Na tropach bohaterów powieści Józefa Mackiewicza

Sergiusz Piasecki, prawosławny narodowości polskiej, katolik i ''wojujący ateista''

(Cd. Początek w nr nr 7, 8, 10, 12 ub. r., 1, 3, 5 br.)

„Zacząłem czytać swój „Dziennik”, który doprowadziłem dość daleko. Pisałem Panu ongi, że jest „wściekły”. Otóż zacząłem go czytać i doszedłem do wniosku, że rzecz ta absolutnie nie nadaje się do żadnej publikacji. Wyglądałaby jak wypowiedzi walczącego ateisty albo bolszewika. Dostało się i księżom, i nawet papieżom. Po prostu wypowiadałem się, że zdradzili naukę Chrystusa, a z religii zrobili handel. Oczywiście ludzie mądrzy mogliby to czytać bez żadnej szkody, jako szczere wypowiedzi człowieka myślącego, który ubolewa nad upadkiem wielkich ideałów. Ale jakże mało jest tych ludzi mądrych. Był takim ksiądz prof. Br. Żongołłowicz (były minister), był ks. Piotr Śledziewski… Z nimi można było na te tematy szczerze i spokojnie mówić. Było to potrzebne i pożyteczne, bo się kierowało ku wydobyciu prawdy i obronie ideału… jakim jest dla mnie nauka Chrystusa. W „Dzienniku” było wiele podobnych wynurzeń na różne tematy: pełnych buntu, żalu i goryczy… Wreszcie postanowiłem go zniszczyć, pozostawiając „dla smaku” tylko pierwszą kartkę” – pisał siedem miesięcy przed śmiercią do swego przyjaciela, Ryszarda Demla.

„Bo u nas tak w zmowie było”

Obronę ideału, jakim była dla niego nauka Chrystusa, wyniósł z ojczystego pejzażu duchowego. Rósł w tyglu przemieszanych z sobą kultur pogranicza, gdzie dominowało chrześcijaństwo. Obok funkcjonowała prężna wspólnota żydowska. Obie społeczności były sobie obce, izolowały się obrzędowo, religijnie. Jednocześnie kontaktowały się z sobą (handel, sprawy gospodarcze).

Te właśnie święta, obrzędy, ta inność, obcość przez wieki wytworzyła w społeczności chrześcijańskiej stereotyp Żyda. Straszna Noc, Kuczki, Pesach, Purim, Szabas… Straszna Noc (Jom Kippur) była w listopadzie. Żydzi gromadzili się nad rzeką, gdzie wytrząsali swoje grzechy, wywracali wszystkie kieszenie i modlili się. Modlili się też w synagodze bacząc, by któregoś z nich „nie pochwycił zły duch”. „Bo zły duch chwyta jak oni modlą się. Jak modli się Żyd i obsmarcza się, to nie obetrze sam sobie nosa, tylko najmuje Polaka, żeby im nosa obetrzeć, żeby tylko to katolicy robili, a Żyd tylko o modlitwie myślał”. (Z opowieści żyjących informatorów).

Szabas jest dla Żydów dniem odpoczynku, zaczyna się w piątek wieczorem, a kończy się o tej samej porze w sobotę. Dla chrześcijan świętujących w niedzielę, nie ograniczonych tak licznymi zakazami religijnymi, obchody szabasowe wydawały się śmieszne. „Pracują w niedzielę, a w sobotę nie. Rabin im zabrania pracy w sobotę, bo to jest ich święto – szabas. Ale oni wynajmowali człowieka, chrześcijanina, któremu zawierzali. On handlował i żydowski handel trwał bez zakłóceń, nawet w sobotę”. (Z opowieści żyjących informatorów).

Albo tzw. „pędzenie Hamana”, w tradycji żydowskiej związane ze świętem Purim. Z relacji żyjących dziś świadków to święto wyglądać musiało już nie tylko dziwnie, zabawnie. Oburzano się nie tyle już nawet na Żydów, ile na swoich, chrześcijan sprzedawczyków. „Żydzi pędzą Hamana tak jak pędzali Pana Jezusa. Wybierali człowieka, chrześcijanina, płacili mu (bo ten człowiek musi zaprzedać się za pieniądze) i robili z nim tak jak Mękę Pańską – pędzili go, opluwywali, szturchali, żeby się przewracał, padał…Oni takiemu płacili dobrze, ale i naszturchali go, i opluwali, i ponaśmiewali się z niego też dobrze, ile tylko wlazło…”

Przez wieki kontaktów Żydów ze społecznościami chrześcijańskimi wytworzył się pewien zespół przekonań, sądów, opinii.

