Na tropach bohaterów powieści Józefa Mackiewicza

Sergiusza Piaseckiego głośne ślady w Wilnie i Nowej Wilejce

(Ciąg dalszy. Początek w nr nr 7, 8, 10, 12 ub.r. 1, 3 br.)

Mimo trudnych warunków bytowania, często o głodzie i chłodzie, nie poddawał się przeciwnościom losu. Parę lat przed śmiercią planował pracę nad kolejnymi powieściami, dla których już miał tytuły: Hieny, Człowiek z czarną brodą, Na białe wilki, Dzieci Zielonego Dębu, utwór autobiograficzny Skaza w sercu. W 1962 roku rozpoczął pisanie powieści pt. Flora. Pracę nad tą powieścią jednak przerwał na 85. stronie rękopisu, z którego 13 ostatnich stron zniszczył w styczniu 1963. W tym samym czasie rozpoczął prowadzenie dziennika intymnego. „Piszę też „wściekły” DZIENNIK, który można będzie opublikować w 5 lat po moim zgonie” - informował przyjaciela. Pisanie Dziennika rozpoczął 22 stycznia 1963. 17 lutego 1964 postanowił go zniszczyć, pozostawiając „dla smaku” tylko pierwszą kartkę.

Nękały go choroby, niejednokrotnie był zmuszony poddawać się badaniom lekarskim. W marcu 1964 przeszedł dwie operacje... Częste pobyty w szpitalach nie zniechęcały go jednak do pracy. Pisał Upadek Wieży Babel. Na rękopisie ostatnią zaznaczoną datą jest 17 sierpnia 1964...

Żył z nieufnością do świata

„Żył cnotliwie i uczynnie, ciągle jednak z pewną nieufnością do otaczającego go świata” - będzie wspominał jego najwierniejszy, najbardziej mu oddany przyjaciel emigracyjny, Ryszard Demel.

Znał źródła tej nieufności. Nieszczęśliwe dzieciństwo, nienawiść do kobiety, którą długo uważał za matkę. Matki naturalnej nigdy nie dane mu było poznać. Wiedział tylko tyle, że w 1913 roku jeszcze żyła, bo „w dziwny sposób dała znać o sobie”.

„Wielką rolę w mym dzieciństwie odgrywały marzenia” - napisze później, już jako dojrzały mężczyzna. Marzenia były mu ucieczką w inny świat, „a wierzchołek lipy lub strych domu bliższe niż „ognisko domowe”, w którym musiałem zawsze być czujny i śledzić wroga-matkę nie tylko oczami, lecz każdym nerwem. Dało mi to zdolność wyczuwania aury sadyzmu nawet w powietrzu, zrobiło sprzymierzeńcem prześladowanych i wyładowało nienawiścią do wszelkiej tyranii i obłudy... jakże wspaniale czasem zamaskowanych w bardzo nawet szanownych ludziach”.

Nie lubił szachów, bardzo naonczas modnych. Nie zbierał znaczków pocztowych. Nawet rower obrzydł mu w krótkim czasie. Natomiast lubił wodę. W wieku pięciu lat pływał w Niemnie, później w Berezynie. Lubił słońce, pustkowia, wspinaczki na najwyższe wierzchołki drzew. Opiekował się psami, wykradał dla nich z domu jedzenie. Lubił gimnastykę, należał do „Sokoła”. Często przebywał na terenach sportowych, w koszarach pułkowych. „To mi się potem bardzo przydało. Bardzo.” - napisze.

Do końca życia nie ufał żadnej kobiecie i chyba żadnej tak naprawdę nie kochał. Inaczej było z dziecięcymi „miłościami”.

„Od wczesnych lat interesowałem się dziewczynkami. Pociągały mnie jak kwiaty: subtelnością rysów i kolorów, wdziękiem ruchów i „barwą” głosów. Nawet kochałem się w niektórych.

Pierwszą taką „miłością” była Żydóweczka, Róża K. Siostra kolegi z gimnazjum, z którym bardzo się przyjaźniłem. Róża miała filigranową twarzyczkę, czarne brwi i przepiękne oczy, które dotychczas pamiętam.

Drugą „miłością” - gdy byłem w trzeciej klasie była Rosjaneczka, Jula. I ta została mi na zawsze w pamięci; nawet jej nieregularne zęby. Ta była ode mnie starsza i jakoś „mądra”. Stanowczo lekceważyła mnie, przez co łamała (okrutna) moje małe serce.

