Jego Wysokość SŁOWO

Dwa razy dwa jest jakby cztery

Ten ironiczny tytuł zapożyczyłam u profesora Jana Miodka. Właśnie tego sformułowania użył profesor w którejś „Ojczyźnie polszczyźnie” (a słucham ich zawsze nie tylko z nabożeństwem, ale i z ołówkiem w ręku), kiedy to mówił o wyrazach, które „zakłócają szczęście komunikacyjne”. Są nimi nie tylko tak zwane przerywniki (panie tego, yyy, eee, wiesz, i tak dalej, właśnie), ale także wyrazy natrętnie, zbyt często powtarzane. Przypatrzmy się niektórym z nich bliżej.

Często słuchając tego, co inni mówią, odnosimy wrażenie, że żyjemy w atmosferze jakiejś powszechnej podejrzliwości. Bo: Podejrzewam, że tak się stanie; podejrzewam, że ceny pójdą w górę; podejrzewam, że te wakacje będą udane; podejrzewam, że brat przyjedzie, podejrzewam, że będzie padało. A przecież zamiast tego niepotrzebnego podejrzenia mamy wiele innych, bardziej pasujących do sytuacji wyrazów: sadzę, przypuszczam, uważam, czuję, przeczuwam, myślę, obawiam się. Podejrzewać może sędzia lub lekarz (jakąś chorobę). My natomiast obawiamy się wzrostu cen, sądzimy, przypuszczamy, że wakacje będą udane, przypuszczamy, sądzimy, cieszymy się, że brat przyjedzie, myślimy, sądzimy, a jeśli strzyka nam w kolanie, to czujemy, że będzie padało.

Oto inny, co i rusz nadużywany w naszej prasie czasownik: twierdzić. Czytelnik odnosi wrażenie, że ludzie w ogóle przestali mówić, utrzymywać, komunikować, zapewniać, sądzić, uważać, informować, mniemać, wyrażać obawę, mieć zdanie. Wszyscy twierdzą. Oto kilka przykładów: Jak twierdzi minister spraw zagranicznych Antanas Valionis, z prezydentem już była mowa o tym, jak należy postąpić (...). Jak twierdzi dyrektor (...), ta impreza ma przynieść kulturę. „Już od początku wpadliśmy na trop obu rabusiów” – twierdzi szef wileńskiej policji kryminalnej. Brazauskas twierdził, że mieszkańcy Kazokiszek mogą czerpać korzyści (...). Kobieta zaczęła twierdzić, że policjanci nie mają nic do roboty.

W pierwszym zdaniu lepiej by było napisać: jak poinformował minister; w drugim: mówi szef wileńskiej policji; w trzecim: Brazauskas uważał, był zdania, sądził; w czwartym: kobieta zaczęła narzekać, oskarżać (zależnie od treści). Czasownik twierdzić nagminnie używany jest w znaczeniu mówić, a tymczasem oba te wyrazy nie oznaczają tej samej czynności już chociażby dlatego, że twierdzić jest nacechowany emocjonalnie. Twierdzić – to podawać coś w mowie lub piśmie za rzecz pewną, dowiedzioną, stanowczo, uparcie, kategorycznie obstawać przy swoim, utrzymywać, zapewniać. Uparcie twierdził, że nie był tam. Stanowczo twierdził, że nie zna tej osoby. Ciągle twierdziła, że znalazła tę spinkę.

Podobnie jest też z wyrazem stwierdzić. Niepoprawnie jest użyty w tego typu zdaniu: Trener stwierdził, że mecz odbędzie się za dwa tygodnie. Stwierdzić – to dowiedziawszy, przekonawszy się o czymś uznać to za pewne, prawdziwe; skonstatować, poświadczyć, zaświadczyć np.: stwierdzić autentyczność podpisu, prawdziwość czyichś słów, czyjąś tożsamość. Pojrzał na ołowiane chmury i stwierdził, że będzie burza. Stwierdził, że to był podpis jego brata.

