Na tropach bohaterów powieści Józefa Mackiewicza

Sergiusz Piasecki, i kobieta jego życia

(Ciąg dalszy. Początek patrz w nr nr 7, 8, 10, 12 ub. r., 1 br.)

Dzień przed śmiercią otrzymał z wydawnictwa swoją „Wieżę Babel”, której w całości nie był już chyba w stanie przeczytać. Do tej powieści o losach wojny i okupacji na Wileńszczyźnie przywiązywał wagę szczególną. W liście do londyńskiego wydawcy, Juliusza Sakowskiego pisał: „Zastanawiałem się nad wydaniem po polsku „Wieży Babel” […] Chodzi o sprawy AK i działalność Podziemia na obszarze Wileńszczyzny, które ukazałem zgodnie z prawdą, chociaż mnie ona b. [ardzo] bolała”.

W tej powieści z kluczem przedstawił wydarzenia, sytuacje i postacie, których identyfikacja nie była trudna, żył naonczas jeszcze liczny odsetek bohaterów. Powieść jest jawnie autobiograficzna. Jest raportem, a nawet czymś więcej - obrachunkiem z wyidealizowanym wizerunkiem wileńskiego podziemia.

Bohaterowie celowo zakamuflowani

„Jestem jednak pewien, że każdy z żyjących jeszcze w Polsce lub na Zachodzie aktorów tej powieści łatwo w niej siebie odnajdzie i może „rozkonspiruje” wiele innych postaci” – mówił Sergiusz Piasecki w jednym z wywiadów przed ukazaniem się w druku „Wieży Babel”.

W tym dwuczęściowym dziele („Człowiek przemieniony w wilka” i „Dla honoru organizacji”) niektóre postacie, naonczas już nie żyjące, pojawiają się pod autentycznymi nazwiskami (bo już nie ma niebezpieczeństwa, iż zostaną one zidentyfikowane przez władze bezpieczeństwa), jak np. białoruski pisarz Franciszek Olechnowicz czy szef policji wileńskiego getta Jakub Gens. Niektóre występują pod inicjałami, które trudno rozszyfrować (np. szpitalna siostra R.). Lecz większość bohaterów – na podstawie ich nazwisk podobnych do rzeczywistych, bądź kryptonimów czy według szczegółów biograficznych – łatwo odgadnąć. (Np ksiądz P. - Piotr Śledziewski).

W tej galerii postaci zwraca uwagę ksiądz profesor B. i docentka Uniwersytetu W. Ksiądz profesor B. to Bronisław Żongołłowicz, z którym niejednokrotnie spotykamy się „z daleka” na kartkach powieści. Ksiądz profesor Bronisław Żongołłowicz zmarł w 1944 roku. Mógł przeto Piasecki na kartach swej powieści go „rozkonspirować”, jednak nie uczynił tego – najwyraźniej z jakichś szczególnych powodów. Księdzem profesorem B. opiekowała się docentka Uniwersytetu W., z którą Józef Makarewicz (Sergiusz Piasecki) pierwszy raz spotyka się w charakterze kuriera, ma on odwieźć do Kowna list o treści konfidencjonalnej - od księdza profesora B. do wysokiej osoby P. Docentka W. jest zorientowana w treści tego listu. Józef (Piasecki) ten list dostarcza adresatowi i wraca z listem od P. do Wilna. Józef ponownie składa wizytę księdzu profesorowi B. (Bronisławowi Żongołłowiczowi) i docentce W.

Potem wizyty Józefa w ich mieszkaniu stają się częstsze. Ksiądz profesor (a jest to już człowiek w zaawansowanym wieku), ze względu na stan zdrowia nie może prowadzić „towarzyskich” (przeważnie politycznych) rozmów z Józefem, prowadzi je docentka W. Na dalszych kartkach powieści figuruje ona niejako „pod ubezpieczeniem”, osłoną autora. Jest wzmiankowana już nie jako „docentka W.”, ale jako „pani Lusia”, albo po prostu – „Lusia”. Jest kobietą w wieku „około pięćdziesiątki”. Dobry duch, uosobienie mądrości, życzliwości. Odnosi się wrażenie, iż autor „Wieży Babel” składa jej cichy hołd, ale dla jej bezpieczeństwa kreśli wizerunek „Lusi” bardzo oszczędną kreską.

