„... aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa”

Dwanaście miesięcy pod lupą

To już rok mija, odkąd (nieproszona) zaczęłam „współpracę” z „Kurierem Wileńskim”. Tak się złożyło, że w ostatnich latach nie czytałam tego dziennika, w którym – bagatela! – przepracowałam 34 lata. Aliści – tu się kłaniam cieniowi Jerzego Waldorffa, posługując się ulubionym jego słówkiem aliści – w ubiegłym roku zupełnie przypadkowo trafił mi do rąk jubileuszowy numer pisma z dnia 1 lipca, a w nim kilkadziesiąt błędów językowych. Niektóre teksty tylko w ogólnych zarysach przypominały polszczyznę. Postanowiłam jakoś temu przeciwdziałać. Zdawałam sobie sprawę, że wystawiam na próbę więzi międzyludzkie, które się zacieśniały w ciągu dziesięcioleci. Łudziłam się jednak, że dawni koledzy zrozumieją: kieruje mną wyłącznie troska o nasze wspólne najwyższe dobro – język ojczysty. Myślałam, że stale apelując do kierownictwa redakcji, by dbało o język, zatrudniło adiustatora, tym samym idę w sukurs dziennikarzom. A jednak nie. Obrazili się na mnie wszyscy, solidarnie, całym zespołem. Pisałam te moje przeglądy tak, jak potrafiłam – czasami może zbyt ostro, a najczęściej z braku miejsca na łamach „Magazynu” pomijając wiele istotnych błędów. Ten „jedyny polski dziennik nie tylko na Litwie, ale i w całej Europie” – o czym jakże często przypominają urbi et orbi jego dziennikarze – ma prawo, by traktowano go z szacunkiem. Wykładnikiem tego szacunku powinna być solidna praca nad wydaniem każdego numeru. Trudno jednak mówić o jakiejś solidności, gdy się widzi tytuły głoszące, że „Brazauskas nie ma zamiany”. Jak wiemy, można dokonać zamiany, na przykład, byka na indyka, kary aresztu na grzywnę. Może się też dokonać zamiana, czyli przeobrażenie czegoś w coś, przejście z jednej postaci w drugą, na przykład: woda zamienia się w parę. Ale żeby Brazauskas w coś się zamienił? Przypuszczam, że wątpię, jak się zwykło mówić na Wileńszczyźnie. Aha, jeszcze jeden przykład: można się, jak żona Lota, zamienić ze zdumienia w słup soli, czytając podobne teksty. W kolejnym tytule z dnia 2 czerwca redakcja znów powraca do swojej oryginalnej pisowni czasowników, apelując do dzieci, by brały udział w konkursie rysunkowym: Zilustrój swoje ulubione legendy. Pisałam o tym ilustrowaniu w majowym przeglądzie. Pomogło, ale na krótko. Znów mamy o kreskowane.

Język dziennika nadal pozostawia wiele do życzenia, to prawda. Ale jest też prawda inna, ta mianowicie, że błędów jest naprawdę o wiele mniej, choć o wiele za dużo jak na „jedyny polski...” itd. przystało. Z prawdziwą satysfakcją zauważyłam nowe nazwiska i teksty pisane dobrą polszczyzną. Słowem, choć nie jest jeszcze dobrze, ale już nie tak źle jak było. Kto wie? Może jest w tym jakaś i nasza zasługa – moja i „Magazynu Wileńskiego”? Zobaczymy, co nam jutro da, jak się śpiewało kiedyś w piosence. A na razie dajemy redakcji spokój mając nadzieję, że nie będzie już tak po macoszemu traktować szaty językowej dziennika. Czytelnika również. Teraz – ot tak na pożegnanie – przyjrzyjmy się niektórym czerwcowym grzechom i grzeszkom językowym.

