Na tropach bohaterów utworów Józefa Mackiewicza

Sergiusz Piaseckiwzrosły na glebie"Dziadów"

(Dokończenie. Początek w nr nr 7, 8, 10, 12 ub. r., 1, 3, 5, 7, 8 br.)

„Piasecki szczególnie potrafi oddać atmosferę złożoną z rzeczy i rozmów na pozór pustych, słów prawie naiwnych, które donikąd nie prowadzą. Które stanowią tylko tło dla słów ważkich, wiodących do czynu. Kłótnie i animozje wzajemnie powstające z niczego, z przypadkowego zbiegu. Mogą one równie dobrze zaważyć na szali późniejszych akcji, jak i rozwiązać się w próżni. Wieleż zdarzeń się zdarza bez żadnych następstw. A jednocześnie nurt opowiadania w powieści jest wartki, nigdzie nie nuży, trzyma w napięciu, zbliża nas do rozwiązania, które też może nie być żadnym rozwiązaniem”.

(Józef Mackiewicz)

Zanim miał „odejść w ciszę...”

17 lutego 1964 zniszczył swój „Dziennik”, który prowadził od 22 stycznia 1963. „Po co mają jacyś intelektualni chuligani (są tacy w literaturze) babrać się w moich odczuciach i wypowiedziach” - pisał w liście do przyjaciela. Z informacji Ryszarda Demla jednak wiadomo, że luźne odpisy notatek ze zniszczonej części „Dziennika” zachowały się rozproszone w listach Piaseckiego do agentów literackich. Ilustrował w nich swą krytyczną sytuaję życiową.

W „Dzienniku” notował to, co przechodziło mu przez myśli, „aby coś z tych dni pozostało, zanim odejdzie w ciszę”.We wstępnym zapisku wymienił nazwiska znajomych, żyjących i zmarłych w tym roku, wojennych kolegów rozproszonych po świecie. Pisał ten „kalendarz”, aby obcy mogli poznać „żywot pisarza rozbrojonego”. Na dwóch pierwszych stronach wspominał o liście Basi Fairbrain, zaadoptowanej przez niego i Ryszarda Demla sieroty, o jej zapowiedzianym przyjeździe z Oxfordu, gdzie pracowała. Pisał też o tym, iż mróz zelżał i że karmi ptaki za oknem, „bezradne istotki – na pewno lepsze od ludzi”.

25 stycznia zanotował, że obchodzi pierwszą rocznicę „zamordowania” przez wydawcę B. Świderskiego powieści „Żywot człowieka rozbrojonego”, bezlitośnie przez Świderskiego skorygowanej, z czego wyszedł „bełkot wariata”, który „poplątał nawet liczby i rodzaje”, a takich „poprawek” wniósł aż 4 tysiące. Piasecki nazwał Świderskiego w swym „Dzienniku”: „łajdakiem, psychopatą i niewyżytym grafomanem”.

Ciężko chory i po operacji pisał w sali szpitalnej w Penley trzeci tom cyklu „Upadek Wieży Babel”. Myślami przenosił się znowu do Wilna, Wileńszczyzny.

„Żywot człowieka rozbrojonego”

Powieść „Żywot człowieka rozbrojonego” Piasecki pisał w więzieniu na Św. Krzyżu w 1935 roku.

Pierwotnie zamierzał wydać ją jako pierwszą, miała ona dla niego większą wartość niż napisany później „Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy”. Według wspomnień Ryszarda Demla, Piasecki „zamierzał w niej oskarżać kulturalną i cywilizowaną Polskę za ten okres w jego życiu, kiedy to po wiernej służbie przybranej ojczyźnie stał się nikomu niepotrzebnym włóczęgą. Miała ona rzucić Polakom prawdę w oczy. Wyczuwał jednocześnie, że cenzura nie przepuściłaby wtedy powieści ze względu na jej charakter „antyspołeczny, a może i antypaństwowy”.

„Żywot człowieka rozbrojonego”, przygotowany do wydania książkowego miał ukazać się w 1939 roku. Wybuch wojny zmusił Piaseckiego do powzięcia wielkiej decyzji. Jak i dwadzieścia lat wcześniej, stanął obecnie po stronie „oskarżonej” przez niego Polski.

