Jego Wysokość SŁOWO

Styl to dziennikarz

Poprzednim razem rozmawialiśmy z Czytelnikami o stylu potocznym, jednym z kilku podstawowych oraz specjalistycznych odmian, jakie są wyodrębniane w języku polskim. Nawet się nad tym nie zastanawiamy, że niemal codziennie stykamy się ze wszystkimi lub prawie wszystkimi stylami. Czytamy książkę beletrystyczną (styl artystyczny), przygotowujemy się do seminarium z historii, matematyki, angielskiego (styl naukowy), czytamy gazetę, słuchamy radia, oglądamy programy telewizyjne (styl dziennikarsko-publicystyczny), rozmawiamy z kolegami, rodziną (styl potoczny), wypełniamy szczególnie „ulubione” przez nas wszelkiego rodzaju druczki płatnicze (styl urzędowo-kancelaryjny). Tak więc w pewnym sensie mamy do czynienia nie z jednym językiem, lecz z kilkoma. I każdym musimy umieć posługiwać się w odpowiedniej sytuacji, inaczej bowiem możemy się narazić na śmieszność, a nawet na niezrozumienie, bowiem każdy z tych stylów charakteryzuje swoisty zestaw środków leksykalnych, to znaczy ma miejsce różne słownictwo.

Styl publicystyczno-dziennikarski jest bodaj najbardziej złożonym ze wszystkich stylów specjalistycznych. Powinien bowiem odpowiadać nie tylko podstawowym warunkom: komunikatywności i zgodności z zasadami poprawności, lecz i wielu innym. W przeciwieństwie, na przykład, do stylu naukowego czy artystycznego, styl dziennikarski nie ma tak wyraźnego charakteru i występuje w wielu odmianach. Można by nawet mówić o stylu reportaży, stylu felietonów czy też stylu notatek informacyjnych, nawet o stylu poszczególnych dziennikarzy. Tak więc określenie, że styl dziennikarski to taki, którym posługuje się prasa, nie jest ścisłe, bowiem prasa posługuje się bardzo różnym językiem. Zbyt mało jest cech wspólnych, by mówić o jednym, w miarę jednolitym stylu. Niewątpliwie jednak do cech wspólnych można zaliczyć: mieszanie elementów z różnych stylów – potocznego, naukowego, artystycznego, urzędowego, a także właściwy wielu wypowiedziom ładunek uczuciowy.

Ze stylem potocznym łączy go używanie wyrażeń i zwrotów idiomatycznych, wyrazów i wyrażeń sugestywnych, o silnym zabarwieniu emocjonalnym, ułatwiających nawiązanie kontaktu z masowym czytelnikiem. W zakresie słowotwórstwa – skłonność do formacji i konstrukcji skrótowych. To samo odnosi się do składni, która jest prosta, nieskomplikowana, zwłaszcza jeśli chodzi o takie formy dziennikarskie, jak reportaż. Właściwie to bliższe prawdy byłoby stwierdzenie, że wypowiedziom prasowym powinna być właściwa prosta składnia. Bardzo często – wydaje się, zbyt często – w życiu, a właściwie na papierze jest całkiem inaczej. Oto kilka przykładów z naszej prasy wileńskiej.

Fragment artykułu, opatrzonego nadtytułem Kto w imieniu narodu litewskiego złoży ostatni hołd Miłoszowi: Prezydent Valdas Adamkus oraz przewodniczący Sejmu Arturas Paulauskas zamierzają w najbliższych dniach udać się do Aten, by obserwować i oczywiście kibicować teamowi litewskiego kosza podczas wręcz historycznego zmagania drużyny zielonych z „dream team” zza oceanu. Cóż, czwartkowy pogrom na parkiecie olimpijskich Aten, jaki rośli Litwini urządzili potomkom Sparty jedynie może wabić pod prażące słońce, wszak tegoroczne wileńskie klimaty niczym nie ustępują śródziemnomorskim, że aż na plaży nad brzegiem Wilii wystrzeliły wreszcie zuokasowe palmy.

Następny akapit poświęcony jest klimatowi, koszykówce. O Miłoszu ani słowa. Czytamy dalej: Nie o koszu też mowa, bo niezależnie czy z trybuny VIP-ów w Atenach, czy z ekranu w którymś z barów, czy też zwyczajnie przed telewizorem warto kibicować naszej drużynie. Tym bardziej nikogo, wydaje się nie interesuje też fakt, że udając się na południe obydwaj przywódcy, łagodnie mówiąc olewają(!) 89 paragraf Konstytucji mówiący jednoznacznie, że raczej nie mogą razem opuszczać kraju.

Konia z rzędem temu, jak mówili nasi przodkowie, kto potrafi podać przykład gorszego tekstu dziennikarskiego. Ten bowiem nie odpowiada żadnym z podstawowych wymogów stylu publicystyczno-dziennikarskiego. Nie jest ani komunikatywny, ani poprawny pod względem językowym, czy też kompozycyjnym. Co najmniej cztery piąte tekstu to banały na temat pogody i sportu, natomiast temat główny – pogrzeb „syna narodu litewskiego”, jak określa Miłosza autor, doczekał się kilku słów zaledwie. Autor wykazał się również ignorancją polityczną, bowiem w Konstytucji jest zapis o tym, że „przywódcy” nie mogą wyjeżdżać z kraju jednocześnie, a nie razem.