Czy żyła jeszcze docentka W., kiedy Piasecki powieść swą pisał?

Helena Zarewska – Jadwiga Waszkiewiczówna, niepospolita kochanka

Poznał ją w 1941 roku, w odległym o 35 km od Wilna folwarku jej rodziny – Barcie (w powieści – majątek Dęby). Zawędrował tam przypadkowo. Został na dłużej. Był prawie bez grosza, nadarzała się okazja zarobku, przyjął propozycję wyczyszczenia stajni i wywiezienia nawozu na pola. Niezręcznie mu jest odmówić kobiecie – pani Alicji, matki Heleny. W folwarku nie ma męskich rąk do pracy, właściwie najcięższe roboty spadają na Helenę. Józef (Piasecki) odnosi wrażenie, iż Helena jest tu zahukanym kopciuszkiem. Józef rozumie, że w razie jego odmowy to wyczyszczenie stajni i wywiezienie nawozu na pola spadnie wyłącznie na Helenę. W jej oczach dostrzega prośbę o pomoc. Robi mu się jej żal. Józef się zgadza, a następnie bierze udział w innych ciężkich robotach. Przy pracy w stodole Józef spostrzega, że Helena zaczyna go kokietować. Józef czuje się głupio. Helena nie pociąga go zmysłowo, w Wilnie ma kochankę.

W nocy Helena wchodzi do jego pokoju. Zostaje jego „niekochaną kochanką” – po to, by mu opowiedzieć o swej dramatycznej miłości, ranie w sercu, którą jej zadał Narcyz. Musiała tym z kimś się podzielić i właśnie Józef wydał się jej tym człowiekiem, któremu może zaufać. Helena snuje opowieść o tym, jak Narcyz ubiegał się o jej względy, pisał dla niej wiersze. Udało mu się ją zdobyć. Po jakimś czasie zaszła w ciążę. Wtedy z nią zerwał. Napisał jej okrutny list. Pisał, że nie zamierza marnować sobie przyszłości związkiem z nią.

Szczerość Heleny ujmuje Józefa, zaprzyjaźnia się z nią. Przed odjazdem z Dębów, na prośbę Heleny, obiecuje jej, że będzie ją co miesiąc odwiedzał, by podtrzymać ją na duchu. Helena mówi, że przywiązała się do niego, że jest on dla niej najbliższym człowiekiem na świecie. W odczuciu Józefa, Helena jest osadzona w atmosferze nie do zniesienia, żyje w nieżyczliwej rodzinie, ciężko haruje. Ujmuje go jej kultura osobista, intelekt. Helena ukończyła wydział prawa na Uniwersytecie Wileńskim, ciekawie z nią się rozmawia. Zgodnie z obietnicą, odwiedza ją w Dębach co miesiąc.

Józef ma mnóstwo problemów. Od dawna już zamierzał uniezależnić się od swej kochanki Luby, z którą mieszka razem w jej domu, w charakterze „lokatora, uchodźcy z Warszawy”. Luba jest kobietą obrotną i dyskretną, ale chorobliwie o niego zazdrosną, często robi mu sceny, co Józefa irytuje.

Józef znajduje sobie niezależne mieszkanko na drugim końcu miasta, u samotnej starej panny, trzydziestopięcioletniej Jadwigi, kobiety miłej, spokojnej, życzliwej. W tym pokoiku z kuchenką Józef czuje się dobrze, swojsko. Żyje bardzo skromnie, udało mu się zaczepić w Akademii Sztuk Pięknych, pracuje tam jako model, pozuje studentom. Zarabia mało, ale jakoś sobie radzi.