Liczebniki wciąż nie dają się ujarzmić

Czytamy: Kowieńscy policjanci wczoraj nad ranem zatrzymali dwóch z trojga aresztowanych, którzy(...) uciekli z aresztu. Inne zdanie: Była on (?) nad podziw silna – dwoje mężczyzn ledwie zdołało ją obalić na podłogę. Przytoczone wyżej liczebniki zbiorowe dwoje, troje (w dopełniaczu dwojga, trojga) zostały użyte niepoprawnie, ponieważ używamy ich wówczas, gdy mówimy o towarzystwie mieszanym (kobietach i mężczyznach) lub o istotach niedorosłych (dwoje dzieci, troje kurcząt). Nazwiska aresztowanych świadczą, że wszyscy byli mężczyznami. Należało napisać: zatrzymali dwóch z trójki aresztowanych. Pod względem gramatycznym poprawnie jest też dwóch z trzech aresztowanych, ale stylistycznie brzmi to gorzej. Ten sam błąd tkwi również w drugim przytoczonym zdaniu. Poprawnie jest dwóch mężczyzn.

Odkąd Rada Języka Polskiego zdecydowała w celu odróżnienia liczebników porządkowych (piąty, siódmy) od głównych (pięć, siedem) stawiać po porządkowych kropkę, ciągle są z tym kłopoty, zwłaszcza, że nie zawsze ta kropka jest potrzebna. Oto czytamy, że ksiądz żąda zwrotu budynku, w którym od prawie 80. lat mieści się szkoła. Osiemdziesiąt jest liczebnikiem głównym, tu zaś dzięki tej kropce stał się porządkowym, który się czyta jako osiemdziesiąty. No i nie ma sensu. Inny przykład. Tytuł: Kate Moss – 24-tą zwyciężczynią. Owszem, kiedyś tak pisano. Dziś jednak obowiązuje inny zapis i należy się do tego stosować, mimo że ta kropka może nas irytować. Doczepiane do liczebnika końcówki wyglądają jeszcze gorzej, przy tym są niepoprawne. Profesor Jan Miodek, który też nie jest wielkim entuzjastą tych kropek („tam, gdzie z kontekstu jest jasne, można kropkę opuścić”), końcówki przy liczebnikach nazywa podpórkami i traktowaniem czytelnika jak analfabetę.

Rażącym błędem w polskim języku literackim jest mylenie form męskoosobowych i niemęskoosobowych, zwanych też żeńskorzeczowymi, co w dzienniku jest nagminne. Dzieci szykujący się do komunii zamiast: Dzieci szykujące się; Władze indyjskiej świątyni ukarali rodziców półrocznego dziecka zamiast: ukarały; Ale utalentowanych macie dzieci zamiast: Ale utalentowane macie dzieci. Dymisji Uspaskicha ze stanowiska ministra zażądali wczoraj prawie wszystkie parlamentarne partie polityczne. Partie (polityczne i wszelkie inne) nawet jeśli składają się wyłącznie z mężczyzn, w gramatyce są rzeczownikiem rodzaju żeńskiego i nie przysługuje im męskoosobowa forma czasownika, a więc: nie żadne zażądali, tylko zażądały. Są też osoby, uhonorowane formą męskoosobową, a jakże: grupa osób z Litwy i Rumunii, którzy wyładowywali na brzeg 3-tonowy ładunek haszyszu. Mamy tu aż dwa błędy gramatyczne: nieuzasadnione użycie męskoosobowego czasownika wyładowywali oraz orzeczenie w liczbie mnogiej. Poprawnie: Grupa osób z Litwy i Rumunii, która wyładowywała na brzeg (...).

„Odpowiednie dać rzeczy słowo”

Pisał kiedyś nasz wielki (dodajmy: nieszczęśliwy, bo urodzony co najmniej o sto lat za wcześnie) poeta Kamil Cyprian Norwid, jak wielką, wiecznie wysoką sztuką jest „odpowiednie dać rzeczy słowo”. Nie tylko poeci, dziennikarze również muszą o tym pamiętać, by to, co czują, widzą, co chcą zakomunikować czytelnikowi, ubrać w odpowiednie słowa. Niestety, „Kurier” pamięta o tym nie zawsze, bowiem najliczniejszą grupę stanowią błędy z zakresu słownictwa. Skoro zaczęliśmy tak z wysoka, bo od Norwida, zostańmy przy poezji. Oto pod zdjęciem poety – pana o mądrym spojrzeniu i twarzy intelektualisty – widnieje podpis: Nie chcę być pasywnym emerytem – stwierdza rezolutnie (poeta). Niżej – kilka mądrych, filozoficznych wierszy. Rezolutne może być dziecko, które wie, kiedy ciocia ma imieniny, a przy tym potrafi na tych imieninach roztropnie, trafnie odpowiadać na dociekliwe pytania rodzinki. Rezolutna (obrotna, umiejąca sobie poradzić w każdej sytuacji) jest, na przykład, sprzedawczyni, która umie przekonać klienta do kupna towaru. Rezolutność jest zaletą, ale w odniesieniu do poety wyraz zabrzmiał jak zgrzyt noża po blasze.

