Komentarz gospodarczy

Głuszec, gdy tokuje, nic nie słyszy, nic nie czuje

Decyzje, które podejmuje lub planuje podjąć w najbliższym czasie rząd, są częstokroć dziwne, niekiedy paradoksalne.

Zacznijmy od nowelizacji ustawy o zdrowiu. Rozumiem, że chory ma prawo do tajemnicy o stanie jego zdrowia, ale u nas wybrano ku temu najbardziej pokrętną z dróg. Zbyt długo trwa konflikt ministra finansów oraz ministra gospodarki dotyczący zgłoszeń na otrzymanie funduszy europejskich. A jak można ocenić dyskusję odnośnie podwyżki gaż o 50 litów? Zanim podjęto decyzję, do upadłego deliberowano, ile to będzie kosztowało. Tymczasem nie słychać większej dyskusji na temat planowanej podwyżki (aż o 3 tysiące litów!) uposażenia posłów na Sejm, którzy i tak co miesiąc pobierają ponad 4 tysiące (nie licząc dodatków na prowadzenie biura, nieodpłatnych hoteli, telefonów i wydatków na samochody).

I jeszcze jedna złota myśl, która zrodziła się w mądrych głowach naszych polityków. Otóż zastanawiają się oni, w jaki sposób obniżyć wynagrodzenia osobom starszym. Ich zdaniem, starsi są mniej produktywni, a więc powinni być niżej opłacani. Ciekawam, czy dotyczy to również posłów, którzy mają po 70, a nawet 80 lat?

Przykry jest fakt, że nie uczestniczyliśmy w tym roku w obradach Światowego Forum Ekonomicznego w Davos.

Zbagatelizowano litwę. O Litwie, litewskich towarach na rynkach europejskich jest coraz głośniej. Takie artykuły spożywcze jak wędliny, nabiał, pieczywo, piwo dobrze znane są w Polsce, Niemczech, Hiszpanii i nawet Francji. O wiele gorzej wypadło nam z Davos i nikt właściwie nie wie, dlaczego nas tam zabrakło.

Szkoda. Podczas tegorocznego Światowego Forum Ekonomicznego ponad 2 tys. gospodarczych i politycznych decydentów z całego świata dyskutowało m. in. o przyszłości Iraku, kryzysie dolara, liberalizacji handlu i globalnej koniunkturze. Hasłem przewodnim było „bezpieczeństwo i dobrobyt warunkiem pokoju”. W forum uczestniczyło 72 ministrów, naszych wśród nich nie było.

Może zapomniano o krajach bałtyckich? Nie, bo Estonia i Łotwa zaproszenia dostały. Zbagatelizowano jedynie Litwę. Niektórzy mówią, że to z powodu już mocno przestarzałego skandalu z Rolandasem Paksasem, inni twierdzą, że organizatorów spłoszyła sprawa „rezerwowej” przeszłości ministra Antanasa Valionisa z KGB.

A może Europę odstrasza to, co się u nas od paru dobrych lat dzieje? Żyjemy skandalami i wszelkiego rodzaju aferami. Widocznie organizatorzy Forum nie bardzo wiedzieli, z kim z naszego rządu można poważnie rozmawiać.

Dyskryminacja w świetle prawa. Co prawda wiek emerytalny stale się wydłuża, jednak i emerytów stale przybywa. Specjaliści obliczyli, że w 2025 roku, czyli za 10 lat, dziesięciu pracujących będzie musiało utrzymać aż 8 emerytów.

Przedłużając wiek emerytalny, władze starają się nie tylko odciążyć finansowo fundusz emerytalny, ale też zmniejszyć obciążenie osób pracujących, z których składek utrzymywani są emeryci. Jednak nawet fachowiec o bardzo wysokich kwalifikacjach z biegiem lat traci nie tylko wydajność, ale też nie jest w stanie zachować jakości wykonywanej pracy. Czyli pracownicy w starszym wieku są dla pracodawcy nieatrakcyjni.

Zdaniem zastępcy dyrektora generalnego Konfederacji Przemysłowców Litwy Andrieja Nikitina, rząd powinien szukać alternatywy dla wydłużania wieku emerytalnego. Nikitin proponuje... by praca osób w wieku emerytalnym była niżej opłacalna. Jego zdaniem, starsi ludzie trudniej się uczą, opornie opanowują nowe technologie, więc powinni być gorzej wynagradzani. Podobnie myśli docent Uniwersytetu Wileńskiego Romas Lazutka. Tymczasem poseł Algirdas Sysas prognozuje, że jeśli w 2006 roku rząd uprawomocni ten „genialny” wynalazek, wywoła to wielkie niezadowolenie lub nawet zamieszki. Byłaby to bowiem dyskryminacja osób w starszym wieku. Zresztą ukryta już dawno istnieje. Nawet osoby świeżo po czterdziestce mają problem ze znalezieniem pracy. Ewentualni pracodawcy najpierw pytają bowiem o wiek, a dopiero potem o wykształcenie, doświadczenie bądź zawód.

Jeśli myśl o uprawomocnieniu takiej dyskryminacji kiełkuje w głowach polityków, to dobrze by było, by zaczęli od własnego podwórka. Wydajność posłów, ministrów i różnych spasionych na państwowych posadach urzędasów też się z wiekiem obniża. A emerytów w tym gronie jest sporo.

