„WILIA”: jubileusz półwiecza

Wilenka, Wilia - dwie ojczyste rzeki

Na dłoniach Litwy niby uścisk ręki.

Dlaczego miasto kocham, jak człowieka?

Bo tak jak człowiek moje miasto piękne.

(Sławomir Worotyński)

„Pieśń ujdzie cało...”

W tym pięknym mieście nad brzegiem Wilii pół wieku temu powstał pierwszy na Litwie Polski Ludowy Zespół Pieśni i Tańca ,,Wilia”.

Należałam do tych członków zespołu, którzy od samego początku uczestniczyli w jego działalności. Ponieważ miałam predyspozycje głosowe, zapisałam się do chóru. Przez cały czas swego pobytu w zespole nie tylko uczestniczyłam w próbach i koncertach, byłam jednocześnie wiceprezeską i członkinią rady zespołu.

Nastąpiła zmiana w moim życiu osobistym. Wyjechałam do Polski na pobyt stały. Z wielkim żalem opuściłam Wilno, rodzinę, przyjaciół i ,,Wilię”, lecz na dobrą sprawę nigdy nie zrywałam kontaktów z zespołem i jego członkami. Byłam zapraszana na koncerty jubileuszowe i na scenie śpiewałam razem ze swoją siostrzenicą Anią Morozową. Ze mną do ,,Wilii” uczęszczała moja młodsza siostra Anna, a od roku 1987 jej córka Ania - dziewczyna muzykalna, z ładnym sopranem, a na co dzień nauczycielka języka rosyjskiego i plastyki w podwileńskiej polskiej szkole średniej w Ciechanowiszkach.

Po przyjeździe do Polski, kiedy poznałam pana Mariana Domańskiego - redaktora działu muzyki ludowej Radia Polskiego w Warszawie, skontaktowałam go z Władkiem Korkuciem - chórmistrzem ,,Wilii”. Mam wielką satysfakcję, że to właśnie dzięki mnie zespół zyskał w osobie pana Mariana świetnego fachowca i konsultanta. Zostawił wiele nowych pozycji specjalnie opracowanych dla ,,Wilii”. Współpracował z zespołem przez długie lata.

Nawiązałam także kontakty z weteranami ,,Wilii” zamieszkałymi o wiele wcześniej w Polsce. Gdy po raz drugi ,,Wilia” przyjechała do Macierzy na występy gościnne jesienią 1975 r., powitaliśmy ją serdecznie. W gronie witających zespół w Domu Kultury Wojska Polskiego w Warszawie byli pierwsi jej współorganizatorzy i uczestnicy: Antoni Gajewski, Jadwiga i Ryszarda Romanowskie, Teresa Garszkówna-Rogala, Jerzy Urbanowicz, Irena Woronko-Berger, Teresa Rymszanka, Janusz Pilść i Ewa Kamila Malawko-Tomasik. Ewa Tomasik wystąpiła we własnym i naszym imieniu z pięknymi życzeniami dla ,,Wilii”. Na koncert do Domu Kultury Radzieckiej na Foksal przywiozłam swoją klasę maturalną, a sama starym zwyczajem zajęłam miejsce wśród pierwszych altów i jak dawniej uczestniczyłam w koncercie.

Lata spędzone w zespole to był najwspanialszy okres mojej młodości. Dziś mogę wspomnieć tamte czasy z pewną nutką nostalgii i tęsknić za czymś, co już nie wróci. Doświadczenia zdobyte w zespole mogłam wykorzystać w swojej pracy pedagogicznej.

W zespole rodziły się przyjaźnie, które przetrwały przez długie lata. Czas dla nas się nie liczy i chociaż jesteśmy oddzieleni od siebie granicą, nie odczuwamy prawie żadnego dystansu. Przy spotkaniu, czy to w Wilnie, czy w Warszawie, mamy o czym rozmawiać, powspominać czasy, gdy byliśmy młodzi, pełni werwy i chęci do tańca i śpiewu. A przecież na tak odległej przestrzeni lat sporo się wydarzyło w życiu każdego z nas i chociaż inaczej teraz wyglądamy, lecz bez trudu się odnajdujemy i przy spotkaniach szybko powraca dawna serdeczność i zażyłość.

