W 140 rocznicę urodzin Bronisława Piłsudskiego

Broniś czy enigmatyczny Ernest? (pędzla Witkacego)

Przed 140 laty, 21 października (starego stylu, nowego – 2 listopada) 1866 urodził się w Zułowie na Litwie Bronisław Piłsudski, starszy brat Marszałka, zesłaniec na daleki Sachalin, katorżnik i uczony światowej sławy. Tę wyjątkową w dziejach naszej historii postać przedstawiałam na łamach „Magazynu Wileńskiego” niejednokrotnie – z różnych okolicznościowych okazji. Dziś pragnę skierować uwagę czytelnika na – wydaje się – sensacyjne odkrycie: zidentyfikowanie fotografii portretu Bronisława Piłsudskiego pędzla Stanisława Ignacego Witkiewicza (Witkacego).

Zanim o tym wydarzeniu, pozwolę sobie na małą dygresję z rzędu dziś niemodnych, bo liryczną.

Przed pięcioma laty, w 2001, zaaranżowałam imprezę artystyczną w Zułowie oraz w kościele pw. św. Kazimierza w sąsiedniej Powiewiórce (gdzie chrzczono synów i córki państwa Marii i Józefa Wincentego Piłsudskich). Na dwa tygodnie przed tym przedsięwzięciem poznałam przebywające w Wilnie młode małżeństwo z Warszawy. Byli dopiero po ślubie. Do Wilna (pierwszy raz) przyjechali specjalnie, by spędzić tu swój miodowy miesiąc. Kasia i Tomek Pawlakowie – przedstawili się. „Pokazałam” im to i owo z morza poloniców w naszym mieście. Cmentarz Rossa – takoż (naturalnie) wchodził „do programu”. Rozgadaliśmy się o Piłsudskim. Zdziwiłam się naonczas, że tacy młodzi, a tak dużo wiedzą. Temat zszedł na brata Ziuka, Bronisia. O Bronisiu coś wiedzieli, ale niewiele. A więc – „wykład” – nad Wilenką (bo na pewno młody Piłsudski na randki z ukochaną Ludwiką, albo Marysią tam chadzał). Słuchali zafascynowani. Na wiadomość, iż oto ma być uroczyście w Zułowie i Powiewiórce, szczerze żałowali, że nie mogą w tym uczestniczyć, musieli już wracać do Warszawy.

To od nich, od Państwa Katarzyny i Tomasza Pawlaków, na uroczystościach obchodów w Zułowie 135 rocznicy urodzin Bronisława Piłsudskiego, wrzucono w nurty Mery piękną, bogatą wiązankę z białych lilii i czerwonych róż. (Popłynęła daleko...).

Od tamtej pory sukcesywnie wymienialiśmy z sobą korespondencję. Pisali o sobie, o swoim życiu, o bliskiej rodzinie. I – z reguły w każdym liście o... Bronisławie Piłsudskim. Śledzili wszystkie pojawiające się w tym temacie nowinki – w prasie, w wydaniach książkowych, wysyłali mi „o Bronisiu” – jak nazywaliśmy go w naszych listach – wycinki, czasopisma...„Może Pani jakiejś książki o Bronisiu potrzebuje?” – pytali. „Mam wszystko (chyba?), co się o nim w Polsce ukazało – odpisywałam – dzięki serdeczne, ale niczego nie potrzebuję, z wyjątkiem... portretu Bronisia pędzla Witkacego. Wiadomo, że Witkacy „Wuja” malował, ale nikt do tej pory tego portretu nie odnalazł. Nikt. Nawet najwybitniejsi w Polsce znawcy przedmiotu – ani historycy sztuki, ani cała armia etnografów, etnologów, antropologów, największych wielbicieli Bronisia. Ani wreszcie Rodzina Witkacego, która starała mi się w tym pomóc. Nikt!” „Nie zawracajcie sobie tym głowy, nie marnujcie czasu!” – pisałam do nich w kolejnym liście.

A jednak uparcie szukali... Szukał właściwie już sam tylko Tomek (Tomek – to prywatnie, oficjalnie – pan Tomasz Pawlak), bo w międzyczasie urodziła się im córeczka, Nataszka, więc Kasia (pani Katarzyna Pawlak) zmuszona była intensywnie maleństwu matkować. Tomek ojcowanie dzielił między pracą zawodową (wielce odpowiedzialną) a przesiadywaniem w archiwach w poszukiwaniu najmniejszej chociażby wzmianki w kontekście Witkacy-Bronisław Piłsudski. Czytał wszystko, co się dało, pisał listy do znanych i uznanych witkacologów, historyków sztuki i in. Aż sam prof. Janusz Degler „tym Bronisiem w mariażu z Witkacym” nader żywo się zainteresował, a nawet...

