Komentarz gospodarczy

Dobrego fachowca… zatrudnię!

Minął pierwszy rok pracy Sejmu kadencji lat 2004-2008. Niby krótki okres, ale jest on zapowiedzią dalszych działań naszej izby ustawodawczej, więc warto się temu przyjrzeć. Co w ciągu tego roku działo się w litewskim „Białym domu”? Co zrobiono w kierunku wzrostu gospodarki i podniesienia stopy życiowej obywatela? Jeśli nie liczyć groszowej podwyżki płac zarobkowych i emerytur – praktycznie nic. Za to w ciągu tego roku nasi posłowie zrobili wszystko, by sejmową trybunę przekształcić w polityczne targowisko i wylęgarnię intryg. Sejmowe dyskusje o tym, komu sprzedać koncern Mažeikiu nafta, powołać czy nie nowe ministerstwo informatyki, a też pogłoski o geszeftach rodziny premiera – wszystko to jest zabarwione brudną polityką. Poza tym środowisko sejmowe i okołosejmowe tryska coraz to nowymi „genialnymi” pomysłami. Np. żona posła Jonasa Ramonasa postanowiła poszerzyć swoje gospodarstwo rolne i przez „pomyłkę” zaorała stuletni cmentarz. Posłom marzy się też nowa sala posiedzeń za ponad 40 mln litów. A jednemu z nich strzeliło nawet do głowy, by Sejm się przeniósł do budowanego Pałacu Władców na Placu Katedralnym (!).

Tymczasem policja i strażacy grożą strajkami i żądają wypłaty zaległej części wynagrodzeń. Niezadowoleni są ze swojej sytuacji materialnej lekarze i nauczyciele.

Podczas gdy władze zastanawiają się, co by tu jeszcze opchnąć ku pożytkowi kraju i… własnych rodzin, nasza gospodarka zwalnia tempo wzrostu, rośnie inflacja, a rządzący różnego szczebla są coraz bardziej bezradni w rozwiązywaniu banalnych codziennych problemów. To śmieszne, że nie potrafią poradzić sobie z wrakami samochodów porzuconymi na poboczach ulic, nie potrafią wytropić (choć to takie proste – szukaj, kto na tym zyska), kto regularnie puszcza z dymem domy w najbardziej prestiżowych dzielnicach miasta, nie radzą sobie też z szarą strefą gospodarczą, a już najbardziej z własną pazernością. Na szczęście obywatele coraz lepiej radzą sobie sami. Po piętnastu latach zmagania się z transformacją ustrojową i gospodarczą, dobry pracownik zaczyna być górą, a szef musi się z nim liczyć.

Co począć ze złomem na czterech kółkach? Stare, zdezelowane samochody są naszą codzienną plagą. Nie tylko zanieczyszczają powietrze, ale porzucone przy domach i na jezdni zagracają podwórka i blokują ruch. Nie zdobią też miasta. Wieczorami i nocą gromadzą się w nich pijacy, narkomani, słowem – margines.

Obecnie w rejonie wileńskim czynnych jest osiem tzw. szrotów, czyli złomowisk demontujących stare samochody. Trzy z nich działają właściwie nielegalnie, bo nie mają licencji. Jak twierdzą przedsiębiorcy, początkowo do wydawania licencji nie była przygotowana Inspekcja Ochrony Środowiska, potem rozpoczął się okres urlopów, następnie kierownicy przedsiębiorstw musieli ukończyć stosowny kurs… i ostatecznie część spółek złomujących stare auta nadal działa nielegalnie. Tymczasem przepisy poważnie się zaostrzyły i pracującym bez licencji spółkom grożą ogromne mandaty, a nawet likwidacja.

Według statystyki, w kraju legalnie działa 166 spółek demontujących stare samochody, mniej więcej tyle samo złomowisk działa na dziko. W razie zaostrzenia kontroli, jeżeli jednocześnie nie uprości się procedury wydawania licencji, część szrotów będzie musiała się zwinąć. Wówczas liczba gruchotów na naszych ulicach wzrośnie.

Pracodawcy uganiają się za fachowcami. Nie jest tajemnicą, że na litewskim rynku pracy coraz trudniej o dobrego specjalistę. Lepsi masowo wyjeżdżają do pracy na Zachód, a nawet za ocean.

