Podglądy

Ogórki ze skorumpowanymi gębami polityków

W światowych mediach sezon ogórkowy. W rodzimych niby również, jednak litewskie „ogórki” są wielkości kabaczków, mają też skorumpowane gęby biznesmenów i polityków.

Media, nie zważając na te „kabaczki”, silą się na wyłuskanie prawdziwie ogórkowych wiadomości. Doniosły, na przykład, że w USA sklonowano bengalskie kocięta. Kloniki są zdrowe i kropka w kropkę identyczne, zarówno pod względem kociej urody jak i kocich charakterów. Autorzy, producenci... (czy jak im tam?) zamierzają wystawić uzyskane mutanciątka na aukcji. Cena wywoławcza takiego mruczusia spod genetycznej sztampy – 50 tysięcy dolców za sztukę. Nie wątpię, że pójdą jak świeże bułeczki. Amerykanie są lekko zbzikowani na punkcie różnych anomalii. Nie żeby wybrać się na Litwę... Jedna z litewskich komercyjnych TV, widocznie zazdrosna o bengalskie kloniki, zademonstrowała, że my też sroce spod ogona nie wypadliśmy. Na szczęście u nas kocięta jeszcze przychodzą na świat metodą naturalną. Więc w wiadomościach obejrzeliśmy reportaż o heroicznej „Barbie” (zwykły bury dachowiec), która uszczęśliwiła swoich właścicieli 9-krotnym przychówkiem. Ponoć to liczba niezwykła, bo wyczyn kociej mamy natychmiast został wpisany do litewskiej księgi rekordów. Telewizja zasugerowała, że kocięta (śliczne zresztą) są do wzięcia i to gratisowo, żadnych tam aukcji. Wiadomości zupełnie serio doniosły też, że „koniec z amorami”. Rekord, rekordem, ale właściciele „Barbie” lekko się liczbą mruczków wnerwili i zapowiedzieli, że wieloródkę czeka sterylizacja.

To nie koniec news’ów, którymi raczą nas ostatnio media. Oto z wypiekami na twarzy czytam, że właściciel jednego z mieszczących się w pobliżu Ostrej Bramy sklepików odzyskał swoją papugę Arę o wdzięcznym imieniu Era. Drogą, bo wartą aż dwa tysiące litów. Właściciel ptaka musi być wyjątkową gapą, bo ktoś mu prawie na jego oczach ptaszysko podprowadził i sprzedał za marne sto litów. Jednak nowa właścicielka Ary-Ery okazała się mniej gapowata. Na podstawie doniesień prasowych kapnęła się, że jej nowy nabytek jest trefny i zwróciła go właścicielowi. Dlaczego czytałam to sensacyjne doniesienie z wypiekami na twarzy? Otóż łudziłam się, że powyższa wiadomość trafiła na czołówki news’ów, bo papuga, na przykład, używa niecenzuralnych słów i kwieciście zelżyła zarówno złodziei jak i nową właścicielkę. Nic z tego. Ptak nikogo nie obsobaczył.

O czym jeszcze donoszą światowe i rodzime agencje? Ano o tym, że Holendrzy zastanawiają się nad przyjęciem ustawy zabraniającej... lizania stóp obcym ludziom (znajomym, przyjaciołom, krewnym i powinowatym widocznie będzie można). Skąd tak idiotyczny pomysł? Policja przyłapała otóż na gorącym uczynku jakiegoś dziwaka, który w parku zaczaił się na zażywającą relaksu (na bosaka) obcą kobietę i znienacka polizał ją w stopę. Drobiazg, ale adresatka niecodziennej pieszczoty uznała, że nie życzy sobie być oblizywana przez obcego faceta. Policja jednak była bezradna, zwróciła rozrabiace wolność motywując swoją decyzję tym, że co prawda, „lizanie cudzych stóp jest rozrywką nietypową, ale nie ma na to żadnego paragrafu”. No i Holendrzy mają ból głowy: czy wydać zakazującą tego zajęcia ustawę? Pozazdrościć holenderskiemu Sejmowi problemów!