Darujmy sobie wielkie nazwiska, nie odbiegajmy od zasadniczego tematu. Krócej: po pięciu latach intensywnych poszukiwań wpadł pan Tomasz Pawlak na wielce interesujący trop. Nękają go wprawdzie jeszcze różnego rodzaju wątpliwości, a jednak, a niemniej...

Tuż przed 140 rocznicą urodzin Bronisia dostaję od pana Tomasza Pawlaka list z... załączonym zdjęciem. „No i jak się Pani wydaje? – zapytuje mój nieoceniony Respondent. – Mamy oto Bronisia spod pędzla Witkacego – czy nie mamy?”

List ten, za pozwoleniem jego Autora, cytuję niżej.

Dalsza moja droga do portretu „Wujaszka” (Bronisława Piłsudskiego) była następująca. Nabyłem książkę Wojciecha Sztaby „Gra ze sztuką. O twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza”, Wyd. Literackie, Kraków 1982. Wśród nielicznych reprodukcji stanowiących ilustracje do tez autora znalazłem zdjęcie obrazu osoby, która jako żywo przypominała mi postać sportretowaną na znaczku pocztowym jako Bronisław Piłsudski. Podpis pod obrazem Witkacego: Wujaszek po opowiadaniu o polowaniu na foki (zabijane w jego obecności pałkami) i po stanowczem oświadczeniu się za karą śmierci w zgodzie z Ciocią Anielą [wyczerpany 8 godzinną dysputą] umocnił mnie w przekonaniu, że to właśnie długo poszukiwany Broniś! Eureka! Serce zabiło mocniej. Ale już podpis pod reprodukcją w tej książce (repr. 18), iż jest to portret olejny Ernesta Jałowieckiego namalowany około 1912 roku, wprawił mnie w rozczarowanie. W tekście książki takoż Wojciech Sztaba pisze, że jest to portret Ernesta Jałowieckiego (s. 67). Szukam informacji o rzeczonym Jałowieckim, na przykład w książce Jadwigi Siedleckiej „Mahatma Witkac”, ale bez skutku. Zaglądam do katalogu „Stanisław Ignacy Witkiewicz 1885-1939. Katalog dzieł malarskich” w opracowaniu Ireny Jakimowicz przy współpracy Anny Żakiewicz (Muzeum Narodowe w Warszawie, Warszawa 1990, s. 73). Jako pozycja w dziale I nr 147 (dział I to „prace, do których udało się dotrzeć i te, do których istnieją jednoznacznie identyfikujące przekazy w postaci reprodukcji, zdjęć lub dokładnych sygnatur”) widnieje Ernest Jałowiecki, „Wujaszek po opowiadaniu o polowaniu na foki”, 1912, olej. W bibliografii tego obrazu podaje się list Stanisława Witkiewicza (ojca) z 7 września 1912; album dzieł malarskich i fotograficznych SIW wydany w Krakowie w 1980; „Grę ze sztuką” W. Sztaby właśnie oraz tegoż Sztaby dzieło z 1985 roku. Dzieło to: Wojciech Sztaba”SIW zaginione obrazy i rysunki sprzed roku 1914 według oryginalnych fotografii ze zbiorów Konstantego Puzyny”, Auriga, Wyd. Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1985, przedstawia tenże sam portret jako repr. 98. Jako zaś reprodukcję 60 rysunek ten węglem pt. „Jaki nastrój wytworzył się po niedzielnym obiedzie u Wujaszka”, z wyraźnym nawiązaniem do szczegółów wyglądu portretowanego Wujaszka od polowania na foki. Cóż z tego, skoro wszędzie tenże Wujaszek to niejaki Ernest Jałowiecki. Sięgam więc po sukcesem zwieńczonej próbie dostania listów ojca Witkiewicza do syna, do wzmiankowanego listu z 7 września 1912. I cóż się okazuje? Cytuję z tegoż listu:

Co do portretów. [...] To stawianie twarzy w gotowe tło albo domalowywanie tła do gotowej twarzy, to osobne, oderwane od obrazu ujmowanie twarzy, traktowanie jej jako jednego z przedmiotów znajdujących się w obrazie, bez psychologicznego związku między artystą a modelem, prowadzi do tego, co najbardziej razi w portrecie Wujaszka. Malowana osobno broda i wąsy rzucają się przede wszystkim w oczy. Twarde, grube, określone narzucają się uwadze i nie można się od nich oderwać. [...] Jeśli się patrzy na Korniłowicza, Bronia czy Wujaszka jako na żywych ludzi, z którymi się jest w pewnym stosunku psychicznym, to zjawisko optyczne będzie inne, niż kiedy po tych twarzach wodzi się okiem za załamaniami linii i płaszczyzn”. (Za: Stanisław Witkiewicz „Listy do syna”, opracowała Bożena Danek – Wojnowska i Anna Micińska, PIW, Warszawa 1969, s.562-566).

