Na tropach bohaterów opowieści Józefa Mackiewicza

„Krasnyj pomieszczik” (Mickuńskie impresje)

„Przed dom Flerych, przy ul. Witebskiej I Przejazd zajechała brudna limuzyna i wysiadł z niej Romuś Pilar. Od tygodnia już szeptano w mieście o stanowisku, jakie zajmował w „CzeKa”. Przypisano mu też winę rozstrzelania kilkunastu zakładników w Wilnie. Zadzwonił. Nie było już foksterierów, i nikt nie zaszczekał w przedpokoju. Nie było też kanarków na oknach. Była cisza na pustej ulicy i cisza w domu. Zapewne ćwierkały tylko wróble na klonach. Drzwi otworzyła stara Flerowa. Romuś w skórzanej kurtce z „naganem” u pasa, oczy jak zawsze trochę przymrużone. Wskutek upału wysypało mu więcej piegów na twarzy. Zajechał, aby odwiedzić dom, w którym minął byt jego pierwszej młodości.

Gdy się próbował uśmiechnąć, Flerowa nie wytrzymała:

– Ach Romuś! – załamała ręce. – Rzuć ty tych Żydów!

To nie był okrzyk antysemityzmu. Raczej naturalny objaw ówczesnych poglądów, które później, w ujęciu statystycznym istotnie potwierdziły, że przy 1.77 proc. ludności żydowskiej w dawnej Rosji, w „wierchuszce” bolszewickiej okazało się ich 42.9 proc. Dlatego też w tych czasach śpiewano w Rosji piosenkę:

 

Na Ukrainie jest swoj gietm

U Polakow król

A u russkowo naroda

Ni to Jankiel, ni to Srul.

Choć i hetmana już wtedy nie było, i króla w Polsce do końca nie wybrano. Ale się rymowało. Pilar wdał się w dialektykę, wyjaśniając obiektywne warunki, które wpłynęły na tak znaczny odsetek Żydów w ruchu rewolucyjnym, i w tym wypadku miał niewątpliwie rację. Spojrzawszy jednak na roztargnioną w rozpaczy twarz starej Flerowej, machnął ręką i pożegnał się”. (Józef Mackiewicz „Mój szwagier – szef GPU”).

Nieśmiały, skromny inteligent...

Żona znanego w Wilnie fotografika i malarza, Stanisława Filiberta Fleury, naonczas już wdowa, „stara Flerowa”, jak pisze Józef Mackiewicz, w której domu – jako „na stancyi”– Romuś mieszkał w czasach gimnazjalnych i którego traktowała jak rodzonego syna, rada byłaby i teraz mu nieba przychylić, udzielić nawet w niebezpieczeństwie schronienia, byle tylko ten „syn marnotrawny” się opamiętał i od bolszewików odstąpił. Za późne rady, perswazje. A zresztą co tam stara pani Fleury, skoro nawet rodzonych rodziców w swoim czasie nie usłuchał – ani matki, ani ojca, nie mówiąc już o młodszych braciach. Pilny „uczeń” wuja Feliksa, chłonny jego nauki, wiedział, co ma robić na rzecz zbawienia ludzkości, jej wyzwolenia spod jarzma gnębicieli, burżuazyjnych krwiopijców. Takich jak dla przykładu jego ojciec, Pilar hrabia von Pilchau. (Zubożały już naonczas, stary, schorowany i łagodny wobec służby jak łania).

Dom w Wilnie Stanisława Filiberta Fleury zachował się w niezłym stanie, acz od strony architektonicznej nieco przez pseudonowoczesność oszpecony – przy ul. Święciańskiej – a nie – jak pisze omyłkowo Józef Mackiewicz – Witebskiej I Przejazd. Dom ten może kryć jeszcze niejedną tajemnicę pod postacią różnych spraw dotyczących dorastającego w nim do dojrzałości Romusia Pilara. Nigdzie np. .ani słówkiem nie wspomina się o tym, że Romuś w 1910 roku, będąc w wieku 14–15 lat, z nakazu carskiej policji został wyrzucony z gimnazjum – za udział w tajnym kółku rewolucyjnym, którego już naonczas był aktywnym prowodyrem. W demokratycznym, tolerancyjnym domu Fleurych takiego rodzaju wyczyny młodego Pilara najpewniej były nawet po cichu błogosławione: oto, jak przystało na tradycję romantyczną, narodowowyzwoleńczą, rośnie jeszcze jeden bohater, prawy Polak, bojownik o wolność, nowy Kordian albo Konrad zwalczający cara, tyrana ludów.