Zwątpiono w stan psychiczny księdza

Tytuł: Domówić się będzie trudno w znaczeniu dojść do porozumienia jest kalką z języka rosyjskiego. Mimo że w mowie potocznej, a także literackiej dość często stykamy się ze zwrotem: dogadać się w znaczeniu dojść do porozumienia, to w języku literackim domówić się ma całkiem inne znaczenie. Domówić się to, jak podaje słownik pod redakcją Mieczysława Szymczaka, przymówić się o co, zręcznie dopomnieć się o coś, napomknąć o swym żądaniu, o czyjejś obietnicy, czyimś zobowiązaniu.

W jednej z notatek czytamy, że aresztant przeciął sobie żyłę na ręce i wykrwawił się, jednak współwięzień wezwał straż i niedoszły samobójca został odratowany. Czasownik dokonany wykrwawić się oznacza stracić całą krew, a więc i życie, natomiast niedokonany wykrwawiać się oznacza tracić dużo krwi. Tu należało napisać: wykrwawiał się, omal się nie wykrwawił. A oto zdanie, które się nadaje do rubryki „Humor z zeszytów szkolnych”: Podczas rozpatrywania sprawy w sądzie zwątpiono w stan psychiczny księdza (...). Taki czy inny stan psychiczny człowieka nie ulega żadnej wątpliwości, podobnie jak nie ma wątpliwości, że człowiek ma dwie ręce. Można wątpić, czy ten stan jest normalny, czy te ręce są sprawne, ale to już całkiem inna sprawa. Skoro jesteśmy przy tematyce praworządności, chciałabym zwrócić się do osoby, która się nią zajmuje, z prośbą ustosunkowania się do tego, co piszę. Nie musi mi wierzyć na słowo, może sprawdzić w słownikach. Przecież w ciągu 12 miesięcy stale popełnia te same, bardzo liczne błędy. Ciągle mamy te same dane osobiste zamiast dane osobowe, połowa dnia zamiast południe, dwa z połową tygodnia zamiast dwa i pół tygodnia, połowa kilograma zamiast pół kilograma, lider przestępczego gangu, lider bandy zamiast: herszt bandy, gangiem kierował. Nie nazywa się też w języku polskim bandytę autorytetem kryminalnym. To po rosyjsku tak się mówi. Po polsku nie mówi się – a tym bardziej nie pisze – sportować, tylko uprawiać sport. Tyle razy pisałam, że nie konkubin, tylko konkubent, jednak ani razu poprawna postać tego wyrazu nie została użyta. Nie wiadomo, dlaczego autorka ciągle używa wyrazu zranienie zamiast uraz. Owszem, w języku polskim wyraz zranienie funkcjonuje, ale w znaczeniu rana, miejsce zranione, jednak w zdaniu: Dwie osoby zginęły, 18 doznało zranień należało napisać: doznało urazów. W języku polskim przyjęto używać terminów dzieci niepełnosprawne, dzieci szczególnej troski. Określenie dzieci inwalidzi pod żadnym względem – również gramatycznym – nie brzmi dobrze. Na przyganę zasługuje też tytuł: Kryska na „starych” działaczy. W notatce mowa jest o przestępcach starszego pokolenia. Dlaczego bandyci nazwani są działaczami? Dlaczego wyraz starzy wzięty jest w cudzysłów? Przypuszczam, że autorka też tego nie wie. Jednak w tytule Pogłaskać czworonogiego policjanta cudzysłowu nie ma, choć akurat tam czworonogi (lepiej: czworonożny) policjant cudzysłowu wymagał. Dwaj niemieccy filmowcy zostali najbanalniej w świecie na ulicy w Kłajpedzie napadnięci i obrabowani. „Kurier” ma jednak powód do mrożącego krew w żyłach bulwarowego tytułu: Współcześni „piraci” atakują niemiecką wytwórnię.

