylko mniej czy bardziej przybliżać do prawdziwej Doskonałości, a droga do Boga prowadzi przez człowieka. W napisanym w konwencji modlitwy Natchnieniu bolesnym pada więc jedna z najistotniejszych próśb:

(...) O człowieka, o miłość człowieka

Modlę się, Panie.

Motyw miłości człowieka, potrzeby współodczuwania, solidaryzowania się z jego smutkami i radościami zabrzmi bardzo wyraźnie w liryku Uczę się ciebie, człowieku z Kołysanki jodłowej (1932):

(...) Uczę się ciebie i uczę

I wciąż cię jeszcze nie umiem –

Ale twe ranne wesele,

Twą troskę wieczorną rozumiem.

Kołysanka jodłowa to ostatni, wydany po śmierci autora, zbiorek poezji Lieberta. Na tle poprzednich wyróżnia się tym, że jest zdominowany przez motyw choroby i zbliżającej się śmierci. Zapowiedzią nazwanej tematyki były już w Gusłach takie wiersze, jak Gorączka, Arka.Ostatnia jest tym razem eufemistycznym określeniem trumny.

Pejzaż w Kołysance jodłowej świadczy o tym, że większość utworów tomiku powstała podczas pobytu Lieberta na kuracji w Worochcie na Huculszczyźnie. Ostatni raz poeta trafił tu o przedwiośniu, kiedy wszystko budzi się do życia. Była to jednak Smutna wiosna, spędzana w przeświadczeniu, że któryś z najbliższych dni może być ostatni. Uzasadnione są więc minorowe tony niejednego wiersza czy poszczególnych zwrotek:

Deszczyk ciepły tnie ukosem,

Okno tonie w mętnym stropie...

Pomalutku w kuflu topię

Najsmutniejszą z wszystkich wiosen.

Przeczucie, niestety, nie zawiodło. Wiosna roku 1931 okazała się ostatnią wiosną jego życia. Bez względu na ożywającą przyrodę poecie towarzyszy najczęściej jesienny nastrój. Poetyckiej obserwacji poddane jest nieraz samo ciało i zachodzące w nim groźne przemiany, przedstawione w konwencji naturalistycznej.

Widząc w sobie niepokojące zmiany patologiczne, poeta solidaryzuje się też z innymi, cierpiącymi na podobne dolegliwości. Gruźlica w owym czasie była dość rozpowszechnioną chorobą nieuleczalną, więc w niektórych wierszach pojawia się również podmiot zbiorowy: Skazańcy, Kantyczka moribundów (umierających, konających, bliskich śmierci), Pieśń o zagładzie. Tym i innym wierszom, takim, jak Rapsod żałobny, Gorzkie wióry i in., towarzyszy myśl o nieuchronności śmierci (tym boleśniejszej, że w młodym wieku), o niezbędności ciosania trumny, i w sensie dosłownym, i przenośnym. Z ciałem poety umiera też jego poezja, ta, która się jeszcze nie narodziła, która mogła zaistnieć, a już nigdy i nigdzie nie zaistnieje.

Kołysanka jodłowa nieprzypadkowo jest wyniesiona do tytułu całego tomiku. Jest to znowu jeden z trafnych eufemizmów, kołysanka do snu wieczystego:

Resztka życia kołata,

Lecz już płuca wyplute...

Jeszcze jeden dzień lata

Gruźlikowi nad Prutem.

 

A tu z każdym dniem jodły

Stokroć w lipcu wonniejsze...

Cóż, i jodły zawiodły,

Nie pomogło powietrze. (...)

 

Poprzez wonność jodłową

Pójdą, każde w swą stronę,

Ciało – w ziemię lipcową,

Dusza – w góry zielone.

Ciało, jak wiadomo, nie doczekało nawet lipca. Dusza w góry zielone – to, jak się wydaje, tylko piękny obraz poetycki, za którym nie stoi jakaś głębsza filozofia. Świadczy o tym wybitnie cały kontekst, na który składają się wiersze religijne, metafizyczne niniejszego tomiku. W nich nadal, pomimo różnych odstępstw i upadków, dąży się do cnót ewangelicznych (Próba, ***Samotność twoją..., Kościół wojujący, Veni Sancte Spiritus (Przyjdź Duchu Święty), zanosi się prośby o dar wytrwania w dobrym, o dar natchnienia, oświecenia, tak niezbędny dla tego, czyim udziałem...pieśń:

(...) Któryś jest sam wysoki ton i kształt

I z Ojcem, z Synem dzielisz rząd –

Nie daj, bym precz szedł darmo stąd,

Bo chcę, byś na mnie, gołąb – spadł!

„Liebert pozostał czystym lirykiem, zawierzywszy Bogu i słowu poetyckiemu” (...) – pisze Waldemar Smaszcz, kończąc posłowie do jednego z nowszych zbiorków poezji Lieberta. O tym, że zawierzenie Bogu i słowu poetyckiemu jest połączeniem szczęśliwym, świadczą nie tylko wiersze Lieberta. Świadectwem tej pięknej syntezy jest dzisiaj, na przykład, poezja ks. Jana Twardowskiego. W niektórych wierszach Lieberta można doszukać się pewnego podobieństwa do poetyki Jana od Biedronki. Kiedy czytamy takie utwory Lieberta, jak Pan Bóg i bąki, Pochwała wsi czy Ptaszki św. Franciszka i in., nawet bez głębszej ich analizy na myśl przychodzi Jan Twardowski.

Brakuje nam dzisiaj poetów „krzepiących serca”, wracajmy więc czasem do Lieberta, do podstawowych motywów jego poezji, która, tak, jak dobry wieczór w jednym z jego wierszy, „z serca gorycz, z czoła zbiera gniew”.

Halina Turkiewicz

Wstecz