Jeszcze trwają w pamięci Jej uśmiech i słowa...

Odejście Marii Niedźwieckiej, które nastąpiło 27 lutego br., kolejny raz uwypukliło zasadność mądrej myśli ks. Jana Twardowskiego „Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą”; tym bardziej, że nic, zdawałoby się, nie zapowiadało tak rychłego pożegnania ze światem wieloletniej pracowniczki naszej katedry.

Maria Niedźwiecka, wykładowczyni Katedry Filologii Polskiej Uniwersytetu Pedagogicznego w Wilnie, dopiero w lipcu 2003 r. zakończyła pracę zawodową. Jeszcze nie znikł z pamięci Jej serdeczny uśmiech, jeszcze brzmią w uszach Jej poszczególne słowa i częściej używane typowe dla niej zwroty, że aż trudno uwierzyć, iż nie ma Jej wśród nas.

Smutek utraty jest pomnożony w tym wypadku o myśl, iż z odejściem „pani Marii”, jak Ją najczęściej nazywaliśmy, żegnamy się właściwie z całą starszą generacją profesorów i wychowawców Polonistyki Uniwersytetu Pedagogicznego w Wilnie. Po śmierci śp. Włodzimierza Czeczota w listopadzie ubiegłego roku Maria Niedźwiecka była jedynym żywym pomostem między „dawnymi a nowymi laty” polonistyki na Uniwersytecie Pedagogicznym.

Uporządkujmy przy okazji ważniejsze fakty, przynajmniej te, które się składają na oficjalny życiorys.

Znana później dla wielu polonistów jako Maria Niedźwiecka, urodziła się w zwykłej wileńskiej rodzinie robotniczej Jana i Stanisławy Hryszkiewiczów.

W latach 1953–1958, po ukończeniu Szkoły Średniej Nr 5 w Wilnie, studiowała filologię słowiańską na Leningradzkim Uniwersytecie Państwowym, uzyskując w wyniku dość szeroką kwalifikację filologa–slawisty, mając podstawowe chociażby wtajemniczenie nawet w mniej popularne języki słowiańskie, jak, powiedzmy, czeski czy bułgarski.

Po ukończeniu studiów zaledwie kilka miesięcy pracowała w gestii Niemenczyńskiego Rejonowego Wydziału Oświaty jako nauczycielka–inspektor. W końcu 1958 r. podjęła pracę tłumacza w redakcji gazety rejonowej w Niemenczynie, gdzie była zatrudniona do kwietnia 1962 r.

Z Katedrą Języka Polskiego i Literatury Wileńskiego Instytutu Pedagogicznego, kierowaną wówczas przez śp. Genadiusza Rakitskiego, Maria Niedźwiecka związała swój los jesienią 1962 r. Pierwszego września była tu zatrudniona w charakterze asystenta, otrzymując wykłady z literatury polskiej i ćwiczenia z kultury języka polskiego.

Nie przypuszczała może wtedy, że znalazła swoje stałe i najbardziej właściwe po ukończeniu nazwanych studiów miejsce pracy. Wtajemniczając się stopniowo w arkana pracy dydaktycznej wykładała z początku literaturę staropolską i oświeceniową, nieco później otrzymała także wykłady z zakresu literatury polskiego romantyzmu i pozytywizmu. Przygotowanie wykładów polonistycznych było wówczas sztuką nie lada. Brakowało i samych tekstów literackich, i opracowań krytycznonaukowych. Pani Maria niejednokrotnie wspominała te niełatwe początki pracy dydaktycznej. W poszczególnych latach prowadziła też zajęcia z takich przedmiotów, jak literatura dla dzieci i młodzieży, historia polskiej krytyki literackiej, polska klasyka literacka.

W miarę upływu czasu sytuacja zaczęła się poprawiać. W połowie lat 60. zaistniała możliwość wyjazdów na kursy dokształceniowe do Polski. Niebawem takie wyjazdy stały się wręcz tradycją katedry. Maria Niedźwiecka (jak też każdy inny wykładowca) co parę lat wyjeżdżała jako słuchacz organizowanej przez Uniwersytet Warszawski Szkoły Letniej Kultury i Języka Polskiego „Polonicum”, co dawało możliwość uzupełniania swojej wiedzy o polonistyczne aktualia, jak też wzbogacania księgozbioru katedry o nowe książki.