Niespodziewanie, we wrześniu 1942 roku Helena zjawia się w jego domu. Przyszła z Dębów do niego, do Wilna boso, w starej, postrzępionej spódnicy i z tobołkiem z rzeczami. Zdumionemu Józefowi mówi, że chce u niego zostać, bo nie może już dłużej wytrzymać z rodziną. Ojciec jej zrobił awanturę, że dała żebrakom trochę jedzenia. Prosi Józefa, by ją przyjął. Mówi, że będzie mu wierna jak pies, będzie jego biednym, sponiewieranym pudlem przybłędą. Z oczu Heleny płyną łzy. Józef wzruszony przyjmuje ją pod swój dach.

Odkąd z nią mieszka, zaczyna żyć w skrajnej biedzie. Żyją z sobą w układzie cokolwiek dziwnym - koleżeńskim, z rzadka intymnym. Helena nie ma pojęcia, kim jest ten człowiek, czym się zajmuje, nie zna nawet jego nazwiska. Jest na jego utrzymaniu, rozumie, że jest mu ciężko, stara się go nie obarczać, nie objadać, często nawet głoduje. Józef tym się zamartwia, niepokoi go jej stan zdrowia. Helena jest w ciąży.

Helena nie jest zazdrosna, nawet zachęca Józefa do nawiązania z kimś romansu. Józef, zajęty sprawami podziemia, przygotowywaniem wyroków na kolaborantów, pracą w Akademii Sztuk Pięknych, nie ma nawet czasu, by się zastanowić nad tym, kim właściwie ona dla niego jest. Jako kobieta, nie odpowiada mu, ma zimny temperament. Ponadto, w międzyczasie Józef nawiązuje romans ze spekulantką Bubą, z którą jest mu całkiem dobrze. Kobieta pomaga mu załatwiać różne transakcje, jest przebojowa, „honorna”. I nie robi Józefowi żadnych scen zazdrości. No a Helena? Józef traktuje ją jak kolegę. Szanuje ją i lubi, opieka nad nią sprawia mu przyjemność. Bardzo jej żałuje, szczerze chciałby, żeby ona kogoś pokochała, znalazła szczęście w życiu.

Józef jest zmuszony uchodzić z Wilna. Jest ścigany przez agentów. Miał już wpadkę, ujęto go na Zawalnej, na Rynku Drewnianym, udało mu się w brawurowy sposób uciec. Zbiegł do przyjaciela, który go przebrał w garnitur i kapelusz, kazał mu zgolić wąsy i niezwłocznie uciekać na wieś, do majątku jego znajomych.

Józef wraca do domu, by uporządkować tam swoje sprawy i na jakiś czas pożegnać się z Heleną. Obiecuje jej, że będzie ją odwiedzał co parę tygodni. Zostawia jej pieniądze na wydatki. Mówi, że teraz ona bez niego będzie się czuła bezpieczniej. Helena mówi, że nie wie czemu, ale odczuwa strach. Żyła z człowiekiem, którego wcale nie znała. I nagle on zniknął, przekształcił się w kogoś obcego. Tylko głos pozostał. Józef mówi, że jeszcze została dusza i niechaj ona postara się to zrozumieć i odczuć.

Józef i Helena patrzą sobie w oczy, jakby dopiero teraz się spotkali. Józefowi wydaje się, że widzi zupełnie obcą sobie osobę. Myśli, że właściwie wcale jej nie zna.

Helena Zarewska to Jadwiga Waszkiewiczówna, matka syna Sergiusza Piaseckiego - Władysława, urodzonego w Wilnie 17 czerwca 1944 roku. Była córką znanego przed wojną w Wilnie lekarza, Antoniego Waszkiewicza.

Jej miejsca w jego sercu nikt nie zajął...

