Komentarz gospodarczy

Nie jesteśmy piątym kołem u wozu

Litwą nadal wstrząsają skandale. Okazało się, że źle się działo nie tylko w urzędzie byłego prezydenta, ale również w Sejmie. Co rusz są ujawniane nowe, niezbyt przejrzyste, kontakty naszych polityków z przedsiębiorcami i nowe kwoty, jakie, ponoć, łykali politycy za „przeforsowanie” korzystnych dla przedsiębiorców ustaw bądź ich nowelizacji. Najgorsze w tym wszystkim jest nasze „rozdwojone” ustawodawstwo. Inne ustawy są dla polityków, inne dla szeregowych obywateli. Przykład: politycy posądzani o korupcję dobrowolnie zrzekli się mandatów poselskich, a więc tak, jakby na własne życzenie zwolnili się „z pracy”. I chyba w nagrodę, że narozrabiali, dostali odprawy. To właśnie z naszych kieszeni państwo sypnęło im ponad 60 tysięcy litów. Tymczasem zwykły obywatel, nawet gdy nic złego nie zrobi, tylko na własne życzenie odchodzi z pracy, o żadnej odprawie nie może nawet marzyć. Nie jest to sporadyczny przykład dzielenia społeczeństwa na dobrych i lepszych.

Nie ma to jak współpraca sąsiedzka. Po zniesieniu „szlabanu” do Unii Europejskiej Litwa coraz aktywniej wychodzi na rynki zewnętrzne. Korzystnie ostatnio eksportujemy nasze artykuły spożywcze. Litewskie mięso, jajka, drób oraz nabiał chętnie kupują Niemcy, Hiszpanie, Estończycy i nawet smakosze-Francuzi. Między innymi, to właśnie wzrost eksportu jest jednym z powodów wzrostu cen na rodzimych rynkach. Nasze produkty spożywcze są dobrej jakości, nieskażone ekologicznie. Z tej racji na naszych rynkach jest coraz mniej krajowego mięsa, coraz więcej zaś napływa tańszego, ale w gorszym gatunku, z krajów sąsiednich, szczególnie z Niemiec.

Tymczasem Litwinów interesują też rynki pozaunijne i to niekoniecznie pod kątem eksportu. W końcu lipca z litewskimi przedsiębiorcami spotkali się przedstawiciele 9 przedsiębiorstw z sąsiedniego obwodu mohylowskiego na Białorusi. Litewska strona zaproponowała kolegom zza miedzy usługi przewozowe oraz interesowała się białoruskimi tanimi tkaninami i drewnem. Jak twierdzą nasi biznesmeni, Białoruś jest interesującym partnerem handlowym z powodu niskich cen wielu surowców. Ale jest trudnym partnerem, jeśli chodzi o solidność w dotrzymywaniu terminów dostaw, a także terminów rozliczeniowych. Jednak, nie bacząc na pewne ryzyko, litewscy przedsiębiorcy coraz bardziej interesują się Białorusią, o czym świadczy fakt, że od 2002 roku nasz obrót handlowy z tym krajem wzrósł czterokrotnie.

Na rynek litewski wkracza też Polska Spółka Ubezpieczeniowa PZU. Polacy do końca tego roku planują połączyć w jedno litewskie spółki ubezpieczeniowe, w których mają swoje udziały. Spółka UAB DK „Lindra” łączy się ze spółką „Nord LB draudimas”. Już jesienią, pod nową nazwą, ma dojść do całkowitej fuzji tych spółek. Polacy zainwestowali w ubezpieczenie na Litwie 60 mln litów i zamierzają stać się jedną z najsilniejszych spółek ubezpieczeniowych. W Polsce PZU zajmuje 55 proc. ogólnego rynku ubezpieczenia majątku, 49 proc. ubezpieczenia na życie oraz 16 proc. ubezpieczeń emerytalnych. Warto nadmienić, że 55 proc. akcji PZU należy do polskiego rządu, zaś 30 proc. do holenderskiego konsorcjum „Eureko”. PZU jest więc poważną placówką ubezpieczeniową.

Usługi budowlane i mieszkania nadal drożeją. Po 1 maja w kraju idą w górę ceny nie tylko artykułów spożywczych, leków, innych towarów pierwszej potrzeby – galopują ceny praktycznie na wszystko. Od jesieni drożej nas będą kosztować remonty w domu: wstawienie okien, drzwi, podłóg, remont łazienek oraz cała hydraulika, bowiem drożeje metal i drewno.

Budowlani zapowiadają, że w związku ze stale zwiększającym się popytem na mieszkania, jeszcze tej jesieni, mniej więcej o 15-20 proc. wzrosną ich ceny. Dalszy wzrost cen jest przewidziany także na rok 2005. Do 1 maja br. metr kwadratowy powierzchni mieszkaniowej kosztował średnio 1 800 litów, obecnie 2 300 litów.

Na skok cen mieszkaniowych wpłyną nie tylko wyższe ceny materiałów budowlanych, ale też fakt, że odtąd będzie się budować mieszkania „pod klucz”, czyli z pełnym wykończeniem wnętrz. A najniższa cena prac wykończeniowych jednego metra kwadratowego szacowana jest mniej więcej na 400 litów.

Inną przyczyną wzrostu cen na mieszkania będzie znaczna podwyżka uposażenia budowlanym. W naszym kraju zarabiają oni 6-8 razy mniej niż na Zachodzie. Chcąc zapobiec masowej migracji specjalistów do innych krajów jesteśmy po prostu zmuszeni do podniesienia im zarobków. W celu zatrzymania w kraju najlepszych specjalistów zaplanowano w ciągu roku podnieść ich uposażenia od 30 do 50 proc.

