Komentarz gospodarczy

Unia kształci, radzi, za ugory płaci

Kończy się astronomiczne lato, następuje pogodna jesień... również ekonomiczna. Od 1 września br. średnio o 20 litów wzrosły emerytury, renty, zasiłki dla rodzin wielodzietnych i innych grup ludzi wspieranych socjalnie. Dla tych, którzy pragną się dokształcić, z pomocą finansową przychodzi Unia. I jeszcze jedna bardzo ważna informacja. W związku z wstąpieniem do UE rolników, którzy się zrzekną swoich gospodarstw, nie tylko nie będzie boleć głowa o urodzaje, ale jeszcze w ciągu 15 lat będą regularnie otrzymywać pieniądze. „Šiluminiai tinklai” obiecują nam, że tej zimy nieco taniej będziemy płacić za ogrzewanie. Nie wiem też, czy się cieszyć, czy raczej smucić, ale na litewski rynek wkroczyły już tańsze, genetycznie zmodyfikowane produkty.

Unijne środki na naukę. 27 września br. mija termin składania zgłoszeń na otrzymanie z Europejskiego Funduszu Socjalnego pieniędzy na dofinansowanie nauki pracowników, którzy pragną się dokształcić. Na ten cel jeszcze w tym roku przewidziano przeznaczyć 30-40 mln litów. Zgodnie z przepisami, za europejskie pieniądze można będzie finansować (od 35 do 90 proc.) projekty szkoleniowe. Największą szansę na otrzymanie takiej pomocy mają drobne przedsiębiorstwa oraz firmy i przedsiębiorstwa w ekonomicznie słabo rozwiniętych regionach. Projektom szkoleniowym patronuje Ministerstwo Pracy i Opieki Socjalnej oraz Fundusz Rozwoju Zasobów Wspierania Programu.

Objętość pomocy będzie zależała głównie od projektu szkoleniowego oraz wielkości przedsiębiorstwa. Jeśli będzie to szkolenie o szerszym zakresie, a zdobyte wiadomości będzie można zastosować w wielu dziedzinach, drobne i średnie przedsiębiorstwo może otrzymać refundację 60 proc. kosztów szkolenia, duże – nawet 80 proc. Jeśli kurs szkoleniowy ma jeden określony kierunek, Unia zrefunduje od 35 do 45 proc. kosztów, a jeśli ze szkolenia będą korzystać osoby wspierane socjalnie, dorzuci jeszcze 10 procent.

Najobficiej będą dofinansowywane projekty z dziedziny nauki obsługi komputerów, języków obcych, kursy tłumaczy, te przedsiębiorstwa, które korzystają z najnowszych technologii jak też te, które przeprowadzają modernizację stanowisk pracy.

Na podbój Ukrainy. Do chwili wstąpienia do Unii Europejskiej między naszym krajem a Ukrainą obowiązywała umowa o wolnym handlu. Nie obejmowała ona jednak artykułów rolnych i spożywczych. Na skutek tego, chociaż obroty handlowe z Ukrainą stale rosły, litewski eksport artykułów rolnych malał. Wyjątkiem był rok ubiegły, gdy na Ukrainie zabrakło pszenicy. Wyeksportowaliśmy wówczas do tego kraju pszenicę wartości aż 123 mln litów.

Od 1 maja br. Unia Europejska subsydiuje eksport artykułów rolnych i spożywczych do trzecich krajów, w tym na Ukrainę. Aktualnie Litwa eksportuje na Ukrainę syrop cukrowy, produkty rybne, karmę dla bydła, wyroby z czekolady, pszenicę oraz jęczmień.

Obecnie, gdy są możliwości otrzymania subsydiów na artykuły rolne, Litwini będą mogli eksportować znacznie więcej żywności niż dotychczas.

Na ukraińskim rybnym rynku konkuruje w tej chwili kilka litewskich firm. Największe z nich to: „Mantinga”, „Norvelita” i „Vičiunai”. Dużą popularnością na Ukrainie cieszy się litewski czarny chleb, choć w porównaniu z krajowym jest o wiele droższy. Nasi przedsiębiorcy mają jednak nadzieję na subsydia.

Biedacy płacą drożej. Litwa, Łotwa i Estonia wyszły z tego samego systemu i mniej więcej w tym samym okresie. Jednak, pomimo notowanego ostatnio wzrostu gospodarczego, jesteśmy najbiedniejsi pośród krajów bałtyckich. Mniej zarabiamy od naszych sąsiadów, niższe otrzymujemy emerytury oraz zasiłki socjalne. Trzykrotnie rzadziej niż Estończycy i Łotysze chodzimy do teatrów oraz kin. Tymczasem za wszystkie towary i usługi płacimy drożej niż obywatele pozostałych krajów bałtyckich.

