„…otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi…”

Przestało bić Serce Papieża, największego Autorytetu świata. Przekroczył próg Nadziei, wrócił do Ojca. Zgasł pod Krzyżem. Odszedł w 85. roku życia. Jesteśmy pogrążeni w żałobie…

Rozsławiał Chrystusa, był wiernym Jego sługą, w ciągu 26 lat pontyfikatu prowadził świat ku zbawieniu. Był żywą Ewangelią, darem Miłosiernego Boga, głosił Jego Miłosierdzie. Był Uśmiechem Boga, zadośćuczynieniem Historii. Zmarł w wigilię Święta Miłosierdzia, które sam ustanowił na podstawie objawień Pana Jezusa Siostrze Faustynie. Zaufał Maryi, której był niewolnikiem: „Totus Tuus”.

Zmarł w 65. rocznicę mordu dokonanego na polskich oficerach w Katyniu. Swoją śmiercią uczcił śmierć kwiatu polskiej inteligencji, straconej na „nieludzkiej ziemi”, Golgocie Wschodu.

To Jemu w dużej mierze zawdzięczamy zażegnanie trzeciej wojny światowej. Był nieugięty jak Krzyż. Gdyby nie Papież, Polska i świat byłyby inne.

„Nie lękajcie się” – powiedział na Placu Józefa Piłsudskiego w Warszawie. „Zaufajcie Bożemu Miłosierdziu. Otwórzcie drzwi Chrystusowi” na Jego zbawczą moc. „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”.

Komunizm zadrżał w posadach. Ludzie poczuli odwagę wyznać swoją wiarę. Pokonali totalitaryzm. Komunizm się rozpadł. Wiara wróciła do szkół. Ojciec Święty uczył pokojowej walki o Boga, o prawdę, wolność, godność człowieka. Dobrem zło zwyciężać. Każdy ma własne Westerplatte i powinien go bronić. Bronić własnej tożsamości, wiary, zbawienia. Uczył: być wymagającym względem siebie, nawet jeśli inni od nas tego nie wymagają. Że należy się doskonalić, uświęcać się, jak alpiniści wspinać się na świętą górę Jeruzalem. Ukazywał piękno osoby ludzkiej w świetle Chrystusa Zmartwychwstałego. Uczył szukać sensu życia: skąd przychodzimy, dokąd idziemy?

Jan Paweł II nauczał nas, jak żyć należy i sam żył tak, jak nauczał. Był wzorem człowieka świętego, stworzonego na obraz i podobieństwo Boże. Sam wykorzystał dary Boże ciała i duszy dla swego i innych uświęcenia. Dużo wymagał od siebie, był pilny, miał doskonale zorganizowany czas, miał wszystko poukładane. Naśladował Chrystusa i świętych, szczególnie Maryję. Przemawiał w Ich imieniu. Współpracował z Bogiem. Był gigantem myśli. Niósł swój Krzyż, a po śmierci przygarnął nas wszystkich do siebie i zjednoczył - jak Chrystus, wywyższony na Krzyżu. Był charyzmatycznym mistykiem.

Nie narzucał swej wielkości. Jego wielkość nie przygniatała, a podnosiła. Był bezpośredni w obcowaniu, lubił żartować. Był pełen Ducha Chrystusowego, wiernym narzędziem w rękach Opatrzności. Zmienił Kościół, zmienił Europę, świat. Dokonał białej rewolucji. Był Drogowskazem, Przywódcą, Pasterzem. Był ikoną Bożą głębokiej Wiary i Miłości. Wyprowadzał ludzi z marności tego świata i prowadził do Nieba, Raju, „Sursum Corda”. Nadał sens cierpieniu. Uczył jak żyć i umierać. Dał nam przepiękną katechezę w Tydzień Wielkanocny: „Nie lękajcie się śmierci. Śmierć to narodziny dla Nieba, przejście do Ojca, w drugie życie. Życie człowieka nie kończy się, tylko się zmienia”. „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli. Pan Bóg pokazał cud umierania. Chorzy – to skarb Kościoła”.

Papież zmienił język mass mediów, które zaczęły mówić o cierpieniu, słabościach człowieka – co dotychczas było unikanym tematem, ponieważ reklamowało się silnych, zdrowych, odważnych, przedsiębiorczych ludzi, nie znających co to ból, starość i śmierć. Dzięki Telewizji Polonia oglądaliśmy ludzi z różańcami w ręku na ulicach polskich – jak się modlą, mówią o Bogu, o rzeczach ostatecznych…

Bardzo kochał młodzież. Mawiał do młodych: „Jesteście nadzieją Kościoła i Ojczyzny, naszą przyszłością. Nigdy się na was nie zawiodłem”. Młodzież również kochała Papieża, widziała w Nim drugiego Chrystusa, dobrego Nauczyciela i Wychowawcę. „Szukałem was, teraz przybyliście do mnie i za to wam dziękuję”. Młodzież się zmieniła, głębiej zaczęła patrzeć na swoje życie. Poczuła się bardziej odpowiedzialna, stała się milsza, życzliwsza, spoważniała, szczególnie w okresie śmierci i pogrzebu Papieża.

Wszyscy się zjednoczyli, stali się jedną Rodziną, jednym Kościołem. „Możemy być pewni, że nasz ukochany Papież stoi teraz w oknie Domu Ojca, patrzy na nas i nam błogosławi” – powiedział w homilii podczas Mszy pogrzebowej niemiecki kardynał Joseph Ratzinger. A myśmy powinni stać się lepszymi, wrażliwszymi, po prostu godnymi pokładanych w nas Jego nadziei, spełnić Jego względem nas oczekiwania.

Ks. Józef Aszkiełowicz, proboszcz parafii Mejszagoła

Wstecz