Portrety

Dyplomata

Jarosław Niewierowicz: lat 30; stan cywilny – żonaty; wykształcenie – wyższe, magister międzynarodowych stosunków gospodarczych i politycznych; wykonywany zawód – dyplomata w randze trzeciego sekretarza, wiceminister spraw zagranicznych; zainteresowania – podróże; rysopis..; cechy szczególne... itp.

Jak się zostaje dyplomatą i robi błyskawiczną karierę w MSZ-cie? Czy tak jak w biznesie przy dzikim kapitalizmie – trzeba znaleźć się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie i pierwszy milion (sukces) ma się zapewniony? Pytam o to Jarosława Niewierowicza – dyplomaty, wiceministra spraw zagranicznych Litwy. Kiedy wspólnie próbujemy odtworzyć rok po roku jego niezbyt długi życiorys, odpowiedź wyklarowuje się sama: odpowiedniego czasu i miejsca nie wystarczy…

Absolwent Wileńskiej Szkoły Średniej im. Wł. Syrokomli, wilnianin, dom rodzinny którego znajduje się na tzw. starej Szeszkince, od kilku miesięcy piastuje jedno z najwyższych stanowisk, jakiego w niepodległej Litwie dorobił się obywatel narodowości polskiej. Nie miał w rodzinie dyplomatów ani wysokiej rangi urzędników. Pochodzi – jak to się zwykło mówić – ze zwykłej rodziny: tato – Tadeusz Niewierowicz również absolwent syrokomlówki, a raczej dawnej „dziewiętnastki”, dziś pracownik spółki TEO, dla kilku pokoleń absolwentów był doskonale znany jako wspaniały akordeonista i dowcipny kolega; mama – Lila, przed laty sklepowa, dziś jest gospodynią domową; młodszy brat – Mariusz prowadzi interes budowlany; najmłodsza siostra Małgosia jest uczennicą Wileńskiego Gimnazjum im. Jana Pawła II.

W szkole Jarosław nie był prymusem, ale pilnie przykładał się do tych przedmiotów, które go fascynowały: historia, politologia, angielski... (Może podświadomie czuł, że mu w robieniu kariery będą przydatne). Uważał, że są niezbędne do zaistnienia w nowych realiach. Doroślał w okresie transformacji ustrojowych, epokowych zmian w tej części Europy. Chciał te procesy poznawać, zrozumieć i skonfrontować realia litewskie ze światowymi standardami. Ciekawiła go nie tylko historia, ale też ekonomia, więc samodzielnie sięgał po literaturę z tej dziedziny. Miał szczęście do niektórych nauczycieli, m. in. pani od historii, która nie zbywała programowymi „od – do”, ale pozwalała dyskutować, wspólnie analizować rzeczywistość. Tak samo mile wspomina wychowawczynię Janinę Bogdanowicz, której lekcje języka ojczystego i serdeczne obcowanie z młodzieżą zachował w swej pamięci niejeden jej wychowanek. Prawda, pamięta ze szkoły też inne przykłady: zmuszanie do noszenia chusty pionierskiej (formalnie musiał być pionierem, choć takowym nigdy się nie czuł), wypominanie chodzenia do kościoła. W zasadzie uczniowie rozumieli, że to należało w sowieckim okresie do obowiązków nauczycieli, ale nie wszyscy byli w tym aż tak gorliwi jak ich pani z młodszych klas. Szczególnie podle to wyglądało, kiedy ta sama nauczycielka po „historycznych zmianach” zaczęła gorliwie chodzić do kościoła...

Ale to były sprawy marginalne. W zasadzie szkołę lubił i wiele jej zawdzięcza. Ot chociażby to, że tu poznał harcerstwo, miał szczęście się spotkać z Walerym Tankiewiczem i Mariuszem Gasztołem, którzy harcerskim bakcylem go zarazili. Założona przez nich drużyna „Trop” i jej działalność – to piękne wspomnienia. Harcerstwu zawdzięcza – mówi to bez wahania – umiejętność nawiązywania kontaktów i zespolenia ludzi do realizacji wspólnych celów, wierność ideałom i upór w dążeniu do celu. W harcerskim mundurku odkrywał dla siebie Polskę i Europę…

Kiedy po złożeniu matury musiał wybierać kierunek studiów wiedział, że chce zgłębiać wiedzę właśnie w tych dziedzinach, które decydują o politycznym i ekonomicznym obliczu naszej rzeczywistości. Za wspaniały prezent losu uważa to, że dostał się na studia do Polski, na jedną z najlepszych w tamtym okresie uczelni tego typu w regionie – Szkołę Główną Handlową w Warszawie. Dość łatwo przebrnął przez sito rekrutacji, bowiem, na szczęście, profesorów z Macierzy ciekawiły nie tylko wyniki pisemnych testów z poszczególnych przedmiotów, ale też ogólna wiedza i rozeznanie kandydatów.

