Ostatni pobyt Czesława Miłosza w Litwie Gniazdowej

Pierwszy raz do rodzinnych Szetejń przyjechał w 1992 roku, po upływie ponad pół wieku jego tam nieobecności. Do rodowego gniazda usytuowanego na wschodnim brzegu Niewiaży, rzeki, którą w swojej słynnej powieści nazwał Issą. Dokładniej, wrócił do tego, co było niegdyś gniazdem a przestało istnieć w 1944 roku, w którym posiadłość jego antenatów włączono w obszar zajmowany przez kołchoz. Z dworskich zabudowań ocalały jedynie resztki świrna.

Na tropach bohaterów „Doliny Issy”. „Ta” Magdalena. Obraz spustoszenia przyjął ze stoickim spokojem. Od dawna już wiedział, że t a m nie ma już nic. (Jako pierwszy wiadomość tę przywiózł mu do Stanów Tomas Venclova). Kikut świrna. Zniszczony park. Resztki przetrzebionej alei... Ale - rzeka Niewiaża - wciąż ta sama. Issa...

„Dolinę Issy” dostałam jako jedną z pierwszych jego książek. Dawno, gdy jeszcze osobiście nie znałam Czesława Miłosza i gdy Sowiecki Sojuz nie był jeszcze rozmontowany. Nie czytałam wtedy jeszcze Rozmów Poety z Aleksandrem Fiutem. Nie zadawałam sobie naonczas trudu doszukiwania się w tej „powieści”, „dziwactwie” (określenie samego Autora) zamarkowanej w niej „drugiej warstwy”. („To” przyszło później - przez Mickiewiczowskie „Dziady”: poszukiwanie klucza do prawd prostych, otwartych: przestrzeganie tabu, zakazów...).

Skażona doświadczeniami profesji, reporterką, tropiłam w „Dolinie Issy” przede wszystkim tę „warstwę pierwszą”, to, co „na powierzchni”. Obok grobowca dziadów Poety na cmentarzu w Świętobrości szukałam miejsca pochówku „tej upiornej Magdaleny” z „Doliny Issy”. Jej grób był okryty zmową milczenia. Później, po latach jeden z najstarszych okolicznych mieszkańców zdecydował się jednak na otwartą rozmowę. Rzeczywiście „straszyła”. Po śmierci przebito ją kołem. Nazywała się Rabačiauskaité... I cóż w tym osobliwego? - mówił. Czy to w Litwie i w ogóle na świecie nie było więcej podobnych przypadków? Były, są i będą - konkludował z flegmatycznym spokojem. Z upiorami - tak właśnie trzeba.

Kościółek w Świętobrości kojarzył się nieodmiennie z księżmi „Teigi-teigi”, a już w szczególności ze zrozpaczonym nieszczęśliwym Peikswą i drżącym z przerażenia Monkiewiczem. W podsyconej powieścią wyobraźni „pojawiali się” w drzwiach kościółka i powoli, schodeczkami „schodzili” w głąb, do doliny, tam gdzie pomnik ku czci powstańców (walczących w dziewiętnastym wieku nie z upiorami, ale carskim kozactwem...). A za nimi, za tą trójcą w sutannach, „stąpał” lekko bądź „fruwał”, „latał” ponad ich głowami przekorny duch biednej Magdaleny. (Obrazek rozpalający wyobraźnię twórców jakiegoś filmu o potędze różnych moc tellurycznych...).

Albo znów babka Misia, trzymająca nie z żywymi, ale z duchami. (Może właśnie z tych powodów była wspaniałym okazem zdrowia, witalności, „końskiej wytrzymałości”, bo się niewiele przejmowała problemami bliźnich). A dla kontrastu - babka Dilbinowa. Jędrna, krwista postać z tym swoim nawykiem grzania tyłka przy piecu i gotowością (w takiej mianowicie pozie) do rozmów o stworach nie z tego świata.

Pomyłka babki Dilbinowej. Trzaskowscy w gminie malackiej. No właśnie... Pierwowzór babki Dilbinowej. Żona dziadka Poety, Artura Miłosza, z domu Łopacińska. Była córką lekarza z Rygi. Wywodziła się z polskiej rodziny osiedlonej w Rydze. Polka, ale w połowie takoż Niemka, bo jej matka (prababka Czesława Miłosza) była von Mohl. Nazywała się Stanisława Łopacińska, pochodziła z rodziny Niemców bałtyckich już spolonizowanej. Miała dwóch synów, Aleksandra i Witolda. Aleksander - to ojciec Czesława Miłosza.

