Diamentowe gody

Sakramentalne „tak” na długie wspólne lata

Państwa Jadwigę i Edwarda Jacewiczów można (i należy!) stawiać za przykład młodym związkom małżeńskim, jak też osobom, które zamierzają stanąć na ślubnym kobiercu. Bo zawrzeć związek małżeński – to żadna sztuka, ale przeżyć w nim sześć dziesiątków lat – na dobre i na złe – to już osiągnięcie życiowe. Tym bardziej, że się potrafiło zachować w tym związku jedność serc i wzajemny szacunek. Że nie było w nim miejsca na codzienne pretensje i urazy, natomiast wzajemnie się wspierało w chorobach i smutkach. Każdego dnia, każdej chwili mogło się liczyć na tę drugą swoją „połówkę”, być pewnym, że nie zawiedzie…

Bo i na solidnym fundamencie – wzajemnej miłości, uczciwości i szacunku – budowali swą rodzinę pani Jadwiga i pan Edward. I chociaż byli tacy młodzi i jak inni w tym wieku - romantyczni i trochę naiwni, mieli jednak wspólną cechę charakteru: wielkie poczucie odpowiedzialności względem innych, względem siebie. A poza tym… Historia ich związku niby niczym szczególnym się nie wyróżnia: spotkali się, zachwycili się sobą, zakochali. Ona, Dziunia Januszkiewiczówna i on, Edek Jacewicz – oboje wilnianie. Oboje z rodzin dość licznych, czyli takich, w których od kołyski rodzice uczą życia we wspólnocie rodzinnej, troski o najbliższych, wzajemnej tolerancji i dobroci…

Sakramentalne „tak” powiedzieli sobie w październiku 1945 roku w wileńskim kościele pw. śś. Filipa i Jakuba. Wiadomo, jaki to był czas i jakże niełatwo dawało się żyć – a co dopiero początkującej rodzinie. Zamieszkali w domu rodziców pani Jadwigi przy ulicy Mickiewicza. Mieszkali tam zresztą przez wiele lat…

Dziś młodzi chcą jak najszybciej oddzielić się, odejść od rodziców, nie będąc jeszcze nawet w związkach małżeńskich. Pani Jadwiga jest zdania, że rodzina wielopokoleniowa pod jednym dachem – to, oprócz pewnych niewygód dla domowników – „wielkie dobrodziejstwo”, bo w takiej rodzinie jedni drugim pomagają, młodzi uczą się od starszych, wszyscy nawzajem się wspierają. A najważniejsze: w licznej rodzinie łatwiej się chowa dzieci, które wiele dobrego mogą nauczyć się od swoich dziadków. W domu rodzicielskim pani Jadwigi – chociaż nie był duży pod względem powierzchni – wszystkim miejsca wystarczało. Tu się urodziły państwu Jacewiczom obie córki, Jadwiga i Krystyna. Tu swoje kochane córeczki wraz z mężem pobłogosławili do ślubu. Tu też przyszedł na świat ich wnuk Daniel.

Pani Jadwiga podsumowuje przeżyte lata: bogactwa z mężem nie dorobili się, ale tego skarbu, jaki dziś posiadają, nie zamieniliby na nic w świecie. To spokój i szczęście rodzinne. Udało im się to, co, niestety, nie wszystkim się dziś udaje. I chociaż obecni diamentowi jubilaci od dawna już mieszkają osobno, ich dom nigdy nie jest ani pusty, ani smutny, ani zapomniany. Nie tylko córki i zięciowie pamiętają o swych rodzicach na co dzień (nie od święta), ale też wielką pociechą dla dziadków są wnukowie, Daniel i Małgosia.