Przed kilkoma laty Japończycy zainwestowali w powiecie kłajpedzkim w przemysł samochodowy. Początkowo biznes kwitł, ale minęło trochę czasu i zabrakło fachowców. Tymczasem Japończycy stworzyli tu sporo nowych miejsc pracy, w samej Kłajpedzie – 2500, jeszcze 800 w Plunge i Šilute. I nagle się okazało, że brakuje rąk do pracy. Szef koncernu samochodowego „Yazaki” Max Fuchsswchwanc twierdzi, że nie jest to problem tylko jednego lub kilku przedsiębiorstw. Ostatnio pracodawcy coraz częściej nachodzą Giełdy Pracy w poszukiwaniu dobrych specjalistów. Niestety, tam tylko rozkładają ręce, bo mogą zaoferować tylko pracowników niewykwalifikowanych. Wcześniej nikt nie oferował im godziwej pracy, więc wyjechali. Specjaliści twierdzą, że brak fachowców na rynku pracy stał się już problemem ogólnokrajowym. Japończycy próbowali już szczęścia na Białorusi i Ukrainie. Owszem, w tych krajach łatwiej o dobrych specjalistów, ale zbyt długo trwają procedury związane z zatrudnieniem obcokrajowców. Koło się zamyka. Wszystko wskazuje na to, że zagraniczni inwestorzy zaczną się niebawem z naszego kraju wycofywać, ot chociażby do Słowacji, Rumunii, bądź Turcji, gdzie jeszcze nie ma takiego deficytu fachowej siły roboczej.

Jak zatrzymać pracownika? Jeszcze do niedawna pracodawca był panem i władcą, z którym się nie dyskutowało, bo wskazywał pracownikowi drzwi… za którymi czekali inni chętni do pracy. Sytuacja się powoli odwraca. Zresztą wiadomo, że im częściej w zakładzie pracy zmieniają się pracownicy, tym droższe są koszty własne produkcji.

Właśnie parę tygodni temu na ten temat odbyła się konferencja regionu bałtyckiego. Podstawowym zadaniem uczestników konferencji było przekonanie pracodawców, że czasy się zmieniły, otworzyły się granice na Zachód i już nie da się zatrzymać specjalisty pogróżkami o zwolnieniu. Zresztą dziś nawet dobre zarobki nie zawsze są w stanie zatrzymać fachowca. Coraz bardziej liczą się dobre warunki pracy, stosunek pracodawcy do pracownika, przyjazna atmosfera. Dobry specjalista może już sobie pozwolić na przebieranie w ofertach pracy. Co prawda, na Litwie jest stosunkowo niewiele firm, które zapewniają swoim pracownikom godziwe warunki pracy, ale to się stopniowo zmienia. Tym niemniej coraz więcej pracodawców zapewnia swojej załodze nie tylko godziwe i wypłacane w terminie wynagrodzenie, ale także opłaca swoim pracownikom ubezpieczenia, wyposaża ich w auta służbowe, telefony, a nawet refunduje koszta wynajmu mieszkania. I ci pracodawcy, którzy już zrozumieli, że czas niewolnictwa i podwójnej księgowości w zakładach pracy już się kończy oraz że sukces ich firmy w dużej mierze zależy od załogi, bardzo na tym zyskają. Nie będą musieli uganiać się za pracownikami.

Inna strona medalu. Badania regionu bałtyckiego wykazały, że dla Litwinów kariera zawodowa jest mniej ważna niż wynagrodzenie i warunki pracy. Nie chcemy się też dokształcać. Jesteśmy ambitni: „Mam dyplom i basta, należy mi się dobra praca?”. Tymczasem w krajach rozwiniętych ludzie dokształcają się praktycznie przez całe życie. I tylko na tym zyskują. My też od tego nie uciekniemy... jeżeli zależy nam na wypłacie i karierze.

Szef Państwowej Inspekcji Podatkowej pociesza i straszy. „Na Zachodzie jest rzeczą normalną to, że inspekcja podatkowa interesuje się nie tylko finansami przedsiębiorstw czy spółek, ale także kasą prywatnych obywateli” – twierdzi nowy kierownik Państwowej Inspekcji Podatkowej Modestas Kaseliauskas.

Jednak swoją kadencję Kaseliauskas planuje rozpocząć nie od „zdzierania” nowych podatków, ale od przywrócenia tej instytucji dobrej opinii. Zdaje on sobie sprawę z tego, że jak dotąd Państwowa Inspekcja Podatkowa nie cieszy się zbyt dobrą opinią. Inspektor podatkowy zwykle jest postrachem, przed którym wszyscy drżą i którego nikt nie lubi. Kaseliauskas uważa, że dużo szkody wyrządziły tzw. okrutne akcje podatkowe. Nie przyniosły one korzyści ani państwu, ani podatnikom. W rezultacie było dużo skarg i nieporozumień, a zyskali na tym jedynie adwokaci. Państwowa Inspekcja Podatkowa, zdaniem nowego jej szefa, powinna być jak każda inna instytucja świadcząca dla swego klienta usługi na wysokim poziomie, a stosunki inspektor-klient powinny się opierać na wzajemnym zaufaniu. Oby tak było…