W 1968 r., po kilku latach pracy, przybywające doświadczenie stało się podstawą do uzyskania miana starszego wykładowcy. Wiele generacji polonistów pamięta „panią Marię” już jako znawczynię i badaczkę literatury polskiej XIX w. Wykładając literaturę polską (od jej początków do wieku XIX włącznie) miała okazję do eksponowania nie tylko jej walorów estetycznych, ale także wpisanego w dzieła literackie systemu wartości. Mówienie o takich epokach, jak romantyzm czy pozytywizm, otwierało możliwości pośredniego, nienatrętnego akcentowania godnych uwagi treści wychowawczych.

Najbardziej bliska była dla Marii Niedźwieckiej, jak się wydaje, metoda biograficzna interpretacji utworów literackich. Czy mówiła o wielkiej trójcy romantyków, jak Mickiewicz, Słowacki, Krasiński, czy charakteryzowała „filary” epoki pozytywizmu: Prusa, Orzeszkową, Sienkiewicza, bardzo dużo czasu poświęcała przybliżaniu ich biografii i głównie kluczem autobiograficznym otwierała poszczególne dzieła i arcydzieła literatury polskiej. Dla rozluźnienia natężonej uwagi skrzętnie notującego studenta przywoływała też przy okazji „plotki i anegdotki” prywatnego życiorysu tego czy innego artysty. Student, egzaminowany przez Marię Niedźwiecką, był ukierunkowany też na to, że może być spytany bezpośrednio o życiorys wybitniejszego pisarza, nie mówiąc już o Mickiewiczu.

W ciągu wielu lat pracę dydaktyczno–naukową wykładowczyni musiała godzić z obowiązkami administracyjnymi, które wielce nie sprzyjają tej pierwszej.

W latach 1987–1991 była kierownikiem Katedry Języka Polskiego i Literatury, otrzymując w roku 1988 też stanowisko docenta.

W roku 1989 doszły do powyższych obowiązki prodziekana Wydziału Języków Obcych.

Kiedy w r. 1990 utworzono w uczelni Wydział Humanistyczny Wspólnot Narodowych Litwy, Maria Niedźwiecka niemal automatycznie została jego dziekanem, biorąc pod swoją pieczę również patronat nad kształtującą się wówczas białorutenistyką. Kiedy natomiast po roku nazwany wydział zreorganizowano w Wydział Slawistyki, Maria Niedźwiecka została jego prodziekanem i pełniła te obowiązki do 1996 roku, przekazując je później docentowi Romualdowi Naruńcowi.

Ponieważ po zrezygnowaniu z kierownictwa katedrą (było ono zbyt dużym obciążeniem przy jednoczesnym pełnieniu obowiązków prodziekana) Maria Niedźwiecka właśnie mnie przekazała tę funkcję, musiałyśmy więc spędzać ze sobą niemało czasu. Pracowałyśmy, m. in., nad tworzeniem nowych i odnawianiem starych programów czy planów nauczania, dywagowałyśmy nad tym, jak sformułować tę czy inną tezę w jakimś sprawozdaniu w języku państwowym itp.

Tylko formalnie zmieniła się nasza relacja. Najpierw, zaczynając od r. 1976, była to relacja między studentem a wykładowcą, ale też dosyć partnerska. Później, w latach1983–1987, obcowałam z panią Marią jako niższy rangą (st. laborant katedry) współpracownik. Od maja 1991 – już jako kierownik. Miło mi odnotować, bo niezwykle to cenię, że Maria Niedźwiecka nie przywiązywała zbyt wielkiej uwagi do rang i tytułów. Niezależnie od tego, jakie zajmowała stanowisko, nigdy nie podkreślała swojej wyższości, nigdy nie była rygorystyczną strażniczką administracyjnych przepisów, przeczących często samym sobie. Zawsze cechowała Ją wielka elastyczność, przychylność do potrzeb i życzeń podwładnych.

