Dzień nauczyciela

No cóż… Lato na pewno w tym roku nie wróci, nauka rozpoczęła się już na dobre… Każdego dnia idziemy do szkoły, na ulicach spotykamy bądź przez okna trolejbusu oglądamy osoby z plecakami. Różnego wieku – od maluchów do prawie dorosłych, o twarzach wesołych, a czasem zmęczonych – zdążyły już na nich odbić się trudy szkolne… Ale oto pewnego dnia w rękach wszystkich, śpieszących w kierunku swych szkół, widzimy kwiaty i już wiemy: dzisiaj jest Dzień Nauczyciela…

Zawsze jest inaczej i zawsze podobnie. Ci sami nauczyciele, te same róże bądź goździki. Albo pyszne bukiety. I my - wciąż jeszcze uczniowie swych szkół. Dwanaście Dni Nauczycieli w szkolnym życiorysie większości z nas. Z każdym rokiem, im bliżej do matury, tych świąt pozostaje mniej i mniej. Ale rzadko nad tym się zastanawiamy, bo… natura uczniowska każe nam wykorzystać ten jedyny dzień w roku jak można najlepiej... dla nas samych. Bo w swoje święto nauczyciele mniej myślą o sprawdzianach, odpytywaniu, stresującym wyrywaniu nas do tablicy. Mile się uśmiechają, wstawiają swe kwiatki do wazonów (czasami nawet do wiader, ponieważ się wyczerpał limit innych możliwych pojemników na wodę), pozwalają uczniom zadecydować, co chcą robić w ten uroczysty dzień. Tak też było tego roku.

Na lekcji języka angielskiego sami postanowiliśmy wspomnieć dawne gry „językowe”, poćwiczyć angielską wersję ,,W Szczebrzeszynie brzmi chrząszcz w trzcinie”. Miło było usłyszeć, że pani też uważała tę lekcję za udaną.

Później był litewski. Usiedliśmy razem przy okrągłym stole, a pani opowiadała nam o swych nauczycielach. Po czym zawiązała się dyskusja o zawodzie i powołaniu nauczyciela, czy „warto” nim być. Niestety, prawie nikt z całej grupy nie uwzględnił tego zawodu w swych planach na przyszłość. Ale, jak to niektórzy z nas podsumowali: „nigdy nie mów nigdy”. Nadzieja więc, że jednak będziemy mieli nowe pokolenie pedagogów, pozostaje…

Co było tego dnia na następnych lekcjach, nie wiem. Brałam udział w koncercie, więc musiałam być na próbie. Należy przyznać, że uroczystość się udała. Nauczyciele, usadowieni przy stolikach z płonącymi świecami, mogli nie tylko być widzami i gośćmi, obserwować, co się dzieje na scenie, ale też brać udział w konkursach. Polonistki musiały dokończyć sentencje, panie z litewskiego - rozwiązać zagadki, nauczyciele języków obcych - rozpoznać, w jakich językach napisane zostały zdania, wyświetlone na ekranie. W konkursie historycznym podane były różne daty dotyczące naszego gimnazjum, w tym i data urodzin naszego dyrektora, który, jako nauczyciel matematyki, otrzymał nagrodę za poprawne rozwiązanie „chytrych” zadań matematycznych. Wiele mieliśmy pociechy, gdy nasi panowie od wychowania fizycznego usiłowali jak najdłużej utrzymać obręcza, obracając je na własnych pasach, czego wymagają od nas na lekcjach gimnastyki. Panie od biologii miały nie mniej interesujące zadanie: musiały ułożyć jak najwyższą wieżę z kostek domino. Zadanie niby proste, ale wystarczy jeden zbędny ruch i cała piramida runie. Informatycy tym razem musieli obejść się bez niezbędnego narzędzia swej pracy – komputera i napisać tekst od ręki. Najwięcej jednak śmiechu było podczas ostatniego konkursu. Należało rozpoznać na zdjęciach, przedstawiających miłych dzieciaków, naszych kochanych nauczycieli. Okazało się, że łatwo jest tu popełnić lapsus: pana dyrektora w wieku dziecięcym pomylić z panią wicedyrektor…

Między poszczególnymi konkursami na scenie popisywali się uczniowie różnych klas. Wykonano taniec irlandzki, tańczono pod „La tortura”, zaśpiewano parę znanych piosenek polskich. Wszyscy nauczyciele, którzy zwyciężyli w konkursach, otrzymali nagrody wykonane rękami wychowanków oraz pamiątkowe dyplomy. Nie zabrakło również słów wdzięczności dla tych, którzy przekazują nam swoją wiedzę i dbają o naszą przyszłość. Gdyż – powinniśmy to przyznać szczerze - pomimo większych i mniejszych nieporozumień między nami, uczniami a nauczycielami, nasze wzajemne stosunki nie są złe i szkoła da się lubić. A w taki szczególny dzień jak Święto Nauczyciela, przyjemnie wspomnieć wszystko, co było i jest dobre.

Agata Bosak, uczennica Wileńskiego Gimnazjum im. Jana Pawła II

Wstecz