Dwukrotny czy podwójny?

Stale mylone są wyrazy dwukrotny, dwukrotnie i podwójny, podwójnie. To nie to samo. Czytamy: W tym roku w porównaniu z latami poprzednimi ponad podwójnie zmalało grono maturzystów chcących studiować w Polsce. Przysłówek podwójnie utworzony jest od liczebnika mnożnego podwójny, złożony z dwóch jednakowych, jednorodnych części. Należało tu użyć przysłówka dwukrotnie. O człowieku, który zwyciężył w dwóch konkursach, nie powiemy podwójny laureat, tylko dwukrotny laureat.

To, co się dzieje w tym dzienniku z interpunkcją, przerasta wszelkie ludzkie pojęcie. Poruszać tego tematu po prostu nie mam sił. Przytoczę jeden, typowy dla pisma przykład, podpis pod zdjęcie: Parlament Europejski, został wczoraj uprzedzony, że (...). Już uczeń pierwszej klasy wie, że nie można nigdy, przenigdy stawiać przecinka między podmiotem i orzeczeniem. „Kurier” ciągle stawia. Kolejny raz się przekonuję, że praca sekretariatu i dyżurnych redaktorów jest tu najsłabszym ogniwem.

Wydaje się, że w zdaniu Moja mama (...) pamiętała, że na wizytację do jej szkoły przyjeżdżał najstarszy syn Mickiewicza Władysław nastąpiło pomieszanie pojęć wizyta i wizytacja. Wizytacji (kontroli) dokonują władze nadrzędne jakiejś instytucji. Władysław Mickiewicz mógł przyjeżdżać z Paryża do tej szkoły tylko z wizytą. W innej notatce czytamy, że eksperci mają ustalać rodzaj literacki tej książki, bowiem od ustalenia rodzaju książki zależeć będzie los oskarżonego. Rodzaj literacki i gatunek literacki są to dwa różne terminy. Tu akurat chodziło o gatunek literacki utworu „Statek głupców”.

Trudno się zgodzić ze stwierdzeniem, że Pierwsza Komunia Święta jest pierwszym sakramentem. Pierwszym jest chrzest. Zdawałoby się, że rządzący dopełniaczem przyimek podczas nie jest ani rzadki, ani szczególnie trudny. Tymczasem „K. W.” ciągle nie może sobie z nim poradzić. Oto typowy przykład: Przyszłam do kliniki bez centa w kieszeni, podczas gdy się okazało, że muszę zapłacić kolejne tysiące za leki. Należało napisać: a tymczasem się okazało(...).

Po polsku to, czy po rosyjsku?

Kilka przykładów z dziećmi w tle. Każdy dzień w stolicy Litwy przynosi dla dzieci niespodzianki. Przynosi komu? Dzieciom. Taką niezwykłą możliwość proponują letnie obozy szkolne dla dzieci. Proponują komu? Dzieciom. I te wieczne proponują zamiast oferują. A oto jak brzmi w polszczyźnie dziennika hasło polityczne jednej z frakcji partyjnych: „Za Wilno, w którym dobrze dla wszystkich”. To po rosyjsku. Po polsku: Za Wilno, w którym dobrze jest wszystkim. Podobnych konstrukcji składniowych z dla zamiast komu jest bardzo dużo. Dalej. Będzie to tylko na rękę dla naszego wielkiego wschodniego sąsiada. Na rękę komu? Naszemu wielkiemu wschodniemu sąsiadowi. W zdaniu Ja śpiewam przebój zaimek ja jest absolutnie zbędny. Końcówka czasownika wskazuje na osobę. Inna sprawa, gdyby chodziło o podkreślenie, że to ja a nie ktoś inny śpiewa, ale tu taka sytuacja nie zachodzi. W tym samym tekście: Jak ja byłam w „Barze” ma miejsce ten sam błąd.