„Żydzi nie pracowali, handlowali, ale byli też dobrzy stolarze, krawcy. Mówi się, że Żyd ciebie sprzeda i kupi, a ty nie będziesz wiedział kiedy”. „Żydzi to dobrzy ludzie. Żyd da na kredyt i przyniesie do domu, i grzeczny będzie, ale od serca – to nie bardzo”.

Trudno przesądzić, która z tych cech wyrobiła w młodym Piaseckim przekonanie, że skoro już ma dokonać napadu rabunkowego, dokona go na Żydach, ale w żadnym wypadku nie na chrześcijanach. Po latach, po tragedii tego narodu (podwileńskie Ponary, i nie tylko Ponary…), Piasecki radykalnie zmieni swój pogląd na „sprawę żydowską”. Ale naonczas, w tym pechowym dla niego roku 1926, było inaczej.

Czy był antysemitą? Na pewno nie. W gimnazjum miał kolegę Żyda, z którym się bardzo przyjaźnił, kochał się dziecięcą miłością w jego siostrze. Uratował tonącego w rzece rówieśnika, żydowskiego chłopca z sąsiedztwa.

Ale tamto, to była inna sprawa. Tu – przemyślana decyzja na wzór Janosika.

Z zeznań na śledztwie Antoniego Niewiarowicza, wspólnika napadu zbrojnego (tekst nieadiustowany):

Z Wilna wyjechaliśmy [razem z Piaseckim] pociągiem wieczorowym w kierunku Lidy dnia 7 sierpnia r.b. [1926 r.], gdzie wysiedlimy i udalimy się po gościńcu prowadzącym do Białohrudy, w lesie przenocowaliśmy, skąd na drugi dzień poszliśmy nad rzekę Dzitwę po szosie Grodzieńskiej. W tamtych okolicach przebywaliśmy przez tydzień lub więcej obserwując przejeżdżających. W lesie żywiliśmy się prowizją kupioną w Wilnie, a gdy nam tego zabrakło, gotowaliśmy kartofle z grzybami w naczyniach, tj.w rądlu i kubeczku, które to naczynia Bułgakowska dała nam w podróż, a gdy nam się sprzykrzyło siedzieć w jednym miejscu i byliśmy zmorzeni głodem, przenieśliśmy się za rzekę Lebiodę pod m-ko Wasiliszki, gdzie przebywaliśmy przez kilka dni żywiąc się grzybami i kartoflami, a od czasu do czasu łowiliśmy ryby w rzece Lebiodzie, gdzie nas dużo osobników widziało. W czasie naszego pobytu w okolicach Wasiliszek jednego dnia wyszliśmy do lorki jadącej w kierunku st. Skrzybowce, lecz w tym czasie nie mieliśmy śmiałości dokonać napadu, a przy tem jechało dużo chrześćjan, a u nas w zmowie było postanowione, by dokonywać napadu, lecz tylko na żydów, więc daliśmy spokój. Po upływie dwóch dni, tj. 22 sierpnia r.b. zamierzyliśmy dokonać napadu na wspomnianą lorkę i w tym celu wyszliśmy na drogę, którą jedzie lorka z pasażerami w kierunku Skrzybowiec i usiedliśmy pod jodłą. Gdy zauważyliśmy lorkę poszliśmy wzdłuż toru by nas napędziła, a gdy zauważyliśmy, że jedzie dużo żydów, więc lorkę najpierw przepuściliśmy. W tym czasie Piasecki skinął na mnie, że ich weźmiemy.

„Czarna legenda” biografii

Nikt już dziś się nie dowie, z jakich grzechów Piasecki spowiadał się przed sobą samym w swoim „Dzienniku”, pełnym wynurzeń na różne tematy, przesiąkniętym, jak pisał, „buntem, żalem, goryczą”. Pomawiany o najniecniejsze występki, zbrodnie – czemu zaprzeczał, co prostował, do kogo i o co miał żal?

Fama o zabójstwie, „czarna legenda” jego biografii towarzyszyła mu za życia oraz po śmierci.

„Był jeszcze wywiadowcą [sic!], gdy we dwóch zaczęli rabunek na trasie wąskotorowej kolejki między Baranowiczami a Lidą. […] Wołali wtedy- „Dawać pieniądze!” Strzelali [sic!], zabierając towar płaczącym białoruskim babom [sic!] i wystraszonym kupcom żydowskim. Zastrzelili wówczas człowieka [sic!]” – pisał Zbigniew Nosal w swej książce pt. „Święty Krzyż” (Łódź, 1970).