Dlaczego tak się dzieje? Kierownik działu reformy systemu emerytalnego Witalij Nowikow mówi, że jest to głównie wina... rolników oraz inwalidów. Ci pierwsi ponoć sprawiają dużo kłopotów, ponieważ nie zawsze uczciwie płacą podatki ubezpieczeniowe. „Wina” zaś inwalidów polega na tym, że jest ich po prostu w naszym kraju o wiele więcej niż u sąsiadów. To ponoć właśnie dlatego tak powoli rosną nasze zarobki i dlatego też rząd nie jest w stanie należnie podwyższyć emerytury i renty.

Statystycznie na Litwie mamy aktualnie 139 tys. bezrobotnych, z czego 13,4 tys. pobiera zasiłki. Specjaliści jednak twierdzą, że faktycznie bezrobotnych jest u nas prawie 180 tysięcy i około 30 proc. z nich otrzymuje zasiłki.

Zgodnie z aktualnymi przepisami, na zasiłek mogą liczyć ci, którzy w ciągu ostatnich trzech lat przepracowali 24 miesiące i płacili podatki. Od przyszłego roku termin ten zostanie zmniejszony do 18 miesięcy. Wówczas prawo do zasiłku zyska jeszcze 30 proc. bezrobotnych.

Minister opieki społecznej Vilija Blinkevičiuté obiecuje, do końca roku najniższa emerytura ma wynosić 400 litów. Jednak nie będzie to sprawiedliwa podwyżka. Ci, którzy mają niższe emerytury, również podwyżki będą mieć niższe (10-12 litów). Natomiast tym, którzy mają wyższe emerytury, dodadzą mniej więcej po 40 litów. Podstawowym kryterium naliczania emerytury jest wysokość otrzymywanej w ciągu ostatnich lat gaży. Stażu pracy prawie się przy tym nie uwzględnia, a szkoda.

Droższe paliwo i prąd. A oto kolejny cenowy paradoks. Mamy własną Siłownię Atomową, mamy rafinerię w Możejkach, a za paliwo i elektryczność płacimy drożej niż nasi sąsiedzi, którzy nie mają ani elektrowni, ani przedsiębiorstw przetwórstwa ropy.

Kierownik działu Służby ds. Konkurencji Arvydas Mačiokas tłumaczy to tym, że na Łotwę trafiają o wiele większe niż na Litwę ilości paliw z przemytu, a poza tym Łotysze często do dobrej jakości paliw dodają tańsze i wątpliwej jakości paliwo z Białorusi i Rosji. Estończycy zaś tańsze paliwo mają, zdaniem Mačiokasa, dlatego, że w odległości 80 km od Tallinna znajduje się terminal „Neste”. Łotysze mają też tańszy prąd, bo za 1 kWh płacą tylko 5 centów, a my płacimy po 7,42. Skoro za nośniki energii płacimy drożej niż sąsiedzi, którzy u nas je kupują, mamy prawdopodobnie do czynienia ze zwykłym brakiem gospodarności lub też pazernością czy to producentów, czy handlowców-pośredników. A może jest to konsekwencja milionowych nadużyć finansowych, w Możejkach o których dość głośno się mówi? Przecież ktoś musi pokryć te milionowe straty, które zawdzięczamy kampanii Williams.

Podobna sytuacja jest z odsetkami. Klienci litewskich banków otrzymują mniejsze odsetki za zdeponowane w bankach pieniądze niż Łotysze czy Estończycy. Wiceprezes zarządu banku Nord/LB Wadim Titarenko sądzi, że wynika to stąd, iż aktualnie nasze banki odczuwają brak kapitału obrotowego oraz, że w ciągu ostatnich lat mieliśmy stosunkowo niską inflację. Poza tym stopy procentowe wkładów są ściśle uzależnione od stóp procentowych pożyczek. Im niższe są te ostatnie, tym mniejsze odsetki otrzymuje klient od sumy zdeponowanej na koncie.

Pieniądze za „nicnierobienie”. Wraz z wejściem do Unii Europejskiej litewscy rolnicy mają szansę zarobienia całkiem niemałych pieniędzy tylko za to, że zrzekną się prowadzenia własnych gospodarstw. Jeśli rolnik w wieku od 55 do 70 lat nie będzie siać zboża, uprawiać buraków, hodować bydła i prosiąt na sprzedaż, w ciągu 15 lat będzie otrzymywać średnio co roku po 4 450 litów. Zgłoszenia od rolników rezygnujących z prowadzenia gospodarstw zaczęto przyjmować od 10 sierpnia br. W ciągu pierwszego tygodnia wpłynęło ich zaledwie 50, ale już po kolejnym – około 200. Najwięcej z rejonu poniewieskiego. Zgłoszenia będą przyjmowane do 29 października. Jeśli uwzględnić fakt, że ludzie najczęściej nawet pilne sprawy odkładają niemal na ostatni dzień, to możemy się liczyć z dużą liczbą rolników chętnych otrzymywać pieniądze za samą rezygnację z uprawiania rolnictwa.

