Komentarz gospodarczy

Zdmuchnąć „dmuchawca”

Na kalendarzu wiosna, zaś za oknem, w rządzie i w Sejmie – zadyma. Taki był początek marca.

Od lat kolejne rządzące ekipy wałkują temat podatkowy. W jaki sposób je obniżyć, by... do budżetu wpłynęło więcej pieniędzy. Niby wbrew logice, ale możliwe, czego nieraz dowiodły inne kraje. Tym razem premier Algirdas Brazauskas wraz z ministrem finansów Algirdasem Butkevičiusem już prawie dopięli projekt nowego podatku majątkowego. Już nawet obliczyli kto, ile i za co będzie musiał płacić. I trzebaż pecha... pomysł wywołał dużą krytykę nie tylko opozycji i prezydenta, ale nawet niektórych członków rządzącej koalicji. W tej sytuacji autorzy dyskretnie wycofują się ze swojego pomysłu przebąkując, że są inne niewykorzystane rezerwy finansowe. Tym niemniej topora nowych podatków jeszcze znad naszych głów nie cofnięto.

A tak w ogóle rządzący nie mają łatwego życia. Budżetówka im się stawia i grozi strajkami. Podwyżek i wyrównań z tytułu zawieszonych częściowo wypłat żąda i służba zdrowia, i policja, i strażacy. Ponad 10 tys. policjantów i strażaków złożyło już w związku z tym pozwy do sądów. Może to kosztować państwo miliony litów. Konfederacji Przemysłowców zaś sen z oczu spędza odmowa prezydenta udziału w moskiewskich obchodach 9 maja. Przemysłowcy są zdania, że ta decyzja może mieć negatywny wpływ na biznesowe relacje Litwy z Rosją.

Politycy próbują nam wmawiać, że stopa życiowa na Litwie stale rośnie (milionerów owszem), że jesteśmy najtańszym krajem w Europie, co jest kompletną bzdurą. Owszem, mamy np. przeciętnie 2-2,5 raza tańszą żywność niż w Niemczech, ale nasze zarobki są sześciokrotnie niższe niż w Niemczech, w sumie więc mamy prawie trzy razy niższą zdolność nabywczą. I w tym kontekście jesteśmy jednym z najdroższych krajów. Oto przykład. Podczas gdy np. przeciętny obywatel Litwy na kilogram chleba pracuje średnio 23-25 minut, przeciętny Niemiec od 4 do 7 minut. Te liczby są nieubłagane.

Za co płacimy? W ubiegłym miesiącu miały prawo nas zaskoczyć podwyżki cen za usługi komunalne. Dotąd za wywóz śmieci, sprzątanie klatki schodowej, windę płaciliśmy w zależności od liczby lokatorów mieszkania. Od 1 stycznia br. samorząd Wilna podjął decyzję o pobieraniu tych opłat w zależności od ogólnej powierzchni mieszkaniowej. Chodzi o to, że od pewnego czasu obywateli nie obowiązuje meldunek, więc nieraz w lokalu, gdzie zameldowana jest jedna osoba, mieszkają 3-4. Poza tym niektórzy mają po 2-3 mieszkania i wynajmują je lokatorom. Mają więc z tego dochód, a za usługi nie płacą.

To argumenty samorządu, z którymi częściowo można się zgodzić. Ale jak się do tego mają ludzie zameldowani tam, gdzie mieszkają i uczciwie za wszystko płacący? Wszak ilość wyprodukowanych śmieci albo amortyzacja windy nie zależy od liczby metrów danego lokalu, tylko zamieszkałych w nim osób. A co się tyczy meldunku, to może właśnie starostwa, w których wielu biurokratów wpada z nudów w ciężki marazm, mogłyby się zająć ewidencją osób mieszkających na ich terenie.

Ukłon w stronę Unii. Jakkolwiek Rosja sprzeciwiała się wstąpieniu krajów postkomunistycznych do Unii Europejskiej, musiała z tym się pogodzić jako z faktem dokonanym. Widać, że już to przebolała i powoli zaczyna się skłaniać w stronę UE w nowym składzie.

Od 1 kwietnia br. Rosja i Unia Europejska wprowadzają ujednolicone certyfikaty importu na towary z drewna, kwiaty i inne artykuły pochodzenia roślinnego. Oznacza to, że zgodnie z umową, Rosja nie będzie już kontrolować naszych eksporterów. Unijny komisarz ds. ochrony zdrowia oraz praw konsumenta Markos Kypriano jest z takiego obrotu sprawy bardzo zadowolony, bowiem Rosja jest najważniejszym partnerem handlowym UE.