* * *

Chciałabym się cofnąć do czasów, gdy ,,Wilia” dopiero się rodziła. Posłużę się częściowo wspomnieniami osób, które miały w tym swój największy udział.

Na pewnym zebraniu rady zespołu (11.05.1966) postanowiliśmy nawiązać kontakty z organizatorami ,,Wilii”, którzy w owym czasie mieszkali w Polsce. Korespondencję z nimi powierzono mnie. Swoje wspomnienia przysłali Teresa Garszkówna-Rogala, Barbara Garszkówna-Kondratiuk, Teresa Skupiówna-Stundis, Antoni Gajewski i Tadeusz Stefanowicz. Ich wspomnienia stanowią dziś ważny dokument, pokazujący, w jakich okolicznościach powstawał zespół.

Ze wspomnień Tadeusza Stefanowicza: ,,W owym czasie w domach akademickich, w jednym pokoju najczęściej mieszkała młodzież różnej narodowości. Tak się jednak złożyło, że w 1955 r. w jednym pokoju zamieszkały aż cztery Polki. W tej sytuacji powstało coś w rodzaju małej polskiej placówki. Mieszkały w tym pokoju studentki Anna i Irena Łukaszewiczówne, Teresa Birulanka i Jadwiga Wojciechowska. Nocowała tam również siostra Teresy – Karina, pracująca w pobliskim zakładzie produkcyjnym.

Otóż z inicjatywy mieszkanek tego pokoju oraz studenta Instytutu Pedagogicznego Antoniego Gajewskiego pojawiło się na poszczególnych uczelniach ogłoszenie, że w dniu 19 marca 1955 r. o godz. 19 w Centralnym Gmachu Uniwersytetu w sali Nr 33 odbędzie się spotkanie polskiej młodzieży akademickiej z okazji 84. Rocznicy Komuny Paryskiej. Na zebranie przybyło ponad 40 osób. Przewodniczył Antoni Gajewski. Nawiązując do Komuny zadeklamował kilka wierszy znanych poetów i coś z własnej twórczości. Był to wieczór autorski początkujących poetów zrzeszonych wokół ,,Czerwonego Sztandaru” (dziś ,,Kurier Wileński”). Po zakończeniu części oficjalnej wśród pozostałych 12 osób wywiązała się ożywiona dyskusja na temat potrzeb kulturalnych młodzieży narodowości polskiej. Ktoś proponował utworzenie kółka literackiego, ktoś znów - dramatycznego. Ostatecznie jednak postanowiono zorganizować Polski Zespół Pieśni i Tańca. Nie odkładając sprawy ,,na potem” wybrano komitet organizacyjny, do którego weszli Antoni Gajewski, Henryk Wincel, Teresa Garszkówna, Józef Siwicki i ja - T. Stefanowicz”.

Pierwszym pociągnięciem powstałego komitetu było zalegalizowanie swojej działalności artystycznej. Antoni Gajewski załatwił sprawy w Miejskim Komitecie Partii, a Teresa i Tadeusz u prorektora Mitropolskiego.

Następne zebranie odbyło się już legalnie na wydziale biologii na Cziurlionio 23. Uczestniczyło w nim znacznie więcej młodzieży, najwięcej absolwentów z ,,Piątki”, było także sporo młodzieży ze środowisk robotniczych. Wybraliśmy nowy komitet, w skład którego weszli Tadeusz Stefanowicz, Teresa Garszkówna, Janina Dubrowska, Antoni Gajewski i Wierszyło - reprezentanci różnych uczelni. Tadeusz Stefanowicz został prezesem. W osobie Teresy Garszkówny zespół zyskał zdolną akompaniatorkę. Na tym właśnie zebraniu rozpoczęto zapisy do poszczególnych grup: chóru, grupy tanecznej i kapeli.

Ten tworzony przez nas zespół i jego pierwsze koncerty były jak gdyby kontynuacją twórczości amatorskiej istniejącej w Szkole Średniej nr 5. Tylko z mojej byłej klasy do grupy tanecznej weszły dziewczyny, które już w szkole improwizowały figury do różnych tańców ludowych. A były to Basia Garszkówna, Zosia Suboczówna i Rysia Romanowska. Dziewczęta i chłopcy z innych klas, dawni członkowie kółka tanecznego, również zasilili grupę taneczną: Halina Gajdisówna, Krystyna Butkiewiczówna, Regina Kijkowska, Marysia Kozłowska, Józef Siwicki, Franek Kowalewski, Zdzisław Tuliszewski i Anatol Woronko.