Jeżeli rolnik sprzeda lub podaruje komuś ziemię o obszarze do 24 hektarów, co roku w ciągu 15 lat będzie otrzymywał z funduszy unijnych po 310 litów za hektar. Jeżeli zrezygnuje z produkcji mleka, w ciągu pierwszego roku będzie otrzymywał 600 Lt za umowną tonę, w ciągu drugiego – 520, a trzeciego – 430 litów.

Na dodatkowe pieniądze mogą również liczyć osoby, które pracowały w rolnictwie jako siła najemna, jeśli z tej pracy zrezygnują. Nie łudźmy się jednak, że wystarczy tylko pisemne zgłoszenie. Po pierwsze, należy mieć dokumenty potwierdzające, że w ciągu ostatnich 10 lat prowadziło się gospodarstwo i dostarczało produkcję na rynek. Nie może też być tak, że np. żona zrezygnuje z gospodarstwa, a mąż będzie je prowadził. Rezygnację powinna złożyć cała rodzina. Owszem, gospodarstwo mogą mieć np. dorosłe dzieci, jeśli tworzą oddzielną rodzinę.

Trudno jest przewidzieć, czy z natury pracowity litewski rolnik rzeczywiście ulegnie pokusie łatwych pieniędzy i zrezygnuje z tradycji dziadów, pradziadów. W tej chwili jest jednak dość duże zainteresowanie tematem unijnych pieniędzy. Za kilka lat może nas więc zalać fala „plastykowych” importowanych owoców, warzyw i innych produktów, a Litwa stanie się krainą nie zaoranych ugorów.

Genetycznie zmodyfikowane. Sklepowe półki uginają się dziś od żywności, często wątpliwej jakości. Ostatnio do Litewskiej Służby Weterynaryjnej dociera coraz więcej skarg na jakość zakupów. Coś niezbyt estetycznie wygląda, coś ma nieprzyjemny zapaszek, jakiś towar jest przeterminowany. Co prawda, dziś klient to pan i w razie reklamacji niemal zawsze może liczyć na pozytywne załatwienie sprawy w miejscu dokonanych zakupów. Ale gdzie właściwie ma się zwrócić klient, który kupił zagraniczne pierniczki czy wafelki, na których stoi data ważności: listopad 2006. Toż to nie pierniczki, tylko jakaś pierniczkowa mumia! I komu mam się poskarżyć, że w moim domu dotychczas leży (i całkiem świeżo wygląda) kupione przed Wielkanocą jabłko? Czy np. można bez obawy jeść gotowaną kiełbasę, która w ciągu kilku tygodni nie zmienia ani wyglądu, ani zapachu, ani nawet smaku? Tego rodzaju pytania można mnożyć w nieskończoność, ale co z tego. Wszyscy dobrze wiemy, że normalne mięso, ciastka czy owoce nie mogą tak długo pozostawać świeże. Chodzi o to, że te reklamujące się jako „bez konserwantów” produkty są wręcz nafaszerowane różnego rodzaju dodatkami, ulepszaczami, barwnikami i innymi środkami chemicznymi, które przez długi czas pozwalają utrzymać złudną „świeżość” i wygląd.

Gorsze od takich „długogrających” produktów są te, zmodyfikowane genetycznie. „Zmodyfikowana” żywność to nie mrzonki przyszłości, to już realia. W ciągu 6 miesięcy br. Litewska Służba Weterynaryjna pobrała 37 próbek różnych towarów z importu, z czego w 14 znaleziono genetycznie zmodyfikowane domieszki.

Chociaż Europa, w tym też Litwa, nie aprobuje owej „modyfikacji”, to jednak oficjalnego zakazu na wwóz tych towarów z Ameryki nie ma. Wybór więc należy do nas, bo na każdym tego rodzaju produkcie jest odpowiednia adnotacja, a poza tym są one tańsze od normalnych. Dla zainteresowanych dodajmy, że najczęściej w naszych sklepach możemy kupić „zmodyfikowany” olej z Ukrainy. Owszem, może nas skusić jego niska cena, ale czy warto ulegać takiej pokusie? Gdyby chodziło przecież o jakieś wartościowe dodatki, taki produkt powinien kosztować drożej, nie taniej.

Julitta Tryk

Wstecz