Pesymiści moskiewskim obietnicom nie bardzo wierzą. Ponoć zdarzały się przypadki, gdy pomimo umowy, Rosja kontrolowała naszych eksporterów. Prawda jest jednak taka, że dotąd nie wszystkie litewskie spółki miały niezbędny certyfikat na swój towar. Ponoć kwestia certyfikatów jest już uregulowana i uzgodniona ze służbami weterynaryjnymi Rosji, a więc na tym poziomie w przyszłości nie powinny wynikać nieporozumienia, reszta zależy od tego, czy importer i eksporter mają uporządkowane dokumenty. Warto jednak dodać, że od 1 kwietnia br. za wspomniany certyfikat przedsiębiorcy będą płacili 4-5 razy drożej niż dotychczas. Ponoć będzie to kwit lepiej zabezpieczony przed podróbkami i stąd ten wzrost ceny.

Apetyt na fundusze rośnie. Nasi przedsiębiorcy i różnego rodzaju spółki rolnicze prześcigają się w składaniu wniosków o pieniądze z funduszy unijnych. Na największą kwotę, bo 3 mln litów reflektuje np. Druskienickie Stowarzyszenie Przedsiębiorstw Wypoczynkowo-Zdrowotnych. Najmniej, bo zaledwie 182 tys. litów już otrzymała spółka „Audejas”.

Warto jednak pamiętać, że Unia nie asygnuje pieniędzy na pokrycie długów, na wydatki związane ze wzrostem płac czy emerytur. Fundusze europejskie są przydzielane tylko i wyłącznie na rozwój przedsiębiorczości, nowe technologie, naukę, dokształcanie itp. W roku bieżącym tylko na cele podnoszenia kwalifikacji robotników, na przystosowanie ich do nowych warunków oraz wymogów rynku z funduszy unijnych wyasygnowano dla Litwy 40 mln litów.

Według wstępnych danych, z dopłat tych skorzystają Litewski Związek Spółdzielczości, rafineria „Mažeikiu nafta”, Stowarzyszenie Budowlanych, Stowarzyszenie Prywatnych Właścicieli Statków, Stowarzyszenie Przedsiębiorstw Przemysłu Lekkiego i in.

Trzeba przyznać, że chcąc zatrzymać dobrych fachowców, prywatny kapitał bardzo aktywnie uczestniczy w programie funduszy struktur europejskich. Większość kierowników przedsiębiorstw oraz pracodawców w swoich zgłoszeniach prosi o dopłaty na ogólne podniesienie kwalifikacji, tym bardziej, że przepisy europejskie zezwalają na pokrycie aż 75 procent ogólnych kosztów takiego dokształcania pracowników. Jeśli natomiast w zgłoszeniu podamy, że pieniądze są potrzebne na szkolenia w jakiejś konkretnej dziedzinie – możemy się ubiegać o dopłaty w wysokości zaledwie 35 proc. kosztów ogólnych.

Wiadomo, że stowarzyszeniom, dużym koncernom oraz przedsiębiorstwom o wiele łatwiej jest ubiegać się o dopłaty, gorzej z drobnymi przedsiębiorstwami. Dyrektor Projektu Konfederacji Departamentu Pracodawców Vaidotas Levickis zapewnia, że dla drobnych przedsiębiorców będą organizowane nieodpłatne szkolenia przy samorządach. Program przewiduje nauczanie w takich dziedzinach, jak poznawanie i poszukiwanie rynków zbytu, podstawy zarządzania, sposoby obniżania kosztów produkcji itp. Jednak same samorządy nie kwapią się do organizowania takich szkoleń. Twierdzą, że nie mają na ten cel pieniędzy.

Tymczasem unijne pieniądze nieraz osiadają w prywatnych portfelach. Ostatnio ujawniono, że 13 mln litów z unijnych funduszy gdzieś wsiąkło jak woda w suchą glebę. Mówi się, że zasiliły spółki pośrednio powiązane z niektórymi ministrami, posłami itp. Skandal, wokół którego panuje dziwna cisza.

Idzie euro! Do wprowadzenia euro pozostały prawie dwa lata, a my już kruszymy kopie, jak to będzie. Snujemy domysły co i o ile zdrożeje? Tymczasem przedstawiciele władz, finansiści oraz handlowcy przysięgają, że wprowadzenie eurowaluty nie zuboży naszego społeczeństwa.