Pechowy rok 1926. Nowa Wilejka. Donos Joanny Izmajłowiczówny, ukartowany wspólnie z koleżanką, Wierą Bułhakowską, kochanką Niewiarowicza. Wsypa. Sensacja prasowa. W początkowych doniesieniach gazetowych podejrzewano w Piaseckim oraz Niewiarowiczu dywersantów, a nawet szpiegów sowieckich. Grzmiało w tytułach i śródtytułach: „Likwidacja szpiegowskiej bandy sowieckiej” („Kurier Wileński”, 1926 nr 200), „Aresztowanie sow. bandytów” („Słowo”, 1926 nr 202), „Sprawa sowbandytów” („Dziennik Wileński”, 1926 nr 203).

Dochodzenie nie potwierdziło tych podejrzeń.

Z zeznań Sergiusza Piaseckiego na śledztwie (tekst nieadiustowany, wg oryginału):

Piasecki Sergjusz, syn Michała […], urodzony w Lachowiczach pow. Baranowicki, bez stałego miejsca zamieszkania, bez zajęcia, narodowości polskiej, wyznania prawosławnego, kawaler, karany przez Sąd Okręgowy w Wilnie na 1 rok i 4 miesiące więzienia, za puszczenie w obieg fałszywego czeku.

Ukończyłem 7 klas gimnazjum w Pokrowie, następnie przybyłem do Polski w 1919 r., gdzie wstąpiłem w Warszawie do szkoły podchorążych, którą ukończyłem w dniu 2 grudnia 1920 r. i wyszedłem w szarży podchorążego. Przez cały czas wojny polsko-bolszewickiej służyłem w formacjach białoruskich w stopniu lińjowego podchorążego. W dniu 12 maja 1921 r. zostałem zdemobilizowany i dłuższy czas byłem bez pracy, a następnie otrzymałem posadę wywiadowcy zakordonowego na Rosję w Ekspozyturze Nr. VI, gdzie pracowałem do dnia 1 grudnia 1923 r. W wymienionym dniu zostałem aresztowany przez przod. Toborowskiego z Posterunku Policji w Rakowie za zatrzymanie towaru przenoszonego przez przemytników do Rosji Sow. za co siedziałem w więzieniu w Nowogródku i w Wilnie przez 21 miesięcy, a następnie zostałem przez Sąd Okręgowy w Nowogródku uniewinniony i uwolniony. Po wyjściu z więzienia w dniu 26 sierpnia 1925 r. zostałem zaangażowany z powrotem do Ekspozytury Nr. VI w Brześciu n/B [nad Bugiem] jako konfident zakordonowy, gdzie przesłużyłem do likwidacji takowej, która nastąpiła w dniu 18 lutego 1926 r. Przez ten czas chodziłem do Rosji Sowieckiej więcej 30 razy, skąd przynosiłem materjał wywiadowczy. Kategorycznie zaprzeczam, bym prowadził wywiad na dwie strony, co może zaświadczyć kpt. Kwieciński były mój szef obecnie pracujący przy Ekspozyturze Nr1 w Wilnie przy ul. Adama Mickiewicza Nr 26 (...). Przez dłuższy czas byłem bez pracy i starając się o takową zamieszkałem kolejno w Brześciu, Lwowie, Warszawie, a od połowy maja b.r. w Lidzie u Jana Szewczyka na Słobudce nr. 62, mieszkałem u niego do 5-6 lipca, poczem widząc, że jemu również ciężko mnie utrzymywać – podziękowałem jemu za gościnę i udałem się do Grodna piechotą, gdzie mam stryjecznego brata Antoniego Piaseckiego zam. przy ul. Słowiańskiej Nr 11, na pomoc którego rachowałem, lecz ponieważ u niego była bieda, pobyłem tam tylko jeden dzień, poczem również pieszo poszedłem z powrotem w okolice rzeki Dzitwy, z postanowieniem zrobienia na kogoś napadu rabunkowego i tym sposobem zdobycia sobie środków do egzystencji.(...)