W przypisie do tego listu czytamy: „Jak wynika z wzmianek rozsianych w korespondencji, w latach 1912-1914 St. Ignacy systematycznie fotografował powstałe w tym czasie rysunki i obrazy i wysyłał fotografie ojcu do Lovrany. Fotografie te w większości ocalały i znajdują się w tej chwili w rękach prywatnych”.

Tyle. Ani słowa o Erneście Jałowieckim! Szukam więc w indeksie osób. Nie ma w ogóle! Zatem powoływanie się na list, jako na źródło informacji, kto jest osobą sportretowaną jest lekkim nadużyciem. Skąd się zatem wziął ten nieszczęsny Ernest? Zapewne odpowiedź jest w katalogu wystawy z lutego 1980 w galerii Związku Literatów Polskich w Krakowie, gdzie te fotografie obrazów i rysunków były wystawione. Ale do niego niestety nie dotarłem. W bibliografii widnieje w tym roku „SIW 1885-1939. Malarstwo – fotografia – rysunek – Firma Portretowa. W czterdziestą rocznicę śmierci artysty”, Muzeum Narodowe w Krakowie, Kraków II 1980, 3211, poz., 57 repr. Zapewne tam można znaleźć informacje, dlaczego akurat niejaki Ernest Jałowiecki, a nie np. Bronisław Piłsudski.

A skoro już u samego źródła, czyli w liście ojca do syna tylko Wujaszek – bez nazwiska – widnieje, to może i ten Ernest jakoś tak przypadkiem komuś się wpisał, a potem to już poszło. Każdy się powoływał na poprzednika i utrwalony został błąd. Nie ma pewności czy to Broniś. W innym liście ojca do syna wspomina on o dobrym (tym razem) portrecie Brończyka! Przypis do tego sugeruje, że pewnie chodzi o Bronisława Piłsudskiego, ale nie zachował się żaden portret w Muzeum Tatrzańskim, więc może chodzi o fotografię. Ciekawe.

Ale Wujaszek od fok nie jest moim zdaniem żadnym Ernestem Jałowieckim. Czy jest Bronisiem? Chciałoby się mieć tę pewność.

Tyle z listu Tomasza Pawlaka.

Nie mam wątpliwości, że jest to jednak sportretowany przez Witkacego Broniś. Dokonałam kwerendy w temacie cytowanego tu „tego nieszczęsnego” Ernesta Jałowieckiego, który nam tak okropnie „z tym kochanym Bronisiem” wszystkie niemal szyki poplątał. Był niewątpliwie spowinowacony z wzmiankowaną przez Witkacego „Ciotkę Anielę”. Chodzi tu o Anielę Jałowiecką, rodzoną ciotkę Witkacego (de domo Witkiewiczówna, najmłodsza siostra Stanisława Witkiewicza (ojca). I stąd Witkacy nazywa go Wujaszkiem. Ale wiadomo także, że Witkacy nazywał Wujaszkiem takoż Bronisława Piłsudskiego, jak i jego młodszego brata, Józefa (byli z sobą spokrewnieni, przez Billewiczów bodaj).

Brończyk! Tak właśnie krąg bliskich osób w Zakopanem nazywał Bronisława Piłsudskiego (w tym także Henryk Sienkiewicz). Wiadomo również, że zachowała się własnoręcznie pisana przez Bronisława Piłsudskiego kartka, którą wetknął on w drzwi mieszkania Bronisława Piłsudskiego w Zakopanem – pod jego nieobecność – z taką oto treścią: „Wujaszku, kiedy Wuj będzie w domu, kiedy mam przyjść, by Wuja namalować?”.

Na nadesłanej z Warszawy fotografii portretu rzekomego Ernesta Jałowieckiego (?) nie ma większych (chyba?) trudności w rozpoznaniu w nim Brończyka (Bronisława Piłsudskiego). Wystarczy tę fotografię porównać z podobiznami Bronisia: z jego pobytu w Zakopanem, ze znaczka pocztowego, wreszcie z pomnikiem w Jużnosachalińsku (dłuta Władimira Czebotarowa), albo – z fotografią portretu litewskiego malarza, Adomasa Varnasa (malował Bronisia w 1912).

Ponadto: Ernest Świeżawski (Sulimczyk) nie miał nic wspólnego z fokami. Był krytykiem literackim, muzycznym, pisywał recenzje w warszawskim „Echu Muzycznym, Teatralnym i Artystycznym”. Natomiast wiadomo, że Bronisław Piłsudski w latach zesłania na Sachalin – na foki na pewno polował.

Pozostaje teraz tylko polować na portret Bronisia. Może właśnie ta f o t o g r a f i a na właściwy trop zaprowadzi niejednego admiratora tej niezwykle fascynującej Postaci.

Alwida A. Bajor

Wstecz