Ile razy potem z dalekich „podróży” do tego domu wracał?

Po tym jak został zmuszony pożegnać się z gimnazjum w Wilnie, dzięki staraniom rodziców, wyjechał do Estonii, gdzie kontynuował naukę, łącząc ją pomyślnie z udziałem w ruchu rewolucyjnym tamtejszych esdeków. Wciągał w ten ruch coraz liczniejsze zastępy młodych i gniewnych, wywodzących się przeważnie z inteligenckich rodzin (może takich jak on, bałtyckich hrabiów). Każda mądra głowa w tym „pospolitym ruszeniu się” liczyła, bo i któż miał robić rewolucję dla głupich chłopów i rozsianych po różnych ciemnych grodach robotników.

A potem – te jego studia w Szwajcarii (w sowieckich ankietach, które pisał dla potrzeb partii – konsekwentnie przemilczanych). Dziś ludzie w Mickunach mówią, że to matka za ostatnie pieniądze wysłała Romusia do Szwajcarii, by odizolować go od zgubnego wpływu wuja Feliksa. Czy jednak nie było odwrotnie? Czy to nie w celach jemu tylko wiadomej „misji” tam pojechał? A potem (z przystankiem chyba w Wilnie i Mickunach) znalazł się w Pitrze, gdzie znowu „studiował”. A potem – u boku wuja, Feliksa Edmundowicza, w Moskwie...

W maju 1918, wraz z grupą krasnych kolegów po fachu, wrócił do Wilna – jako „towarzysz Romuald”, dobrze już przeszkolony przez szefa CzeKi. Od tej pory będzie pracował „na rzecz budowy świetlanej przyszłości w swojej biednej ojczyźnie” – jak to sformułuje później wileńska prasa komunistyczna. Albo inaczej: „na rzecz wprowadzenia w Litwie dyktatury proletariatu i ustanowienia władzy Rad”.

„Towarzysz Romuald” z gronem „niezłomnych i wiernych idei rewolucyjnej” nie tracili czasu. 14 sierpnia 1918 została utworzona w Wilnie partia komunistyczna. Roman Pilar wszedł do jej Zarządu, nazwanego później Tymczasowym Biurem Centralnym. Czyniono gorączkowe przygotowania do I zjazdu komunistycznej partii Litwy.

Czy odwiedzał wtedy dom Fleurych? Dom rodzicielski w Mickunach? Wnioskując z nieco późniejszych wydarzeń, musiał takowe wizyty składać. Bo potrzebował pomocy, bo jednak ...tak do końca krasnym współbraciom nie ufał...

Mieszkał naonczas w Wilnie przy ulicy Lwowskiej 5, na pierwszym piętrze domu, w którym na parterze było kasyno, od świtu do nocy i od nocy do świtu odwiedzane przez resztki pozostałych w Wilnie niemieckich wojskowych. Znał biegle niemiecki. Dobrze ułożony, „nieśmiały, skromny inteligent”, szybko, zręcznie nawiązał z nimi kontakt. Skupywał od nich broń. Miał za co. „Towarzysz Romuald”, już naonczas sekretarz KC komunistycznej partii Litwy, w niezbyt odległej przeszłości hrabia bez grosza przy duszy, wrócił z Moskwy doskonale „w środki na partyjną robotę” wyposażony. Gdzie te „środki” ukrywał? W siedzibie biura partyjnego? W swym domu przy Lwowskiej, gdzie na parterze szaleli pijani Niemcy w oczekiwaniu na rychły powrót do swojej Heimat? U Fleurych? U rodziców? U kogoś z bliskich przyjaciół?

„Obrazki” z ziemi, „skąd nasz ród”...