W 1945 roku rodzina Waszkiewiczów była zmuszona wyjechać do PRL-u. Dokładniej - uciekać z sowieckiego Wilna. Sergiusz Piasecki i Jadwiga z dzieckiem jechali według ustalonych „wzorców”. Osobno. Tak było bezpieczniej, w razie wpadki na granicy, była szansa na ocalenie kogoś z rodziny. Jako pierwszy, w maju 1945, jechał Sergiusz Piasecki (z fałszywymi dokumentami, pod przybranym nazwiskiem). Udało się. Nieco później, w czerwcu 1945 granicę przekraczała Jadwiga z synem (naturalnie - z fałszywymi dokumentami, pod przybranym nazwiskiem). Odtąd w Polsce mieli inne nazwiska. Ona - jako Jadwiga Tomaszewicz. On - jako Jan Tomaszewicz, bo był przez agentów ścigany. Jadwiga razem z synem zamieszkała w Giżycku. Sergiusz Piasecki ukrywał się w różnych miastach Polski. Na „wywiad” do Jadwigi, do Giżycka wysyłał znajomych, zaufanych ludzi.

W końcu kwietnia 1946 roku Sergiusz Piasecki zbiegł na Zachód. Wyjeżdżał z nadzieją, że niedługo powróci, że Polska odzyska niepodległość. Martwił się o pozostawionych w Polsce Jadwigę i syna. Już 13 lipca 1946 roku wysłał do Jadwigi gryps - był ukryty w paczce przesłanej przez Szwajcarię. Pisał, że dobrze mu się powodzi, ale płakać mu się chce na myśl, że może ona i syn w tym czasie głodują. Zapewniał, że będzie posyłał na różne adresy pieniądze i paczki. Że będzie szukał możliwości sprowadzenia Jadwigi z synem do Włoch lub do Anglii, do której zamierzał wyjechać jesienią. Pisał, że ma powodzenie - jako literat, że wśród kobiet - też. Ale - dodawał - „mam w myśli mego biednego Pudelka, co tak wcześnie osiwiał [...], jego miejsca w sercu nikt nie zajmie”. Pisał, że bardzo o nich się boi, prosił Jadwigę, żeby była mądra i ostrożna. Prosił, by koniecznie dała znać o sobie, podawał adresy zaufanych osób, na które Jadwiga ma pisać. Pouczał ją, jaką „technikę” ma stosować, o ile zechce napisać mu coś poufnego. I - zamiast czułostkowego, banalnego „kocham”, „całuję”, upraszał ją, a raczej nakazywał: „Dziś sobota. Wieczorem o 10-tej idę patrzeć na gwiazdkę trzecią. Może zobaczę tam Ciebie i Ciucię [zakonspirowane „imię” syna]. Proszę się za mnie modlić. Na gwiazdkę patrz co sobota o 10-tej, bo o 9-tej nie zawsze jest”.

Później przesyłał paczki, grypsy, własnoręcznie wykonane rysunki, okazjonalne kartki świąteczne (imieniny synka Władzia, Nowy Rok), podpisując się przezornie jako „babunia Stefania Perkowska”.

Ostatnią kartkę wysłał we wrześniu 1962. A potem zamilkł. Na zawsze. Definitywnie zerwał kontakt z Jadwigą. Dlaczego?

Swemu najserdeczniejszemu przyjacielowi emigracyjnemu, Ryszardowi Demlowi Piasecki się zwierzał, iż wyczytał między wierszami grypsów, że Jadwiga nie zamierza opuszczać Polski, że nie może pozostawić matki bez opieki, że ma trudności z wykształceniem syna. Ale Piasecki wyczuwał, że jest ktoś, kto utrudnia jej powzięcie tej decyzji. Zobojętniał, zaniechał korespondencji i wysyłania paczek.