Trzecią miłością, w szóstej klasie, była Rosjaneczka Szura. To już było poważniejsze, ale odpowiednio głupie i absolutnie „bezinteresowne”. Pomogła mi później, po ucieczce z więzienia”.

Ta ucieczka (jak napisze w innym miejscu) była fantastycznie głupia i dlatego się udała. Wtedy to skoczył w wir życia awanturniczego - na długo... „Nauki” pobierał już w innych „szkołach”, u innych „pedagogów”. Dyplomów z tych „szkół” nie posiadł, lecz, jak pisał „poznałem rzeczy naprawdę ciekawe i uczyłem się dobrze. Tamci „pedagodzy” byli ze mnie zadowoleni, choć protekcji nie miałem. Zastępowały ją: szczerość, wierność, spryt i odwaga. W tamtym świecie ceniło się to i szanowało”.

Gdyby nie miłość do gitary...

W takich okolicznościach, atmosferze rodzinnej, pozbawiony miłości i opieki matki, stawał się kandydatem na chronicznego buntownika.

Był przekorny, uparty. „Dam przykład. Ojcu memu Cygan-niemowa wywróżył (gestami rąk), że będzie ze mnie wspaniały skrzypek. Ojciec w to uwierzył, bo sam miał doskonały słuch i pięknie grał na harmonii. Grał koncertowo, nawet brał jakieś nagrody na konkursach. Otóż ojciec z fenomenalnym zapałem zabrał się do robienia ze mnie wirtuoza-skrzypka. Natychmiast skrzypce znienawidziłem. Zaczęło się to w pierwszej klasie. Uczył mnie przez cztery lata profesor z konserwatorium. Robiłem, co mogłem, aby na skrzypcach nie grać, natomiast chętnie wyuczyłem się gry na gitarze, mandolinie i zabierałem się do każdego instrumentu, który mi się nadarzył. Ojciec zamykał mnie na klucz w pokoju - abym odrabiał zadane mi ćwiczenia. Ja kładłem się na podłodze, nogi pakowałem na ścianę i w tej pozycji godzinami ciągałem smyczkiem po strunach.... aby skrzypce skrzypiały. Mimo to grać wyuczyłem się, lecz grałem - w stosunku do czasu, pracy i kosztów, które w to włożono - bardzo marnie”.

Gitara... Chyba do końca życia musiała mu się kojarzyć z tamtym pamiętnym sierpniem 1926 roku, w Nowej Wilejce...

27 lipca 1926. Piasecki, uzbrojony w nagan, na szosie pod Lidą obrabował dwóch żydowskich kupców, Morducha Drażnina i Jochela Boryszańskiego. W Nowogródku, a później w Wilnie, za część zrabowanych pieniędzy poczynił potrzebne mu zakupy: przyzwoite ubranie, obuwie, ręczniki, prześcieradła i in., a najważniejsze - gitarę i książki.

W Wilnie zamieszkał w hotelu u Popowa przy ul. Zawalnej. Po spotkaniu się ze swym przyjacielem, kurierem z „dwójki” (wywiadu polskiego), Antonim Niewiarowiczem, celem zaoszczędzenia posiadanych pieniędzy, zamieszkał z nim razem u jego kochanki, Wiery Bułhakowskiej w Nowej Wilejce. Za parę dni mieli wybrać się do Rosji Sowieckiej po zabranie stamtąd brylantów zakopanych w Moskwie przez znajomego, Henryka Krauzego. Wartość tych brylantów wynosiła około 6 tysięcy dolarów. Za ich przywiezienie do Polski Piasecki z Niewiarowiczem mieli otrzymać połowę, czyli 3 tysiące dolarów. Niestety, pieniędzy na tę podróż Piasecki nie tylko nie zaoszczędził, ale dzięki „morowej kobiecie” (kochance Niewiarowicza) prawie wszystkie przehulał. W tej sytuacji postanowił dokonać drugiego napadu zbrojnego, razem z Niewiarowiczem. Swego planu przed Wierą Bułhakowską nie ukrywali.

