Dominik jest swojski, nasz i ma już (zaledwie!) 50 lat

Lubimy Dominika Kuziniewicza. Lubimy i już. I nie ma rady. Jednak, dlaczego? Bo jest swojski, nasz, bo ciekaw jest świata i ludzi, bo jest niezrównanym opiekunem swojej żony, Marysi, która, tak się złożyło, potrzebuje opieki, że kocha niezmiernie swoją córkę, Basię. Pamiętamy go z teatru pani Ireny Rymowicz. Potem zaistniał jako Wincuk z Pustaszyszek. Gawędziarz wileński i Wileńszczyzny. Te jego gadania, przywołujące klimaty, z których wyrośliśmy, zwracające uwagę na to, czego czasem nie dostrzegamy, przyjmowane są niezmiennie od lat już wielu przez widzów i słuchaczy jako coś bardzo bliskiego. To świat łatwy w odbiorze, w którym jest miejsce na zabawę i nutkę romantyzmu. Nawet gdy mówi o rzeczach trudnych i smutnych, zawsze zostawia furtkę otwartą. Morał taki: rzeczywistość, jaka by nie była, ale da się w niej żyć, jeśli człowiek dysponuje chociaż minimum humoru. Jego gawędy wyrastają z rzeczywistości. Serwuje nam „wiadomości” z życia codziennego, opowiada o wielkich i małych łajdactwach i przekrętach (próbka najświeższej daty – propozycja konserwatystów (sejmowych) wykupu ziemi pod przyszły pochówek). Tu do głosu dochodzi jego talent aktorski i obserwatorski. I ogromna pracowitość, bo nie od dziś wiadomo, że śmieszyć – to rzecz potwornie ciężka.

Dominik – Wincuk dysponuje ponadto czymś, co niestety zaobserwować możemy coraz rzadziej: jest po prostu przyjazny ludziom. Dowód – dwa koncerty jubileuszowe w Domu Kultury Polskiej. Jeden po drugim, przy wypełnionej widowni. Życiorys Dominika w skrócie, w wersji scenicznej. Dominik w polskim kontuszu: Zagłoba z przedstawienia teatru pani Ireny Rymowicz „Zagłoba-swatem”. To początek początków. Przypomina o tym Irena Litwinowicz, obecna szefowa Polskiego Teatru. Dominik najwyraźniej autentycznie na to wspomnienie jest wzruszony. Widzowie z pierwszych rzędów dostrzegli łezkę w jego oku. I gdyby nie refleks ciotki Franukowej czyli Anny Adamowicz – wieloletniej, utalentowanej scenicznej partnerki Wincuka – kto wie, czy nie popłynęłyby łzy rzęsiście. „Mam szczęście do dobrych ludzi” – stwierdza Dominik. Dodajmy, że swoją życzliwością i przyjaźnią potrafił stworzyć zgraną wspólnotę z licznymi zespołami. A więc, „Zgoda” Henryka Kasperowicza. Piękne dedykacje taneczno-śpiewane dla Jubilata. Po występie tego renomowanego zespołu, konsul generalny RP w Wilnie Stanisław Cygnarowski składa życzenia „obu panom – Dominikowi i Wincukowi, żeby to, co robią trwało i dojrzewało”. A z kufra malowanego Franukowa wciąż wydobywa jakieś przedmioty, dla niewtajemniczonego nawet śmieszne, dla Dominika – drogie. W tym te, które przywiózł z podróży: ze Stanów Zjednoczonych, w których koncertował wraz z Kapelą Kaziuka Wileńskiego, biały, ze śmiesznym zatroskanym pyszczkiem niedźwiadek – prezent dla Basi; z Anglii – opakowanie po herbacie. Kapota z pierwszych koncertów, kaseta z nagraniem „Wilniuków” Grzegorza Jurgielewicza. Oto na scenie – on i zespół, i przypomnienie, że z Wincukiem „Wilniuki” przemierzyli całą Wileńszczyznę i całą Polskę wzdłuż i wszerz. A z kufra – dalsze pamiątki i Wincuk ubrany już w kapotę mówi: „To ZPL mnie odział i obuł”. Szef ZPL Michał Mackiewicz wraz z sekretarzem Edwardem Trusewiczem wnoszą ogromny kosz kwiatów w hołdzie Kuziniewiczowi, który jest „całą instytucją kultury ludowej”. Luba Nazarenko. To piękny głos i talent kompozytorski. Dedykuje „Kasztany” żonie Dominika – Marii. Śpiewa też piosenkę do słów Alicji Rybałko „Dom nad Niemnem”. Wileńska poetka napisała ten wiersz z myślą o Festiwalu Kultury Kresowej w Mrągowie, Luba stworzyła muzykę. A więc, jeszcze jeden, jakże ważny etap życia Dominika – festiwale mrągowskie. Tam od lat jest gwiazdą pierwszej wielkości. Dominik dziękuje za udział w jego święcie zespołowi „Harmonia”, który wystąpił podczas pierwszego koncertu. Pozdrowienia od kowieńskiej „Kotwicy”, składa je Alina Pacowska, szefowa zespołu. Potem jak w kalejdoskopie – występ wokalny trzech sióstr, przygotowanych, jak zazwyczaj, perfekcyjnie (o ich talencie pisaliśmy wielokrotnie) przez tatę Włodzimierza Saszenkę, „Barty” – kapela podwórkowa z Bartoszyc i muzyczne przypomnienie wspólnego z Wincukiem zwiedzania zaułków wileńskich i wspólnego koncertowania. Lidzbark Warmiński – to jeszcze jedna ważna karta w życiorysie artystycznym Wincuka. Ceni sobie udział w dorocznym organizowanym tam przez wilnian Kiermaszu Kaziuka, a na jubileusz przybyły stamtąd dwie niezwykle przyjazne Wilnu osoby – Jolanta Adamska i Władysław Srutyński, twórcy ze strony polskiej tego wielkiego dorocznego święta kultury Wileńszczyzny. Wincuk już w stroju, powiedzmy, cwaniaczka wileńskiego, z żółtą chryzantemą w butonierce. Życzenia od Lilii Kiejzik, szefowej Polskiego Studia Teatralnego, od poety wileńskiego Aleksandra Śnieżki, od kierownictwa Domu Kultury Polskiej, od słuchaczy Uniwersytetu Trzeciego Wieku z rektorem Ryszardem Kuźmą, od Apolonii Skakowskiej, szefowej Centrum Kultury Polskiej na Litwie im. Stanisława Moniuszki. Muzyczna dedykacja od Kapeli Wileńskiej, którą Wincuk wyprowadził po raz pierwszy na scenę w 1988 roku. Życzenia od redaktorów Audycji Polskiej Radia Litewskiego, z którą Kuziniewicz współpracuje od 1983 r., a w międzyczasie zaczął też „gadać” w Radiu „Znad Wilii”, od Alicji Pietrowicz, prezes ZM ZPL, od Leokadii Drozd, która, jak przypomniał Kuziniewicz, „jest matką chrzestną niemenczyńskich „Kwiatów Polskich”, a prowadzącym w ciągu dwóch pierwszych edycji był Dominik. I znów – „Zgoda” i parada gwiazd, czyli piękna, uzdolniona młodzież wileńska parodiowała gwiazdy polskiej estrady, które ostatnio odwiedziły Wilno. Niech żyje bal! Niech żyje Dominik-Wincuk! I do spotkania w grudniu, gdy w przyjaznym mu Domu Kultury Polskiej będzie prezentować kolejną swoją książkę.

Halina Jotkiałło

Wstecz