Notatnik wileński

Walka o Krzysztofa

Gdy przed ośmiu laty po raz pierwszy wręczono statuetki św. Krzysztofa – patrona Wilna – za szczególne dokonania dla Wilna, uroczystość przebiegała bez większych emocji. Z biegiem czasu grono pretendentów do wyróżnienia systematycznie rosło. W tym roku osiągnęło rekord: zgłoszono 70 kandydatur. Wytypowano zwyczajowo – dziesięć. Jednego Krzysztofa otrzymał odbiorca zbiorowy – Wileńskie Towarzystwo Medyczne, przed dwustu laty założone pod nazwą Towarzystwo Lekarskie Wileńskie przez prof. Uniwersytetu Wileńskiego Józefa Franka. Motywacja wyróżnienia – kontynuowanie chlubnych tradycji Towarzystwa, któremu przewodniczy obecnie lekarz Dalia Triponiene. Odbierając statuetkę powiedziała, że jest ona wyrazem uznania dla wszystkich medyków wileńskich. Jednakże indywidualnie jeden z nich dostał Krzysztofa. To dyrektor Centrum Zdrowia Psychicznego (szpital na Letniej), lekarz–psychiatra Martynas Marcinkevičius, który mało tego, że organizuje dni otwartych drzwi dla ewentualnych pacjentów, doprowadził do skutku projekt otwarcia dwóch nowych pomieszczeń, w których znalazły siedzibę m. in. stowarzyszenie interwencji kryzysowej, służba rehabilitacji psychosocjalnej. Wśród nagrodzonych – rodzina byłego ambasadora Austrii, która zainicjowała w Wilnie dobroczynne bożonarodzeniowe aukcje pamiątek i robótek ręcznych, wykonanych lub przekazanych przez żony rezydujących dyplomatów i zagranicznych przedsiębiorców, z przeznaczeniem uzyskanych pieniędzy na potrzeby dzieci chorych i sierot. Gastronomia i ochrona zabytków, tym razem stworzyły zgodny duet. Jest to zespół „Belmont”, znajdujący się w urokliwej dzielnicy o tej nazwie, tuż nad brzegiem Wilenki, chętnie odwiedzany przez licznych konsumentów, miłośników przyrody (jej piękno jest tu w pomysłowy sposób podkreślane) i zabytkowej architektury.

Przemiany w Tusculanum

Od pewnego czasu pałacyk w Tusculanum stoi w rusztowaniach. Bardzo dobrze, bowiem ten zabytkowy obiekt niszczał w zawrotnym tempie. Najpewniej pewien wpływ na jego odnowę ma fakt otwarcia w przyległym parku pomnika-–kolumbarium upamiętniającego blisko tysiąc osób (pochowano szczątki ponad 700, tyle bowiem odnaleziono podczas prac wykopaliskowych) zamordowanych w latach 1944-1947 przez NKWD i MGB. Wśród ofiar – wielu Polaków, głównie żołnierzy Armii Krajowej.