22 sierpnia 1926 Piasecki z Niewiarowiczem, w okolicy Wasiliszek dokonali napadu na pasażerów wagonetki kolejki wąskotorowej (popularnie zwanej lorką). Po zrabowaniu pieniędzy i kosztowności (biżuterii) oraz odebraniu jednemu z pasażerów zegarka i jesionki, wrócili do Nowej Wilejki. Wiery Bułhakowskiej w domu nie zastali. Klucz do mieszkania wisiał w umówionym miejscu. Na stole znaleźli kartkę, z której się dowiedzieli, że Bułhakowska wyjechała do majątku matki, do Podmerecza w okolicach Jaszun; prosiła Niewiarowicza, by tam do niej przyjechał.

Następnego dnia Niewiarowicz wyjechał do Podmerecza. Jechał tam nie tylko z powodu poszukiwania kochanki, ile - rzeczy Piaseckiego. Okazało się bowiem, że w domu u Bułhakowskiej nie ma walizki Sergiusza, a w niej drobnych rzeczy, a najważniejsze - nie ma gitary.

Piasecki pozostał sam w mieszkaniu kochanki Niewiarowicza. Czekał. Nie nudził się. Znalazł tu wielce interesującą lekturę - dziennik Bułhakowskiej, z którego dowiedział się, kim była ta „morowa kobieta”. Jakiemuś oficerowi skradła 200 złotych. Z Janinką [Izmajłowiczówną, koleżanką Bułhakowskiej] skradły komuś garnitur. W 1925 roku Bułhakowska, razem z wileńskim kierowcą taksówki zorganizowała napad rabunkowy na polskiego oficera, wiozącego pieniądze do Mejszagoły na budowę strażnic; odebrali mu 800 złotych.

„Morowa kobieta” obracała się w ciekawych sferach. (Później wileńska prasa donosiła, iż była eksżoną słynnego rosyjskiego śpiewaka, Fiodora Szalapina). Przed wyjazdem Piaseckiego z Niewiarowiczem na napad rabunkowy na lorkę, namawiała ich, by dokonali napadu w Wilnie na jakiegoś Francuza, zamieszkałego przy ul. Zawalnej. Ten Francuz woził z sobą dużą sumę pieniędzy na budowę kościoła protestanckiego. Ostatnio odwiózł do Grodna 15 tysięcy złotych. Ta jej propozycja nie przypadła im do gustu. Nie zgodzili się.

W Podmereczu Niewiarowicz nie znalazł swej wybranki serca. Po powrocie do Wilna spotkał ją przypadkowo na ulicy Kalwaryjskiej. Na jego zapytanie, gdzie była i gdzie się podziały rzeczy Piaseckiego, odpowiedziała, że była w Lidzie, gdzie się bawiła z oficerami lotnikami i że rzeczy Piaseckiego niebawem się odnajdą.

Jakoż wieczorem przyszli do domu Bułhakowskiej zaprzyjaźnieni z nią kolejarze - z gitarą Piaseckiego. Zwrot gitary odbył się uroczyście, zakrapiany dwiema butelkami wódki. Grzecznie z sobą się pożegnali. Potem późnym wieczorem przyjechała z Wilna koleżanka Bułhakowskiej, Janinka Izmajłowiczówna, by pożegnać się z miłymi gośćmi. (Dwa dni później Piasecki z Niewiarowiczem mieli nareszcie wyjechać do Rosji). To pożegnanie przy kolejnej wódce rozjuszyło Bułhakowską. Pokłóciła się z Izmajłowiczówną o jakiś skradziony komuś kiedyś gdzieś złoty zegarek. Potem pokłóciła się z kochankiem, Niewiarowiczem, który miał nieostrożność jej powiedzieć, że po powrocie z Rosji już do niej więcej nie wróci. Poszły w ruch szklanki, książki...

W trakcie libacji rozochocony Piasecki pokazywał paniom zrabowaną biżuterię. Izmajłowiczówna miała ochotę na złote kolczyki. Piasecki często bywał wobec dam hojny, ale tym razem miał przed sobą jeden cel: wyjazd do Rosji. Nie dał jej tych kolczyków. Wtedy Janinka z panią domu jakoś szybko się pogodziły, wyszły razem na dziedziniec i nad czymś długo się naradzały. Potem Bułhakowska odprowadziła Janinkę na dworzec.

Tego samego wieczora w mieszkaniu Bułhakowskiej pojawili się policjanci...

Antoni Niewiarowicz,druh niezawodny

Kochał Piasecki tego chłopca prawdziwie braterską miłością. Mógł na nim polegać. Razem przeszli ogień i wodę. Swą słynną powieść pt. „Piąty etap” napisaną w więzieniu na Świętym Krzyżu, Piasecki opatrzył wymowną dedykacją: Pamięci Antoniego Niewiarowicza i Jana Próchniewskiego poświęcam.

