Życie kulturalne

Najcenniejsze - do Wilna

Przedstawiciele Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu obecni na wernisażu wystawy grafiki Konstantego Brandla powiedzieli, że to, co mają najcenniejszego w zbiorach muzeum i biblioteki, pokazują w Wilnie. Taki stan rzeczy trwa już od kilku minionych lat. Prezentacje toruńskie miały miejsce w lokalu Uniwersytetu Wileńskiego, Akademii Sztuk Pięknych, a ostatnio torunianie i współorganizator wystaw – Instytut Polski w Wilnie upodobali sobie galerię „Arka” przy ul. Ostrobramskiej. O szczególnych związkach uczelni toruńskiej i wileńskiej wspominaliśmy wielokrotnie: pierwsza faktycznie powstała na bazie drugiej, zwłaszcza jeśli chodzi o skład profesorski i pracowników naukowych, którzy po wojnie, po wyjeździe z Wilna, niemal w pełnym komplecie kontynuowali pracę w Toruniu.

Wiadomo, że uczelnia kopernikowska jest jednym z pięciu najważniejszych ośrodków naukowych Polski, a ostatnio wzbogaciła się o Muzeum Uniwersyteckie. Właśnie podczas jego uroczystego otwarcia prezentowane były grafiki Konstantego Brandla, które stamtąd przywędrowały do Wilna. Artysta należał do najwybitniejszych, a zarazem najbardziej oryginalnych grafików polskich XX wieku mieszkających na emigracji. Urodził się w Warszawie, w latach 1900-1903 studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie (głównie pod kierunkiem J. Fałata i J. J. Malczewskiego). Po ukończeniu studiów wyjechał do Paryża, gdzie spędził prawie 70 lat. Stolica Francji przełomu wieków – to istny tygiel kulturalny. Istniała tam już wtedy spora polska kolonia artystyczna. Brandel zaprzyjaźnił się m. in. z Olgą Boznańską oraz Tadeuszem Makowskim. W Paryżu ciągle się dokształcał. Malował obrazy olejne, pastele, akwarele i gwasze, projektował także witraże. Z czasem jednak na długi czas zrezygnował z malarstwa sztalugowego, poświęcając się prawie wyłącznie grafice. Główny wysiłek skoncentrował na technikach metalowych i w tej dziedzinie osiągnął wręcz oszałamiającą wirtuozerię techniczną. Jego działalność drzeworytnicza jest znacznie skromniejsza i sprowadza się głównie do celów ilustracyjnych i dekoracji książki. Współpracował z powstałym w 1924 roku w Paryżu Polskim Towarzystwem Przyjaciół Książki, dla którego ilustrował druki bibliofilskie, a taże z francuskim wydawnictwem „Le Livre Moderne Illustre”.

Grafikę Brandla cechuje zarówno zadziwiająca, wnikliwa ścisłość i ostrość obserwacji w jego studiach pejzaży, roślin, przedmiotów, postaci i portretów, jak i fantastyczne, wizjonerskie postrzeganie przestrzeni. Z czasem osiągnął odrębny wyraz, w którym łączył tradycję kultury i polskiej legendy romantycznej ze strzelistością francuskich katedr gotyckich oraz pamięć wyniesionego z dzieciństwa polskiego wiejskiego pejzażu z ostrymi konturami plaż Bretanii.

Prawie nie sprzedawał swoich prac. Krótko po śmierci Brandla, jedyny jego spadkobierca siostrzeniec – Witold Leitgeber – spełniając ostatnią wolę malarza, przekazał większą część spuścizny artystycznej do Polski. O skali tej kolekcji może świadczyć fakt, że tylko w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie znalazło się ponad trzy tysiące otrzymanych w darze obrazów olejnych, akwarel, gwaszów, rysunków i grafik. A przecież obdarowane zostały także muzea w Krakowie, Poznaniu, Toruniu. W roku 2001 mieszkający w Londynie Witold Leitgeber podarował toruńskiemu Archiwum Emigracji w Bibliotece Uniwersyteckiej wielką część spuścizny artystycznej oraz archiwalia po Konstantym Brandlu. Dołączył do tego własne archiwum i księgozbiór liczący kilkaset woluminów. Uznając wartość badawczą i wyjątkowość zbioru utworzono w Bibliotece Uniwersyteckiej w Toruniu Gabinet Konstantego Brandla, w którym pokazuje się prace i pamiątki po artyście. Część prac prezentowana była w Wilnie.