Nie wydał wtedy tej powieści. Notatki do „Żywota” Piasecki przechowywał przez lata okupacji, uratowaną część z nich dowiózł później do Włoch i do Anglii. Rekonstruował powieść, a dokładniej - pisał ją od nowa, w nader trudnych warunkach. W liście do korektorki powieści, J. Hobler pisał:

„Rok 1954 przeszedł u mnie fatalnie. Zakończyłem go ciężką pracą fizyczną, która trwała od ciemna do ciemna i po której mam zdarte paznokcie, całe ciało w ranach i sińcach i musiałem pracować bez przerwy nawet w niedzielę. Skończyła się 25 grudnia o 1-szej pp. Pracowalem nawet chory na grypę. Łykałem „anadin”, zlewałem się potem, ale przełamałem chorobę. Zapłacili dość dobrze, więc teraz można parę tygodni dalej pisać. A jest co...”

Piasecki dorabiał także roznosząc paczki w okresie świątecznym, pomagał Ryszardowi Demlowi przy montowaniu witraży.

Powieść została wydana w Londynie w 1962. Akcja przedstawia dramatyczne warunki bytowania młodego człowieka, bohatera walk o niepodległość w wojnie z bolszewikami, tuż po pierwszej wojnie światowej. Michał Łubień (alter ego autora) jest zdemobilizowanym żołnierzem. Po spełnieniu patriotycznego obowiązku, nie jest już potrzebny społeczeństwu. Bez środków do życia, bez możliwości uzyskania pracy, schodzi na drogę przestępstwa.

Akcja powieści obejmuje lata 1921-1922. Główny bohater, Michał Łubień jest dwudziestoletnim młodzieńcem. Pochodzi z Mińska. W wyniku traktatu ryskiego zostaje odcięty nową granicą od rodziny. Włóczy się po ulicach i parkach Wilna, wysiaduje z setkami bezrobotnych w biurze pośrednictwa pracy - bezskutecznie. Łubień usiłuje dostać się na audiencję do byłego dowódcy, zajmującego obecnie wysokie stanowisko państwowe, ale ten nie znajduje dla niego czasu na spotkanie. Wygłodniały, wyczerpany psychicznie i fizycznie bohater popełnia pierwszą kradzież. Po czym, acz niechętnie, przyjmuje pracę modela do zdjęć pornograficznych, wchodzi do spółki z profesjonalnym szulerem, wreszcie - do szajki fałszerzy czeków; sprzedaje bankierom papiery wartościowe.

W tych „akcjach” przygoda i hazard pociągają go bardziej od dużych zarobków. „Zarobione” pieniądze wydaje na prawo i lewo, jest hojnym fundatorem dla przyjaciół i przygodnych znajomych, najczęściej pokrzywdzonych przez los. Oszukuje, okrada bogatych, ale jest szczodry wobec biednych i zrozpaczonych.

Łubień zostaje ujęty i uwięziony.

Niemal cała akcja powieści toczy się w Wilnie. Dokładne opisy ulic, spelunek, melin, cukierni, restauracji, miejsc gier hazardowych, wreszcie więzienia na Łukiszkach oraz jego „tambylców” świadczą wymownie o przeżytych doświadczeniach samego autora.

Krytyk Jan Bielatowicz zarzucał Piaseckiemu, że wspólnicy Michała Łubienia i ich przestępstwa mają z reguły „charakter niemal sielankowy i romantyczny”. W tej „romantycznej aurze” nie dopatrzono się niestety głębszych pokładów sensów. Nie zwrócono uwagi na stany duchowe i przekonania Piaseckiego, wzrosłego na „tamtej”, kresowej glebie – „Dziadów”.

W „Żywocie człowieka rozbrojonego” jest taki „opus”:

... O świcie, po wizycie w burdelu u „Greczynki” Michał Łubień wraca do swego mieszkania. Na pierwszym piętrze siada na niskim parapecie i patrzy na wąski prostokąt dziedzińca. Na dziedziniec wślizguje się jakiś mężczyzna. Rozgląda się dookoła, po czym wyciąga z kieszeni coś czerwonego, ociera dłońmi i zjada. Mężczyzna wyciera ręce o połę jesionki, ogląda się i wychodzi na ulicę. Michał otwiera okno i zeskakuje na dziedziniec. Zbliża się do miejsca, gdzie przed chwilą stał tamten mężczyzna. Pochyla się i widzi na ziemi brudne, oślinione kawałki marchwi. Michał wybiega na ulicę, dogania nieznajomego włóczęgę. Mówi do niego łagodnie, że potrzebuje człowieka do pracy. Zastanawia się, co mu zaproponować. Zaprasza włóczęgę na śniadanie. Podczas śniadania dowiaduje się, że ów nędzarz ma na imię Roman, jest kancelistą. Ale nie ma pracy. Do Wilna przyjechał z Kalisza. Zaprosił go tu serdeczny przyjaciel, obiecał załatwić mu pracę. Ale w międzyczasie nagle zmarł w Wilnie przyjaciel Romana. Roman sprzedał osobiste rzeczy, walizkę. W Wilnie poszukuje pracy, ale bezskutecznie. Do Kalisza wrócić nie ma za co.

