Rok 2006 „pod znakiem” H. Sienkiewicza

Niebezpieczna „Pieśń litewskich borów” i kłopoty z Marynuszką

Henryk Sienkiewicz pisał nie tylko monumentalne powieści, ale takoż wiersze. Niezbyt chyba wiele „tych poezyj” wysmażył, zwłaszcza po przykrych doświadczeniach z wierszem pt. „Pieśń litewskich borów”. O czym wielce zmartwiony i z odrobiną humorystycznego paroksyzmu złości pisał do „Miłej Żaby”, Jadwigi Janczewskiej, w swym liście z Wiednia 1 kwietnia 1892:

„Wyobraź sobie, że „Gazeta Polska Czerniowiecka” wydrukowała wiersz „Wyszedł raz srogi ukaz do litewskich borów” z takim tytułem: W i e r s z p r z e z H e n r y k a S i e n k i e w i c z a. Powiedzże, czy podłość albo głupota może iść dalej – czy takie psy mają choć szczyptę sumienia albo atom mózgu? Po prostu zamykają mi powrót do kraju, bo tam jest nie tylko powód do procesu, ale do wysłania mnie za osobistą obrazę cara na Sybir. Wierz mi, że gdybym był zdrów i miał pieniądze na wyrzucenie, pojechałbym do Czerniowiec tylko w tym celu, żeby poprzecinać fizjonomie kijem i walić w łeb, ile wlezie. Obym tu spotkał redaktora albo kogokolwiek z redakcji. Chciałem pisać, alem się zastanowił, że to mogą być szpiegi albo tego rodzaju ludzie, że przez przewrotność opublikują mój list. Łatwo też zgadnąć, jak mnie będzie traktowała cenzura, bo żeby wiersz przeszedł niepostrzeżony w takiej Bukowinie, gdzie tylu jest szpiegów rosyjskich – nie ma co myśleć.

Nie pozostaje mnie nic, jak istotnie przenieść się na poddaństwo tutejsze i jeśli Edward [Janczewski, mąż Dzinki – uw. A.A.B.] wie, jak się to robi, lub jeśli Abłamowicz [Stanisław Abłamowicz, wzięty adwokat krakowski – uw. A.A.B.] może napisać prośbę, to go o to proszę. Z pasportem austriackim mogą mnie co najwięcej zwrócić z granicy. Pokazuje się, jak można liczyć na ludzką dyskrecję. Wiersz ten wpisałem do albumu p. Dzieduszyckiej i p. Tarnowskiej. Ktoś widocznie przepisał – i puścił”.

Nie pojechał Henryk Sienkiewicz do Czerniowiec, by „przeciąć fizjonomię kijem” redaktorowi, żeby i samemu więcej „nie mieć czym się drażnić”. Na tym się skończyło. Szczęśliwie zresztą. Poddaństwa autor „Potopu” nie zmienił, bo car widać tego „swego ukazu” w wersji polskiego pisarza nie czytał. Bo nikt carowi o tym nie doniósł – ani swoi, ani też obcy, nawet ci ze stada szpiegów rosyjskich. Inne były naonczas czasy, inne towarzyskie, międzyludzkie obyczaje.

Czy był to wiersz rzeczywiście z rzędu niebezpiecznych? Był. Mógł Henryk Sienkiewicz z powodu „tych litewskich borów” całkiem realnie pojechać na długą wycieczkę do białych niedźwiadków.

Pieśń litewskich borów

Wyszedł raz srogi ukaz do litewskich borów,

Aby nie śmiały szumieć ni modlić się ani

Mruczeć inaczej swoich wieczornych nieszporów,

Jak na suzdalską nutę: „B o ż e, c a r a ch r a n i”.

 

Trwoga padła na puszczę. Stoją ciche drzewa

Jak wynurzon z wód łona bór zakamieniały,

Ani zwierz się nie ozwie, ni ptak nie zaśpiewa,

Dzięcioł się boi nawet pukać w pień spruchniały.

 

A Suzdal cały krzyczy potrząsając knuty:

„Bór się boi, więc zagra wedle carskiej nuty”.

 

Wtem wstaje wiatr – i leci od zachodniej strony,

Już spadł na gonnych sosen wyniosłe korony,

Mruknęły dęby, trzęsie liściami brzezina:

Słuchajmy! Pieśń się jakaś wśród puszczy poczyna.

 

I brzmi coraz potężniej między koronami:

„Święty Boże a mocny, zmiłuj się nad nami!”

Maria Bokszczanin, która przygotowała do druku gros listów Henryka Sienkiewicza oraz opatrzyła je cennymi przypisami i komentarzami, odsłoniła tajniki historii tego wiersza.

