Jego Wysokość SŁOWO

O skrzywdzonych wyrazach i Kościuszce

Słowa, podobnie jak ludzie: rodzą się, żyją, umierają. I, podobnie jak ludzie, mają swoje życiorysy. Jedne skromne, ciche, pracowite, bez jakichkolwiek wstrząsów i rewolt, a znów inne pełne zadziwiających przemian, iście rewolucyjnych przeobrażeń, wzlotów i upadków. Bo czyż nie dotknęła lingwistyczna degradacja takiego staropolskiego wyrazu jak maciora? Oznaczał ongiś szacowną polską matronę, matkę rodu, macierz (a w XVI i XVII wiekach maciorą i maciorką nazywano również królową pszczół), by z czasem przekoczować... do chlewu. Specjalnie się jednak z tego powodu nie musimy martwić. Mamy wiele innych wyrazów, które godnie zastąpiły tę, prawdę mówiąc, niezbyt przyjemną pod względem fonetycznym maciorę: matka, mamusia, mateczka, matula, matuchna, mateńka. A ileż czułości mieści w sobie z punktu widzenia gramatyki zgrubiały rzeczownik matczysko... Macierz z kolei wyraża szczególnie bliskie każdemu człowiekowi treści, bo i matkę, i ojczyznę.

Profesor Jan Tokarski pisał, że „[...] Są słowa mieniące się pełnią barw i są słowa działające jak słota jesienna”. Z lingwistycznego punktu widzenia niezasłużona krzywda spotkała takie stare i pełne godności wyrazy, jak radziecki, towarzysz, które zaczęły na nas działać jak słota jesienna, bowiem za sprawą polityki nacechowane zostały tak bardzo ujemnym znaczeniem, że jedni unikają ich używania, inni znów dostają gęsiej skórki, gdy je słyszą. Dziś bowiem wyraz radziecki kojarzy się nam wyłącznie z czymś, co jest związane z dawnym – a właściwie bardzo niedawnym – Związkiem Radzieckim, obecnie często zwanym Sowieckim, co ma wyrażać szczególnie negatywny stosunek mówiącego do tego Związku. A przecież język polski zna wyraz radziecki od kilku wieków. Ma też on nader zacną rodzinę: rada, radny, radzić, zaradzić, radca, doradztwo, poradnictwo, a także dziś już raczej nie używane radziectwo, czyli urząd, godność radcy. Radnicą nazywano dzisiejszy ratusz. Treść wszystkich tych wyrazów ma znaczenie jak najbardziej dodatnie, bowiem związane są one z załatwianiem różnych spraw ludzkich, doradzaniem, pomaganiem.

Okazuje się, że nie tylko ludzie, ale i słowa stają się ofiarami polityki. Że tak jest naprawdę, niech nas przekona jeszcze jeden przykład. Oto popularna siedemnastowieczna pieśń myśliwska zainspirowała Józefa Weyssenhoffa do napisania powieści „Soból i panna”, której akcja dzieje się na Kresach Wschodnich:

Pojedziemy na łów, na łów,

towarzyszu mój!

Na łów, na łów, na łowy

do zielonej dąbrowy,

towarzyszu mój!

Ten towarzysz obecny jest w każdej z sześciu zwrotek pieśni. Wydany na początku ubiegłego stulecia Słownik ilustrowany języka polskiego M. Arcta podaje takie znaczenia wyrazu towarzysz: człowiek pracujący wraz z innym na jakimkolwiek polu pracy, kolega; człowiek, który żyje, mieszka z kimś drugim. Może też być towarzysz podróży, broni, nieszczęścia, wspólnej niedoli, lat dziecinnych, życia.

Żyjący na przełomie XV i XVI wieków poeta Biernat z Lublina w swoim największym dziele Żywot Ezopa Fryga, mędrca obyczajnego pisze o dziewce, która skradszy się od towarzyszek swych, /Tajemnie w przód wybieżała, /By Ezopa oglądała.