Kłania się z zaświatów Helena Jotkiałło (babka mojej koleżanki po piórze). Mieszkała w Wilnie przy Gazowej w bezpośrednim sąsiedztwie z Wronią, z domem nr 5 (obecnie Jakszto 7), gdzie mieścił się klub robotniczy, w którym Roman Pilar z towarzyszami z partyjnej roboty często przebywał (klub ten był siedzibą komunistycznej Rady Deputowanych Robotniczych). Kobieta wyjątkowo pobożna, bliźnim życzliwa, uczynna.

W jakich okolicznościach „towarzysz Romuald” ją poznał? Czy znała wcześniej hrabiów Pilarów? A może tak zwykle, po sąsiedzku, poznali się z sobą? Doskonale wytrenowany czekista, był dobrym psychologiem, znał się na ludziach. Toteż gdy pewnego pięknego dnia zawitał do niej z „jakąś walizeczką” w ręce i grzecznie poprosił o przechowanie „tego kuferka”, nie odmówiła. Zamartwiała się potem, że ten „miły młody pan” jakoś długo po „ten kuferek” się nie zgłasza. Ale się pojawił. Podziękował z wyszukaną grzecznością i zapytał, czy wie, co w tej walizeczce jest. Ona – zajrzałaby do cudzego „kuferka”? Wtedy „tę walizeczkę” otworzył. Zamarła z wrażenia. Mnóstwo starannie poukładanych banknotów, cenna biżuteria. Poprosił ją, by za wyświadczenie mu grzeczności coś dla siebie z tego wybrała – „na pamiątkę”– dodał z miłym uśmiechem. Ona – wzięłaby? Nie! Raz jeszcze ładnie podziękował i szybko się ulotnił...

...Pan W. mieszka dziś za granicą. Pochodzi z Mickun. Jego antenaci służyli kiedyś u hrabiów Pilarów von Pilchau. Potem, po wejściu na Litwę Sowietów, „rzucili ziemię, skąd nasz ród” i via PRL uciekli dalej. Dziesiątki lat pan W. z sędziwymi już rodzicami mieszka na obczyźnie. Czyta „Magazyn Wileński”, w szczególności o Pilarach. Nie tylko przez sentyment. Pana W. zadręcza pewna delikatna sprawa, o czym obecnie, w AD 2006 pisze do Wilna. Kiedy jako dziecko wraz z rodzicami miał przekroczyć granicę sowiecko-polską, tata z mamą przywiązali mu do (jak pisze „bolącego miejsca”) cenny damski pierścionek. Mały przemytnik dobrze się wywiązał ze swego obowiązku. Pierścionek stanowi dziś „mickuńską pamiątkę rodzinną”. (Pan W. nawet przysłał do Wilna fotografię tego pierścionka). Długie dziesiątki lat ten niby drobiazg pana W. ani grzał, ani ziębił. Ale oto nagle, po lekturze „opusów” o mickuńskich Pilarach, pan W. nie może zaznać spokoju. „Moi rodzice – pisze – nie byli ludźmi zamożnymi, więc skąd ten pierścionek – stary, nie wygląda na ruski”. (Raczej – na szwajcarski). Pan W. niejednokrotnie podpytywał o to rodziców, ale oni „w tym temacie” milczą jak zaklęci. Pan W. jest przekonany, że jego rodzice są ludźmi uczciwymi, niemniej „ten pierścionek” spędza mu sen z powiek.

Kłopotliwa sprawa, dylemat (po trosze jakby nie na miarę naszych czasów).

Rodzice Romusia nie mogli „tej rzeczy” służbie ofiarować, bo byli już bardzo biedni. Pilarowa po śmierci męża żyła praktycznie w nędzy. Za Sowietów – według relacji mieszkańców Mickun – stara hrabina Pilarowa słaniała się z głodu, jadała dziennie: po 1 ziemniaku na śniadanie, obiad i kolację, a nieco później – 2 ziemniaki dziennie – już tylko na śniadanie i obiad.

... A może „kuferek” Romusia Pilara tę zagadkę rozwiąże? Młody hrabia dla chłopów, dla służby z radością oddałby duszę, umysł i serce, i ojcowską ziemię. Cóż wobec tego mógł znaczyć jeden mały pierścionek?