W chwili aresztowania ich tamtego pamiętnego dnia w Nowej Wilejce, Antoni Niewiarowicz miał 25 lat. Urodził się w Mińsku, gdzie ukończył cztery klasy. W 1915 roku razem z rodzicami zamieszkał w Wilnie. Rok później odumarł go ojciec, w 1919 - matka. Po sformowaniu się w Wilnie legionów, wstąpił jako ochotnik, w grudniu 1918, do tzw. „Obrony Wileńskiej”, gdzie służył jako szeregowiec. W czasie wycofywania się wojsk polskich z Wilna zgłosił się do partyzantki majora Dąbrowskiego, z którą przedostał się z tyłów bolszewickich do miasteczka Prużany na Grodzieńszczyźnie. Po zajęciu Baranowicz, został w kwietniu 1919 mianowany kapralem. Był dwukrotnie ranny. W wojsku służył ponad trzy lata. W kwietniu 1922 został zwolniony z powodu ogólnej mobilizacji ochotników. Następnie pełnił służbę w milicji ludowej pasa neutralnego w stopniu starszego sierżanta liniowego. Po likwidacji tegoż pasa, w marcu 1923 zwolniono go ze służby. W kwietniu tego samego roku został przyjęty do biura informacyjnego jako funkcjonariusz zakordonowy do Rosji Sowieckiej. Biuro to stacjonowało w Baranowiczach.

Od tej pory prześladowało go pasmo licznych niepowodzeń. W maju 1923 Niewiarowicz został wysłany z Baranowicz do Sowdepii celem przeprowadzenia wywiadu próbnego. Nie udało mu się. Schwytany przez bolszewików siedział w więzieniu przez półtora miesiąca. Tłumaczył się, że jest „polskim przestępcą”, że „uciekł do Sowietów” celem „schronienia się”. W końcu czerwca wyrzucono go przez granicę sowiecką do Polski.

Po powrocie do Baranowicz, Niewiarowicz został kurierem Sergiusza Piaseckiego. Odtąd razem przedzierali się do Rosji, zbierali informacje dla polskiego wywiadu, a „przy okazji” trudnili się przemytem. Raz (a może i więcej) zdarzyło się, że obrabowali przemytników. 2 grudnia 1923 za zrabowanie szmuglarzom towaru zostali aresztowani i osadzeni w więzieniu nowogródzkim, gdzie Niewiarowicz przesiedział do 25 maja 1924 (został zwolniony za kaucją). Natomiast Piasecki, „mając jeszcze inną sprawę” (puszczenie w obieg fałszywego czeku) pozostał za kratkami.

Po wyjściu z więzienia, Niewiarowicz został z powrotem przyjęty do Ekspozytury Nr 6 w Brześciu. 1 września 1924, razem z innymi, dziesięcioma wywiadowcami, wysłano go pod Kojdanów (teren Rosji Sowieckiej) celem zabrania tajnych dokumentów. Akcja się nie udała. Pod wsią Starzynki cały ten oddziałek poniósł fiasko, 2 ludzi zostało zabitych, 2 dostało się w ręce bolszewików, powróciło 7. W tej sytuacji Niewiarowicz zwolnił się z „dwójki” i wyjechał do Wilna. Z przemytu miał trochę pieniędzy, które mu szybko topniały. Chłonny przygód, mocnych wrażeń, nie stroniący od kieliszka, w Wilnie nie rozglądał się za żadną pracą. Po wyczerpaniu gotówki, wyjechał do V Ekspozytury „dwójki” do Lwowa, skąd 12 kwietnia 1925 został wysłany na teren sowiecki. Ale i tym razem nie miał Niewiarowicz szczęścia. Na stacji kolejowej w Wojtowcach został aresztowany przez bolszewików. Jak zwykle, zachował przezorność, nie miał przy sobie żadnych dokumentów. Jako „polskiego przestępcę” odesłano go do Wołoczyska, skąd po dwóch miesiącach uwięzienia, wyrzucono przez granicę do Polski. Przedostał się do Lwowa, gdzie jako „spalony” nie miał już nic do roboty, przeto znowu wrócił do Wilna.