Miałem już w głowie decyzję. Powiedziałem do Romana:

- Pójdziemy do mnie i pan sprzątnie mój pokój. [...] I dzisiaj jeszcze pojedzie pan do Kalisza. Kupię dla pana bilet i dam panu dwadzieścia pięć tysięcy marek. No bo co pan będzie robić w Wilnie? Mieszkać na cmentarzu? Dam panu też moją bieliznę i garnitur. Kupimy walizkę. Jak miał na imię pański kolega?

- Michał.

- Michał?! Zastąpię go. Może to on wskazał mi pana.

[...] Obiad zjedliśmy w dobrej restauracji, potem pojechaliśmy dorożką na dworzec. Kupiłem peronówkę dla siebie i bilet do Kalisza dla Romana. W przedziale wręczyłem Romanowi paczkę pieniędzy, dwadzieścia pięć tysięcy marek. On nie mógł mówić ze wzruszenia...

Pociąg odszedł. Czułem się zawstydzony. Chciałbym powiedzieć Romanowi teraz, że tamte pieniądze są... kradzione . Ale mimo to byłem zadowolony. [...] Może było to ofiarą, złożoną dla okrutnych bóstw, patrzących ironicznie na nędznych i głupich ludzi, nie umiejących sprawiedliwie i mądrze zorganizować swego życia na ziemi.

Tamten, nieżyjący Michał w s k a z a ł mu Romana... Głęboka wiara w „duchów obcowanie” nie opuściła Piaseckiego aż do śmierci. Jedynym ze wszystkich piszących o powieściach Piaseckiego krytyków, który „to” w Sieriożce zauważył, był ks. Piotr Śledziewski. Łatwiej mu było spenetrować „tę duszę”. Primo - że duchowny, secundo - że obcował, przyjaźnił się z Piaseckim, tercio: był znawcą wierzeń gminu białoruskiego.

Daleko później, będąc na obczyźnie, w Londynie, Piasecki, w odpowiedzi na ankietę czasopisma „Lwów i Wilno”, w 1949 roku pisał: „Czytanie każdej treści napisanej przeze mnie sprawia mi przykrość, bo mam wrażenie, że pisze to ktoś obcy, a nawet mi „nieżyczliwy”.(...) Są i inne fakty... głębsze i trudne do wypowiedzenia w skrócie, wchodzące w dziedzinę podświadomości... Miałem nieraz wrażenie, że jestem czyimś „narzędziem” do wypowiadania się”.

To samo i prawie tak samo powie wcześniej jego sobowtór duchowy, Roman Zabawa, bohater dylogii szpiegowskiej - „Piąty etap”, „Bogom nocy równi”.

„Piąty etap”, „Bogom nocy równi” - diametralnie sprzeczne opinie

„Piąty etap” - pierwszą część dylogii szpiegowskiej Piasecki napisał w więzieniu na Św. Krzyżu w 1934. Napisał ją z zawrotną szybkością - w 28 dni. Podobnie jak „Żywot człowieka rozbrojonego”, również i ta powieść miała się ukazać przed „Kochankiem Wielkiej Niedźwiedzicy”. Niestety, względy polityczne zaciążyły nad książką, rękopis zatrzymała cenzura więzienna. Powieść ukazała się dopiero w 1938 roku, po zwolnieniu Piaseckiego z więzienia. „Piąty etap” wydało wydawnictwo „Rój”, które rok wcześniej wydało „Kochanka Wielkiej Niedźwiedzicy”. Drugą część pt. „Bogom nocy równi” Piasecki napisał przebywając już na wolności, w majątku Rohotna. Powieść ukazała się w 1938 r. nakładem tegoż „Roju”. (Po wojnie na emigracji pisarz połączył obie części w całość i wydał pod jednym tytułem – „Bogom nocy równi”).