...I – czy tylko jednym „kuferkiem” przeznaczonym na rzecz „zadomowienia się” sowieckiej właści na Litwie mógł Romuś Pilar dysponować?

„Sami swoi” – po sąsiedzku... (I – Romuś Pilar jako niedoszły samobójca)

1 stycznia 1919. Dom nr 5 przy ulicy Wroniej, siedzibę komunistów oraz parę domów sąsiednich otoczyli polscy legioniści. Ponad 50 uzbrojonych „robotników” pod przywództwem „towarzysza Romualda” podjęło decyzję obrony. O godzinie 23 legioniści (komendant Wilna, generał Mokrzecki i szef sztabu, kapitan Klinger) wystosowali do „krasnych” ultimatum: poddać się, złożyć broń, amunicję. Romuś Pilar, podopieczny Niezłomnego Feliksa miałby się poddać? Bronili się, walczyli całą noc, aż do 2 stycznia, do godz. 14. Legioniści zdecydowanie stanowili przeważającą siłę. Liczny odsetek „krasnych” usiłował salwować się ucieczką, ale – dokąd i kędy? I wtedy nagle, w tym zamieszaniu, pojawił się wśród nich jakiś obcy chłopak, dziecko prawie, wskazał im drogę ucieczki; biegli z nim razem przez strychy, piwniczne zakamarki, aż przedostali się od drugiej strony Wroniej na Gazową. Czy w tym popłochu dostrzegł go Romuś Pilar? Czy rozpoznał w tym chłopaku syna Heleny Jotkiałło, Bronisia?

„Tfu! – powie później tenże Broniś, bolszewików ratowałem!”. A po namyśle: „No ale... To przecież byli nasi sąsiedzi, sami swoi, jak było ich nie ratować? Bronisław Jotkiałło miał naonczas 14 lat. Dwa lata później wstąpił do legionów Piłsudskiego.

Jaki jednak był finał batalii o dom przy ul. Wroniej? Okazało się, iż Romuś, nie chcąc bezcelowo gubić swoich ludzi, osobiście wydał im rozkaz, by rejterowali, ratowali się kto jak może. Sam natomiast, z grupką „nieustraszonych i nieugiętych jak Niezłomny Feliks”, po zabarykadowaniu się w mieszkaniu Bonifacego Wierzbickiego, zaprosił swych współdruhów do kolektywnego samobójstwa. Sześcioro romantycznych bohaterów strzeliło sobie w łeb. Romuś – celował w serce. Ale śmierć w przypadku hrabiów najczęściej łaskawa im bywa. Kula przeszyła Romusiowi nie serce, ale lewe płuco. Skonałby, gdyby ...nie polscy legioniści. Po wysadzeniu drzwi, znaleźli w mieszkaniu Wierzbickiego pięć świeżych trupów (w tym i gospodarza mieszkania) oraz jeszcze żywego Romana Pilara.

Pięć trupów „krasnych” legioniści odwieźli do kostnicy pobliskiego szpitala św. Jakuba. Do tegoż szpitala, na salę operacyjną odwieźli takoż niedoszłego męczennika komunistycznej idei, Romana Pilara. Tym razem nie miał szczęścia wpisania się w poczet sowieckich świętych.

Trzy dni później, 5 stycznia 1919 do Wilna wkroczyły pułki Armii Czerwonej. 8 stycznia o godzinie 10 odbył się z wielką pompą pogrzeb pięciu „krasnych bohaterów”. Wieziono ich w trumnach oklejonych czerwonym papierem.

Kim byli ci ludzie?

Bonifacy Wierzbicki – szewc. Antoni Laudański – pseudonim partyjny „Ksiądz” (był synem katolickiego księdza). Julian Szymielewicz – pseudonim partyjny „Reisen” – inteligent, płomienny mówca na komunistycznych wiecach. Jankiel Szapiro – pseudonim partyjny „As”, uczestnik ruchu rewolucyjnego w latach 1905-1907, prawdopodobnie furman (w aktach archiwum figuruje jako „razwozczik gruzow”). L. (Ludwik?) Czapliński – elektryk, pracownik wileńskiej gazowni (akta archiwalne nie podają jego pełnego imienia).