Chociaż litewskie media, chcąc być wierne tradycji, na siłę kreują sezon ogórkowy, w naszym kraju ogórkami ani pachnie. W naszym kraju unosi się fetor afery korupcyjnej. Zresztą niedługo minie rok odkąd żyjemy wyłącznie politycznymi aferami i skandalami. Ich nadmiar tak zdewaluował ich ciężar gatunkowy, że kotka-wieloródka uchodzi za większą sensację niż skorumpowany polityk, przedstawiciel rządu czy sędzia. To jest prawdziwy horror.

Z nagrań rozmów telefonicznych niejakiego Andriusa Janukonisa z trzema podejrzanymi o korupcję posłami wynika, że pan ten musi mieć wyjątkowo połyskujące buty... Od wycierania nóg o garnitury parlamentarzystów. Co prawda w rozmowach tych nie padło ani słowo o łapówkach, ale nawet idiota rozumie, że poseł, który w tak żenujący sposób korzy się i płaszczy przed rodzimego chowu oligarchą, już nie należy do siebie... ani tym bardziej do swoich wyborców. Gdyby wiernopoddańczy ton parlamentarzystów i lekceważący szefa Rubicon Group można było potraktować jak dowód w sprawie, panowie Kvietkauskas, Andriukaitis i Vidžiunas, zamiast podzwaniać ostrogami i grozić szabelkami autorom wymierzonego w nich „spisku”, siedzieliby już na ławie oskarżonych... albo przynajmniej w mysiej dziurze. Tymczasem kreują się na bohatero-męczenników. Dowód męczeństwa – złożyli mandaty. Co prawda za ten męczeński gest łyknęli krociowe odprawy ogólnej wartości ponad 60 tysięcy litów, ale widocznie im się należy. Ot, chociażby za kreowanie pozytywnego wizerunku parlamentarzysty w oczach biznesu. „Parlamentarzysta to osobnik dyspozycyjny, grzeczny, posłuszny i nadskakująco uczynny” – to przesłanie skierowane jest do ludzi pokroju szefa Rubicon Group, którzy mają w Sejmie jakiś interes do załatwienia. I za tę reklamę ustawodawczej izby Sejm im widocznie na odchodnym zapłacił.

No bo jak inaczej wytłumaczyć zachowanie ich kolegów z poselskich ław i partyjnych zwierzchników? Tylko socjalliberałowie zdobyli się na szturchnięcie Vytautasa Kvietkauskasa z partii. Andriukaitis i Vidžiunas mają się dobrze. Co prawda szef socjaldemokratów Algirdas Brazauskas zasugerował Andriukaitisowi, że „temu panu już dziękujemy”, ale bez skutku. Poseł zdjął na chwilę cierniową koronę i zupełnie nie w tonie męczennika odwarknął, że to „prowokacja i spisek!”. Coś tam jeszcze, już nie pamiętam co, napyskował, w każdym bądź razie dano mu święty spokój. Na razie pozostał w partii. Nasuwa się brzydkie podejrzenie, że ma na nią jakiegoś haka. Zamierza kandydować w jesiennych wyborach sejmowych. Obwieścił zresztą łaskawie, że jeżeli partia będzie grzeczna, to on nie będzie pchał się na listę, tylko wystartuje w okręgu jednomandatowym. Oligarchowie, nie wykreślajcie z notesów namiarów pana Andriukaitisa... ani zresztą Vidžiunasa. Ten też zamierza kandydować w okręgu jednomandatowym, prawdopodobnie jako kandydat niezależny, chociaż niekoniecznie. Jeszcze się zastanowi, być może poprosi konserwatystów o wsparcie. Ja bym poprosiła. Konserwatyści bowiem trwają przy Vidžiunasie jak chłop przy świeżo poślubionej cud piękności żonce, której sąsiedzi zarzucają, że się puszcza z sołtysem. W obronie jego cnoty wystąpiła posłanka Rasa Juknevičiené. A dyskutować z nią to to samo co kopać się z koniem. „Nie wypada takich ludzi oskarżać o korupcyjne powiązania – zawyrokowała Juknevičiené. – Szczególnie takich członków partii, jak Arvydas Vidžiunas, do obowiązków którego należały rozmowy z przedsiębiorcami i pozyskiwanie dla partii wsparcia finansowego, które jest bardzo niełatwym zadaniem”. Powiedziała, co wiedziała i czym prędzej odleciała… nie zastanawiając się nad wagą swojej wypowiedzi. Oznaczałoby to, że Vidžiunas brał (jeżeli brał) nie dla siebie, a dla całej partii. A to już przestępstwo cięższego kalibru, bo świadczyłoby o sprzedajności wszystkich konserwatystów. Zresztą Algirdas Brazauskas na początku skandalu też sugerował, że jeżeli Andriukaitis brał, to prawdopodobnie na partyjną majówkę (aż 95 tysięcy litów?), ale po ujawnieniu nagrań rozmów Andriukaitisa z Janukonisem już o tej wersji nie wspomina.