W Wilnie zamieszkał przy ul. Popławskiej 2, u Rodziewiczów. 13 września 1925 odnalazł go tu Piasecki. Padli sobie w ramiona. Sergiusz, po zwolnieniu z więzienia, znowu pracował w „dwójce”, w Brześciu. Z chwilą gdy odnalazł w Wilnie „kochanego Tońkę”, miał już gotowy plan: wspólny z Niewiarowiczem wypad do Rosji; przywiózł dla Tońki przepustkę i pieniądze. Niedługo razem wyjechali do Rosji.

W „dwójce” Niewiarowicz, jako kurier Piaseckiego, pracował ponad cztery miesiące. 29 stycznia 1926, w ramach procedury likwidacji Ekspozytury Oddziału II w Brześciu, został zwolniony. Piasecki w tym czasie przebywał w Rosji. Niewiarowiczowi nie pozostawało nic innego jak wrócić do swej stałej przystani - Wilna. Zamieszkał przy Zaułku Żołnierskim Prawym 4, u Jadwigi Gobis. Czekał. Wierzył święcie, że „kochany Sieriożka” znowu odnajdzie go w Wilnie i coś mądrego dla nich wspólnie wymyśli.

Nie zawiódł się. 3 lutego 1926 Piasecki, wracając z Rosji, zajechał do Wilna. Zamieszkał chwilowo razem z Tońką w domku Jadwigi Gobis. Piasecki miał przy sobie rewolwer (nagan) i granaty, które wiózł do Ekspozytury Oddziału II. Według wspomnień jeszcze żyjących świadków, spotkanie dwóch druhów odbyło się niezwykle hucznie, ten i ów z sąsiedztwa słyszał wystrzały. Dwa dni później, 5 lutego 1926 Niewiarowicz i Piasecki zostali aresztowani za posiadanie broni. Piaseckiego odesłano do Brześcia, do Oddziału II, Niewiarowicza, jako poszukiwanego przez Nowogródzki Sąd Okręgowy - do Nowogródka, gdzie został ponownie osadzony w więzieniu. Zwolniono go 1 czerwca 1926. Wrócił do Wilna. I wtedy poznał tu Wierę Bułhakowską.

...Długo Jadwiga Gobis nie mogła przeboleć „zdrady” swego urzekającego lokatora, przystojnego, niebieskookiego blondyna, tkliwego, czułego o cichym, melodyjnym głosie. Był dla niej „pięknym chłopcem z lasu”. Długo, bardzo długo z okien domku Jadzi Gobisówny od świtu do nocy rozbrzmiewała melodia „Leśnych nastrojów”. Że też ten patefon się nie rozwali, że też ta płyta od tych „nastrojów” nie pęknie - dziwili się lekko poirytowani sąsiedzi.

Cyplonok żarienyj,

Cyplonok warienyj,

Cyplonok wyszeł poguliat,

Jego pojmali, ariestowali,

Wieleli pasport pokazat,

Pasporta nietu...

- śpiewał „kochany Tońka” swą ulubioną piosenkę, kołysany w objęciach rozkosznej Wieroczki Bułhakowskiej.

Wczoraj zaproponowałem Antoniemu, żeby przeczytał powieść Uptona Sinclaira „Jim Higgins”, którą dopiero co przeczytałem.

- Przeczytaj, ciekawa powieść - powiedziałem, zachęcając go do lektury.

- Nie chcę. Ja sam mam w głowie 77 powieści! - odparł Antoni.

[...] Moje przypuszczenie, że Antoni nie lubi samodzielnie myśleć, jest prawdziwe. On o nic nie dba, o nic się nie troszczy. Na przykład ani słówkiem nie zapytał mnie o drogę do Sowietów ani o warunki pracy. To wynika nie z dyskrecji i delikatności, lecz z normalnego jego ustosunkowania się do życia. Może to i dobrze. Może swym zimnym temperamentem zrównoważy mój, często zbyt wybuchowy, a kombinować ja będę za dwóch.

Heca w Nowowilejskim Komisariacie Policji

Zanim o hecy - ukłon w stronę grodzieńskiego (Białoruś) kolegi po piórze, Eugeniusza Skrobockiego. Podczas prowadzenia kwerendy w Państwowym Archiwum Obwodu Grodzieńskiego, w zespole przedwojennych materiałów Komendy Policji Państwowej powiatu lidzkiego, znalazł on interesujące dokumenty (telefonogramy, protokoły badań i in.), dotyczące dwóch napadów rabunkowych, dokonanych przez Sergiusza Piaseckiego latem 1926 (jeden - wspólnie z Antonim Niewiarowiczem). Obszerny materiał z tej sprawy Eugeniusz Skrobocki opublikował na łamach grodzieńskiego „Magazynu Polskiego” (Nr3 (32) 2004).

