Kaziukowy Jarmark w Wilnie

Wileński Kaziuk, przeważnie śnieżny, chłodny, a najczęściej słotny jest jednak zwiastunem wczesnej wiosny. Zaś organizowany z tej okazji Kaziukowy Jarmark jest największym, najdłużej trwającym i najbarwniejszym świętem miasta. Jego tradycje sięgają XVII wieku, gdy to królewicz Kazimierz został wyniesiony na ołtarze. Papież Urban III zezwolił wówczas na obchody rocznicowe z racji uznania tego świętego za patrona Litwy. Kaziukowe pochody i jarmarki zawsze rozpoczynały się w Wilnie w dniu św. Kazimierza, czyli 4 marca. Pochodom towarzyszył orszak przebierańców, handlarzy i kuglarzy.

Tegoroczny jarmark, zainaugurowany tradycyjnie 4 marca, trwał w Wilnie trzy dni.

Zgodnie z kilkuwiekową tradycją na Kaziuka handluje się plecionymi koszami, drewnianymi łyżkami, miskami, beczułkami, wyrobami z lnu, glinianymi dzbanami, fujarkami, kogucikami, piernikowymi sercami i obwarzankami. Jednak najpiękniejszym symbolem Kaziukowego Jarmarku są wileńskie palmy wielkanocne. Tradycyjna wileńska palma, znana daleko poza granicami Litwy, to okrągły „wałeczek” z suszonych kolorowych kwiatów i traw. Dzisiaj na Kaziuka sprzedawane są palmy o przeróżnych kształtach: „brzuszki”, „rumianki”, „ptasie piórka”, „astry” i „grzybki”. Niektóre z nich są tak rozgałęzione, że przypominają raczej bukiety z zielska, ale to już, niestety, nie są tradycyjne wileńskie palmy.

Poza tradycyjnymi wyrobami na współczesnym jarmarku handluje się absolutnie wszystkim, również kiczowatymi pamiątkami z Chin, ale na to nie ma rady. Chodzi tylko o to, by kicz nie wypychał ze stoisk wyrobów ludowych. Na szczęście na razie udaje się zachować jakieś proporcje, zresztą nie mamy aż tylu twórców, by zapełnić tak liczne stoiska handlowe. W tym roku tych stoisk przygotowano ponad dwa tysiące. A sam jarmark nie ogranicza się już do jednego placu miejskiego. Dzisiaj obejmuje całą wileńską Starówkę, odradzającą się XIX-wieczną dzielnicę rzemieślniczą – Safianiki, a także aleję Giedymina.

Kaziuki to nie tylko handel, ale też zabawa. W tym roku po raz pierwszy w ramach tego święta odbyły się zawody w smażeniu blinów i ubijaniu masła, a także w rzucaniu słomianymi kapeluszami na okoliczne drzewa.

Atrakcją tegorocznego Kaziukowego Jarmarku było ponad czterometrowe krzesło, na którym mógł usiąść każdy chętny, pod warunkiem, że się tak wysoko wdrapał. Innym nowum był gigantyczny siedmiometrowy kosz na kółach (a raczej ubrane w kosz auto), w którym organizatorzy wozili dzieci... i metalowe buty Guliwera o długości 2,5 metra. Rodzą się nowe tradycje?

Wstecz