Wracając jednak do pałacyku. Znany jest obraz Alberta Żametta (uporczywie zwanego Żemaitis, z tego powodu artysta pewnie przewraca się w grobie, znajdującym się najprawdopodobniej pod fundamentami obecnego pałacu ślubów, który jak wiadomo stoi na dawnym cmentarzu ewangelickim na Małej Pohulance – Kalinauskasa) reprodukowany w „Album wileńskie” Jana Kazimierza Wilczyńskiego. Na płótnie przedstawiona jest cała wielka uroda siedziby tuskulańskiej i jej otoczenia. Widok malowany jest z przeciwległego brzegu Wilii, z Antokola, z przeuroczego miejsca, gdzie znajdowały się słynne ogrody jezuickie, a dziś stoją brzydkie domy z płyty. Wyraźnie widoczna jest bogata dekoracja zewnętrzna pałacyku z trzema niewielkimi rzeźbami na zwieńczeniu frontonu i rzeźbionym herbem marszałka szlachty wileńskiej Rudolfa Pisanki, dla którego według projektu słynnego architekta Karola Podczaszyńskiego w roku 1825 wzniesiono pałacyk. Wnętrze jego urządzono na podstawie wskazówek tegoż Wilczyńskiego. W trzech wielkich salonach wisiały obrazy najlepszych malarzy zachodnioeuropejskich, takich jak Adriaen i Isaac van Ostade, Gerrit Dou, G.B. Lampi, Watteau i in. Zachwycały też gobeliny z kolekcji hrabiego Walickiego. Na tkaninach tych przedstawione były sceny z defilad (ludzie i konie – naturalnej wielkości) wojsk Ludwika XIV. Koleje losu sprawiły, że rezydencja łączy się z imionami generała gubernatora Rimskiego-Korsakowa, gen. Łosiewa (stąd nazwa dzielnicy – Łosiówka), z tragicznymi dziejami po drugiej wojnie światowej. Po zakończeniu prac restauratorskich dawna siedziba Pisanki będzie z pewnością pełniła funkcje muzealno-reprezentacyjne.

Z kościoła do knajpy

I to nie byle jakiej, bo irlandzkiej, pod nazwą „The Dublinger”. Na otwarcie knajpy zgodziła się kuria biskupia – właścicielka obiektu poklasztornego, w którym przed wojną mieściła się słynna w Wilnie księgarnia św. Wojciecha, potem antykwariat, z działem książek o tematyce religijnej. Świątynia, z której po modłach można, prawie z przedsionka, wstąpić do irlandzkiej piwiarni, to tzw. polski kościół pod wezwaniem Ducha św. Jego kapłani nie widzą przeszkód, aby sąsiadem był lokal z wyszynkiem alkoholu. Zapowiadają, że w razie gdyby odbywały się występy striptizowe, będą protestować. Na takie coś nie czekali księża pobliskiego kościoła Trójcy św. (do świątyni tej „przeniesiono” z Ducha św. w zeszłym roku słynny obraz Jezusa Miłosiernego, też za zgodą administracji kościoła polskiego), którzy kategorycznie wystąpili przeciwko urządzeniu kawiarni pod gołym niebem, przy pobliskim lokalu „Cozy”. Właściciele jego ponieśli poważne straty finansowe, bo prace były zaawansowane, mieli też oficjalne pozwolenia samorządu Wilna, ale w wyniku nieprzejednanej postawy księży, musieli ustąpić. Ciekawe, czy Irlandczycy zachowają pięknie wypisane po polsku słowa na frontonie: Ojczyzna Nauka Cnota. Miejmy nadzieję, że w ich miejscu nie zjawi się obcy knajpiany szyld. A swoją drogą, wielka szkoda, że te słowa jakoś nie docierają do wielebnego administratora (proboszcza).

Kacevomania

W domu pod nr 18 przy ul. Basanavičiusa (d. Wielka Pohulanka) w latach 1917-1923 mieszkał głośny pisarz francuski Romain Gary (od słów romansu rosyjskiego: gari, gari, moja zwiezda), a właściwie Roman Kacev (1914-1980). O fakcie tym informuje stosowna tablica umieszczona na kamienicy. Później Gary–Kacev brał udział w II wojnie światowej jako lotnik, po wojnie – w służbie dyplomatycznej. Jest także autorem powieści „Education europeenne”, „Korzenie nieba”, autobiograficznej „Obietnica poranka”. W tej ostatniej bardzo sympatycznie wspomina Wilno i dom, w którym mieszkał. Okazało się, że tablicy za mało. Na rogu Wielkiej Pohulanki i Mindaugo (d. Słowackiego), na placyku przy dyrekcji kolejowej stanie wkrótce pomnik, poświęcony Romainowi Gary. Będzie to z pewnością sympatyczna rzeźba, przedstawiająca małego chłopaka ogryzającego własny gumowy kalosz...aby zwrócić w ten sposób uwagę małej dziewczynki – damy serca (fakt opisany w „Obietnicy poranka”).