W każdym bądź razie od 1 kwietnia przyszłego roku rozpocznie pracę Podatkowe Centrum Informacyjne, które będzie dysponowało scentralizowaną informacją na cały kraj. Planuje się, że do 2007 roku instytucja ta ostatecznie się ukształtuje i będzie w stanie świadczyć klientom usługi na wysokim poziomie. Przygotowania do powołania PCI idą pełną parą. Szkoli się specjalistów, którzy uczą się też języka angielskiego, co pozwoli im brać udział w międzynarodowych seminariach i współpracować z inspekcjami podatkowymi innych krajów.

Tymczasem nowy szef PIP Modestas Kaseliauskas zamierza poważniej zainteresować się niektórymi spółkami budowlanymi podejrzanymi o podwójną księgowość. Np. jeśli firma dobrze prosperuje, a jej robotnicy mają niskie zarobki, istnieje podejrzenie, że część wypłaty ludzie otrzymują w kopertach. Spółka od tej kwoty nie płaci podatków, traci na tym nie tylko państwo, ale też pracownicy, gdyż ich składki ubezpieczeniowe są mizerne. Takież będą mieli emerytury. Kaseliauskas zapowiada, że odtąd praca Inspekcji będzie zreorganizowana: coraz trudniej będzie ukryć dochód, a grzywny za wykryte kłamstwo będą tak wysokie, że machlojki po prostu przestaną się opłacać.

Starzejemy się. Europa gwałtownie się starzeje. Z dwóch powodów: w krajach o wysokiej stopie życiowej znacznie wydłużył się wiek życia, poza tym panuje niż demograficzny. Lekarze twierdzą, że jeszcze nigdy dotąd ludzie nie dożywali tak sędziwych lat. Ma to swoje dobre i złe strony. Dobre, bo nikt nie chce młodo umierać, a złe… bo społeczeństwo nie jest do takiej sytuacji przygotowane. Ktoś przecież musi utrzymywać emerytów. Tym kimś jest młode pokolenie, które z roku na rok kurczy się liczbowo. W związku z tym mówi się o pilnej potrzebie reformy emerytalnej, a konkretnie o przedłużeniu okresu przejścia na emeryturę. Nawet takie bogate i cywilizowane kraje jak Stany Zjednoczone czy Wielka Brytania mają poważne problemy ze starszymi ludźmi. Stale ich przybywa, a rąk do pracy ubywa.

Europejska komisja „Eurostat” prognozuje, że proces starzenia się społeczeństw (chodzi nie tylko o długość życia, ale głównie o niż demograficzny) najszybciej będzie progresował w nowych krajach unijnych. Zdaniem komisji, na Litwie niski przyrost naturalny co roku o 1 proc. będzie obniżał stopę życiową. Pesymiści prognozują, że do 2050 roku Litwa straci około 25 proc. obywateli i liczba mieszkańców będzie oscylowała w granicach 2 mln. Już dziś coraz dotkliwiej odczuwamy brak rąk do pracy, a za 10 lat sytuacja jeszcze się pogorszy. Odpowiedzialnością za tę sytuację politycy obarczają dwie „winowajczynie”: emigrację i kobietę. Podczas gdy emigracja porywa zdolnych do pracy obywateli, litewska średniostatystyczna kobieta nie chce rodzić. To prawda, ale są to już tylko skutki „choroby”, trzeba zaś szukać jej przyczyn. A te ostatnie przecież są widoczne gołym okiem – trudna sytuacja materialna obywateli, brak pomocy ze strony państwa, mizerne świadczenia dla młodych matek, strach przed przyszłością, a co za tym idzie – ogólny brak motywacji do powiększania rodziny.

Na Litwie statystyczna kobieta rodzi dziś średnio 1.26 dziecka, podczas gdy w 1990 rodziła jeszcze 2.03. Na świecie – z 226 krajów – Litwa pod względem przyrostu naturalnego plasuje się na 222 miejscu. Aktualnie na Litwie 65 rok życia przekroczyło 517 tysięcy obywateli, w 2050 roku będzie ich już 800 tysięcy.

Tymczasem nadal o wiele chętniej inwestujemy np. w beton, czyli w budownictwo, niż w dzieci. Domy, biurowce czy centra handlowe szybko się dziś buduje, szybko sprzedaje i już jest dochód. Z dziećmi o wiele trudniej, bo inwestycja w noworodka może się zwrócić najwcześniej po 20-25 latach. Ale jest to niezbędna inwestycja.

Julitta Tryk

Wstecz