W wymienionym dniu, idąc po szosie w kierunku Możejkowa z pod rzeki Dzitwy o godz. 7-8 rano spotkałem furmankę jadącą w stronę Lidy, która wiozła 4 paki po wódce, a na nich siedział furman i jakiś kupiec. Widząc, że sytuacja dla mnie pomyślna i że wymienieni napewno wiozą pieniądze za wódkę, a nie widząc nikogo w pobliżu podszedłem do furmanki i krzyknąłem po białorusku „ruki w horu”. Na moje wezwanie furman zatrzymał konie i podniósł ręce do góry, tak samo postąpił jadący z nim kupiec. Kazałem sobie oddać pieniądze, które wiozą za wódkę, wobec czego furman natychmiast dobrowolnie oddał mi 1054 zł. (tysiąc pięćdziesiąt cztery złote), z których na jego prośbę zwróciłem jemu kilka złotych na owies dla konia i przeżycie jego. Drugiemu żydkowi zabrałem czarny odkryty zegarek w pochwie celuidowej – zaś pieniędzy nie brałem, gdyż kupcy powiedzieli, że więcej pieniędzy nie posiadają. W czasie zatrzymania kupców trzymałem w ręku rewolwer (Nagan), który posiadam jeszcze z czasu służby w defenzywie, lecz z niego nie strzelałem. Po odebraniu pieniędzy kazałem jechać do Lidy i nikomu nic nie mówić o napadzie, a sam udałem się w kierunku stacji Niemen z postanowieniem wyjechania koleją do Wilna [...]

„Polskiej damie i urzędnikowi nic złego nie zrobię”

Z zeznań Sergiusza Piaseckiego o drugim napadzie dokonanym razem z Antonim Niewiarowiczem:

Po dokonaniu rabunku odeszliśmy od lorki jakich 20 kroków, lecz mając na uwadze, że kilkanaście dni będziemy w drodze i deszcz pada, a zatem będzie mi zimno, przeto wróciłem się z powrotem i od jednego młodego żydka odebrałem brązowe palto, które włożyłem zaraz na siebie. Gdy odbierałem palto rewolweru nie wyjmowałem i żyd dał mi go dobrowolnie.

W kwietniu 1946, parę dni przed ucieczką na Zachód, Sergiusz Piasecki w swoim liście otwartym do redaktora naczelnego tygodnika „Odrodzenie”, Karola Kuryluka (list pt. Sto pytań pod adresem obecnej Warszawy), w jednym z tych pytań (63) napisze: „Dlaczego w Rosji zastraszająco przybiera na sile antysemityzm? Żydzi stamtąd masowo biegną na Wileńszczyznę i do Polski. Dlaczego żołnierze sowieccy otwarcie grożą Żydom? Dlaczego nie otoczono opieką tego nieszczęśliwego narodu?”

W napisanej paręnaście lat później w Anglii powieści Piaseckiego „Wieża Babel” jedną z licznych bohaterek drugoplanowych jest żydowska dziewczynka, uratowana przed zagładą hitlerowską przez wileńskiego złodzieja Wincuka i przez niego wychowywana. Maryśka (imię nadane przez Wincuka) jest w „Wieży Babel” postacią niezwykle wyrazistą, wżera się w pamięć i uczucia czytelnika.

Polskość miał we krwi…

„Zdaje się, że był Rosjaninem i prawosławnym. Teraz stał się Polakiem, katolikiem i patriotą. To potrójne zerwanie z przeszłością wycisnęło pieczęć na jego życiu”. (Józef Mackiewicz).

„[…] w roku 1942 – zapewne w wyniku jakiegoś przełomu wewnętrznego – Piasecki zmienił wyznanie z prawosławnego na katolickie. Ten nieformalny akt można odczytać jako wyraz ostatecznego zerwania ze Wschodem, kończący rozpoczęty już wcześniej proces repolonizacji. Ówczesne porzucenie prawosławia i przejście na katolicyzm można uznać – oprócz innych, zapewne istotnych, choć nie ujawnionych motywów – jako dobitne opowiedzenie się za polskością”. (Krzysztof Polechoński).

Niewątpliwie najwięcej w tym temacie mógł powiedzieć najbliższy przyjaciel Piaseckiego, Ryszard Demel: „Przejście S. P. [Piaseckiego] na katolicyzm nie wiązało się z żadnym formalnym akcesem do Kościoła katolickiego, a znaczyło oddalenie się S. P. od tego wschodniego, szczególnie kiedy poznał Jadwigę Waszkiewicz, kobietę religijną i b. [ardzo] kulturalną”.

…Barcie… Folwark wileńskiego doktora, Antoniego Waszkiewicza. Tam go zarzucił przypadek, tam ją poznał. Ile kart w swoim „Dzienniku” poświęcił tym Barciom, z którymi bez żalu się rozstawał i do których wracał? Ile w nim miejsca wyznaczył kobiecie, z którą pod koniec życia definitywnie zerwał kontakty?

Rok 1942, przejście na katolicyzm. Czy można to uznać, jak mniema dr Krzysztof Polechoński, jako „dobitne opowiedzenie się za polskością”?

Protokoły śledztwa z 1926 roku świadczą wymownie, iż stało się to o parę dziesiątków lat wcześniej (prawosławny narodowości polskiej).