Tematem dylogii jest praca polskich szpiegów. Głównym bohaterem powieści jest Roman Zabawa, narracyjne medium autora. Powieść obejmuje fragment życiorysu bohatera: jego pracę w służbie polskiego wywiadu wojskowego na terenie sowieckiej Białorusi i Rosji w latach 1922-1923.

Główną intencją powieści jest przekazanie prawdy o życiu szpiega, Romana Zabawy i jego kolegów, agentów wywiadu polskiego.

W „Piątym etapie” i „Bogom nocy równi” wywiadowcy narażeni są ciągle na największe zagrożenie, zmuszeni są do nieustannego maskowania się, przybierania drugiej (sowieckiego kraju) tożsamości. Wypełnianie zadań przychodzi im z trudem i często kończy się marnie. Ludzie ci niemal bez wyjątku ulegają chorobom i nałogom (alkoholizm, kokainizm), nie są w stanie ułożyć sobie normalnego życia osobistego, rodzinnego, przeżywają wiele porażek i rozczarowań. Nierzadkie wśród nich są przypadki aresztowań i śmierci. Szpiegów cechuje zmęczenie, wypalenie wewnętrzne, obawa przed obłędem. Sprzeciw budziło u niektórych recenzentów tytułowe określenie: „bogom nocy równi”. Leon Piwiński pisał, iż te powieści Piaseckiego „są społecznie szkodliwe przez propagowaną w nich filozofię taniego romantyzmu, apoteozującą typy ludzkie i typy pracy, które na żadną apoteozę nie zasługują. Agenci wywiadu nie są „równi” żadnym „bogom”.

Diametralnie przeciwną opinię przedstawił zawodowy wojskowy, pułkownik Roman Umiastowski. O „Piątym etapie” pisał:

„Niewątpliwie jest to książka o męstwie najwyższego gatunku - odwadze samotnego człowieka! (...) Godzien najwyższego podziwu jest zawsze ten, który samotnie atakuje gromadę i którego towarzyszem przygody jest wyłącznie własne serce i własne ramię”.

Juliusz Kaden-Bandrowski, wysoki autorytet wśród ówczesnych pisarzy polskich, widział w Piaseckim naturę wojownika, a powieść „Piąty etap” była dla niego „z pozoru brutalna, surowa, zdawałoby się aż nadto bezpośrednia, w przebiegu powszechnej codzienności niejednokrotnie oschła, bezwzględna, kryjąca jednak na dnie szlachetne cnoty wszystkich wojowników: poczucie odpowiedzialności za dane słowo”. Kaden-Bandrowski dostrzegł i inną stronę natury tego wojownika: „zapomina o narzuconej samemu sobie postawie drapieżnika, staje się prostym, czułym, serdecznym, surowym, a jednak wzruszającym… roztapia się niejako we własnym wzruszeniu i daje stronice prawdziwie wstrząsające”.

Jedną z takich „prawdziwie wstrząsających stronic” w „Piątym etapie” jest rozdział „U ojca”.

Spotkanie „marnotrawnych” – ojca i syna

Po długich latach niewidzenia się Roman Zabawa (Sergiusz Piasecki) pragnie odwiedzić ojca, który mieszka w Mińsku - już sowieckim.

Zabawa po cichu odemknął drzwi i wszedł do nędznego mieszkania, w którym wszystko świadczyło o zupełnej ruinie… Było zimno, powietrze wilgotne. Ze ścian zwisały zakurzone strzępy tapet […] Na stole skąpym płomykiem paliła się „kopciłka”. Od stołu na spotkanie Zabawy podniósł się jego ojciec. Był to wysoki, szczupły, wynędzniały od głodu, chorób i niewygód starzec. Wspierał się na kulach.

- Romek, Romek! – rzekł ze łzami w oczach ojciec, całując syna.

Zabawa był wzruszony, lecz wstydził się okazywać je. Ojciec wiedział, że wychowany bez matki jedynak nie lubi „babskich sentymentów” i bał się go pieścić.

- Jakże ci się powodzi, papo?

- Dobrze, synku, dobrze…

- Widzę, że niezbyt dobrze. Jakoś tu nędznie…

- Może jesteś głodny, Romku?