Studia w Polsce zaczynał na tzw. roku wyrównawczym w Łodzi. Nawet nie żałuje tego zerowego roku, bo dzięki niemu mógł bardziej się przyłożyć do matematyki. Tok studiów na SGH całkowicie spełnił oczekiwania Jarosława: funkcjonowały tu nowoczesne formy kształcenia, wykładali najlepsi specjaliści – zarówno teoretycy jak i praktycy. Na prestiżowej uczelni studiowali absolwenci najlepszych gimnazjów z Polski, młodzież z inteligenckich rodzin – ich wiedza, aspiracje dopingowały do stawiania sobie coraz wyższej poprzeczki.

Oczywiście, oprócz nauki było atrakcyjne życie studenckie (mieszkał w akademiku), była też praca: początkowo dawał korepetycje z angielskiego, potem, według możliwości, imał się już stałej pracy. Podczas wakacji wyjeżdżał „za chlebem” do Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Jako student rozpoczął też naukę języka hiszpańskiego w szkole językowej „Cervantes”. Bez większego trudu opanował ten piękny i, jak się okazało, całkiem łatwy język. Niestety, nie da się tego powiedzieć o francuskim. Jarosław jego nauce poświęca coraz więcej uwagi, by obok polskiego, litewskiego, rosyjskiego, angielskiego i hiszpańskiego móc się posługiwać klasycznym językiem dyplomatów.

Kontakty z ambasadą Litwy w Warszawie Jarosław Niewierowicz nawiązał za sprawą… koszykówki: zastępca ambasadora organizował co sobotę w jednej z warszawskich szkół mecze koszykówki. Przychodzili porzucać do kosza pracownicy ambasady, innych placówek, biznesmeni i studenci z Litwy. To nieformalne obcowanie bez wątpienia ułatwiało kontakty, poznawanie ludzi. Kiedy jako student musiał odbywać praktyki w ambasadzie Litwy, czuł się tu całkiem swojsko.

Po studiach podjął pracę w amerykańskim City Bank. Dziś może stanowczo twierdzić, że, o ile to możliwe, młody specjalista powinien się ubiegać o pracę w amerykańskiej spółce, by nauczyć się pracować, a nie chodzić do pracy. Działa tu do perfekcji doprowadzony system organicznie łączący motywację, wymagania i wynagrodzenie. Jarosław brał udział w programie młodej kadry menedżerskiej. Praca w banku korporacyjnym polegała na kontaktach z przedsiębiorstwami. Przeszedł tu dobrą szkołę wcielania wiedzy na praktyce. Jednak gdy otrzymał propozycję pracy w Ambasadzie Litwy, zgodził się od razu. To była wielka szansa, może jedyna w życiu. Zaproponowano mu bardzo atrakcyjne zadanie: miejsce w zespole prowadzącym pracę organizacyjną skierowaną na wstąpienie Litwy do NATO.

Po powrocie w 2000 roku na Litwę, w kwietniu 2001 został na trzy i pół roku wysłany do Stanów Zjednoczonych Ameryki jako starszy specjalista (doradca ambasadora), by tam wraz z kolegami szykować grunt do wejścia Litwy do bloku wojskowego. Między innymi, praca ta polegała na bezpośrednich kontaktach z wyborcami z poszczególnych stanów, którzy w Ameryce mają bezpośredni wpływ na decyzje przez nich wybieranych senatorów. Wiele czasu poświęcali także kontaktom z Polonią amerykańską, która bardzo dobrze się spisała w sprawie przyjęcia Polski do bloku i teraz wyraźnie deklarowała swą pomoc dla Litwy. Wyjazdy, spotkania, bezpośrednie kontakty: praca była napięta i nie liczona na godziny. Od wyczerpania ratował młody wiek i świadomość tego, że się bierze udział w epokowych zmianach na politycznej mapie świata.

Pracując w Stanach Jarosław Niewierowicz miał zaszczyt poznać dwie nieprzeciętne i wybitne osobistości ze świata polityki XX wieku: śp. Jana Nowaka Jeziorańskiego oraz Zbigniewa Brzezińskiego. Nie tylko poznać, ale też wspólnie pracować nad wstąpieniem Litwy do NATO.

Niestety, ale tu, w Stanach, dane mu było przeżyć nie tylko pozytywne emocje związane z ciekawą pracą, ale też katastrofę 11 września, kiedy to w wyniku aktu terrorystycznego legły w gruzach dwa wieżowce bliźniaki. Ten dzień był bardzo ważny w pracy zawodowej st. specjalisty Niewierowicza: wizytę w Waszyngtonie miał prezydent Litwy Valdas Adamkus i właśnie Jarosław był odpowiedzialny za przebieg spotkania prezydenta z przedstawicielami Polonii i działaczami litewskimi, którzy przyjechali do stolicy z poszczególnych stanów. W obliczu tragedii i praktycznie sparaliżowaniu transportu i handlu, należało w jakiś sposób zatroszczyć się o nakarmienie i zakwaterowanie osób przyjezdnych. Z kolegami znosili do biura butelki z wodą i jedzenie z chińskich restauracji, bo tylko one były czynne. To był bardzo trudny dzień. Wieczorem, po powrocie do własnego mieszkania Jarosław nie mógł w nim nocować, ponieważ w domu, który znajdował się nie opodal gmachu Pentagonu (na który też dokonano zamachu), było pełno dymu. Postanowił więc udać się na noc do biura. Wydawało się mu, że ten koszmarny dzień nigdy się nie skończy.