Niżej proponuję uwadze czytelników fragment zeznania Sergiusza Piaseckiego. (Tekst nieadiustowany, wg oryginału).

Policja w mieszkaniu [Bułhakowskiej] przeprowadziła rewizję i zabrawszy rzeczy poprowadziła nas do Komisarjatu. Po drodze do Komisarjatu przed torem kolejowym po prawej stronie z boku ścieżki do trawy, rzuciłem zawinięte w kawałek gazety: jeden pierścionek i jedną parę kolczyków złotych, pochodzące z grabieży.(...) Posadzili mnie z Niewiarowiczem oddzielnie, lecz gdy ja dwa razy kajdanki sobie zdjąłem i dałem słowo honoru, że nie będę uciekać o ile mi kajdanki zdejmą, kajdanki policjanci zdjęli.(...) Na drugi dzień koło godz. 2-giej po południu zjawił się starszy posterunkowy i zażądał, bym oddał jemu jesionkę brązową, którą miałem u siebie, a która pochodziła z rabunku na osoby z lorki. (...)Po tej czynności wywołał mnie na badanie st. posterunkowy i podczas badania wypytywał się tylko o pochodzenie broni i map. St. post. przed badaniem pokazywał mi telefonogram, w którym pisało o napadzie na lorkę pod Wasiliszkami, lecz w czasie badania na tę okoliczność nic się mnie nie pytał. [...] Widziałem również i zaświadczenie lekarskie, które było wydane jednemu z policjantów, a które pokazywał mi ów st. posterunkowy, pokazywał dlatego, aby wzbudzić do siebie zaufanie, gdyż w trakcie tego powiedział, że jestem posądzony o napad rabunkowy na lorkę pod Wasiliszkami i że mam ukryte 150 dolarów pochodzących z rabunku.(...) Powiedziałem tylko, że mam ukryte przy sobie 20 złotych, które wyjąłem - położyłem na stół i powiedziałem: „to jest wszystko, co mam - jeżeli pan chcesz, możesz wziąść sobie”. Chcąc ostatecznie rozchwiać moją nieufność do niego, st. posterunkowy zaproponował mi, że osadzi mnie z Niewiarowiczem w jednej celi, byśmy mogli się wspólnie porozumieć i obmyśleć wspólną obronę - alibi, na wypadek posądzenia nas o napad rabunkowy pod Wasiliszkami, przy czym powiedział, że w każdym razie będzie nam pomocny, zniszczy dowody i jesionkę pochodzącą z rabunku zamieni na inne palto podobnego koloru. Na mur stanęła umowa, że st. posterunkowy osadzi mnie w jednej celi z Niewiarowiczem, zniszczy, względnie da do zniszczenia portfel i papierośnicę, a także zamieni jesionkę na inną, za co otrzyma od nas ukryte pieniądze w sumie 43 dolarów i 90 złotych, prócz 20 zł., które dałem poprzednio. (...)

W nocy tego dnia mniej-więcej koło godziny 10-ej, st. posterunkowy wywołał mnie niby to do badania i zaproponował mi pójść razem z nim i odkopać przedmioty i pieniądze zrabowane, które mówiłem umyślnie, że znajdują się koło wsi Kuczkuryszek, w odległości koło 2 kilometrów od posterunku w lesie. Razem z nim pójść nie zgodziłem się, ponieważ powiedziałem jemu, że chcę wziąć tylko pieniądze, zaś rzeczy zostawić na miejscu i takowe mogłyby w jego ręku służyć jako dowody rzeczowe przeciwko nas. St. posterunkowy na moje odezwanie, zaproponował mi, że puści mnie samego do lasu po pieniądze i biżuterję pod tym warunkiem, że pójdę boso i że dam słowo, że wrócę. (...)