11 stycznia 1919 Lenin otrzymał wiadomość od swego zaufanego pełnomocnika w Wilnie, Hopnera:

„Robotnicy i biedne warstwy społeczne miasta [Wilna] z radością witali czerwone pułki. Pogłoski o samobójstwie niestety się potwierdziły. Pięciu aktywnych, dzielnych robotników Sowdepu, nie chcąc się poddać, skończyło z sobą. Szósty, Romuald, odzyskuje zdrowie. Pogrzeb był okazały”.

2 lutego 1919 na łamach ukazującego się w Wilnie „Komunisty” (po polsku, rosyjsku, litewsku i żydowsku) Pranas Eidukevičius pisał: „Towarzysze! Donoszę Wam, że nasz ulubiony towarzysz Romuald pokonał śmierć. Jego rany się zabliźniają. On już się porusza i zamierza niedługo opuścić szpital. On dosłownie wyrywa się ku rewolucyjnym działaniom i mówił mi dzisiaj, że nieodwołalnie weźmie udział w komunistycznej konferencji partyjnej”.

„Czerwony marsz” na zachód

Doniesienia Hopnera z Wilna o tym, iż „Romuald” odzyskuje zdrowie, mogło wzruszyć serdecznie Feliksa Dzierżyńskiego, ale na pewno nie Lenina. Wódz rewolucji miał ważniejsze sprawy na głowie.

17 listopada 1918, a więc sześć dni po oficjalnym utworzeniu Państwa Polskiego, nowo sformowana Zachodnia Armia sowiecka rozpoczyna „czerwony marsz” na zachód, w tym realizację wielofazowej „Operacji Wisła”. Ta nowa „operacja” wyznaczała jej cel – osiągnięcie linii Wisły. W grudniu 1918 maszerujące przez Białoruś jednostki sowieckie napotkały polski opór. Od połowy lutego 1919 oddziałom polskiej samoobrony przyszły z pomocą jednostki z Polski centralnej. Nie wypowiedziana wojna Rosji z Polską wkroczyła w nową fazę. Sowiecka „Operacja Wisła” została wstrzymana. Na zajmowanych przez Czerwoną Armię obszarach tworzono (lub importowano) przygotowane wcześniej „czerwone rządy narodowe”, proklamujące jedność z Rosją Sowiecką na zasadach federacji. Na przełomie 1918/1919 powstały w ten sposób rządy sowieckie Finlandii, Estonii, Łotwy, Ukrainy, Białorusi, Litwy – na opanowanych przez Niemców terenach.

Narastała konieczność rozstrzygającego zbrojnego starcia z Polską. „Generalnie uważano, iż rozwiązanie problemu polskiego nie powinno być odkładane w nieskończoność. Kontrowersje istniejące we władzach bolszewickich w związku z tą sprawą dotyczyły tylko problemu: jak i kiedy? Oto geneza nie wypowiedzianej wojny polsko-radzieckiej, w której w końcowej fazie ważną rolę odegrał właśnie Dzierżyński” – pisze prof. Jerzy S. Łątka. I dalej:

„Przebieg tej wojny przez dziesięciolecia nie mógł być należycie przedstawiony. Polskie, wyprzedzające uderzenie na Kijów w 1920 roku w oficjalnej propagandzie uznawano za rozpoczęcie otwartego konfliktu zbrojnego z Rosją Radziecką i Piłsudskiego oskarżono o spowodowanie tej wojny”.

Niesłusznie, jak twierdzi Jerzy S. Łątka, i na dowód swojej tezy powołuje się na polskiego historyka Andrzeja Leszka Szcześniaka, autora chronologicznego przeglądu decyzji władz sowieckich, świadczących jednoznacznie o intencjach bolszewików wobec Państwa Polskiego.

Wyjątkowo interesujący to przegląd (dotyczy m.in. takoż sprawy Wilna).