Z tym braniem dla partii mogło coś być na rzeczy, skoro Arturas Paulauskas obwieścił niedawno, że w przyszłym roku z budżetu państwa prawdopodobnie przeznaczy się na finansowanie partii 10 milionów litów (dotychczas przeznaczano około miliona). Brawo! Taka polityka przypomniała mi pewną mrożącą krew w żyłach wzmiankę, która ukazała się onegdaj w polskim dzienniku. Wzmianka traktowała o tym, że litewscy policjanci chleją na umór, a po pijaku rozbijają się samochodami masowo zabijając i kalecząc ludzi. Ostatnie zdanie tego horroru na temat demoralizacji mundurowych brzmiało dość zaskakująco (cytuję w wersji oryginalnej): „Przedstawiciele społeczności policji uważają, że zdeterminowani są prosić rząd o dodatkowe finansowanie dla Departamentu Policji”. Kropka. Koniec cytatu i wzmianki. Nie dowiedziałam się, czy „zdeterminowani są prosić” na wódę, by zalewać kaca moralnego po ewentualnym potrąceniu przechodnia, czy na odwykówkę. Mniejsza o to. Sytuacja kojarzy się z naszymi partiami. Jest podejrzenie, że sprzedają się przedsiębiorcom, więc trzeba im sypnąć groszem, może przestaną kupczyć ustawami.

Mam lepszy, choć nieco spóźniony, pomysł. Szkoda, że nie wybraliśmy na prezydenta Andriusa Janukonisa. Z nagrań jego rozmów telefonicznych, a także materiałów służb specjalnych i prokuratury, wynika, że to nie prezydent, premier, rząd czy Sejm, lecz właśnie on ostatnio rządził naszym państwem. Rządził za pomocą forsy, której ma jak śmieci. Kogoż to on i jego Rubicon Group nie finansował… Ostatnio mówi się, że nie tylko posłów, przedstawicieli rządu czy całe partie, lecz też sędziów. Mało tego, być może też kampanię wyborczą prezydenta Adamkusa. Jego sztab wyborczy nie potrafi bowiem wytłumaczyć się z pochodzenia wydanych na kampanię prezydenta 233 tys. litów. Oficjalnie te pieniądze podarowała prezydentowi (już po wygranych wyborach, co jest niezgodne z prawem) produkująca reklamę piarowska spółka Media Bridge Vilnius & Co. Ponieważ takie spółki to prawdziwe piranie, żarłoczne i drapieżne (po dorwaniu zdobyczy wyrywają z niej kawałki ciała, aż do kości), więc trudno uwierzyć, że akurat ta coś komuś podarowała, nawet prezydentowi. W związku z tym zarówno urząd podatkowy, jak i media powzięły podejrzenia, że za tymi 233 tysiącami kryje się jakiś sponsor kampanii Adamkusa, który nie chce się afiszować. Telewizja LNK zasugerowała, że mogłaby to być… spółka Rubicon Group, bo któż by jeszcze, przecież nie Borisow? Sztab wyborczy prezydenta na taką sugestię zapłonął świętym oburzeniem, sam prezydent również. Co prawda i on nie potrafił wytłumaczyć się ani z tych, ani z innych wydanych na jego kampanię wyborczą pieniędzy. Nawet zresztą nie próbował. Powiedział, że „świadomie” nie życzył sobie wiedzieć, kto go sponsoruje, by nie zaciągać wobec tych spółek i osób „żadnych moralnych zobowiązań”. Pogratulować przezorności i wynikającego z niewiedzy świętego spokoju. Niech się sztabowcy martwią i w imieniu obdarowanego podejmują zobowiązania. A że podejmują, nie wątpię, nie ma bowiem takich idiotów, którzy by bezinteresownie finansowali czyjąkolwiek kampanię wyborczą. Zdarza się, że te interesy nie kłócą się zbytnio z interesami państwa, ale nie zawsze...