W dawnym wojsku polskim towarzyszem zwano żołnierza szlachcica w chorągwi husarskiej albo pancernej. Jak pisze autor Encyklopedii staropolskiej Zygmunt Gloger, towarzysz w wojsku polskim znaczył tyle, co rycerz-oficer. Towarzysz Kawalerii narodowej miał rangę oficerską chorążego. Płatna kawaleria w XVIII wieku składała się z towarzyszów, z pocztowych, czyli szeregowych i z luzaków. Szlachta, jako stan rycerski, szła na „towarzyszów pancernych” do chorągwi, ale każdy w miarę swej zamożności przyprowadzał z sobą ludzi pocztowych, jako żołnierzy. Każdy towarzysz jako rycerz-szlachcic uważał się za równego rotmistrzowi dowodzącemu chorągwią i stąd to właśnie powstała nazwa „towarzysza”. Towarzysz miał wyższą rangę niż którykolwiek oficer cudzoziemskiego autoramentu, będącego wojskiem najemnym.

W drugiej połowie XIX wieku towarzyszem zaczęto nazywać członka organizacji socjalistycznej. Słownik języka polskiego pod redakcją Mieczysława Szymczaka jako drugie znaczenie wyrazu towarzysz podaje: oficjalna forma zwracania się do siebie członków partii (chodzi wyłącznie o partie komunistyczne), organizacji robotniczych itp., lub forma używana w wypowiedziach o nich. Na przykład: Przemawiał towarzysz Nowak. Czy przygotowaliście referat, towarzyszko? (Zwróćmy uwagę, że zwracając się do kobiety używamy tu formy męskoosobowej, podobnie jak używamy jej w zwrocie grzecznościowym koleżanka: Czy byliście na wykładach, koleżanko?) Z czasem właśnie to ostatnie znaczenie wyrazu stało się w jakiś sposób dominujące, a że kojarzyło się z treścią w odczuciu większości społeczeństwa ujemną, wyraz towarzysz nabrał znaczenia ujemnego.

W Związku Radzieckim zakres tego wyrazu był znacznie szerszy. „Obsługiwał” nie tylko zebrania partyjne, ale i zastępował zwroty grzecznościowe sudar´, sudarinia, gospodin, gospoża, które po rewolucji zostały z języka wyrugowane, dodajmy, że z wielką dla niego szkodą. Wraz z nowym ustrojem zwroty te wróciły, choć na razie nieco szokuje bezdomny gospodin lub żebrząca na ulicy gospoża, którzy również wraz z tym ustrojem (muszę poprzestać na określeniu „tym”, bo pojęcia zielonego nie mam, jaki teraz ustrój mamy) tłumnie powrócili nie tylko zresztą do rosyjskiej, ale i do polskiej, litewskiej codzienności.

Polski towarzysz ma licznych „krewnych”, bez których językowi trudno by się było obejść. Mówimy o towarzyskim człowieku, towarzyskim obyciu, o towarzyskich formach, towarzyskim życiu, tańcach, grach, zabawach, wieczorkach, wreszcie o sportowych meczach towarzyskich. Cieszymy się z czyjegoś miłego towarzystwa, chętnie dotrzymujemy towarzystwa komuś, kogo lubimy. Towarzystwem albo stowarzyszeniem jest też grono osób znajomych, zaprzyjaźnionych, będących ze sobą w bliskim kontakcie. Towarzystwo może też być mieszane, nieodpowiednie bądź odpowiednie, złe lub dobre. W przysłowiu Cygan dla towarzystwa dał się powiesić. Towarzystwem jest także „organizacja, stowarzyszenie, zgrupowanie ludzi, mających wspólne cele, np. naukowe, kulturalne; także spółka handlowa, przemysłowa”. W powieściach Orzeszkowej czy Prusa spotykamy też panny z towarzystwa, śmietankę towarzyską, kwiat towarzystwa. Towarzystwo bowiem oznaczało „ograniczony krąg osób, należący do klas uprzywilejowanych, nadających ton życiu towarzyskiemu”.

Podsumować ten temat można stwierdzeniem, że polityka daje się we znaki nie tylko ludziom, ale i słowom. Stary polski, jakże zacny wyraz towarzysz, który przez stulecia wiernie służył ojczyźnie w bitewnych zmaganiach, dziś „dosłużył się” dość wątpliwej reputacji. Często też używany jest ironicznie. Nie dajmy się jednak zasugerować tym jednym, dziś pejoratywnym jego znaczeniem. Nadal wiernie nam towarzyszą nasi bliscy (niegdyś mówiło się o współmałżonku: dozgonny towarzysz życia), nasi przyjaciele, książki, nasze zwierzęta. Towarzyszą, więc są naszymi towarzyszami. Cieszmy się, że ich mamy i ceńmy towarzyszy naszych radości i smutków, naszych codziennych dni.