„Upadek Wieży Babel”, utrata wiary w kobietę-przyjaciela

27 lutego 1963 Sergiusz Piasecki rozpoczął pisanie „Upadku Wieży Babel”, będącej kontynuacją powieściowego cyklu „Wieża Babel”. Już pierwsze akapity powieści wnoszą klimat niepokoju, nadciągającej burzy. Piasecki kardynalnie zmienia finał wcześniej napisanej „Wieży Babel”. Rozmowa Józefa przed jego odjazdem na wieś odbywa się w innej atmosferze, w innym tonie. Helena z miejsca robi mu wyrzuty, że Józef ją porzuca. Pyta ją, dlaczego ona robi mu takie sceny. Helena mówi, że zrozumiała, że idzie on na podboje miłosne, o czym świadczy jego elegancki garniturek. Józef patrzy na nią ze zdziwieniem. Mówi, że myślał o niej, iż jest bardzo inteligentna. Helena oświadcza, że wie, iż on ciągle prowadził niebezpieczną grę, ciągle ryzykował, żył życiem podwójnym. Ale teraz ona widzi, że zapragnął on zmiany, nadarzyła mu się jakaś okazja, jakiś nowy romans. Józef mówi, że nie ma żadnego romansu. Po prostu musi uchodzić, bo jest śledzony, ścigany, cudem się wyrwał z rąk gestapowców. Przypomina Helenie o jego obietnicy odwiedzania jej w Dębach, że szedł do niej nawet zimą, trzydzieści pięć kilometrów po zaspach, przez lasy, chociaż był zajęty, zmęczony i trudno mu było na to znaleźć czas. A ponadto, nabrał teraz wstrętu do miasta i do wszystkiego, co tu przeżył.

Józef się zastanawia, co jest przyczyną tak ostrego wybuchu kobiety. Zazdrość? Ale przecież nigdy nie była o niego zazdrosna. Bała się tylko o swą „budę”, o swój „punkt oparcia” przy nim. Józef zapewnia Helenę, że ona nie musi się obawiać o swą „budę”, że on wcale nie likwiduje mieszkania i jej nie porzuca. Odchodzi na pewien czas „jak do szpitala”, by zrzucić z duszy duży ciężar.

Zastanawia, dlaczego Piasecki tak ostro, otwarcie, z domieszką nieukrywanej goryczy wywleka tę całą historię na światło dzienne w powieści, którą rozpoczął pisać już u schyłku życia i której, ze względu na stan zdrowia, nie ukończył. „Upadek Wieży Babel” pisał już po zerwaniu kontaktów z Jadwigą.

Co właściwie się stało, co między nimi zaszło?

Przyczynę tego tajemniczego zerwania mógł znać jedynie Ryszard Demel. Ale Demel, jako niezwykle czuły, wrażliwy instrument uznał za słuszne „sprawę tę” włożyć do „szuflady milczenia”...

„Kresowa miłość noblisty”

- pod takim tytułem 15 września 2004 na łamach „Tygodnika Giżyckiego” ukazał się artykuł Antoniego Wojciechowicza, w którym autor opowiada o tragicznej miłości dwojga ludzi z Kresów, których rozłączyła wojna, a są nimi - Jadwiga Waszkiewiczówna i Czesław Miłosz. Autor znał osobiście Jadwigę z Waszkiewiczów Tomaszewicz, był nauczycielem jej syna Władysława. Jadwigę znał również dobrze jego ojciec, przyjaźnił się z nią i z jej rodzicami. Ojciec Jadwigi zmarł niedługo po przyjeździe do Polski, natomiast jej matka żyła długo, zmarła w wieku bodaj stu lat.