Syn pomyślał, że nie wypada odmówić ojcu.

- Jeśli macie co przegryźć, to dobrze, chociaż głodny nie jestem.

Ojciec się zakłopotał. „Ot, bieda, bieda! – myślał staruszek. - Syn przyszedł, a ja nie mam nic, nic...” Miał schowaną dziesięciorublową, złotą monetę, której niewykryły liczne rewizje czekistów, a której w największy głód nie wydał.

Była to ostatnia kropla zdobytego wieloletnią, ciężką pracą majątku... Odemknął pośpiesznie, gubiąc to kule, to klucze, wieko kufra i odsunął na bok jakieś nędzne łachmany i strzępy bielizny. Wyjął ze skrytki złotą monetę i opuścił ją z drżących rąk na podłogę. Zabawa ją podniósł i zapytał:

- Po co wam te pieniądze?

- Nie, synku, nic. Ja zaraz pójdę... Tu niedaleko, u znajomych... kupię coś do zjedzenia... Wyprawimy bal, synku...

- Po cóż to, papo? Niech te pieniądze zostaną u was nadal. O, macie! - wyjął z portfela plik sowieckich pieniędzy. U mnie tego śmiecia dość. Kupcie, co można.

Ojciec wyszedł.

Zabawa odemknął małą kuchenną szafkę, którą pamiętał z dawnych lat. Leżało w niej na dolnej półce kilkanaście kartofli, trochę soli w blaszanym pudełku i kawał cykorii.

- Licho żyje stary... licho... - szeptał zasmucony Zabawa.

Wkrótce wrócił ojciec. Przyniósł bochenek razowego chleba, marnej kiełbasy, trochę cukru i herbaty... Luksus od dawna nieznany.

[...] Po dłuższej rozmowie z ojcem Roman ułożył się do snu. Ojciec urządził mu pościel na kufrze, dając pod głowę jedyną swoją poduszkę. Nastawał, aby syn położył się spać na jego łóżku, lecz Roman stanowczo na to się nie zgodził, natomiast, aby nie robić staremu przykrości, wziął jego poduszkę, ostatnią „luksusową” rzecz w mieszkaniu, która w lata głodu nie została wymieniona na chleb lub kartofle. [...]

Ojciec zaczekał aż syn zaśnie, a wtedy podniósł się z łóżka i usiadł przy nim. Patrzył na drogą mu, mizerną twarz syna i łkał w duszy.

„Romku, Romku! po coś tak zmarnował swe życie? Po co ci to? Czy nie można żyć inaczej, mądrzej?” Patrzył w jego twarz i chciał całą swą wiedzę i doświadczenie przelać w niego, jako jedyny spadek. Patrzył na jego czoło i myślał: „Cóż tam się dzieje w tym biednym mózgu chłopca, co go pcha na manowce, w pazury śmierci, na zły nędzny los? Cóż tam jest takiego, co mu przeszkadza żyć tak jak inni: dla siebie samego... cicho, spokojnie i zadowolić się zwykłym ludzkim szczęściem?”

W 1949 r., w Londynie, Piasecki w liście do Stanisława Mackiewicza (Cata) pisał: „Gdy w 1926 roku znalazłem się w więzieniu, otrzymałem od ojca list z Mińska Litewskiego. W liście tym ojciec między innymi sprawami napisał: „Przeglądając różne twoje notatki i papiery przekonałem się, że masz zdolności literackie. Spróbuj pisać opowiadania o ludziach mających niezwykłe przygody”.

Tej ojcowskiej rady Sergiusz usłuchał po dziewięciu latach pobytu w więzieniu. Ale ojcu nie dane już było o tym się dowiedzieć. Zmarł w 1928 roku...

Matka. „W dziwny sposób dała znać o sobie...”

W odpowiedzi na ankietę czasopisma „Lwów i Wilno” w 1949 roku, Sergiusz Piasecki pisał:

[...] Nigdy nie dano mi możności nie tylko zobaczyć matki, lecz nawet jej podobizny. Nawet nie chciano mi opowiedzieć o niej żadnego szczegółu. Odniosłem wrażenie, że ojciec mój nienawidził ją. Wiem, że sądził się o mnie z matką. Że matka mnie wykradła jeden raz, że strzeżono mnie przed nią i straszono „obcymi” ludźmi - abym nie dał się uprowadzić... Do lat 11-tu miałem nazwisko matki. Dopiero po uzyskaniu „ukazu” cara, ojciec mnie adoptował i otrzymałem jego nazwisko.[...]