Utkwił mi, na przykład, w pamięci, taki fakt. Po zakończeniu studiów doktoranckich w Moskwie w 1990 r., ponieważ rzecz działa się w połowie grudnia, nie zameldowałam się po powrocie w macierzystej uczelni, a pojechałam od razu na Święta Bożego Narodzenia na wieś. Po prostu nie wiedziałam, że muszę to zrobić. Ponieważ wykłady miały mi być przydzielone dopiero w lutym, myślałam, że mogę nie śpieszyć. Kiedy już po Nowym Roku poszłam z panią Marią, ówczesnym kierownikiem katedry i prodziekanem, do „działu kadr”, jego szef zrobił mi uwagę, że musiałam przyjść z podaniem o dwa tygodnie wcześniej, od razu po powrocie z doktorantury. Zaczęłam przytaczać swoje argumenty, on zaś z pytaniem do pani Marii jako kierowniczki: czy była przeze mnie poinformowana o tym, że później wrócę? Ledwo otworzyłam usta, pani Maria, nawet bez wzrokowego porozumienia się ze mną, szybciutko zareagowała: „Tak, oczywiście, że tak!” To dopiero kierownik!

Wiele jeszcze innych spraw załatwiało się czasem może nawet po piracku, obchodząc pewne przepisy, byle szło to wszystko na korzyść studenta, pracownika czy całego procesu dydaktyczno-naukowego, jak chociażby nieplanowane gościnne wykłady wielu profesorów z Polski.

Po zrzeczeniu się obowiązków prodziekańskich Maria Niedźwiecka zajmowała się wyłącznie pracą dydaktyczną i, w zmniejszonym zakresie, naukową.

Zainteresowania naukowe badaczki koncentrowały się początkowo wokół wielkiego tematu „Litwa w literaturze polskiej”. Kiedy się okazało, że jest to „temat–rzeka”, został on ograniczony do ram „Kraszewski i Litwa”, ale i w danym wypadku już sama selekcja dzieł o tematyce litewskiej w dorobku tak płodnego pisarza zajęła sporo czasu. Spod pióra badaczki wyszło sporo artykułów, poświęconych różnym aspektom nazwanego tematu, publikowanych głównie w Polsce, m. in., w pismach naukowych Uniwersytetu Wrocławskiego, z którym zawiązała się współpraca na początku lat 70.

U schyłku lat 80. Maria Niedźwiecka przygotowała rozprawę naukową „Problem historyzmu w powieściach J. I.Kraszewskiego o tematyce litewskiej”, która miała być broniona na Moskiewskim Uniwersytecie im. M. Łomonosowa. Ukończenie dysertacji zbiegło się z odzyskaniem niepodległości przez Litwę. W nowo zaistniałej sytuacji nie zdecydowała się już na obronę w Moskwie. Planowała wydanie w Wilnie monografii „Kraszewski i Litwa”, co wymagało jednak niemałego wysiłku i przede wszystkim czasu. Zaangażowanie w dydaktykę, jak też spadające na Marię Niedźwiecką obowiązki administracyjne nie pozwoliły urzeczywistnić tego zamiaru. W takim wypadku poprzestała na mniejszym. Wynikami swoich badań dzieliła się ze studentami, nauczycielami, naukowcami na konferencjach itp. W ostatnich latach pracy w uczelni wśród tzw. przedmiotów do wyboru dla studentów IV roku prowadziła nawet specjalistyczny cykl zajęć „Kraszewski i Litwa”.

Dany temat był bliski i poniekąd symboliczny dla postawy życiowej badaczki. Szanując kulturę polską, nauczając literatury polskiej była zawsze otwarta na przyjęcie i akceptację kultury litewskiej. Ta otwartość i kompetencja językowa pozwoliły Jej zostać współautorką Słownika litewsko–polskiego (Vilnius 1991), który przygotowywała przy współpracy z Algisem i Barbarą Kaledami.

Pamiętano o kompetencjach Marii Niedźwieckiej także wtedy, kiedy padł pomysł opracowania antologii literatury polskiej o tematyce litewskiej Litwo, nasza matko miła... (1996). Wśród współautorów (obok R. Koženiauskiene i A. Kaledy) jest też nazwisko Marii Niedźwieckiej, która dobrała i opatrzyła wstępem teksty z zakresu literatury polskiej XIX w.