Dyskutujemy o tym wbrew faktowi, że Bank Światowy oraz Komisja Europejska wcale nie są przekonane czy Litwa zdąży do 2007 roku wywiązać się z warunków poprzedzających wprowadzenie euro. Bawi i to, że Litwa, choć jeszcze nie ma ustawy o warunkach wprowadzenia euro, już bije nowe monety.

Jeżeli zaś chodzi o obawy przed wzrostem cen wraz z wprowadzeniem euro, to są one jak najbardziej uzasadnione. Przeszły już przez to kraje o lepiej funkcjonującej gospodarce niż nasza. Niemcy, na przykład, przeżyli szok, gdy przy okazji wprowadzenia euro, o połowę tańszą markę próbowano zastąpić nową walutą w relacji niemalże 1:1. Z czasem konkurencja zmusiła nieuczciwych handlowców do spuszczenia z tonu, ale zanim do tego doszło klienci zostali porządnie obłupieni. Naiwnością byłoby sądzić, że nasze cwaniactwo nie skorzysta z okazji i przy okazji zamieszania ze zmianą walut nie zrobi z obywatela lipki... do obłupiania. Handlarze zresztą będą mieli usprawiedliwienie, będą twierdzili, że ceny wzrosły w związku ze zdrożeniem surowców i usług. Już to przerabialiśmy po naszym wstąpieniu do UE. Wówczas wzrost niektórych cen można było w ten sposób wytłumaczyć, ale był to zaledwie ułamek w oceanie cwaniactwa, które nas zalało.

Zdmuchnąć „dmuchawca”! Nowy rząd, jak zresztą wszystkie poprzednie, zabiera się za reformę gospodarczo-podatkową, która ponoć miała się rozpocząć od wprowadzenia podatku majątkowego, zastąpienia podatku liniowego progresywnym, zwiększenia nieopodatkowanego minimum i kilku innych drobnych zmian w systemie podatkowym. Na papierze zaplanowano też reformę w dziedzinie inwestycji, energetyki, transportu, sposobu zarządzania państwem itp. Są to jednak jeszcze dalekie plany, bo ten rząd tak pracuje jak się mokre pali. Czyli powoli. Ministrowie tę opieszałość tłumaczą tym, że przed nimi jeszcze trzy lata działalności, jeżeli chodzi o rewolucje podatkowe, to lepiej siedem razy odmierzyć, ale są też inne reformy, które ten gabinet ministrów ma dopiero w bliżej nieokreślonych planach.

Ale wracając do podatków. Podatek to, oczywiście, najbardziej dostępne źródło wpływów do budżetu – obłupić pracobiorcę, szeregowego obywatela to jak zdmuchnąć dmuchawca. Takiego „dmuchawca” łatwo jest dorwać, trzymać na widelcu, „dmuchać” oraz ścigać i karać za ewentualne niezapłacenie podatku. O wiele trudniej jest zająć się szarą strefą gospodarczą, ścigać gigantyczne przekręty grubych politycznych i gospodarczych ryb, gdzie na pozór wszystko jest cacy. Ostatecznie stworzyć w kraju godziwe warunki dla rozwoju przedsiębiorczości. Wymyślać nowe podatki i podnosić już istniejące można by w nieskończoność, ale to źródełko wysycha. Obywatel czy przedsiębiorca przywalony podatkami ponad siły zaczyna po prostu mataczyć, szuka luk prawnych, nagina i łamie to prawo, prowadzi podwójną księgowość, pracodawca wprowadza kopertówki zamiast oficjalnych gaż itd., itp. Tymczasem z podatkami jest jak z akcyzą, im niższe, tym obywatele chętniej płacą, gdyż nie opłaca im się przy tych podatkach majstrować. Za mały koszt, za duże ryzyko. W efekcie budżet zyskuje. Zasada prosta jak drut, ale trzeba trochę czasu, by zaczęła przynosić efekty, a u nas każda nowa ekipa rządząca zachowuje się jak wygłodniała bestia. Niech się udławię, ale co urwę to moje, bo za chwilę przyjdą inni, też głodni. Szczera prawda, ale podatnik nie jest samoodnawiającym się źródłem gotówki, gdy mu się ciągle tylko zabiera, w końcu padnie na twarz, a to już początek bajki, w której im dalej tym straszniej.

Julitta Tryk

Wstecz