Dalszy kryzys dolara. Dolar ciągle dołuje. Tylko w ciągu ubiegłego roku jego kurs wobec euro obniżył się o 8 procent. Co prawda, ostatnio prezydent Stanów Zjednoczonych George W. Bush zakomunikował, że nowa administracja prowadzi politykę wzmocnienia dolara. Kongres USA w najbliższym czasie zapowiada korekty budżetu, ograniczenie wielu wydatków administracyjnych, rezygnację z dofinansowywania niektórych programów branżowych itp. W ten sposób Stany mają zamiar o połowę zmniejszyć deficyt budżetowy kraju i wzmocnić kurs dolara. Jednak finansiści i bankowcy w najbliższym czasie nie przewidują wzrostu kursu waluty amerykańskiej.

Dyrektor Departamentu Polityki Pieniężnej Banku Litwy Raimondas Kuodis, jak też inni europejscy specjaliści są zdania, że słaby dolar w tej chwili jest Stanom Zjednoczonym po prostu potrzebny, by obniżyć zbyt wysoki deficyt konta bieżącego oraz by niski kurs korzystnie wpływał na deficyt handlowy USA.

Może słaby dolar jest dla Stanów wygodny, jednak wiele innych krajów reaguje na to dość boleśnie. Niektóre banki zapowiadają, że w takich układach będą zmuszone zmniejszyć swoje rezerwy dolarowe, czyli sprzedać część amerykańskich papierów wartościowych (rezerwy dolarowe zwykle są w postaci papierów wartościowych USA). Taki zamiar już ogłosiły banki centralne Rosji i Indonezji, przymierzają się do tego również Chiny. Podczas gdy w roku 1970 dolarowe rezerwy w bankach świata stanowiły 80 proc. ogółu, to obecnie 65. Z uwagi na to, że amerykański dolar przez wiele lat był na świecie silną i dominującą walutą, taki 15-procentowy spadek jest niepokojący.

Zdrowie na podpis. Znowu mamy nowelizację ustawy o zdrowiu. Obecnie, jak się trafia do szpitala, trzeba złożyć aż pięć sakramentalnych podpisów. Pierwszy podpis potwierdza zgodę pacjenta na leczenie, drugi wizuje imię i nazwisko osoby, którą można wtajemniczyć w przebieg leczenia, trzeci potwierdza, że pacjent zapoznał się z regulaminem szpitala. Jeżeli zechcą obejrzeć go studenci, też musi wyrazić zgodę na pismie. Piąty podpis jest niezbędny pod zgodą na takie lub inne leczenie. W przychodniach jest jeszcze zabawniej. Najpierw trzeba zawizować podpisem zgodę na to, by lekarz w ogóle zaczął leczyć, potem składamy parafkę pod zgodą na to, by wystawił nam receptę na taki czy owaki lek. Paranoja w klasycznym wydaniu. Bo skąd obywatel bez medycznego wykształcenia może wiedzieć, jakie draństwo lub panoptikum specjalista mu proponuje? A jak lekarz ma postąpić w przypadku, gdy przywiozą mu nieprzytomnego pacjenta? Ratować życie czy szukać rodziny, która złoży stosowne podpisy?

A ekonomika kuleje. Nasi politycy jak głuszce tokują, rozkoszując się statystycznym wzrostem gospodarczym kraju. A głuszec, gdy tokuje, to, wiadomo, nic nie słyszy, nic nie czuje. Tymczasem wszystko przemawia za tym, że opowiadania o tym wzroście należy już między bajki włożyć. Ostrzega już nas o tym Bank Światowy. Nasz minister finansów zaś zapowiada wręcz kryzys finansowy. Zdaniem analityków, nic dobrego nam nie wróżą i ostatnie działania Ministerstwa Gospodarki. Wydaje się, że minister Wiktor Uspaskich zbyt szybko wczuł się w nową rolę i zaczyna po carsku regulować pomocą finansową z Europy. Najpierw zabezpieczył swoich, a potem zdecydował o zaprzestaniu przyjmowania zgłoszeń na pozyskanie europejskich funduszy. Partia ministra Uspaskicha w ogóle świetnie sobie radzi, biorąc pod uwagę pogłoski o zamiarach tworzenia przez nią spółek konsultacyjnych, które będą pomagać przedsiębiorstwom w układaniu biznesplanów i projektów na pozyskanie funduszy unijnych. Nie za darmo, oczywiście. Za lichwiarski procent! Za to Partia Pracy miała ponoć gwarantować, że projekt made in PP zostanie potraktowany pozytywnie.

Nasza komisarz w Brukseli i analityk finansowy Margarita Starkevičiute w ogóle ostro krytykuje pomysł tworzenia takich spółek doradczych. I chodzi jej nie tyle o to, kto będzie doradzał, lecz o procenty pobierane za tę usługę. Tzw. pośrednicy potrafią bowiem łyknąć aż 60 procent pozyskanej kwoty, podczas gdy tego rodzaju usługi nie mogą przekraczać 10-15 proc. Ciekawam, czy słyszeli o tym głuszce?

Julitta Tryk

Wstecz