Praca organizacyjna ogromnej rzeszy ludzi, w tym też Polaków, dała oczekiwane wyniki i Litwa została członkiem NATO. Jarosław Niewierowicz mógł powrócić na Litwę, gdzie nadal koordynował sprawy członkostwa Litwy w sojuszu: brał udział w przygotowaniu spotkania (2005 r.) członków NATO w Wilnie. Tego roku, po utworzeniu mniejszościowego rządu na czele z premierem Gediminasem Kirkilasem, Jarosław Niewierowicz z ramienia Akcji Wyborczej Polaków na Litwie (która poparła ten rząd) został wiceministrem spraw zagranicznych. Fotel wiceministra należy do kategorii stanowisk politycznych. Jarosław Niewierowicz nie jest członkiem żadnej partii i raczej nie marzy o karierze politycznej, ceni sobie rangę dyplomaty. Propozycję objęcia tego stanowiska przyjął, ponieważ uważa, że nie mógł zawieść zaufania rodaków. Lubi nowe wyzwania i ma satysfakcję, kiedy dzięki zdobytej wiedzy i doświadczeniu może im sprostać.

Robienie kariery i intensywna praca nie przeszkodziły Jarosławowi stworzyć swój prywatny świat: założyć rodzinę. Żona – Czesława jest również wilnianką, ukończyła Szkołę Średnią w Jerozolimce. I chociaż jest bardzo prawdopodobne, że nieraz się spotykali w latach szkolnych na harcerskich imprezach, tak naprawdę zobaczyli siebie już jako studenci na SGH, w Warszawie. Po studiach Czesława wyjechała na dalszą naukę i pracę do Stanów, los chciał, że Jarosław również tam się znalazł jako dyplomata. Już więcej nie chcieli się rozstawać i tam, na obcej ziemi, wzięli ślub cywilny. By jakoś go uatrakcyjnić, postanowili zawrzeć związek małżeński w Las Vegas. W tym mieście nieustającej rozrywki i niekończącego się święta można to zrobić w rekordowym czasie i z minimum biurokratycznego marudzenia: wpłaca się ustaloną kwotę i już w każdym hotelu, restauracji czy kasynie, w bardziej lub mniej teatralny sposób można zostać małżonkami. Czesława i Jarosław wybrali jednak na tę okazję urząd sędziego i w okamgnieniu zostali małżeństwem.

Prawdziwe wesele jednak sobie wyprawili w Wilnie, a ślub się odbył w kościele w Kalwarii. Dziś są szczęśliwymi rodzicami dwuletniego Huberta Jakuba i z niecierpliwością czekają na kolejną pociechę. Żona, oczywiście, swoją karierę zawodową w dziedzinie finansów na pewien czas musiała przerwać. Jednak ani ciąża, ani mały Hubert Jakub nie przerwali ich wspólnej pasji podróżowania. Urlopy, dłuższe weekendy, a nawet wolne popołudnia poświęcają dalszym i tym całkiem bliziutkim podróżom, podczas których poznają nie tylko kraje–obyczaje, ale też najbliższe i jakże urocze miejscowości, z którymi wiążą się m. in. wspomnienia harcerskich wypadów… Kiedy nie mogą zabrać synka, wyręczają rodzice obojga, którzy młodym pomagają naprawdę serdecznie. Pomoc ta młodej rodzinie jest szczególnie potrzebna, kiedy Jarosław, ze względu na stanowisko, musi wiele czasu poświęcać pracy. Ale co niedziela tato jest tylko dla Huberta Jakuba, kiedy to wspólnie idą na basen. Mały brzdąc bardzo sobie basen polubił i nie zapomni się upewnić, czy naprawdę ten ich męski wypad się odbędzie… Z kolei dla siebie ma Jarosław motocykl – spełnienie marzenia, taki chłopięcy szał… Uwielbia tę jazdę. Teraz, prawda, już do pracy motorem nie jeździ, ale jak się postara, to zawsze chwilkę dla swego „pupila” znajdzie i nawet żona już się powoli przyzwyczaja do męża w roli rajdowca.

Jarosław swe plany rodzinne i zawodowe zawsze łączył z Litwą. Będąc na studiach w Polsce czy na placówce w Stanach wiedział, że chce wracać do Wilna, bo tu jest u siebie. O sobie mówi, że jest optymistycznym realistą, który z odwagą patrzy w przyszłość. Może tak jest dlatego, że ekonomiczne i polityczne procesy widzi w szerszym kontekście i umie wyciągać słuszne wnioski…

Janina Lisiewicz

Wstecz