Nie możemy ominąć milczeniem także Jej wcześniejszej bezpośredniej pracy na rzecz szkolnictwa polskiego na Litwie. Jako jedna z pierwszych, razem ze śp. Margaritą Lemberg, zabrała się w latach 60. do przygotowywania podręczników literatury dla klas starszych (IX–XI) szkół polskich na Litwie, które na początku lat 70. weszły do obiegu. Niezależnie od tego, jak je dzisiaj oceniamy, były one niezbędne. I nasz bagaż wiedzy, i nasza polszczyzna im także niemało zawdzięczają.

W ciągu wielu lat brała udział w przygotowywaniu tematów na egzamin maturalny z języka polskiego, który nawet w nielubianych czasach radzieckich był egzaminem obowiązkowym w szkołach polskich na Litwie, co znacznie podnosiło jego prestiż i poziom nauczania.

Jak tylko w roku 1990 przez Teresę Michajłowicz był zainicjowany polonistyczny ruch olimpijski, kontynuowany od III Olimpiady Języka Polskiego i Literatury przez Barbarę Kosinskiene, Maria Niedźwiecka co roku była zapraszana przez Ministerstwo Oświaty i Nauki RL jako przewodnicząca komisji sprawdzającej, zaś w ciągu kilku ostatnich lat była jednym z jurorów.

Absolwenci różnych pokoleń naszej uczelni jeszcze długo po ukończeniu studiów nie tracili kontaktu z Marią Niedźwiecką, gdyż niejednokrotnie mogli korzystać z Jej wykładów jako słuchacze Instytutu Doskonalenia Nauczycieli. Nie odmówiła pomocy także wtedy, kiedy zaczynając od 1992 r., w ramach współpracy z uczelnianym Centrum Doskonalenia Nauczycieli, nasza katedra zorganizowała kilka seminariów dla nauczycieli–polonistów.

W obcowaniu z otaczającymi Ją ludźmi była nad wyraz szczera i otwarta. Skądkolwiek wracała, cokolwiek widziała czy słyszała, od razu dzieliła się uzyskaną informacją, wrażeniami... Czy relacjonowała posiedzenie Rady Wydziału, czy coś przeczytanego w gazecie bądź ujrzanego w telewizji, robiła to impulsywnie, obrazowo, zaczynając nieraz od mającego zaintrygować „Słuchajcie, co Wam powiem...”

Oficjalnie odeszła na emeryturę na początku 2001 r., jednakże nadal nie traciła więzi z katedrą, prowadząc zajęcia ze studentami, przy znacznie zmniejszonym pensum dydaktycznym.

Pożegnała się z pracą i z nami, byłymi wychowankami i współpracownikami, w lipcu 2003 r., kiedy się zbliżał Jubileusz Jej 70–lecia. Większą połowę swojego żywota, bo lat ponad 40., poświęciła sprawie kształcenia kadry polonistycznej dla szkół polskich na Litwie.

Piękne, okrągłe daty... Gratulacje, podziękowania, prezenty... Naprawdę, bez naciągania zasłużony odpoczynek... Obietnice wzajemnych odwiedzin... Do niektórych, rzeczywiście, doszło... Przekonywały one jednak w tym, że starszemu człowiekowi potrzebna jest stała, troskliwa opieka. I usłużenie w sprawach bytowych, i trochę więcej ciepłych słów, zwyczajnej ludzkiej życzliwości. Jeżeli tego było za mało, przepraszamy Panią Marię za nasze i nie tylko nasze przeoczenie przesłania ks.Twardowskiego.

Spoczęła na cmentarzu w Karwieliszkach. Niech będzie Jej bardziej przychylna (zgodnie ze słowami Miłosza) przynajmniej ta „druga przestrzeń”, niech będą dla Niej „przestronne niebiańskie pokoje”, niech nad wiecznym Jej spoczynkiem szemrze modlitwa zawsze wdzięcznych współpracowników i wychowanków.

Halina Turkiewicz, docent Katedry Filologii Polskiej Uniwersytetu Pedagogicznego w Wilnie

Wstecz