3 stycznia 1919: pod osłoną Armii Czerwonej utworzona zostaje w Mińsku Komunistyczna Rada Wojskowo-Rewolucyjna Polski pod dowództwem Samuela Łazowerta.

12 stycznia 1919: list Lenina do robotników Europy i Ameryki stwierdzający, iż rewolucja w Polsce przybrała formy bolszewickie, co zapowiada ustanowienie dyktatury proletariatu: rozkaz rozpoczęcia „Operacji Wisła”, drugiej fazy „czerwonego marszu” na zachód.

19 lutego 1919: protest władz sowieckich z powodu wkroczenia Polaków do Białegostoku po wycofaniu się wojsk niemieckich.

27 lutego 1919: Moskwa proklamuje utworzenie Republiki Litewsko-Białoruskiej (Litbieł) z rządem w Wilnie. We władzach Litbiełu większość stanowią polscy komuniści, przewidziani do objęcia władzy.

6 marca 1919: kongres założycielski III Komunistycznej Międzynarodówki podejmuje na wniosek Trockiego uchwałę, iż natychmiast po rozgromieniu kontrrewolucji w Rosji nastąpi rewolucyjny pochód Armii Czerwonej na kraje kapitalistyczne Europy w celu utworzenia Międzynarodowej Republiki Rad.

15 kwietnia 1919: Lenin w przemówieniu do dowódców wojskowych zapowiada ustanowienie komunistycznej republiki w Polsce.

24 kwietnia 1919: osobisty rozkaz Lenina o odbiciu Wilna z rąk polskich zajętego 20 kwietnia przez oddziały generała Edwarda Rydza-Śmigłego.

3 września 1919: utworzenie w Smoleńsku Biura Nielegalnej Działalności do koordynowania dywersji na tyłach frontu polskiego.

15 grudnia 1919: Lew Trocki w wywiadzie dla „Internationale Communist” zapowiada, iż rozgromi Polskę, gdy tylko skończy z Denikinem.

2 lutego 1920: w odezwie do narodu polskiego Moskwa zapowiada ustanowienie w Polsce władzy sowieckiej. Rada Komisarzy Ludowych postanawia zintensyfikować propagandę dywersyjną w Polsce.

27 lutego 1920: Lenin nakazuje wielką koncentrację wojska do wojny z Polską.

10 marca 1920: dowódca Armii Czerwonej, Siergiej Kamieniew zatwierdza plan wielkiego uderzenia na zachód opracowany przez carskiego pułkownika Borysa Szaposznikowa. Front Zachodni ma posuwać się po osi Smoleńsk – Warszawa – Berlin, Front Południowo-Zachodni, po zdobyciu Lwowa i Krakowa, ma skręcić na Bałkany. Czas rozpoczęcia ofensywy – lipiec 1920.

29 marca 1920: na IX zjeździe RKP(b) Lenin stwierdza, że w Polsce szykuje się rewolucja proletariacka i chociaż Polacy proponują pokój, wojna jest możliwa.

Początek kwietnia 1920: stan Armii Czerwonej przekroczył 4 miliony żołnierzy i jej rozbudowa trwa nadal. Siły sowieckiego Frontu Zachodniego wzrosły od stycznia pięciokrotnie i intensywna koncentracja odbywa się dalej. Na Front Południowo-Zachodni wyrusza największa siła uderzeniowa Armii Czerwonej – 1 Armia Konna.

W tym kontekście nietrudno chyba dojść do wniosku, że do wojny polsko-sowieckiej w 1920 roku doszłoby również, gdyby Polacy nie rozpoczęli uderzenia wyprzedzającego na Kijów.

„Ostatnią, decydującą fazę wojny rozpoczął Józef Piłsudski 25 kwietnia 1920 roku ofensywą, której polityczny cel to odtworzenie niepodległej Ukrainy oddzielającej Polskę od Rosji Radzieckiej. 7 maja 1920 armia generała Rydza-Śmigłego zajęła Kijów. Sukces był jednak połowiczny, bo armie bolszewickie, unikając decydującej walki, nie zostały zniszczone. Marsz armii polskiej wywołał ogromną falę nacjonalizmu w Rosji. Władze zaapelowały do dawnych oficerów o wstępowanie do armii w celu obrony „drogiej nam Rosji i niedopuszczeniu do jej uszczuplenia”. Na apel stawiło się około 40 tysięcy byłych carskich oficerów. Umocniona znacznie Armia Czerwona przystąpiła do kontrataku. Armia polska została zmuszona do odwrotu”. (Jerzy. S. Łątka).