Nadmieniam, że skrytki żadnej w lesie nie było i pieniędzy tam żadnych nie miałem. Niewiarowicz ubrał się w celi, aby iść do lasu i gdy go st. posterunkowy zawołał, poszedł. Po upływie półtory-dwie godziny wrócił.(...) Powiedział mi, że papierośnicę i portfel zakopał w lesie do ziemi niby szukając skrytki. St. posterunkowy również przyszedł do celi i zabrał mnie do kancelarji, gdzie zaczął krzyczeć , „co wyście chcieli wyprowadzić mnie w pole, a to się wam nie uda, bo jest jeszcze jeden dowód” i wskazał na jesionkę pochodzącą z rabunku, która leżała w kancelarji na ziemi. Widząc, że portfel i papierośnica są schowane w lesie, przeto powiedziałem st. posterunkowemu, by w ogóle był cicho, gdyż nic lepszego dla nas zrobić nie mógł. Wtedy st. posterunkowy zaczął nas prosić i grozić byśmy nic o tem nikomu nie mówili i by Niewiarowicz z powrotem poszedł z nim do lasu odkopać portfel i papierośnicę, przyczem obiecał, że nam je odda, lecz chce, by nie widział dyżurny, który miał od niego przyjąć depozyt. Niewiarowiczowi i mnie zrobiło się policjanta żal, wobec czego Niewiarowicz z policjantem z powrotem poszedł do lasu. Co tam było nie wiem, lecz mówił mi Niewiarowicz, że policjant dawał w lesie jemu do ręki dwa razy rewolwer „nagan” by zapewnić zaufanie Niewiarowicza, przyczem żądał jeszcze odkopania pieniędzy i biżuterji. Gdy Niewiarowicz drugi raz wrócił z lasu z policjantem i byliśmy około godziny razem w celi, to przyszedł wymieniony policjant - rzucił w róg pryczy portfel i papierośnicę i powiedział: „a życie jest ciekawe”. Rano przed odjazdem do Wilna, poprosiliśmy się do ustępu, dokąd nas razem wyprowadzili i Niewiarowicz w tej chwili rzucił do dołu kloacznego portfel i pugilares i tym sposobem zniszczył dowody. Działo się to w ustępie przy Komisarjacie w Nowo-Wilejce, w drugiej połowie ustępu. Po powrocie z ustępu wyjechaliśmy z Nowo-Wilejki i st. posterunkowego nie widzieliśmy. (...)

Po odczytaniu podpisuję /-/ S. Piasecki .

* * *

Parę miesięcy przed opuszczeniem więzienia na Świętym Krzyżu, w maju 1937 Piasecki napisał powieść autobiograficzną pt. „Droga pod ściankę” (tytuł późniejszy: „Droga pod mur”). Podobno była to rzecz o jego latach dziecięcych i wczesnej młodości, do rewolucji bolszewickiej. Jednakże tytuł wydaje się sugerować, iż powieść ta dotykała także dramatycznej chwili, w której Piasecki miał stanąć przed plutonem egzekucyjnym. W sierpniu 1937, po wyjściu z więzienia, Piasecki postanowił „Drogi pod ściankę” nie oddawać w ręce wydawców. Nie zabrał jej także z sobą podczas swej ucieczki (w 1946) na Zachód. Oryginał powieści, jak później wspominał, dobrze w Polsce ukrył. (Według informacji Ryszarda Demla, Piasecki dał tę powieść na przechowanie Hannie Krzyszkowskiej). Nie odnaleziono jej do tej pory.

Czy mógł opisać tam swoje przygody ze starszym posterunkowym Komisariatu Policji w Nowej Wilejce? Mógł (chociaż - oczywiście - nie musiał...).

Cała ta historia z napadem rabunkowym, dokonanym przez Piaseckiego i Niewiarowicza, już od samego początku, od 1926 roku obrosła „czarną legendą”. Długo towarzyszyła Piaseckiemu fama o zabójstwie. Na pasku wcześniejszych doniesień prasowych poszedł za nią także Józef Mackiewicz w swej słynnej powieści „Nie trzeba głośno mówić”:

Z nim [Piaseckim] było tak: wykolejony przez wojnę, służbę w wywiadzie... Na początku lat dwudziestych z Wasiliszek do Lidy jechał kupiec leśny, Żyd, z wypchanym portfelem. Działali w bandzie. Zamordowali kupca i zrabowali pieniądze. Kara śmierci, później zamieniona na więzienie.

Ta „banda” to duet Piasecki-Niewiarowicz. Nikogo nie zamordowali. Rabowali w sposób infantylny. O czym - w następnym odcinku.

Alwida A. Bajor

Wstecz