A teraz kilka słów o nazwiskach typu Kościuszko, Fredro. W ostatnich latach coraz częściej nie są odmieniane męskie nazwiska, kończące się na -o: Prońko, Samko, Wierszyło (albo Wierszyłło), Mleczko itd. Dzieje się tak i w Polsce, i na Litwie. Z okazji różnych uroczystości wyrażane są podziękowania czy też składane życzenia panom Raubo, Kolendo, Zaranko, Surwiło. Podziękowania i życzenia – to dobrze. Byłoby jednak jeszcze lepiej, gdyby nazwiska te podane były w sposób zgodny z gramatyką polską, to znaczy nie w mianowniku, lecz celowniku. A więc: dziękujemy panom Kolendzie, Raubie, Prońce, Samce; życzymy panom Surwile, Zarance, Mleczce; nie ma dzisiaj Kolendy, Surwiły, Rauby, Mleczki; widzieliśmy Kolendę, Surwiłę, Raubę, Mleczkę itd.

Zwyczaj ten wprowadziły urzędy, kierując się obawą, że czasem przypadki zależne nie wskazują, jaką postać dane nazwisko ma w mianowniku, np.: Rauba, czy Raubo. Wydaje się jednak, że nie jest to dostateczny powód, by łamać zasady gramatyki. Polskie nazwiska męskie na -o ( Żwirko, Fredro, Chodźko) oraz na -a (Religa, Wojtyła) odmieniają się! Gdyby komuś odmiana sprawiała jakąkolwiek trudność, proszę za wzór wziąć nazwisko Kościuszki. Jakoś tak się dzieje, że z Kościuszką nikt nie ma kłopotu.

Inaczej rzecz się ma z nazwiskami żeńskimi. Te się nie odmieniają. Powiemy więc, że wdzięczni jesteśmy paniom Zarembo, Dowdo, Akińczo; żałujemy, że nie ma pań Mleczko, Stanko, Zaranko. Gratulujemy państwu Zarembom, Zarankom, Mleczkom.

Męskie nazwiska, kończące się na -o nie zawsze tak się odmieniały. Jeszcze w XIX wieku dziękowano nie Fredrze, tylko Fredrowi. Pierwotnie miały one postać: Gniewek, Dobek, Sobek, Samek, Grzywek, Kokoszek. Pod wpływem języka łacińskiego od XVI wieku zaczęły przybierać postać Kokoszko, Dobko, Grzywko itd. Wygłosowe -o wydawało się bardziej prestiżowe, poza tym niewątpliwy wpływ na feminizację nazwisk tego typu miało też białoruskie „akanie”, jak tłumaczy ten proces profesor Jan Miodek. Nazwiska kończące się na -a wydawały się bardziej pospolite, zaczęto więc zmieniać końcówkę tak, by miała wygłosowe -o. Jednakże zmiana ogarnęła tylko formę mianownika. Stąd więc ta żeńska odmiana w przypadkach zależnych. Mówił o tym szczegółowo profesor Miodek w transmitowanej w końcu czerwca Ojczyźnie – Polszczyźnie.

Niedawno mogłam się osobiście przekonać, jak bardzo zwyczaj nieodmieniania tego typu nazwisk jest rozpowszechniony. W czerwcu uczestniczyłam wraz z Jerzym Surwiłą w pracy Ogólnopolskiej Konferencji Polonistycznej „Literatura kresowa oczyma współczesnego Polaka”, która się odbyła na Podkarpaciu w zielonym, gościnnym Mielcu, które się kojarzyło dotąd z polskimi samolotami, a teraz – z niewyobrażalnej wielkości plebanią (kilka kilkupiętrowych budynków), przy której duży nowy kościół wygląda nader skromnie. W piśmie dziękczynnym, które pan Jerzy otrzymał, czytamy, że uczestnicy Konferencji dziękują Panu Jerzemu Surwiło za jego wykłady. Nazwisko nie zostało odmienione. Nawet przez polonistów. Wygląda na to, że zwyczaj ten coraz bardziej się utrwala. Kto wie, może już niedługo będziemy czytać utwory nie tylko Aleksandra Fredro, ale i Adama Mickiewicz, i Henryka Sienkiewicz?

Łucja Brzozowska

Wstecz