Nigdy od ciebie, Litwo

Słowa te odnieść można do Henryka Szylkina – pisarza i poety, urodzonego w zaścianku Santoka na Wileńszczyźnie, pochodzącego ze starej polskiej rodziny o patriotycznym rodowodzie. Ojciec jego, Ignacy rodem z Santoki, był muzealnikiem, etnografem, działaczem społecznym. Miejscowość ta liczy sobie z górą dwieście pięćdziesiąt lat, położona jest w widłach rzek Żejmiany i Łokai, wśród łąk, bagien i lasów. Usytuowanie geograficzne najpewniej przyczyniło się też w znacznej mierze do powstania legend santockich. Jedna z nich mówi, że przodek Henryka, niejaki Szylkowski ukrył z powodzeniem w okolicznych szuwarach i zaroślach poszukiwanego przez Szwedów dziedzica miejscowych dóbr i otrzymał tę posiadłość za wierną służbę. Inna głosi, że gdy dziedzic zapytał, co ludzie mówią o nim, Szylkowski z całą otwartością odparł: „Mówią, że jest głupi, bo bezmyślnie roztrwania swój majątek”. Wówczas pan za szczerą odpowiedź zwolnił go z pańszczyzny i obdarował włóką ziemi. Szylkowscy żyli długo na ofiarowanej ziemi, nie mając właściwie na nią dokumentów. Otrzymali je w 1745 roku. Potem przyszły rozbiory Polski i Szylkowscy z woli zaborcy stali się Szylkinami, ale z sercami mocno polskimi, zahartowanymi w obu powstaniach. Następnie z woli historii zapisano ich: Szylkinas. Serce pozostało to samo: polskie. Pasjonującą historię rodu Szylkowskich-Szylkinów opisał Henryk Szylkin w swojej książce pt. „W zakolach Łokai”, a w wierszach wciąż wracał do urody tych miejsc, gdzie: Za krzakiem ostatnim – woda haftowana/ Grążelami złota, wstęgą lilii białych./...O, przystani młodości, przybytku osnowy/ Z cegłą przy sasance na pogorzeliskach -/ Nie masz już rabatek i pięknej dziewczyny./ Tam był krok wesoły i śmiech świata zdrowy.../ Dziś konają drzewa, giną rozlewiska,/ Gorzki piołun kwitnie i spada malina.

Z woli historii Henryk Szylkin, potomek Szylkowskich znalazł się w Zielonej Górze. Nigdy jednak w myślach, czynach i uczuciach Litwy nie opuszczał. Wspomnijmy chociażby jego współudział w redagowaniu wierszy polskich poetów na Litwie, które później znalazły się w historycznym już i bardzo ważnym almanachu pt. „Sponad Wilii cichych fal”. Stał się pierwszą polską książką literacką, wydaną po czterdziestu latach od wojny na Litwie. Wywołała ona spory oddźwięk nie tylko w kraju, ale i za granicą. Po raz pierwszy wielu ludzi się dowiedziało, że w Wilnie istnieje polskie środowisko literackie. Do tego środowiska, znacznie bogatszego, nawiązuje wydana ostatnio w Zielonej Górze staraniem Henryka Szylkina i Doroty Szagun rozszerzona (pierwsze wydanie ukazało się w 2000 r.) bibliografia polskich współczesnych pisarzy Wileńszczyzny 1985-2005 pt. „Polskie pióra znad Wilii”. Praca ujmuje jedynie tych twórców, którzy w swym dorobku mają przynajmniej jedną samodzielną publikację książkową. Wśród wydawców – ważne miejsce przypada Wydawnictwu Polskiemu w Wilnie (Biblioteka „Magazynu Wileńskiego”).

Wielkie dni muzyki

Dobiega końca IX Międzynarodowy Wileński Festiwal Muzyczny. W ciągu ponad miesiąca w salach koncertowych Wilna rozbrzmiewała klasyczna i współczesna muzyka kompozytorów litewskich i zagranicznych z udziałem słynnych wykonawców z różnych krajów. Cechą szczególną tych spotkań na pięciolinii staje się fakt premier utworów specjalnie stworzonych przez litewskich kompozytorów z myślą o festiwalu: opery, oratoria, balet, muzyka kameralna. Tym razem znów był balet: „Dezdemona” Anatolijusa Šenderovasa według „Otella” Szekspira. Premiera – uznana za najważniejsze wydarzenie festiwalowe – miała miejsce na scenie Narodowego Teatru Opery i Baletu, a dodatkową atrakcją stał się występ znakomitej i uznanej na szerokim świecie Egle Špokaite w roli tytułowej. Balet w nowym sezonie wciągnięty zostanie do repertuaru sceny narodowej. Po zakończeniu festiwalu przystąpiono do gruntownej jej rekonstrukcji. Dodajmy, że choreografię „Dezdemony” –współczesną, ale z elementami klasycznymi – stworzył młody Rosjanin Kiriłł Simonow, inny jego rodak – Emil Kapeliusz – z Rosji jest autorem scenografii.

Halina Jotkiałło

Wstecz