W 1949 r. w odpowiedzi na ankietę pisma „Lwów i Wilno”, Sergiusz Piasecki pisał:

„ […] język polski miałem „we krwi”; dlatego mimo obciążenia innym językiem [rosyjskim] i późnych lat, mogłem bez wysiłku (pomijając kwestie gramatyczne i rusycyzmy) operować polszczyzną. Zaznaczam, że zdolności językowych do opanowywania obcych języków nie mam.

W rodzinie naszej nie znałem nikogo, kto trudniłby się pracą literacką”.

Opisywał losy swoich antenatów. Polacy. Pochodzili z Nowogródczyzny. Folwark jego dziadków był położony w pobliżu Nowogródka. Dziadka i babkę chciwi skarbów parobcy zamordowali siekierą. Zawiedli się. Piaseccy nie byli bogaci.

Po śmierci dziadków w folwarku pozostały ich dzieci – czterech braci i siostra. Folwark bracia scedowali (w formie posagu) siostrze Zofii, a sami – wszyscy czterej – poszli na carską służbę do urzędów. Michał (przyszły ojciec Sergiusza) podjął pracę w charakterze urzędnika pocztowego. Bracia, rozrzuceni po różnych krańcach carskiego imperium, nie utrzymywali z sobą kontaktów. Z jednym ze stryjów, Mikołajem, Sergiusz spotkał się tylko raz w życiu, w Moskwie. Z pozostałymi dwoma stryjami, Piotrem i Józefem spotykał się przelotnie. Wiadomo mu było, że stryj Piotr posiadał dużo dokumentów i manuskryptów dotyczących ich, Piaseckich, rodu. Także stryj Józef miał sporo dokumentów i – jak pisał później Sergiusz Piasecki – w roku 1922 pokazywał mu wiele manuskryptów oraz drzewo genealogiczne rodu. Stryjowie Piotr i Józef byli bezdzietni. Obaj zmarli w 1932 roku w Prużanie w Nowogródzkiem. Sergiusz Piasecki był naonczas w więzieniu. Spadku (listem z więzienia) formalnie zrzekł się na rzecz kuzyna, zaznaczając, że chce mieć po zmarłych jedynie wszystkie książki oraz dokumenty rodzinne.

Wcześniej od braci, bo w 1928, zmarł Michał Piasecki, ojciec Sergiusza. Zmarł w Mińsku Litewskim będącym naonczas już po stronie sowieckiej. Michał Piasecki miał także wiele dokumentów rodzinnych oraz sporo manuskryptów Sergiusza (jego wczesne prace literackie) oraz „dokumentów tajnych”. Nic z tego Sergiusz Piasecki nie odzyskał.

„Jak wynika z tego, co podałem – pisał – danych co do zdolności literackich lub nawet takich „zamiłowań” ze strony mych przodków nie posiadam. Mógłbym uważać, że moja zdolność twórcza jest samorodna, jednak wyczuwam, że nie mogła powstać bez głębszych przyczyn. Więc może być, że gdzieś (w dalekiej nawet przeszłości) byli lub był ktoś w rodzinie o zdolnościach literackich.

Jestem ostrożny z daniem zdecydowanej odpowiedzi, aby nie sfałszować prawdy. Z faktów, które są mnie znane, nasuwa się łatwa odpowiedź: zdolność moja jest samorodna; po nikim jej nie odziedziczyłem. Tymczasem dziwną dla mnie jest własna zdolność operowania bez wysiłku prozą polską, układania dialogów, dramatyzowania życia, a nawet popęd do zagadnień filozoficznych, ku czemu zupełnie kwalifikacji formalnych nie mam”.

Zżerała go tęsknota za duchowymi związkami rodzinnymi. Marzył o powrocie do Polski, ale – do Polski wolnej. [...] „Piszę powieści, wzbogacam wydawców i czekam: kiedy diabeł – obojętnie jakiego koloru – wydusi nareszcie bolszewików, aby móc wrócić do Polski, którą kocham ponad wszystko”.

Pisał to w 1947 roku, w Londynie. Niestety, egzotyczny diabeł miał naonczas inne plany…

(Cdn.)

Alwida A. Bajor

* Fragmenty zeznań na śledztwie Antoniego Niewiarowicza i Sergiusza Piaseckiego (1926 r.) pochodzą z Państwowego Archiwum Obwodu Grodzieńskiego; odnalezione przez dziennikarza Eugeniusza Skrobockiego i opublikowane na łamach grodzieńskiego „Magazynu Polskiego” (Nr 3 (32) 2004).

Wstecz