O pogromie partyjniaków i przewodzeniu Polaków

Szkoda, że w cotygodniowych felietonach Obserwatora, często napisanych z zacięciem i nerwem dziennikarskim, jest wiele rusycyzmów, a i po prostu błędów językowych. Najświeższy przykład: Tak wrażliwi na punkcie dyplomów, na pewno nie będziemy bardzo się przejmować, kiedy na miejsce Uspaskich przyjdą inni, z szuflą do zgarniania funduszy ku sobie może jeszcze większym od tamtego. I rodzaje się nie zgadzają, i nie wiadomo, co od czego jest większe. Słów kilka o nerwie dziennikarskim Obserwatora. Któregoś dnia zirytowały go feministyczne poglądy pewnej posłanki do Sejmu. Napisał więc, że posłanka owa nie ma nic do gadania, ponieważ ma takie ciało, że nikt na nią się nie połasi, i w ogóle jest zaprzeczeniem kobiecości. Nie każda bulwarowa gazeta zdobyłaby się na takie chamstwo. „Jedyny polski dziennik w Europie” – zdobył się.

W artykule na temat wycieczki – seminarium polonistów czytamy, że seminarzyści zwiedzili Szetejnie i Kiejdany. W języku polskim wyraz seminarzysta oznacza ucznia seminarium duchownego. Tu należało napisać uczestnicy seminarium. Nie jest też najszczęśliwsze określenie nasze umiejętności są trochę gorsze niż kilka lat temu. Chyba należało napisać: umiejętności są mniejsze, skromniejsze, pozostawiają wiele do życzenia, bo złe umiejętności są rzeczą naganną. Gdy się przez dłuższy czas czyta „Kurier”, odnosi się wrażenie, że jego specjalnością są nieudane tytuły. Mamy oto Pogrom partyjniaków. I jak Państwo myślą, o czym to? Ano o tym, że klub sportowy „Polonia” pokonał rywali z ekipy „Naujoji sąjunga” („Nowy Związek”). Pogrom, oznaczający wybicie, wymordowanie, fizyczne wyniszczenie, w żaden sposób ze sportem się nie kojarzy. Poza tym nie dotyczyło to przecież wszystkich „partyjniaków”, tylko drużyny sportowej. Jest to kolejny przykład tytułu rodem z prasy brukowej. Inne zdanie: Prezydent Valdas Adamkus wezwał ministra, aby podał się do dymisji. Można wezwać pogotowie ratunkowe, aby udzieliło pomocy choremu. Natomiast ministra można wezwać do czegoś, w tym wypadku – do podania się do dymisji. Tekst, w którym była mowa o przewadze ilościowej turystów z Polski, zatytułowany został Polacy przewodzą. Przewodzić, proszę kolegów, to kierować czymś, stać na czele, dowodzić, narzucać komuś swoją wolę. Jak i komu Polacy przewodzą na Litwie? Z tym przewodzeniem trzeba ostrożnie. Litwini do dziś nie mogą nam wybaczyć różnych przewodzeń z Unią Lubelską włącznie. Tytuł: Minister nie poddał się prowokacji świadczy, że znaczenia wyrazu poddać się redakcja również nie wie. Tytuł Aby tylko pracodawcy nie zawiedli nie jest poprawny. Należało użyć nie spójnika aby, tylko partykuły oby.

Pisownia imion własnych

Rzeka, nad którą leżą Szetejnie, nazywa się Niewiaża, a nie Nieważa. Jedna z podwileńskich miejscowości nazywa się Porudomino, a nie Porudumino. Nie ma szczęścia Julian Ursyn Niemcewicz na łamach dziennika. Już nie po raz pierwszy imię Ursyn traktowane jest jako jeden z członów podwójnego nazwiska. Czytamy: Podobnie jak w latach poprzednich do Brześcia tłumnie przybyli przedstawiciele trauguttowskich,ursyn-niemcewiczowskich i kościuszkowskich szkół. Daję słowo honoru, że Niemcewicz był dwojga imion: Julian Ursyn. Rzadkie to dziś imię, ale jednak imię. Zdanie: W związku z tym (miłością do śpiewu – Ł. B.) wyszłam z pracy. wprowadza czytelnika w błąd. Oznacza bowiem, że osoba ta wyszła na pewien czas z pracy, na przykład, do fryzjera czy na próbę chóru. Chodzi jednak o zwolnienie się z pracy, zrezygnowanie z niej.

