Poezja Alicji Rybałko jest dobra dla muzyki

Doczekaliśmy się koncertu, a ściślej – przedstawienia poetycko-muzycznego, o którym z ręką na sercu możemy powiedzieć: to wydarzenie. Swoją drogą: nie mogło być inaczej. Symbioza dwóch wielkich talentów: poetka Alicja Rybałko i muzyk Zbigniew Lewicki. I trzecia część składowa, bardzo ważna: całe grono przewspaniałych wykonawców. Jakże bogate jest Wilno: ileż ludzi obdarzonych iskrą bożą jednocześnie na scenie. Ta premiera – to ważny punkt na mapie polskiego wileńskiego życia artystycznego. Ześlij, Boże, hojnych sponsorów, którzy by umożliwili pokazanie tego przedstawienia poza stolicą litewską. Nie ma obawy, ilekroć się zaprezentują, ludzie wypełnią salę. Tak też było podczas premiery w wileńskim Domu Kultury Polskiej przy Nowogródzkiej.

Alicja Rybałko urodziła się w Wilnie. Ukończyła polską szkołę średnią nr 5. Następnie – Uniwersytet Wileński. Doktor nauk biochemicznych. Pracowała m. in. w Centrum Genetyki Człowieka. Poetka, tłumaczka (m. in. z litewskiego i szwedzkiego). Autorka tomików wierszy: „Wilno, ojczyzno moja” (Warszawa, 1990), „Opuszczam ten czas” (Warszawa, 1991), „Listy z Arki Noego” (Wilno, 1991), „Będę musiała być prześliczna” (Warszawa, 1992), „Moim wierszem niech będzie milczenie” (Kraków, 1995, 1996). Jest autorką wyboru, opracowania i tłumaczką wielu tekstów antologii literatury litewskiej lat dziewięćdziesiątych XX wieku pt. „Sen Mendoga”. Obecnie z rodziną mieszka w Münster (Niemcy).

Pomysł Zbigniewa Lewickiego. Idea przedstawienia poetycko-muzycznego od dawna dojrzewała... w szufladzie. Inspirowanego poezją Rybałko, właśnie. Dotarł do jej wierszy i dał sygnał, że są one dla niego ważne. Alicja zapaliła mu zielone światło, mówiąc krótko: rób jak chcesz. Zrobił. Stworzył muzykę, dokonał opracowań. Zgromadził tych, którzy skorzy są na każdą „awanturę” artystyczną. I czekał, jak sam przyznał, na wokalistkę tej miary, co Ewelina Saszenko. Wielki talent poparty urodą, i tym, co się określa jako dar sceniczny. Stworzył spektakl z prawdziwego zdarzenia. Z nastrojem święta (zapalane, a na zakończenie wygaszane świece w lichtarzach), z mądrymi strofami poetyckimi, z zawartą w nich prawdą o nas samych, o ludzkim losie. Każdy z wykonawców odnalazł siebie w tym, co grał. Ktoś powiedział, że to rzecz o przemijaniu. Wątpliwe. Przecież Alicja opisuje to, co nas otacza i robi to wierszem bardzo współczesnym, zawsze z przesłaniem. To też poezja pasująca do różnych rodzajów muzyki. Sentymentalnej, nastrojowej, refleksyjnej i ...mocnego uderzenia – to ostatnie odnosi się do grupy czterodziewczęcej nazywającej się przekornie – „Zimbabwe”. Oto pozostali bohaterowie tego przedstawienia: Wileńska Orkiestra Kameralna. Jej utalentowana skrzypaczka Anna Ursuł-Kijewicz później powie: „Nam po prostu bardzo się chciało grać, byliśmy nadzwyczaj ciekawi, co z tego wyniknie, choć z góry zakładaliśmy: jeśli Zbyszek wymyślił, będzie dobrze”. Kapela Wileńska, „Słudzy kantyku” – chórek z kościoła franciszkańskiego, który szczególnie pięknie wypadł śpiewając pieśń cerkiewną. Utalentowane recytatorki, dwie czołowe dziennikarki Radia „Znad Wilii” – Renata Widtmann (jak to się dzieje, że w jednym ciele aż tyle talentów?) i Krystyna Kamińska, umiejscowiona pomysłowo w ramie na podwyższeniu, jak z wiersza Alicji: „niby księżniczka pani z wysokiego zamku”. Wierszy w ich wykonaniu można słuchać bez końca. Zbigniew Sienkiewicz śpiewający w duecie z Eweliną, tancerz Jerzy Judycki ze „Zgody”, tworzące tło taneczno-ruchowe dziewczęta ze szkoły im. Władysława Syrokomli. Pani Stanisława Ingielewicz z „Sużanianki”, która wykonała (jakiż wspaniały głos) rzewną piosenkę o sierocie. Kierowniczka tego zespołu Margaryta Krzyżewska powiedziała, że gdy Lewicki zaproponował włączenie ludowej piosenki, wybór z mety padł na panią Stanisławę. Ona z kolei dodała, że do Sużan po nie przyjechała niczym prawdziwy anioł Regina Lewicka – żona Zbigniewa. Dodajmy, anioł stróż i dobry duch całego przedstawienia. Andrzej Pilecki – muzyk, członek Wileńskiej Orkiestry Kameralnej, tym razem wystąpił w roli autora scenariusza. Artur Płokszto – jako narrator, mało tego – zatańczył z Renatą Widtmann i wtedy scena miała, jak w wierszu Alicji, „twarz starego walca”.

Gdzieś w końcu przedstawienia padły słowa: „Więcej o wiersze mnie nie proście...”. Jakaż szkoda! Bo któż nam tu, w Wilnie i na Wileńszczyźnie piękniej powie o Bożym Narodzeniu: Ci trzej królowie ze świątecznych życzeń/ zgubili gdzieści betlejemską gwiazdę/ i szli żałośnie tupiąc poprzez styczeń,/ cały pachnący piernikowym ciastem./ A było im markotno co niemiara,/ bo gdzieś się w drodze mirra zapodziała./ Niech sobie idą gdzie cyprysy rosną!/ A my pod drzewkiem wycinanym w ząbki/ nućmy pod nosem kolędę radosną./ Szkoda, że krótką -/ tylko od bombki do bombki.

Halina Jotkiałło

Wstecz