Nikt nic nie ma przeciwko Kacevowi. Ale dlaczego jednemu tablica i pomnik, drugiemu – nic. Dlaczego tak się dzieje, że przy ul. Karmelickiej znajduje się gustowna tablica, poświęcona pewnemu jak zapisano „wielkiemu poecie”, w rzeczywistości znanemu wąskiemu gronu miłośników literatury. Dlaczego komuś, kto spędził w Wilnie okres niemowlęctwa, a później wyrósł we Francji na słynnego malarza impresjonistę, czy pianistę–wirtuoza zaraz funduje się pokaźnych rozmiarów tablice pamiątkowe. Po śmierci Jana Pawła II głośno zrobiło się w Wilnie na temat placu (a faktycznie parkingu), noszącego imię papieża przy kościele śś. Piotra i Pawła na Antokolu. Mówiono o rekonstrukcji, nowoczesnym urządzeniu godnym wielkiej osobistości. Okrzyczano nawet, że zostanie odbudowany zniszczony przez Sowietów kościół Serca Jezusowego – dzieło nie dokończone słynnego Antoniego Wiwulskiego, że odrodzona świątynia upamiętni imię Jana Pawła II. Nic z tych obietnic i porywów. Wiele osobistości, mocno zasłużonych Wilnu nie doczekało się upamiętnienia. Przykład pierwszy z brzegu: Vladas Drema, historyk sztuki, jak powiedział ktoś: „miłośnik starych kamieni wileńskich”. Czesław Miłosz wspominał: „...W latach okupacji miasta przez wojska sowieckie sporządził on mapę „Zanikającego Wilna”, która jest świadectwem przyciągania tego miejsca przez artystów, kolejno polskich, rosyjskich i litewskich, umiejących docenić czar Wilna zawarty w całej jego przeszłości. Vladas był moim kolegą, studiował na wydziale sztuk pięknych, znałem go osobiście, bo sympatyzował z Żagarami. Kiedy przyjechałem po oswobodzeniu Litwy w 1992 roku do Wilna, odszukałem go i odwiedziłem. Był sparaliżowany od pasa w dół, ale dzieło jego miłości istniało jako „Dingęs Vilnius”, „Zanikające Wilno”, album dokumentujący utracone Wilno...” Dodajmy: dziełem jego miłości do Wilna są wyczerpujące monografie o kościele św. Jana, o życiu i twórczości Kanuta Rusieckiego, Wincentego Smokowskiego, kilka pojemnych zeszytów o historii domów wileńskich, napisanych w oparciu o archiwalia, tysiące publikacji, z których znacząca część ukazała się w Polsce, w czasach, gdy na Litwie źle było widziane pisanie na temat historycznej przeszłości miasta. Mieszkał Drema przez długie lata w kamieniczce przy Literackiej. Niedawno na jej parterze otwarto kawiarnię w stylu francuskim i o nazwie – też francuskiej. Wilnianie starszej daty mówią jednak „u Dremy”. Dom ten nie jest znowu taki pierwszy z brzegu. W okresie międzywojennym należał on do znanego działacza Konstantinasa Stašysa i przez pewien czas mieściła się tu m. in. bursa „Żiburelis” dla studentów Litwinów, słuchaczy USB. Często odwiedzał ich Czesław Miłosz.

Dajmy się ponieść fantazji: Miłosz i Drema siedzą na ławeczce i spoglądają w kierunku Uniwersytetu Stefana Batorego – ich uczelni. Coś na wzór rzeźbiarskiego portretu Juliana Tuwima z Łodzi. Może też być jak James Joyce w Dublinie. Niewielki pomnik w sercu tego miasta, obok kawiarni, do której wstępował w młodości, po prostu na chodniku. „Ulisses” Joyce`a niezależnie od swoich wszelkich sensów ukazał na nowo Dublin. Miłosz i Drema zrobili to samo. Więc może warto, by razem udali się na spacer uliczkami i zaułkami swego ukochanego miasta.

Halina Jotkiałło

Wstecz