Mniejsza zresztą o to czy szef Rubicon Group finansował kampanię prezydenta, czy nie? Tak czy owak wydaje się on być najbardziej wpływową w państwie osobą. Może więc Valdas Adamkus pro publico bono abdykuje na rzecz Janukonisa? Pozwólmy mu rządzić państwem legalnie. Po co taki zdolny, sprytny i zamożny człowiek ma się marnować jako szara eminencja? Tym bardziej, że Janukonis niebawem będzie prawdopodobnie jeszcze zamożniejszy. Może nie ograniczy się tylko do sponsorowania polityków, poszczególnych partii i sędziów? Może rzuci też coś na sieroty, kaleki i samotne matki? Skąd wiem, że niebawem będzie jeszcze zamożniejszy? Ano zamierza się z państwem procesować o oczyszczenie swojego oplutego przez służby specjalne, prokuraturę i media honoru. W sądzie już leży jego pozew, a współpracownicy zapowiadają, że jak lew będzie bronił nie tylko godności własnej, ale też nadszarpniętej przez skandal reputacji spółki. To jest pryszcz, bo reputacja tego pana i jego spółki już dawno leży w gruzach i żałośnie kwiczy. Gorzej, że ten wielki człowiek zamierza powołać Litwę do sądu za odarcie go z prywatności. Może nawet wygrać proces: „Janukonis przeciw Litwie” w Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu. Według Konwencji Praw Człowieka, rozmowy telefoniczne są dobrem osobistym człowieka. Nie można ich ujawniać w trakcie prowadzonego przez organy praworządności dochodzenia. W ubiegłym roku podobny proces wygrał z Włochami były premier tego kraju Benedetto Craxi. Łyknął 6 tysięcy euro. Jeżeli więc Janukonis sprawę w Strasburgu wygra, będzie jeszcze bogatszy. Zgadnijcie, z czyjej kieszeni Litwa zapłaci mu odszkodowanie? Jeżeli ktoś myśli, że uszczkną partiom coś z tych 10 milionów, by dać szefowi Rubicon Group… to niech sobie myśli.

Może więc nie warto wszczynać wojny z tak pomysłowym, wpływowym i dbającym o swój honor człowiekiem? To nie Paksas, który pozwalał na sobie wieszać psy, ujawniać swoje rozmowy i ani mu w głowie było donosić na Litwę do Strasburga. Ukorzmy się więc przed Janukonisem jak nas tego uczyli posłowie. Przeprośmy go całą Litwą, całym narodem i zaprośmy do Pałacu Prezydenckiego. Niech sobie chłopak rządzi i kupuje polityków otwarcie. Niech płaci od takich transakcji podatek VAT. Jeszcze się na tym jako państwo wzbogacimy.

Lucyna Dowdo

Wstecz