Wielki jubileusz „Wilii”

Imprezy jubileuszowe, jak przystało na 50-lecie działalności, trwały okrągły rok. Nic w tym dziwnego: „Wilia” – to nie tylko zespół pieśni i tańca. To cała niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju instytucja. Rzecz zrozumiała: pieśń i taniec zawsze były na planie pierwszym. Ale „Wilia” w ciągu minionego półwiecza była dla kilku pokoleń wilnian poniekąd szkołą życia, szkołą obcowania z polską kulturą. W czasach, gdy nie było możliwe „wsiąść do pociągu byle jakiego...”, a zamiast oglądania w telewizji uroków architektury obcej i rodzimej mówił o nich z ogromną pasją nieoceniony Jerzy Orda. Ileż równie wspaniałych ludzi stało u źródeł „Wilii” i później w jej rozkwicie: Gulewicz, Turowski, Termion, Pilipaitis, Bylińska, dziesiątki innych. Ileż niezwykłych ludzi dziś jednoczy. Jubileusz był okazją ukazania ich sylwetek na łamach prasowych, w programach radiowych – Radia Znad Wilii i audycji polskiej Radia Litewskiego. To pierwsze przekazało na ręce kierownictwa „Wilii” na pamiątkę pełną kolekcję nagrań audycji, poświęconych dziejom, aktualnym wydarzeniom i ludziom zrzeszonym w zespole. A tło stanowiły nagrania archiwalne szczęśliwie przechowane i przekazane do dyspozycji red. Jerzego Surwiły z Radia Znad Wilii przez chórzystę Zenona Mincewicza.

Maraton jubileuszowy rozpoczęto 30 grudnia 2004, równo rok później, 30 grudnia 2005 r., „Wilia” stanęła na finiszu, również w sali Domu Kultury Polskiej na Nowogródzkiej. Dwa koncerty, przy tradycyjnie wypełnionej sali. Początek i zakończenie obchodów jubileuszowych. Przypomniały się występy zespołu tradycyjnie u schyłku roku w jego dawnej wieloletniej siedzibie na Górze Bouffałowej. Na te wieczory nazwane romantycznie „W rytmie poloneza i mazura” jakże czekano w mieście i miejscowościach podwileńskich. Miejmy nadzieję, że do tego pięknego zwyczaju „Wilia” wróci. Bo ona zawsze młoda, bo ona szanuje tradycje i dorobek wszystkich pokoleń, które przez „Wilię” się przewinęły. Dowód: koncert wieńczący obchody jubileuszowe, gdy kierowniczka artystyczna i dyrygent Renata Brasel, choreograf Jolanta Nowicka i kierownik kapeli Zbigniew Makowski podjęli ryzykowną dość decyzję: odnowić złoty fundusz starego repertuaru. Nowe pokolenie „Wilii” wypadło w nim na medal. Również wspaniali wprost byli chórzyści i tancerze owych minionych lat. Kilka pokoleń. Łza się w oku kręci. Zmienili się nieco zewnętrznie, ale przecież zachowali w sobie ducha wiliowskiego, nawet w zabawie, którą po koncercie dzięki sponsorom głównie można było urządzić. „Wilia” – młoda, pięć zróżnicowanych wiekowo grup tanecznych zaprezentowało się podczas jednego wieczoru. Bardzo liczna gromada dzieci i nastolatków, pięknych, uroczych, zdolnych i odważnych, przygotowanych do wyjścia na scenę przez Marzenę Suchocką i oczywiście przy udziale rodziców, którzy nie żałują fatygi, by pociechę zachęcić do uczęszczania w zespole. Mocne, wykształcone głosy aktualnego składu chórzystów. Dobry aniele, który stróżujesz „Wilii”, sprowadź do jej szeregów więcej pięknych młodzieńców śpiewających, a takich przecież jest w obfitości na Ziemi Wileńskiej. I niech w następnych latach zawsze będzie tak jak podczas niedawnego (jubileuszowego) koncertu w warszawskiej Sali Kongresowej, kiedy to, jak powiedział tancerz jednego z pokoleń wiliowców, redaktor radiowy Stanisław Michalkiewicz: „nogi były niby piórka, z taką łatwością a przy tym z ogromną chęcią się tańczyło” i niech głosy chórzystów tak brzmią spójnie jak podczas wykonywania przez ponad 150 osób „Na skrzydłach pieśni”. Niech pieśń ta przewodzi wszystkim, dla których pojęcie polskość to też udział w „Wilii”.

Halina Jotkiałło

Wstecz