Doktor Antoni Waszkiewicz był w Wilnie szanowanym lekarzem, człowiekiem dobrze usytuowanym, przezornym. Miał dwie córki. Starsza, Maria ukończyła w Warszawie Szkołę Główną Gospodarstwa Wiejskiego. Młodsza, Jadwiga, jako jedna z niewielu, studiowała prawo na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie. Na tym samym wydziale studiował wówczas początkujący poeta, niejaki Czesław Miłosz. Jadwiga, bardzo urodziwa, zawsze była pięknie ubrana, a wokół niej kręcił się tłum adoratorów. Koledzy ze studiów stale odwiedzali młodszą Waszkiewiczównę w domu jej rodziców przy ulicy Portowej 10. Częstym gościem był tam także Miłosz. Waszkiewiczowie oprócz tego domu w Wilnie mieli folwark w Barciach około 30 kilometrów od Wilna. Tam też często Czesław spotykał się z Jadwigą Waszkiewiczówną.

W 1940 roku Miłosz musiał uciekać z Wilna. Przeniósł się do okupowanej przez Niemców Warszawy. Prawdopodobnie już wówczas był zaręczony z Janiną Druską-Cękalską. Myślami jednak stale był związany z Wilnem i młodszą Waszkiewiczówną. Potem uciekł na Zachód i tam przebywał aż do końca lat 90-ych.

Natomiast sercem Jadwigi zawładnął kresowy pisarz a zarazem awanturnik Sergiusz Piasecki - autor powieści napisanej w więzieniu „Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy”. Przebywał tam piętnaście lat [sic!] był skazany za zabójstwo [sic!]. W czasie niemieckiej okupacji Piasecki - mąż Jadwigi był dowódcą komórki AK [?], ale nie miał większej szansy tam na przetrwanie [?]. Po wkroczeniu po raz drugi Armii Radzieckiej Piasecki uciekł na Zachód [po blisko rocznym pobycie w Polsce - uw. aab] i, prawdopodobnie, dwukrotnie ożenił się [nie ożenił się ani razu - uw. aab]. Tam też w 1964 roku zmarł. Jadwiga Waszkiewicz-Piasecka [sic! - nigdy nazwiska Piasecka, ze względów na bezpieczeństwo, nie nosiła] z rodzicami [sic! - rodzice Jadwigi Waszkiewiczówny wyjechali z Wilna do Polski w 1947] i synem przyjechała w 1945 roku do Warszawy, a kiedy dowiedziała się, że z łatwością można zdobyć mieszkanie na Mazurach, zdecydowała się, tak jak wielu innych rodaków, na wyjazd do nieznanych Łuczan-Giżycka.[...]

[...] Po przyjeździe do Łuczan kontakt pani Jadwigi z Miłoszem, który przetrwał na Zachodzie, urwał się. Pani Jadwiga była wielce uradowana, kiedy polski poeta otrzymał literacką Nagrodę Nobla. Po tym poprzez wspólnych polskich znajomych, znów zaczęli do siebie pisywać. Miłosz pani Jadwidze przysyłał swoje książki. Noblista prawdopodobnie wspierał również finansowo swoją sympatię. W drugiej połowie lat 80-ych miało dojść do spotkania Miłosza z panią Jadwigą u ich wspólnych znajomych w Jugosławii. Niespodziewana choroba Jadwigi nie pozwoliła jej wówczas na tak odległą podróż. Kiedy we wschodniej Europie upadł komunizm, Czesław Miłosz postanowił odwiedzić Polskę i jednocześnie w Giżycku panią Jadwigę. W dniu przyjazdu do Sopotu, gdzie jest pochowana jego matka, dowiedział się od swojego brata Andrzeja, że przed dwoma dniami pochowano jego dawną wileńską miłość - panią Jadwigę.

Tyle o tym „story” Antoni Wojciechowicz na łamach „Tygodnika Giżyckiego”. I chociaż autor w niektórych szczegółach się myli, jedno jest w tym najważniejsze: Jadwiga po wojnie nawiązała kontakt korespondencyjny z Czesławem Miłoszem, emigracyjnym adwersarzem Piaseckiego. I tego Piasecki, naturalnie, nie mógł jej wybaczyć. Uważał to za zdradę moralną, zdradzała go przyjaciel-kobieta.