Basia Garszkówna wspomina: ,,Grupa taneczna, do której należałam, była chyba najtrudniejszym odcinkiem pracy naszego zespołu...

Dzisiaj wydaje się niewiarygodne, że zupełnie sami przygotowaliśmy kilka tańców, które na koncercie wypadły nie najgorzej, a przecież warunki do ćwiczeń i pracy były bardzo złe”.

Dla wszystkich grup ten krótki okres przygotowawczy był bardzo pracowity.

Jak o tym pisze Teresa w swoim pamiętniku: ,,Próby odbywały się niemal codziennie, ponieważ chór i inne grupy przygotowywały się gorączkowo, osobno i wspólnie. Ileż to godzin spędziłam wówczas przy pianinie. Wracaliśmy z prób nierzadko o godzinie pierwszej w nocy z Cziurlionio, Nowogródzkiej lub ze szkoły Nr 5. Były dni, w których ogarniało nas zwątpienie i niepewność”.

O trudnościach, jakie miał pokonać zespół wspomina Tadeusz Stefanowicz: ,,Należy stwierdzić, że o ile amatorskie zespoły tworzone z inicjatywy organizacji społecznych miały stosunkowo łatwą drogę startu, o tyle nasz zespół stworzony pozaprogramowo, bez zewnętrznego poparcia, miał sporo trudności. Niewłaściwe interpretacje naszych intencji, biurokratyczne podejście do naszych spraw ze strony niektórych czynników, stwarzały drobne, ale przykre przeszkody, które musieliśmy czasami pokonywać poprzez Centralny Komitet Partii, który darzył pełnym zrozumieniem nasze poczynania”.

W dalszej części swoich wspomnień Tadeusz pisze: ,,Nie tylko młodzież brała czynny udział przy tworzeniu zespołu. Dużą pomoc w takim czy innym zakresie okazali również przedstawiciele starszego pokolenia. A więc, prof. Jerzy Orda zgłosił gotowość kierowania kółkiem recytatorskim. Pracownik Teatru Dramatycznego pan Siwicki zaopatrywał naszych tancerzy w stroje stylizowane. Pożyteczną radą w sprawach organizacyjnych również służył pan Stefan Lisowski, długoletni przewodniczący rady rodzicielskiej szkoły Nr 5.

Nierzadko wieczorem, gdy odbywały się próby chóru, przychodzili starsi ludzie stęsknieni polskich melodii. Częstym gościem była nauczycielka ,,Piątki” Janina Pieniążek. Nieraz też przychodził ulubieniec młodzieży profesor Aleksander Jabłoński”.

O tym, jak wyglądała praca z panem Jerzym Ordą wspomina Teresa Skupiówna-Stundis: ,,Brałam udział w dwóch pierwszych koncertach. Na pierwszym koncercie deklamowałam ,,Koncert Chopina” Ort-Ota, na drugim - ,,Redutę Ordona” A. Mickiewicza. Co przede wszystkim utkwiło mi w pamięci? Praca z panem Jerzym Ordą. Spotkaliśmy się z nim po raz pierwszy w niewielkiej salce. My - to znaczy kandydaci do wzięcia udziału w projektowanym koncercie. On, starszy pan, niewysokiego wzrostu, który postanowił cały swój wolny czas poświęcić pracy społecznej z nami i nad nami. Recytowaliśmy, co kto pamiętał, a pan Orda cierpliwie słuchał, pytał, ustalał, kto do czego się nadaje. Zadziwiał mnie już wówczas trafnością swoich uwag i bezgraniczną cierpliwością. A potem zaczęły się próby. Profesor Orda umawiał się z każdym z nas indywidualnie i pracował bez wytchnienia całymi godzinami. Pan Orda zawsze mówił cicho, spokojnie i był bardzo wymagający. Praca z nim dawała mi ogromne zadowolenie, ogromną satysfakcję. Pamiętam dokładnie, że najpierw trzeba było ćwiczyć wiele razy, aż każde słowo nabrało treści i jak dźwięk w gamie znalazło swoje miejsce. Nigdy chyba w życiu nie pracowałam tak gorliwie, z takim zapałem, jak na próbach z Jerzym Ordą”.