„Pieśń litewskich borów” wpisał Sienkiewicz do albumów Róży z Branickich Tarnowskiej i Marii Dzieduszyckiej, córki Alfonsyny i Włodzimierza Dzieduszyckich, od roku 1894 żony Tadeusza Cieńskiego. Wpis jest sygnowany datą: Pieniaki 1892. Tej informacji udzielił Marii Bokszczanin syn Marii z Dzieduszyckich, Stanisław Cieński. On to nadesłał z albumu swej matki odpis „niebezpiecznego” wiersza Henryka Sienkiewicza.

Redakcja wiersza wyżej zacytowanego, różni się nieco od opublikowanej wcześniej przez prof. Juliana Krzyżanowskiego w „Dziełach” w 1951, zarówno układem graficznym, jak brzmieniem wiersza, który w „Dziełach” J. Krzyżanowskiego jest pod postacią: „Diejatiele zaś krzyczą potrząsając knuty”. Jak wynika z noty edytorskiej J. Krzyżanowskiego, „Pieśń litewskich borów,” opublikowana po raz pierwszy w polskim „Kurierze Warszawskim” w 1916 „z nieznanego dzisiaj autografu w albumie Adama Pługa”, ofiarowana została najwcześniej, bo już w 1878 roku, L. Merzbachowi w Brukseli.

Istnieje również późniejsza redakcja „Pieśni litewskich borów”, zatytułowana „Upór litewski” ogłoszona w „Kurierze Warszawskim” w 1917 (a więc już po śmierci pisarza). „Upór litewski” różni się w kilku miejscach od wersji podanej w „Dziełach” J. Krzyżanowskiego.

Kłopoty z ożenkiem, mały lament na wielkie „Lamentacje”...

Rok później Henryk Sienkiewicz będzie po trosze żałował, że „pod tego Austriaka” nie trafił. Ale tym razem będzie to już z innych powodów. Zamierzał się żenić z panienką z Odessy, Marią Wołodkowiczówną, zwaną pieszczotliwie Marynuszką. W Rzymie, dokąd z nią i jej przybraną matką, Heleną Wołodkowiczową przybył, zaskoczyły go nieprzewidziane problemy. O czym informował „Kochaną Dzinkę” w swym liście z Rzymu, z dnia 1 kwietnia 1893: „Onegdaj pisałem – i znowu piszę, bo il y a du nouveau [franc. - są nowości]. Mańkowski, ten żonaty z Carpenia, tak przestraszył te panie wielkimi trudnościami, jakie napotyka się w krajach, gdzie bierze się osobno ślub kościelny, a osobno cywilny, że chociaż papiery ze zmianą nazwiska przyszły nareszcie – i im, i mnie przyszło na myśl, czyby nie lepiej przenieść akcji do Krakowa. Księża mało dali dotąd informacji, bo są ogromnie zajęci, powiedzieli jednak, że „Municipio” wymaga bardzo wiele, między innymi, by papiery wszystkie były tłomaczone na włoski i poświadczone przez konsulów miejscowych (więc w tym razie w Odessie i Warszawie).

Otóż zdaje się ze wszystkiego, że w Krakowie mogłoby być prędzej. W tym kraju księdz nie jest urzędnikiem stanu cywilnego, udziela więc tylko błogosławieństwa i sakramentu, lecz to nie jest ślub, i jakkolwiek i ja, i Marynuszka jesteśmy poddani rosyjscy, ślub tutejszy kościelny nie byłby aktem cywilnym, zatem nie byłby dla Rosji zupełnie ślubem.

Być może więc – i prawdopodobnie – za jakie 10 dni wyjedziemy na powrót ku Krakowowi [...]”

Rozpadnie się potem to nieudane małżeństwo Henryka Sienkiewicza i będzie miał mnóstwo problemów w trakcie procesu rozwodowego. Ale to będzie później. Na razie, w Rzymie 1893 – zamartwia się, iż ślub z „ukochaną” młodą kobietą nie dochodzi do skutku. Zwiedza Wieczne Miasto, Bazylikę św. Piotra, Kaplicę Sykstyńską, w której akurat (jest Wielki Piątek) odbywają się „Lamentacje...” Jest roztrzęsiony, znerwicowany. Dziwią go i degustują „te lamentacje... „Nie omieszka o tym napisać w liście do „Kochanej Dzinki”: „Wczoraj byłem u św. Piotra na lamentacjach. Wrażenie ma się tu dziwne. Są to wszędzie raczej przedstawienia niż nabożeństwa. Mnóstwo ludzi z lornetkami. Anglicy przez naiwność pytają czasem o libretto”.