O swoim dzieciństwie, o matce, której nie znał Piasecki opowiadał Ryszardowi Demlowi.

„Nocą zbudził mnie pocałunek. W ciemności ktoś poderwał mnie z łóżeczka, wyniósł przez okno i po drabinie w dół, w otwarte pole. Kobieta, biegnąc między bruzdami, przyciskała mnie mocno do piersi, oddech miała głęboki. Nad głową tańczyły mi gwiazdy. Musiała mnie kochać, bo czułem się bezpiecznie w jej ramionach i blisko jej mocno bijącego serca. Szlochała, a obfite łzy padały na moje policzki”.

Nazywała się Kławdija Kukałowicz, była urodziwą chłopką. Ojciec Sergiusza, zruszczały szlachcic, po urodzeniu się syna oddalił Kławdiję, zmusił ją do opuszczenia jego domu. Sergiusz został pod opieką służby, a potem nowej kochanki ojca. Kławdija wracała nocami z odległej wsi, aby przez okno podglądać śpiącego syna. Gdy nieco podrósł, udało jej się porwać dziecko przez nie domknięte okno. Siłą odebrano go jej po paru godzinach i od tamtej nocy pilnie chłopca strzeżono. Wszystkie szczegóły o matce, jej pochodzeniu, nawet o podobieństwie swoim do niej, Sergiusz posłyszał od innych. Gdzie Kławdija mieszkała, nigdy nie udało mu się ustalić. Raz tylko, jak później wspominał w oficjalnych odpowiedziach na ankiety, matka „w dziwny sposób” dała mu znać, że żyje. To było w roku 1913, miał wtedy 11 lat...

Poleszucy, z „ciągłym lękiem duszy”

...Mam w domu stary, przedwojenny album z wytłoczonym po polsku napisem: POLESIE. Pamiątka rodzinna. Na Polesiu, w Łunińcu, przez pewien czas mieszkali moi rodzice (ojciec musiał tam „odrobić” skierowanie do pracy). Wśród licznych zdjęć, w tym także przedstawiających Poleszuków, moją uwagę zwróciła „kobieta w ogrodzie”, jak ją nazwałam. Kto to? - spytałam moją matkę. To Kuka, nasza służąca - pada odpowiedź. Kuka? Czy to jakieś zdrobniałe imię? Nie. To od nazwiska: Kukałowicz. Czuję jak przeszywają mnie „metafizyczne dreszcze”. No, ale - imię? - pytam dalej matkę - Kławdija? Nie, ona się nazywała Nadzia. Ale czy na pewno (nie daję za wygraną), może jednak Kławdija? Albo Kławdzia? Nie - Nadzia. Ale tam wszyscy nazywali ją Kuką...

Kukałowicz... A więc legitymowała się poleszuckim rodowodem.

„Ogromnie trudno się dokopać do istotnej treści duszy ludzkiej. Takie tam mnóstwo zagadnień, że wydobycie nawet drobnej części staje się wielkim zwycięstwem. Anegdota mówi, że człowiek się składa z duszy, ciała i paszportu. A naprawdę człowiek się składa z milionów urazów, instynktów, atawizmów, pragnień, zahamowań, refleksji...”- pisał Sergiusz Piasecki. Gdy naonczas, w latach młodości, zechciał zajrzeć do duszy któregoś z Poleszuków - może by wiele tych „instynktów, atawizmów, urazów, zahamowań, ...” odnalazłby we własnej przestrzeni wewnętrznej. W schedzie po tej, która „w dziwny sposób dała znać o sobie, że żyje...”

Józef Mackiewicz fascynował się tym ludem. Z narażeniem własnego życia, przeskakując z kępy na kępę, pokonywał długie kilometry niebezpiecznego uroczyska celem dotarcia do zapomnianej przez Boga i ludzi wioski, żeby odnaleźć tam „fantastycznego Poleszuka”. Docierał tam tylko po to, żeby z hospodarem pogwarzyć.