Najbardziej ofiarnymi działaczkami zespołu w jego pierwszym okresie były siostry Łukaszewiczówne, które sprawie krzewienia pieśni polskiej poświęcały cały swój wolny czas. Z wielkim uznaniem mówi o Ani i Irce Antoni Gajewski: ,,Nie należały do komitetu, bo nie chciały, ale nic się nie działo w zespole bez ich wiedzy. Większość osiągnięć w zespole można śmiało przypisać ich inicjatywie, niezmiernej aktywności, sztuce znajdywania coraz to nowych członków. One wystarały się o pierwszego dyrygenta chóru Piotra Termiona, który w ciągu dłuższego czasu bezinteresownie prowadził chór. Wydatki zespołu związane z przygotowaniem programów artystycznych pokrywane były ze składek członkowskich. Bardzo często jednak tak się składało, że uzbieranych pieniędzy nie wystarczało na pokrycie wydatków i wtedy z wydatną pomocą przychodziły znów Łukaszewiczówne. Bez nich trudno było wyobrazić harmonijną działalność zespołu. Brały udział w niewdzięcznej pracy załatwiania formalności, nie szczędziły czasu, wykonując najrozmaitsze obowiązki z prowadzeniem chóru (nocami przepisywały nuty)”.

Po wielu dniach żmudnej pracy nadszedł ten długo oczekiwany dzień - 8 maja. Tego dnia odbył się w Wielkiej Auli Uniwersytetu przy ulicy Cziurlionio pierwszy nasz koncert. Wśród licznie zgromadzonych widzów byli i honorowi goście – władze uniwersytetu, przedstawiciele CK Partii oraz redakcji ,,Czerwonego Sztandaru”, która już od pierwszych dni objęła zespół patronatem prasowym.

Dwa pierwsze koncerty różniły się od tych następnych. Była to składanka przedstawiająca oddzielne pozycje.

Jako pierwszy wystąpił chór przygotowany w dość krótkim czasie przez Piotra Termiona – wówczas studenta Szkoły Muzycznej. Chór wykonał piosenki: ,,Wilia” i ,,Pieśń Filaretów” do słów A. Mickiewicza, ,,Kukułeczkę” i wiele innych. Od tego pierwszego koncertu mottem zespołu została piosenka ,,Wilia naszych strumieni rodzica...” – szlifowana przed każdym koncertem, śpiewana bez akompaniamentu – a` capella.

Następnie wystąpiła grupa taneczna. Polonez przeplatała recytacja fragmentów ,,Pana Tadeusza”. Poloneza prowadził Jurek Urbanowicz z Rysią Romanowską, partnerem Basi Garszkówny był Zdzisław Ingielewicz, z Zosią Suboczówną w parze tańczył Franciszek Kowalewski, z Marią Kozłowską – Zdzich Tuliszewski. Najbardziej spodobał się widzom taniec z tamborynami wykonany przez Basię, Rysię i Zosię.

Drugi koncert był poświęcony setnej rocznicy śmierci A. Mickiewicza i odbył się 27 listopada w tejże auli uniwersyteckiej.

Oprócz chóru i tancerzy w pierwszym i drugim koncercie wystąpili recytatorzy i indywidualni soliści: Jadwiga Pietraszkiewiczówna – solistka Opery Wileńskiej (później Opery Łódzkiej), Hanka Kwiecieniówna – znana śpiewaczka, Halina Biedunkiewiczówna – studentka Konserwatorium oraz Władysław Korkuć. Śpiewał także Jan Markiewicz – poeta i kompozytor. Ponadto solo wystąpiły – utalentowana pianistka Halina Znajdziłowska oraz zdolna studentka klasy fortepianu Alina Taraszkiewiczówna-Pascal (mieszka i komponuje w Paryżu).

Recytatorzy deklamowali wiersze Mickiewicza. Olbrzymie brawa zebrała Teresa Skupiówna.

Na pewno nie obyło się bez braków i niedociągnięć. Odnieśliśmy jednak wrażenie, że te koncerty spodobały się publiczności, chociaż były także głosy krytyczne. Ale daliśmy ludności polskiej to, czego najbardziej pragnęła – cząstkę ojczystej kultury.

Cdn.

Irena Berger (Woronko)

Wstecz