Henryka Sienkiewicza, jako zatwardziałego tradycjonalistę, tego rodzaju „novum” w odniesieniu do „Lamentacji...” musiało wprawić w stan lekkiej irytacji. („Lamentacje proroka Jeremiasza” według kompozycji Giorgia Allegri (XVII w.) śpiewane były w Kaplicy Sykstyńskiej podczas Ciemnej Jutrzni, w obecności papieża oraz kardynałów. „Lamentacje...” stanowiły arcydzieło sztuki sakralnej, nie wolno było ich kopiować. Jednakże ukazały się one drukiem w Londynie w 1771 roku – dzięki Mozartowi, który je po dwukrotnym wysłuchaniu zapisał z pamięci).

Ślub i rozwód

Wszystko go tu zresztą tym razem w Rzymie irytowało. A najwięcej – przybrana matka narzeczonej, o której napisze później jako o kobiecie „głupawej”. 1 maja 1893 pisał (już z Wiednia) do Jadwigi Janczewskiej: „Na koniec jestem w Wiedniu i te panie także. Ale czy myślisz, że jedziemy zaraz na ślub do Krakowa? Otóż jeszcze nie. Miesiąc maj, jako poświęcony Matce Dziewicy, nie kwalifikuje się do zamążpójścia i miodowych dni [...]

Swoją drogą te odkładania licha warte i gdyby nie to, że mam istotne przywiązanie do Marynuszki, poszedłbym za radą pana Wołodkowicza, którego to także złości i który powtarza, że p. Sienkiewicz powinien plunąć na wszystko.”

Nie plunął, i źle zrobił. Po długich perypetiach, zgrzytach, zrywaniach (przez narzeczoną i jej przybraną matkę), ślub Henryka Sienkiewicza z Marynuszką Wołodkowiczówną odbył się 11 listopada 1893. Ślubu udzielił kardynał Albin Dunajewski w swej prywatnej kaplicy w Krakowie.

Od tej pory zawiśnie nad Sienkiewiczem „chmura pełna klęsk i prawdziwa plaga życia”. W grudniu tegoż roku przeżyje rozbicie swego małżeństwa. A będzie to w Rzymie, gdzie zamieszkał z żoną w hotelu, w którym zatrzymała się także przybrana matka Marynuszki, Helena Wołodkowiczowa ze swym mężem. Marynuszka, poduszczona przez matkę, opuściła Henryka Sienkiewicza na zawsze. Nie na tym jednak był koniec udręk matrymonialnych pisarza. „Te obie panie” – jak odtąd będzie je nazywał w swojej korespondencji z Jadwigą Janczewską – wystąpią o rozwód oficjalny. Sprawa będzie się ciągnęła długo.

8 lutego 1896, w liście pisanym z Nicei, Sienkiewicz poinformuje szwagierkę:

„Te panie mają rzeczywiście rozwód. Wyrobił im go kardynał Izwolski, który dziś więcej znaczy niż biskup krakowski – a nawet więcej niż reszta kardynałów. Silwestroni, adwokat, którego wziąłem nie tyle dla ochrony przed rozwodem, jak dla pilnowania, by jakiś wyrok zbyt mnie krzywdzący nie był wydany, jest zdumiony, nie mniej jak Szląskowski, rezultatem sprawy, obaj bowiem absolutnie ani na chwilę nie przypuszczali, żeby one mogły ją wygrać. [...] pominięto wszelkie sposoby dowiedzenia się prawdy. [...] Jest tak przykre, że nie chce się o tym mówić. Co do samego faktu, jest on mi ze względu na te panie absolutnie obojętny”.

Rok wcześniej pisał do tej samej adresatki: „Wolnosci pragnę nie mniej – może nawet więcej od tych pań, bo M [arynuszki] dziś nie kocham i nie szanuję. Myślę jednak, że jeśli nie jedną, to drugą drogą zawsze ją, tj. Wolność, będzie można odzyskać”.

Wskutek intensywnych działań Heleny Wołodkowiczowej, małżeństwo jej przybranej córki, Marynuszki z Henrykiem Sienkiewiczem zostało unieważnione przez Stolicę Apostolską 13 grudnia 1895.

18 grudnia 1895 Sienkiewicz z Warszawy napisze do „Kochanej Dzinki”:

„Oto koniec. Na Wigilię Wilii wybierałem się do Radziejowiec, ale Henio [syn] zostanie, Dzinka [córka] dla Henia, a ja dla obojga.

O tamtych paniach nie wiem nic, ale też nie mam czasu o nich myśleć – i dalsze mi są, niż same myślą”.

Wigilię i Święta Bożego Narodzenia, spędzone razem z dziećmi, miał pogodne, spokojne...

Alwida A. Bajor

Wstecz