Od dobrych kilku lat za przykładem anglojęzycznych braci Polacy stali się ponad wszelkie pojęcie dokładni. W kąt rzucone zostały takie wyrazy, jak oczywiście, tak, naturalnie, dobrze, słusznie, rzecz jasna, pewnie, na pewno. Wszystko jest dokładnie. Pytamy: Przyjedziesz do nas na wakacje? W odpowiedzi słyszymy: Dokładnie. Byłeś wczoraj na wykładach? Dokładnie. Ta „dokładność” przyszła z Polski także na Litwę.

Niezwykle modnym stało się też wyrażenie zaistnieć. Dziennikarze chcą zaistnieć w prasie, przepraszam, dziś modne jest mówić: w mediach; śpiewacy estradowi – na scenie; „poeci” już po napisaniu pierwszego wiersza – w literaturze. Niektórzy posłowie, choć nie mają nic do powiedzenia, zabierają głos tylko po to, by zaistnieć w parlamencie, a przede wszystkim – w telewizji. Coraz rzadziej słyszymy też określenia niepowtarzalny, wyjątkowy, jedyny, bowiem wszystko stało się unikalne. Kiedyś mówiliśmy o rzeczach, sprawach czy ludziach: odpowiedni, stosowny, przystosowany, pasujący, dziś – adekwatny i problem z głowy. A propos problemu. Też się rozpanoszył niemiłosiernie, „pożerając” sprawę, kłopot, zagadnienie, kwestię, rzecz, zadanie, dylemat.

Dziś już coraz rzadziej słyszymy, że coś jest wszechstronne, całościowe, różnorodne, gruntowne, zasadnicze. Wszystko jest kompleksowe. A także aktualne to, co normalnie po polsku określało się jako obecne, dzisiejsze, teraźniejsze. O tym, że wszystko jest super, ekstra, a współczesny młody człowiek zamiast odczuwać radość, zdziwienie, strach, oburzenie, gniew i wszelkie inne uczucia, odczucia i stany emocjonalne jest w szoku, wolę nie mówić. W żaden sposób nie możemy też dać rady z posiadaniem. Posiadamy wszystko: rozwagę, spryt, zdolności, plan zajęć, długopis, kieszonkowe, chustkę do nosa, skarpety i tak dalej, i dalej, i dalej. A tymczasem posiadać – to być właścicielem czegoś, zwykle mającego dużą wartość materialną, np. nieruchomości, majątku, ziemi (stąd – posiadłość). Można też posiadać znajomość języków obcych. Prawdopodobnie tak bardzo rozpowszechnione nadużywanie wyrazu posiadać bierze się stąd, że ludziom wydaje się on być bardziej elegancki, wytworny, niż „zwykłe” mieć. Proszę mi wierzyć, że tak nie jest, a to nadużywane posiadanie często wywołuje niezamierzony efekt komiczny.

Przykłady modnych natrętów językowych można mnożyć i mnożyć. Sądzę jednak, że te, które przytoczyłam, ilustrują stan rzeczy.

Dlaczego natręty językowe robią taką karierę? Przyczyn tego zjawiska szukajmy poza językiem, w sferze psychiki społecznej. Człowiek świadomie lub podświadomie pragnie utożsamiać się z tymi, kogo słusznie lub niesłusznie uważa za lepszych, mądrzejszych, godnych szacunku. Chęć ta przybiera różne formy, takie jak pragnienie dorównania materialnego, snobizm intelektualny, sposób bycia i ubierania się taki, jak w „wyższych sferach”, a także snobizm językowy. Ludzie starają się naśladować język tych grup społecznych i środowisk, które im imponują. Duży wpływ na sposób mówienia wielu użytkowników języka mają osoby sławne, ulubieni aktorzy, gwiazdy estradowe. Myślimy, że naśladując ich sposób mówienia w jakiś sposób utożsamiamy się z nimi, co, oczywiście, nie jest prawdą. Oni swoją wysoką pozycję zdobyli nie tylko dzięki talentowi, ale i ogromnej pracy. Poza tym nie każdego „wielkiego i znanego” warto naśladować. Niewielu jest takich, którzy znają Bogusława Lindę prywatnie. Znamy go tylko z ekranu. A ekranowe słownictwo tego aktora raczej nie nadaje się do naśladowania.