Sergiusz Piasecki Poleszukami pogardzał, w ogóle nie cierpiał chłopów, chłopstwa, chłopskości. Nieświadomie unicestwiał w sobie „to”, co miało stały meldunek w jaźni jego matki. Ale „tego” zabić się nie dało, aż w końcu został zmuszony „z nim” się pogodzić, zżyć się, oswoić ,…

W powieści „Bogom nocy równi” pisał:

„Więc jest coś we mnie, co pracuje samodzielnie. To tak dziwne i powikłane, że nic z tego nie mogę zrozumieć. Wiem tylko, że straciłem panowanie nad sobą, że zwykły „zdrowy rozsądek” przestał mną kierować. To często doprowadza mnie do pasji. Rozmawiając, staram się skupiać – aby mówić rzeczowo. Kontroluję każdą swą myśl i nagle tamten „ktoś”, z głębi mej duszy, mówi rzeczy przeciwne temu, co ja chcę. I to najważniejsze, że potem się okazuje, że „on” bardzo trafnie postąpił”. …Duchów obcowanie…

Ze wspomnień Ryszarda Demla:

„W okresach dla niego [Piaseckiego] trudnych pomagał mi chętnie w studio. Przy wbudowaniu dużego witrażu w kościele w Bexhill Sergiusz pozostał ze mną na rusztowaniu przez kilka godzin. W pewnej chwili oddalił się bez słowa i długo nie wracał. Zaniepokojony szukałem go po kątach kościoła. Siedział w milczeniu w ciemnej kapliczce, przy świetle kilku świec. Przeprosił mnie, że odszedł bez słowa i wyjaśnił, że jak co roku chciał dzisiaj w samotności wspominać duchy zmarłych towarzyszy przygód, bo znalazł tu odpowiednie miejsce i moment, które go nastroiły do medytacji”.

W 1959 r. na łamach londyńskich „Wiadomości” anonimowy dziennikarz, ukrywający się pod inicjałami N.N. pisał:

„Okazywał [Piasecki] we wspomnieniach prawie religijne przywiązanie do dawnych towarzyszy doli i niedoli i zawsze pamiętał o datach i rocznicach, które sam z ich duchami obchodził. Sam wolny bronił świata tych już teraz „duchów”, ich „honoru” i ich „prawideł”.

„Magnetyzm… aura… złote iskierki, zimny ogień…”

…Lato 1964. Polski szpital wojskowy w Penley. Resztkami sił pisał trzeci tom cyklu „Upadek Wieży Babel”.

„Marzenie” - rozdział I. Szybkim, sprężystym krokiem wyruszył z Wilna. Przepłynął Wilię. Zbliżał się do Zielonych Jezior. Chwilę odpoczął. Przyglądał się kąpiącym się w jeziorze dzieciom. Szedł dalej, w stronę wsi Krzyżaki. Gdzieś tu powinien być ten majątek - „Marzenie”, gdzie miał się schronić. Na spotkanie mu wyszła kobieta. Emilia, Mila…

Nie był już w stanie dokończyć tej powieści...

„I jak w dzieciństwie życzył sobie choćby raz swoją matkę spotkać, teraz w ostatnich zdaniach nie dokończonej powieści zamknął swój niesamowity żywot słowami, które ostatkiem sił włożył w usta jednej z postaci: „Ja mam wszystko… milczała przez jakiś czas, a potem dodała - tym „wszystkim” jest moja mama. Żyję nią i dla niej. Reszta mało mnie obchodzi”.

Do ostatniej strony brulionu dołączył pasek papieru z inną notatką, sporządzoną w przeddzień śmierci; ze słowami brzemiennymi przeczuciem nieszczęścia: „Magnetyzm… aura… w zielonych źrenicach migotały swawolne, złote iskierki. Ale gdy zajrzał w nie głębiej, dostrzegł blady, zimny ogień - sygnał ostrzegawczy: uważaj, tutaj się spalisz!”

Dojrzały okres twórczego życia, kiedy pisał trzeci tom ambitnej epopei podziemia, przerwała mu od miesięcy zaczajona śmierć, towarzyszka… jak cień w jego licznych przygodach”. (Ryszard Demel).

Sergiusz Piasecki zmarł w szpitalu w Penley w nocy z 11 na 12 września 1964. Pochowany w Hustings na Borough Cemetery. Piękny nagrobek z marmuru kararyjskiego w kształcie Wielkiej Niedźwiedzicy zaprojektował wierny, długoletni przyjaciel emigracyjny Sergiusza, Ryszard Demel.

Alwida A. Bajor

Wstecz