Trzecią, nie mniej ważną przyczyną galopujących cen na mieszkania jest biurokracja i wydatki związane z załatwianiem formalności. Szacuje się, że od momentu zgłoszenia prośby o nabycie parceli do chwili rozpoczęcia budowy średnio mijają aż dwa lata. Ta zwłoka również wpływa na cenę końcową gotowego „produktu”.

Złe fatum ciąży na „Mažeikiu nafta”. Wygląda na to, że nad przedsiębiorstwem „Mažeikiu nafta” ciąży jakieś złe fatum. Duże nadzieje na owocną współpracę z rosyjską spółką „Jukos” zostały zawiedzione. Oto rosyjskie władze zabroniły spółce „Jukos” sprzedawać ropę. A wiadomo, że spółka ta jest podstawowym dostawcą ropy naftowej do Możejek i takie posunięcie Moskwy może Litwę drogo kosztować.

Tymczasem minister gospodarki Litwy Petras Česna jest umiarkowanym optymistą, w każdym bądź razie nie widzi powodów do paniki. Wszak „Jukos” nie zakręciła jeszcze kurka z ropą, a Litwa ma zapasy. Česna uważa, że gdyby jednak któregoś dnia rosyjska rura „wyschła”, są możliwości importowania ropy z innych krajów. Morzem. Jednak żadnych rozmów w tej kwestii nikt jeszcze z nikim nie prowadził, a nie da się tego załatwić w ostatniej chwili. Władze twierdzą, że jeśli się stanie najgorsze, to rząd gotów jest jechać do Moskwy i na najwyższym szczeblu prowadzić poważne negocjacje, a jeśli zajdzie potrzeba, nawet pójść na ustępstwa finansowe.

Jednak, niezależnie od optymistycznego traktowania problemu, wypadałoby mieć wariant zapasowy, bo po fakcie drogo możemy za to zapłacić. Wszak „Jukos” ma 200 mld rubli długu (około 200 mln litów), a prokuratura aresztowała wszystkie konta bankowe spółki. Dopiero na usilne prośby kierownictwa koncernu, prokuratura zgodziła się na wypłacenie przez banki zaledwie ograniczonej kwoty, pozwalającej uiścić zadłużenie wobec pracowników. Natomiast jeśli chodzi o podatki, inne opłaty, koncern nadal żyje na kredyt.

Nasi właściciele stacji benzynowych również twierdzą, że mają zapasy paliwa i że nie należy wpadać w panikę, tym niemniej ceny benzyny z dnia na dzień rosną.

Najniższe w Europie? Ostatnio Komisja Europejska wraz z firmą finansową „Eurostat” przeprowadziła w kilku krajach europejskich sondaż dotyczący wysokości podatków w porównaniu z krajowym produktem brutto. Jak się okazało, na Litwie są one prawie najniższe, bo w sumie – 28,8 proc. Nieco niższe niż u nas (28,6 proc.) są tylko w Irlandii. Na Łotwie podatki sięgają 31,3 proc. (w porównaniu z krajowym produktem brutto), na Cyprze 32,5 proc. Najwyższe natomiast podatki płacą Szwedzi (50), Duńczycy (48,9), Belgowie (46,6), Finowie zaś (45,9).

Niby wypada się cieszyć, a my narzekamy. Żeby jednak ten nasz malkontentyzm jakoś umotywować, zabawmy się w arytmetykę. Załóżmy, że jeśli szeregowy robotnik w Szwecji zarabia miesięcznie równowartość 6 tys. litów (np. budowlany), po odliczeniu podatków pozostają mu 3 tysiące. Z tego średnio 25 proc. wydaje na mieszkanie (770-800 Lt), a więc na zaspokojenie innych potrzeb życiowych pozostają mu 2 tysiące. Tymczasem taki sam robotnik na Litwie, po uiszczeniu podatków, zostaje z 700 litami. Z tego nie 25, a prawie 70 proc. wydaje na mieszkanie. Zostaje mu więc nieco ponad sto litów. Ktoś powie, że mamy niemal trzykrotnie tańszą żywność. Załóżmy, że tak jest. Jeśli więc Litwinowi powinno wystarczyć na żywność (i inne wydatki) 100 Lt, to Szwed musiałby zadowolić się mniej więcej 300-400 litami. Z taką kwotą pewnie by padł z głodu, ale na szczęście dysponuje większą. Jeśli więc porównamy zdolność nabywczą Szweda i Litwina, być może nie będziemy się dziwić, że mamy aż tak rozbudowaną szarą strefę ekonomiczną, że ludzie często pracują „na czarno”, wyjeżdżają na saksy, gdzie podejmują się byle jakiej pracy, by tylko więcej zarobić i uniknąć podatków.

Mieliśmy nikłą nadzieję, że Sejm od przyszłego roku przyjmie uchwałę o obniżeniu podatków dochodowych. Niestety, tak się nie stało. W zamian posłowie zaproponowali rządowi podatek progresywny, to znaczy tylko pewna, minimalna, część dochodów będzie nisko opodatkowana, reszta bez zmian.

Zamiast epilogu. W ostatecznym rozrachunku, pierwsze miesiące naszego bytowania w nowych realiach, zarówno politycznych jak i ekonomicznych, nie wypadły źle. Niektórzy nasi zachodni sąsiedzi obawiali się, że będziemy ciągle prosić o pieniądze: zapomogi, dopłaty, kredyty. Tymczasem wcale nie jesteśmy w Unii piątym kołem u wozu. Okazało się, że potrafimy na Europie zarobić, co prawda Europa na nas też. Ale o to chyba chodziło...

Julitta Tryk

Wstecz