...Jest w „Dolinie Issy” taki „opus” w postaci strzępków opowiadań babki Dilbinowej (Łopacińskiej), ułowiony przez Tomasza jednym uchem. O ich, von Mohlów majątku Imbrody „pod Dynaburgiem”. O pannie służącej w Imbrodach, którą chłopcy wynieśli kiedyś razem z jej łóżkiem, śpiącą i ustawili w jeziorze.

Byłam w tych Imbrodach w poszukiwaniu tropów „tych” Mohlów oraz „tej” służącej.

Imbrody leżą w Litwie, w regionie Jeziorosów, blisko granicy łotewskiej. Dawna dworska ziemia von Mohlów. Pierwszy kościół w Imbrodach zbudował w 1787 roku właściciel dworu Franciszek Mohl. Później odnowił go i rozbudował Tomasz Broniewski. Kościół zachował się w znakomitym stanie. Na przykościelnym cmentarzu zachował się duży pomnik z granitu z wyrytym po polsku nadpisem: Tu spoczywa rodzina Mohlów. To - zbiorowa mogiła. Nie wszyscy z wymienionych na nagrobku (wyryte liczne imiona) są tu pochowani - informują tutejsi mieszkańcy. Wielu Mohlów pogrzebano na tym samym cmentarzu, ale nikt już dzisiaj nie potrafi zlokalizować miejsca pochówku.

No a ich służąca z tym łóżkiem na jeziorze? - podpytywałam. Twierdzili zgodnie, że o takich historiach nikt nigdy tu nie słyszał. Tutaj, w pobliżu, we wsi Knipiszki jest Góra Wiedźm (Raganu kalnas). Na tej górze rzucono kiedyś na stos dwie młode piękne dziewczyny, podejrzane o uprawianie różnych czarnoksięskich sztuczek. No ale to były wiedźmy a nie służące...

Przypadki skaczą po ludziach. Parę lat później kluczyłam po wsiach i miasteczkach w gminie malackiej. Szukałam tam innych „śladów” - po „proroku” Andrzeju Towiańskim (założycielu Koła Sprawy Bożej) i po „renegacie” Józefie Julianie Sękowskim, wybitnym orientaliście wywodzącym się z petersburskiego kręgu polskich uczonych. Obaj byli ochrzczeni w kościele w Inturkach. W pobliżu Antogolony, dawnym dworze, w którym urodził się Sękowski, w Mieżanach rozmawiałam z najstarszym mieszkańcem tych okolic, Łukaszewiczem. O Sękowskich nie wiedział prawie nic, za to z dużym ożywieniem zaczął mi opowiadać o Trzaskowskich. Ten dwór w Mieżanach był ich własnością jeszcze nawet w czasach drugiej wojny światowej. To byli dwaj bracia. Uniknęli Sybiru, bo jeszcze przed wojną zdążyli swoją posiadłość przehulać. Pili bezbożnie - opowiadał Łukaszewicz. Wyprawiali różne cyrki: a to letnią porą kazali służbie zaprzęgać sanie i wozić się po sąsiednich dworach i wioskach, a to śpiącą służącą razem z łóżkiem wynosili nocą i wrzucali do sadzawki - tej oto - pokazywał na lśniącą taflę wody... Jednego z tych Trzaskowskich zastrzelił później Niemiec, drugi - gdzieś przepadł bez wieści...

„Dolina Issy”? Łukaszewicz o takiej książce w ogóle nie słyszał, zresztą do czytania to on mało ochotny...

Na cmentarzu w sąsiadujących z Mieżanami Inturkach znajdują się groby Trzaskowskich z 1812 roku...

Dlaczego piszę teraz o tych wszystkich szczegółach? Bo wiem jak dużą wagę do wszelkich tego rodzaju detali przywiązywał Czesław Miłosz, autor wspaniałych Kronik i dziesiątków innych książek, przede wszystkim zbiorów poetyckich. Z tych pozornie niepozornych „drobiazgów”, wziętych bezpośrednio ze zgrzebnej codzienności budował wysoki gmach Poezji.

Pomyłka Czesława Miłosza. W tamtych pamiętnych pierwszych dniach lata 1992 roku z nieukrywaną satysfakcją dowiedział się o swojej - w słowie drukowanym - pomyłce. Pisałem - mówił, że chrzest otrzymałem, wyrzekłem się diabła w parafii Opitołoki kiejdańskiego powiatu. A tu proszę, przyjechałem do mojej Litwy Gniazdowej, jestem nad Niewiażą i dowiaduję się, że ochrzczono mnie w kościółku w Świętobrości, więc będę musiał tę moją pomyłkę jakoś naprawić...

Opitołoki... Kiejdany...