„Nieustraszonyi ofiarny towarzysz Feliks”

Co robił w tym czasie wuj „towarzysza Romualda”, „nieustraszony i ofiarny towarzysz Feliks”, jak pisze o swym mężu żona Dzierżyńskiego, Zofia w swoich pamiętnikach.

1 lutego 1919 Dzierżyński spotykał na dworcu w Moskwie żonę z synem Janem, powracających po kilku latach emigracyjnej tułaczki. Niezwykłe jest to spotkanie. Po latach niewidzenia się z rodziną, Żelazny Feliks zajmuje się na dworcu – nie żoną i synem, ale przede wszystkim „troszczy się o naród”. Pisze Zofia Dzierżyńska:

„Na Dworcu Aleksandrowskim [obecnie Białoruskim] oczekiwał nas Feliks ze swym pomocnikiem Bieleńkim. Feliks zajął się przede wszystkim sprawą ulokowania przybyłych ze Szwajcarii emigrantów politycznych i jeńców wojennych. Pierwsi z nich chwilowo zostali umieszczeni w Trzecim Domu Rad. Po załatwieniu tych spraw Feliks wrócił do nas i pojechaliśmy razem z nim do jego mieszkania na Kremlu [...] Nazajutrz po naszym przyjeździe – mimo że była to niedziela – Feliks, jak zwykle, poszedł do pracy na Wielką Łubiankę”.

Tak z sobą żyli, w harówce na okrągło.

„Feliks przez cały rok 1919 pracował dniami i nocami w swoim gabinecie na Wielkiej Łubiance, wpadając – i to nie zawsze – na obiad do stołówki kremlowskiej i na chwilę zaglądając do nas. Widywaliśmy się z sobą mało. Parę razy byłam u Feliksa w jego gabinecie na Łubiance”.

„Trudno byłoby obliczyć za ilu ludzi pracował ten człowiek, w sumie godny współczucia, który sam pozbawił się wszelkich radości życia. Bolszewicy rządzili ogromnym, pełnym konfliktów krajem bez społecznego przyzwolenia większości. Zwalczali ich przeciwnicy polityczni, często ludzie bardzo inteligentni i przebiegli, którzy na dodatek znajdowali poparcie niemalże na całym świecie. Mimo to bolszewicy dokonali rzeczy, która dla części nich samych wydawała się niemożliwa. Utrzymali się u władzy” (Jerzy S. Łątka).

Zawdzięczać to są winni naszemu rodakowi, „niezłomnemu i ofiarnemu” Feliksowi Edmundowiczowi. Bo to nie kto inny, ale on właśnie rozbił rosyjskie podziemie. „Rozbicie podziemia przez CzeKę było niewątpliwie nie mniejszym wkładem w zwycięstwo bolszewizmu od walk jakie prowadziła Armia Czerwona na wszystkich frontach” – pisze ukraiński historyk emigracyjny Borys Lewickyj. A czynił to Żelazny Feliks w arcymistrzowski sposób, ujawniając nieprzeciętne talenty reżyserskie i aktorskie.

Już w końcu 1919 roku Dzierżyński zastosował metodę wprowadzania czekistów do podziemnych organizacji celem rozpracowania konspiracyjnych siatek. Dzięki temu zlikwidował organizację „Centrum Narodowe”. Tego typu metodę prowokacji, polegającą nawet na tworzeniu całych fikcyjnych struktur, Feliks Dzierżyński będzie później stosował nieraz, z reguły z pomyślnym skutkiem.

Znaczną rolę w tych akcjach odegra jego siostrzeniec, Roman Pilar. Z tym, że „towarzysz Romuald” w 1919 będzie miał ...bardzo długą przerwę w sowieckim życiorysie...

(Cdn.)

Alwida A. Bajor

Wstecz