„Fosco Rimoldi”, ojciec Władzia

Z rodziny Waszkiewiczów żyje starsza siostra Jadwigi, Maria Wrześniowska (niedawno obchodziła jubileusz 100-lecia urodzin) oraz jej córka Izabela. Mieszkają w Sopocie. W powieści Sergiusza Piaseckiego „Wieża Babel” Maria, starsza siostra Jadwigi, figuruje jako Lidia i przedstawiona jest przez autora w świetle niezbyt dla niej korzystnym. Związek Piaseckiego z jej młodszą siostrą nie mógł przypaść do gustu ani jej, ani też całej rodzinie Waszkiewiczów, szczególnie przeciwny mu był ojciec, doktor Antoni Waszkiewicz. Trudno przeto o obiektywną opinię, jak z tą „miłością” Jadwigi i Miłosza naprawdę było. „Jadwiga - miłość noblisty” brzmi oczywiście „lepiej” aniżeli „Jadwiga - miłość kryminalisty”. Noblista - to naturalnie dodaje splendoru...

Obiektywny wizerunek Jadwigi stara się przedstawić jej wnuczka (córka Władysława, syna Piaseckiego), Ewa Tomaszewicz w swej książce „Gwiazdy Wielkiej Niedźwiedzicy”, wydanej niedawno, w 2003 w Warszawie. Niestety, niewiele może o swej babce powiedzieć. Gdy Jadwiga umarła, Ewa miała dwanaście lat, była za mała, by coś z jej życia zrozumieć. Jadwiga nie zwierzała się nikomu ze swego życia prywatnego, nawet synowi. Ale Władysław stosunkowo wcześnie dowiedział się, że jego ojciec przebywa za granicą. Na pytanie, dlaczego do nich, do Polski nie wraca, matka odpowiadała krótko: bo nie może. Innym razem opowiadała synowi, że jego ojciec napisał książkę, wymieniła tytuł: „Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy”, zachwalała opisy przyrody. Ale o czym była książka - nie zdradziła i synowi jej nie pokazała. Potem w ich domu pojawiły się „Zapiski oficera Armii Czerwonej”. Władysław był przekonany, że nazwisko Piasecki - to literacki pseudonim, że jego ojciec nazywa się Jan Tomaszewicz.

W mieszkaniu Jadwigi na ścianie wisiała akwarelka, przedstawiająca pejzaż wiejski. Jadwiga mówiła Władziowi, że namalował ją jego ojciec. Po jej śmierci (1989), podczas przeglądania jej rzeczy, syn i wnuczka natrafili na kilkanaście rysunków i obrazków, malowanych tą samą ręką, co akwarela na ścianie. Wśród szkiców znalazł się autoportret Sergiusza Piaseckiego i portret Jadwigi, wykonany przez niego (najprawdopodobniej w Barciach) - portret sygnowany dniem 14 czerwca 1944 (trzy dni później urodził się ich syn). W końcu udało się wyłowić zdjęcie Sergiusza Piaseckiego - to najsłynniejsze, na którym trzyma się dłońmi za skronie. Napis u dołu, skreślony charakterem pisma Jadwigi, głosił, że to niejaki Fosco Rimoldi. Na odwrocie ta sama ręka napisała delikatnie ołówkiem: „ojciec Władzia”.

Pod chmurami naszej granicy z Sowietami uprawiał przemyt. Przemyt przemytem, ale przedtem był też agentem ekspozytury II Oddziału i z jego polecenia chyba nieraz narażał życie po tamtej stronie. To mu zresztą życie uratowało i, wskutek interwencji pewnych sfer wojskowych, zmieniło karę śmierci na ciężkie więzienie.

Piasecki był naprawdę człowiekiem odważnym. Nie jest blagą, co pisze.” (Józef Mackiewicz)

(cdn.)

Alwida A. Bajor

Wstecz