Jako dziecko, Kiejdany zapamiętał z tego, że jeździło się tam po naftę, mydło i śledzie. W jego czasach Kiejdany najliczniej zamieszkiwali Żydzi, niemal cały handel spoczywał w ich rękach. No więc takie otoczenie - żartował, Kiejdany żydowskie, Kałnoberże rosyjskie (bo to była posiadłość Stołypina), Szetejnie litewskie i my tam - nasz polski dwór.

Świreń w Szetejniach - Centrum Konferencyjne. Za tym pierwszym, w 1992 roku, pobytem na Litwie, prof. Czesław Miłosz został uhonorowany tytułem honoris causa Uniwersytetu Witolda Wielkiego. Sejm Republiki Litewskiej nadała mu honorowe obywatelstwo. Równocześnie podjęto starania o rewindykację szetejńskiego dworu dla Czesława Miłosza. (Działalność Fundacji jest ukierunkowana na popieranie współpracy, wymiany doświadczeń między naukowcami, literatami, młodzieżą akademicką Litwy, Polski oraz innych państw sąsiednich).

Fundację zarejestrowano w lipcu 1997.

W 1999 odbudowano stary dworski świreń, oddano go na użytek Centrum Konferencyjnego.

1999, ostatni pobyt w rodzinnych Szetejniach. 14 lipca 1999 roku Czesław Miłosz z małżonką Carol Thigpen-Miłosz i młodszym bratem Andrzejem bawił w Szetejniach po raz ostatni... Niemiecka TV (Bawaria) kręciła o nim film. Udzielał wywiadów dla litewskich i polskich środków masowego przekazu (tv, radio, prasa...). Przebywał w otoczeniu licznie zgromadzonych naukowców, pisarzy, ludzi sztuki.

Na pamiątkę tego spotkania, w miejscu, gdzie stał budynek dworski, zasadzono dąbek. Poeta spotkał się z ludnością miejscową, wśród której znalazło się parę kobiet pamiętających go jeszcze z tamtych czasów.

...Długo obchodził brzegi sadzawki. Tu, w pobliżu, stał kiedyś ich rodzinny dom. To jest Czarny Staw? - pytałam go. Nie - odpowiadał - Czarna Sadzawka. Czarny Staw brzmi jakoś ładniej - mówiłam. Dlaczego ładniej? - pytał zdziwiony. Bo tam, za Krakowem, w Tatrach jest Czarny Staw, malował go Stanisław Witkiewicz-ojciec. A Witkiewicz - to także „nasz”, urodził się na Żmudzi - próbowałam jakiegoś na rzecz „stawu” argumentu. Uśmiechnął się. Tak, tak... Tam, w górach - Czarny Staw, ale tutaj, w Szetejniach - Czarna Sadzawka. Poznałem ją - mówił dalej - i ona mnie poznała. Ale moja ulubiona tu leszczyna mnie nie poznała. Teraz długo szukałem ją w parku. Kiedy byłem chłopcem, wycinałem na łuki jej brunatne pędy. Obecnie - nie znalazłem jej. Może ją w ogóle wycięli? - pytał, rozglądając się dookoła, i znów zapuszczał się w głąb parku.

Nie wiem, czy Czesław Miłosz napisał później jakiś wiersz o Czarnej Sadzawce, ale o nie odnalezionej leszczynie - tak (pt. „Do leszczyny”)...

Lipiec 1999 - był to jego ostatni pobyt w rodzinnych Szetejniach. Ale nie ostatni na Litwie. Później przyjechał już tylko do Wilna. Niezwykłe wydarzenie - pisało się w gazetach, nagłaśniało w tv i radio - zjechało do Wilna aż trzech naraz noblistów: Czesław Miłosz, Wisława Szymborska, Gunther Grass...

Posuwał się w czasie. Los zgotował mu dwa ciosy: śmierć żony Carol i młodszego brata Andrzeja... Rokowano, że „Piesek przydrożny” będzie „ostatnią rzeczą, którą Miłosz napisał”. Ale autor „Doliny Issy” (którą pisał m. in. w stanie dramatycznych przeżyć osobistych) zdobył się na dużo więcej. Po „Piesku...” wyszły w świat jeszcze dwa jego znakomite zbiory poezji - „To” i „Druga przestrzeń”, będące subtelnym dotykiem życia i śmierci.

Jego najulubieńszą porą roku była jesień, osobliwie skąpany w ognistych barwach październik.

...Przeżył tych październików dziewięćdziesiąt dwa. Dziewięćdziesiątego trzeciego już nie doczekał...

...W dalekiej od Krakowa Świętobrości dzwon kościelny dzwonił na mszę żałobną...

Alwida A. Bajor

Wstecz