Mówi się, że zgoda buduje. W związku państwa Jacewiczów sprawdza się to stuprocentowo, jak twierdzą jubilaci. I kiedy dziennikarska dociekliwość każe zapytać o trudności życiowe, pani Jadwiga mówi, że najgorsze chwile były wówczas, gdy wynikały jakieś drobne konflikty i nieporozumienia. Właśnie – bo niezgoda potrafi rujnować: atmosferę w domu, chęć do pracy i życia. A obok zgody tym spoiwem w małżeństwie jest pogoda ducha, której można pozazdrościć pani Jadwidze. Podziwiamy ją już od wielu lat w naszej redakcji, odkąd zaczęło się ukazywać pismo. Bo pani Jadwiga była jedną z pierwszych wnikliwych czytelniczek „Magazynu Wileńskiego” i nadal nią pozostaje. Co więcej: regularnie odwiedza naszą redakcję. Przychodzi po czasopisma z Polski (mimo że prenumeruje i czyta wszystkie wydania w języku polskim, ukazujące się na Litwie), po prostu porozmawiać. I każdą swoją wizytą nas zadziwia: byciem na bieżąco wszystkich nowin w kraju i na świecie, i spraw miejscowych Polaków, ale też – nadzwyczajną równowagą wewnętrzną, życzliwością do ludzi.

Państwo Jacewiczowie mówią, że - tak jak inni - pracowali i wychowywali dzieci, dbając o to, by wyrosły na uczciwych ludzi. Żeby wyrosły świadome swego pochodzenia, dumne z własnych korzeni. Obie córki skończyły polskie szkoły, podobnie jak wnukowie. Maleńka prawnuczka Ewunia też kiedyś będzie uczennicą jednej z polskich szkół w Wilnie. A że córkom Bóg dał talenty do muzyki i śpiewu, obie w swoim czasie należały do zespołu „Wilia”; teraz śpiewa w nim wnuczka Małgosia. Zresztą, polska piosenka nie jest rzadkim gościem w domu państwa Jacewiczów – mieszka tam stale. Przy każdej okazji, gdy rodzina się zbiera „u dziadków”, zaraz się rozlega…

* * *

W ostatni piątek października w wileńskim Domu Kultury Polskiej miała miejsce niecodzienna tu uroczystość: zrzeszenie Polski Uniwersytet Trzeciego Wieku w Wilnie (PUTWW) świętował diamentowe gody swoich aktywnych członków: Edwarda i Jadwigi Jacewiczów. Było uroczyście i wzruszająco. Pod dźwięki marsza Mendelssohna wprowadzono do sali diamentową parę. I trudno powiedzieć, kto był bardziej wzruszony: rodzina, goście i przyjaciele czy – sami jubilaci, którzy przyjmowali liczne gratulacje i kwiaty. Diamentowej parze przyszli pogratulować prezes ZPL Michał Mackiewicz, dyrektor Domu Kultury Polskiej Artur Ludkowski, dziennikarze polskich redakcji. Niektórzy koledzy z PUTWW napisali specjalnie na tę okazję wiersze, w których znalazły się strofy o złotej jesieni życia i jego wspaniałym pokłosiu, i o jutrze rozsłonecznionym przez dzieci i wnuków. Diamentowym jubilatom śpiewała Kapela Wujka Mańka i pieśniarka Anna Poźlewicz. Nawet córka Krystyna, mimo wyraźnego wzruszenia, zaśpiewała rodzicom kilka dawnych, a lubianych przez wszystkich piosenek. A że takie melodie jak „Przy kominku”, „Każdemu wolno kochać” i in. wprost zapraszają do tańca, więc jubilaci też nie potrafili oprzeć się pokusie i… dzielnie na parkiecie się spisali.

Było ciepło, domowo i miło. I było oczywiste, że koledzy z PUTWW, z prezesem Ryszardem Kuźmą na czele, przygotowywali tę uroczystość z sercem. Ale największe ciepło i radość emanowały od „winowajców” imprezy, w oczach których błyszczały łzy szczęścia…

Niech więc tak będzie już zawsze: jeśli łzy – to tylko szczęścia, a jesień życia pogodną niech będzie długie jeszcze lata. Pani Jadwidze, która 10 listopada obchodziła swoje osiemdziesiąte urodziny, dodatkowo życzymy zdrowia i wytrwałości w pokonywaniu codziennych trosk.

Helena Ostrowska

Wstecz