Wiele modnych wyrazów wywodzi się ze środowisk urzędniczych, młodzieżowych i naukowych. Ponieważ językiem urzędowym posługują się urzędnicy i wszelka „władza”, jest on uznawany za godny naśladowania. Najbardziej drętwa, kancelaryjna mowa, „zatwierdzona” podpisem ważnej osoby tudzież pieczęcią, często nie budzi żadnych zastrzeżeń. Powyższe uwagi nie oznaczają wcale, że styl urzędowy jest zły, niepotrzebny. Jest potrzebny nawet bardzo, na przykład, w tak zwanych „papierach urzędowych”. Nie powinniśmy go jednak przenosić do naszego codziennego życia.

Popularność języka młodzieżowego wiąże się z powszechną modą na młodość. Jednak posługująca się młodzieżowymi słówkami starsza pani tylko we własnych oczach wygląda dzięki temu młodziej. Ciągłe, natrętne używanie przymiotnika fajny zamiast dobry, udany, pożądany, ładny, ciekawy, interesujący, smaczny jest nie tylko nie na miejscu, lecz po prostu razi. Zwłaszcza w tekstach pisanych. Wywołuje też niesmak w tekstach pisanych fajny facet, który super główkuje.

Wiele wyrażeń i zwrotów przenika do języka potocznego – a i ogólnopolskiego również – ze środowiska naukowego, bowiem panuje przekonanie, że składa się ono z ludzi mądrych. Dlatego to w wypowiedziach wielu osób pojawia się mnóstwo wyrazów obcych, terminów naukowych. A przecież mówić mądrze – to mówić prosto i jasno. Wyrazom obcym, jeśli mamy odpowiedniki rodzime, dajmy spokój. Zwłaszcza że, jak pisał Tuwim, używanie ich – to kwestia szczęścia: czasami zdarza się powiedzieć dobrze.

W tym, że wszelkie natręty językowe robią niezasłużoną karierę, jest niemała „zasługa” dziennikarzy. Są oni bowiem grupą, która w dużym stopniu wpływa na naszą polszczyznę. Dziennikarze sami nie tworzą wszelkich modnych słówek i natrętów językowych, jednakże upowszechniają je. Panujące, a raczej panoszące się powszechnie: trend (tendencja, skłonność), szeroki (różnorodny, bogaty, rozmaity, różny, powszechny), poważny (zasadniczy, znaczny, liczący się, duży, wartościowy, ważny, istotny), akcent (nacisk, podkreślenie, uwypuklenie), praktycznie (w zasadzie, prawie, niemal) swój „dobrobyt lingwistyczny” w dużej mierze zawdzięczają dziennikarzom.

Wymienione wyżej modne wyrazy, poza zapożyczeniami znaczeniowymi, od dawna istnieją w naszym języku, są poprawne. Dlaczego wobec tego wywołują nasz sprzeciw? Rażą one nie dlatego, że są używane, lecz dlatego, że są nadużywane, stają się słowami – wytrychami, sprawiają, że zaczynamy zapominać o istnieniu wyrazów bardziej precyzyjnych, lepiej oddających istotę zjawiska. Ubożymy w ten sposób nie tylko własny bagaż słownikowy, ale też przyczyniamy się do zubożenia języka ogólnopolskiego. Są one również podstawą połączeń szablonowych, czyli jeszcze jednej plagi językowej.

Łucja Brzozowska

Wstecz