Z pewnym smutkiem stwierdzam, że ludzie coraz częściej rezygnują z prawa do własnego imienia i nazwiska. Przysyłając zdjęcia dzieci do konkursu „Moje dziecko w obiektywie” nierzadko polskie imiona i nazwiska podają w wersji litewskiej, z obcymi dla polszczyzny końcówkami. Widocznie motywują to takim właśnie zapisem w dowodzie osobistym rodziców, metryce dziecka. Tak więc przy polskim nazwisku figuruje nie Helena, tylko Elana, Oskaras, Arturas itd. A i „K. W.” robi to samo. Oto dziennikarka pisze, że do redakcji przyszli uczniowie jednej ze szkół polskich: Natomiast inne dzieci, jak na przykład Justina, była zafascynowana kolejnymi etapami tworzenia nowego wydania dziennika. Pomijając błąd składniowy (poprawnie: były zafascynowane) zwróćmy uwagę na litewską formę imienia Justyna. Nawet jeśli dziewczynka powiedziała, że ma na imię Justina, należało jej wytłumaczyć, jak to imię brzmi po polsku. I po polsku napisać. Moje i imię, i nazwisko po litewsku pisze się też inaczej niż po polsku, ale nie wyobrażam sobie Brzozowskiej od brzozy z żetem. W papierach jest jak jest. Na razie językoznawcy od siedmiu boleści uważają, że inaczej być nie może. Jednak w sytuacjach prywatnych zachowajmy polskie brzmienie i pisownie swych imion i nazwisk. Bardzo szkoda, że redakcja nie zabiera głosu na ten temat, nie tłumaczy ludziom, że nie powinni być niewolnikami tych niezgodnych ze stanem faktycznym zapisów w dowodach osobistych.

Chodzi nie tylko o litewskie lub rosyjskie końcówki, doczepiane do polskich imion i nazwisk, lecz także o błędy ortograficzne w ich odmianach. Dopełniaczowe formy imion Juliji, Mariji, Maji, Nataliji do bólu rżną oko. Imiona te, bez względu, czy nosi je Polka, Rosjanka czy Litwinka, w polszczyźnie mają ustaloną postać, a w II przypadku: Julii, Marii, Natalii, Mai. (Imię to nosi znana aktorka polska Maja Komorowska).

I co na to Holendrzyi Flamandczycy?

Wiadomo, że dziennikarze są ludźmi ciągle poszukującymi „prawdy jasnego płomienia” i „nowych nieodkrytych dróg”. Czytelnicy „Kuriera” niejednokrotnie byli świadkami takich odkryć w różnych dziedzinach. A to, że hemoglobina jest żelazna, a to, że Bieszczady znajdują się na północy Polski, a to, że nie jakiś Adam Mickiewicz, tylko Stanisław Moniuszko jest autorem słów Pieśni Filaretów (Użyjmy dziś żywota), a to, że faworki nie smażą się tylko pieką, a to, że... ale czyż można wszystko spamiętać? W czerwcu kolejne odkrycie mieliśmy ze świata sztuki. Dziennikarka pisząc o utalentowanym malarzu samouku, który tak naprawdę nigdy nie odważył się zaprezentować swoje prace szerszej publiczności (powinno być: swoich prac), dzieli się z czytelnikami własną głęboką wiedzą z historii światowego malarstwa: Kiedyś „poważniejsze” malarstwo rozpoczynał od kopiowania słynnych malarzy francuskich – Rembrandta i Rubensa. Nikt w redakcji nie miał innego zdania na ten temat? I co na to Holendrzy i Flamandczycy?

Słuchałam kiedyś wywiadu radiowego z redaktorem naczelnym jakiegoś pisma. Na pytanie, jak się robi dobrą gazetę, odpowiedział: Staramy się pamiętać, że niektórzy nasi czytelnicy mają wyższe wykształcenie. Może by i „Kurier” o tym pamiętał?

Czym mam kończyć, „Kurierze”? Do widzenia, czy żegnaj?

Łucja Brzozowska

Wstecz