Wyżej mówiliśmy o tym, że styl dziennikarski wchłania w siebie elementy różnych stylów, w tym również potocznego. Nie oznacza to jednak, że wszelkie kolokwializmy nadają się do druku, a także nie w każdym tekście mogą się znaleźć. Inne słowa znajdziemy pisząc o studenckim pikniku czy jakiejś zabawie młodzieżowej (alergię mam na wytarty do dziur wyraz „impreza”), a inne, kiedy piszemy sprawozdanie z poważnej uroczystości. Pogrzeb Miłosza (podobnie zresztą jak każdego innego człowieka) był bez wątpienia uroczystością nie tylko poważną, ale i podniosłą. Dziennikarz nie miał prawa używać w tym tekście wulgaryzmu „olewać”, nawet, jeśli nie znał jego etymologii. Elementarne wyczucie języka i zwykła ludzka kultura powinny być wystarczającą busolą w podobnych wypadkach.

Teksty publicystyczne – a takim jest właśnie zacytowany powyżej fragment – pełnią ważne funkcje w życiu społeczeństwa: nie tylko informują o ważnych wydarzeniach politycznych, gospodarczych, kulturalnych w kraju i poza jego granicami, ale kształtują też opinię społeczną na temat tych wydarzeń, uczą krytycznego spojrzenia na wiele zjawisk, wreszcie – kształtują gusty literackie, artystyczne, ukazują czytelnikowi ideały moralne i społeczne, uczą krytycznego spojrzenia na wiele spraw i zjawisk. Ponieważ razem z dziennikiem czy innym pismem docierają do wielu osób, ich oddziaływanie jest znaczne. Dlatego teksty publicystyczne powinny być przygotowywane szczególnie starannie.

Podczas gdy teksty informacyjne powinny przedstawić zagadnienie ciekawie i zgodnie z prawdą (oczywiście, poprawnym językiem), to od publicystycznych wymaga się znacznie więcej. Powinny zawierać przemyślenia, argumenty, wnioski autora, a wszystko to ma być ujęte w nieschematyczną formę. Duże znaczenie ma dobry, pomysłowy tytuł, który ma zachęcać do przeczytania. Jest rzeczą oczywistą, że powinien ściśle odpowiadać temu, co zawarte jest w tekście, być sygnałem treści.

Oto przykład dobrej publicystyki, stylu dziennikarskiego i tytułu autorstwa innej dziennikarki wileńskiej.

Koń byłby gorszy

Okazało się, że nie taki diabeł straszny... gdy za rogiem czai się jeszcze straszniejszy. Prawdziwy Lucyfer o twarzy Wiktora Uspaskicha, który złowieszczo krąży nad Litwą niczym niegdyś „widmo komunizmu nad Europą”. Kiejdański demon sprawił, że dla konserwatystów nawet trudny męski charme Brazauskasa wydał się ponętny niczym gładkie oblicze anioła. (...) Zgadzam się, że Uspaskich jako szef rządu to byłby wstyd i hańba dla landsbergistów i innych dyszących ciężkim patriotyzmem formacji. Ale pocieszmy się, że historia zna większe kazusy. Na przykład, rzymski cesarz Kaligula uczynił, co prawda, nie premierem, tylko senatorem... swego konia. I nie spowodowało to zawalenia się cesarstwa. Jeżeli mnie pamięć nie zawodzi, zaczęło się ono chylić ku upadkowi dopiero ponad 400 lat po rządach Kaliguli i jego rumaka.

Ironiczny, a nawet sarkastyczny charakter felietonu podkreślają takie wyrażenia, zwroty idiomatyczne i porównania, jak nie taki diabeł straszny; złowieszczo krąży nad Litwą niczym „widmo komunizmu nad Europą”; męski charme; rządy Kaliguli i jego rumaka i inne. To są przykłady jedynie z zacytowanego wyżej urywka (albo urywku, jak kto woli, bo obie formy są poprawne). A ileż ich, celnych i ciętych znajdujemy w całym felietonie! Zdania – czy to pojedyncze, czy złożone – odznaczają się przejrzystą budową. Słownictwo, w zasadzie literackie, nie pozbawione jest wyrażeń i zwrotów potocznych, silnie zabarwionych emocjonalnie. Wszystko to świadczy o umiejętności łączenia środków artystycznych, właściwych dla stylu dziennikarsko-publicystycznego.

Największą bodaj wartość – przynajmniej dla mnie – ma ta publicystyka z innego powodu. Otóż nie ma tu bezczelnie rozpierającego się w polszczyźnie PROBLEMU. Nie ma też (prawie nie ma, bo jednak ten obciach autorka mogła sobie darować) natrętnych modnych słów-wytrychów, które, jak pisze wróg „nijaczenia języka” Adam Wierciński (ale to wróg szlachetny), „wypierają (wyrazy) bliskoznaczne, plenią się, gdzie mogą, a język nijaczeje, staje się brzydki i pretensjonalny, traci giętkość, o której pisał Poeta”.

Słówkiem natrętnym, nadużywanym w języku oficjalnym i potocznym – pisze Wierciński w swej książce „O nijaczeniu języka”, którą mi uprzejmie udostępniła pani Danuta Piotrowicz – stał się od kilku lat „problem”. Znaczył kiedyś „zagadnienie”; „trudną do rozwiązania sprawę”; „zadanie do rozstrzygnięcia”. Z języka naukowego i oficjalnego przeniknął szybko do języka potocznego i zaczął wypierać „sprawę”, „kłopot”, („zmartwienie” też), „kwestię”, „trudność”. I stał się nadużywanym wytrychem językowym.

Pisał kiedyś Poeta, że „o zieleni można nieskończenie”. O problemie też. Odłóżmy go sobie na następny raz. Wart jest, by w poszukiwaniu przykładów poszperać po pismach i zaprezentować go w całej „problemowej” okazałości.

Łucja Brzozowska

Wstecz