2006 – Rokiem Języka Polskiego

Jego Wysokość SŁOWO

Gdy pierwsza gwiazdka na niebie zaświeci

...wszyscy ludzie od wieków prawieków zasiadali do Wigilii – zwykła mawiać moja już od ponad pół wieku nieżyjąca babcia Franciszka Jeleńska. Argumenty podrastających i lubiących się wymądrzać wnuków, że jednak nie wszyscy, bo ludzie innego wyznania tych świąt nie obchodzą, odrzucała surowym: „bluźnierstwa w dzień wigilijny karane są podwójnie” i z jeszcze większą energią tarła mak w dużej, szarej, podobnej do dzwonu makutrze. Makutra ta, przez cały rok niepotrzebna, tylko zajmująca miejsce w kuchennej szafce, doczekała teraz swojej wielkiej godziny, stała się bodaj najważniejszym sprzętem kuchennym. Ten dzisiejszy, nawet czterokrotnie przepuszczony przez maszynkę do mielenia mięsa, mak w niczym nie przypomina tamtej niemal płynnej, bardziej zbliżonej do białości niż do szarości masy, utartej w makutrze. Bo jakież to święta bez maku? Nie upiecze się ani świątecznego makowca, ani śliżyków (czasem zwanych na Wileńszczyźnie ślizikami, częściej się jednak mówi o śliżykach), nie usmaży w głębokim oleju apetycznych pierożków, zwanych u nas makówkami albo makowikami. A i do kutii mak był nieodzowny. Temat kutii wymaga jednak osobnego omówienia. Z tartego maku robiło się w moim domu również podsytę, napój osłodzony cukrem lub miodem, z rodzynkami, jeśli oczywiście ktoś w tamtych „nierodzynkowych” czasach je miał. Spał człowiek po tej podsycie snem niewiniątka, nawet jeśli zgodnie z tradycją nie ominął żadnej z obowiązkowych 12 potraw. (Z tymi potrawami to różnie bywało. Zygmunt Gloger w Encyklopedii staropolskiej podaje, że wieczerza wigilijna u ludu polskiego składała się z 7 potraw, szlachecka z 9, a pańska z 11). Dziś już nie wszyscy wiedzą, co to jest podsyta, a i wyrazu tego – prawdopodobnie regionalnego – nie znalazłam w żadnym słowniku.

Inaczej jest z kutią. Znajdujemy ją nie tylko na stołach wigilijnych – zwłaszcza, a może tylko u Polaków z Kresów Wschodnich – ale i w słownikach. Przyrządza się ją z gotowanej pszenicy lub kaszy perłówki z dodatkiem maku, miodu, bakalii. Podobno jest bardzo smaczna. Piszę „podobno”, bo ta, którą pamiętam z dzieciństwa, stanowczo przegrywała z innymi wigilijnymi potrawami. Perłówka była na kartki, pszenicę kupowało się na targu, maku pełno rosło w ogrodzie, (nie wiem, czy tamten mak był inny, czy inna była młodzież, ale nie przypominam wypadku, by ogród nasz z powodu tych makówek ucierpiał), cukru też się na kartki trochę dostawało, ale bakalie? W latach pięćdziesiątych? Tak więc z tą tradycyjną potrawą wigilijną od najmłodszych lat miałam stosunki mocno napięte. I tak już zostało.

Wyraz kutia pochodzi z języka nowogreckiego. Znaczy: bób, pestka, ziarno. Do polszczyzny dostał się za pośrednictwem ukraińskiego. Ciekawe, że w niektórych miejscowościach na Wileńszczyźnie nazwa tej potrawy przeniosła się na określenie całej wieczerzy wigilijnej. Znam ludzi, którzy wigilię nazywają kucją (wymawianą jak kucija lub kucia). Inna nazwa wigilii – wilia niewątpliwie znana jest Polakom Wileńszczyzny, ale raczej z literatury, z rozmów z krewnymi lub znajomymi z Polski. Wiemy, że tam się mówi i wigilia, i wilia. Może dlatego, że my, Wilnianie, mamy swoją własną Wilię, „strumieni rodzicę”, tak szczodrze wyposażoną przez Poetę w „dno złociste i niebieskie lica”, na wszelki wypadek, żeby się ustrzec przed homonimami, zostajemy przy bożonarodzeniowej wigilii.

Wyraz wigilia pochodzi z łaciny i oznacza czuwanie, straż nocną, czuwanie nocne. Chrześcijanie noc poprzedzającą dni uroczyste spędzali na czuwaniu i modlitwie, a dni poprzedzające pościli. Szczególnie uroczyście obchodzili Święto Bożego Narodzenia, a tym samym i Wigilię przed tym świętem. Wigilie obchodzono nie tylko przed Bożym Narodzeniem, ale i innymi świętami. Jeszcze na początku XX wieku obchodzono również wigilię przed Zielonymi Świątkami, Wniebowzięciem Matki Boskiej, Wszystkimi Świętymi. Dodajmy, że wyraz ten ma również znaczenie świeckie, nie związane z religią. Oznacza przeddzień jakiegoś ważnego (dla kraju czy też poszczególnej osoby) wydarzenia. Mówimy: w wigilię powstania, w wigilię ślubu itd. Jednakże w odróżnieniu od wigilii, która jest i terminem związanym z liturgią kościelną, i terminem świeckim, skrócona forma, wilia oznacza jedynie święto religijne. Słownik etymologiczny Aleksandra Brücknera podaje jedynie hasło wilia, wigilię dodając jako objaśnienie.

Ważnym atrybutem Świąt Bożonarodzeniowych jest choinka. Nawet po wielu latach zapach zielonego świerku unosi się nad najpiękniejszymi wspomnieniami naszego dzieciństwa. Czy jednak „od wieków prawieków”, podobnie jak ta pierwsza gwiazdka, choinka (drzewko, jodełka) towarzyszyła naszym przodkom? Otóż nie. Przyszła do nas wraz z zaborem pruskim dopiero w XIX wieku. Polskim pierwowzorem bożonarodzeniowej choinki były jodłowe lub świerkowe gałązki albo wieszany pod sufitem czubek jodły, którymi dekorowano izby. Zwyczaj ten sięgał dawnej tradycji ludowej z czasów pogańskich i symbolizował wiecznie trwające życie. Zwały się te zielone dekoracje podłaźniczkami, podłaźnikami, sadem rajskim, bożym drzewkiem. Dekorowano je piernikami, orzechami, rajskimi jabłuszkami, kolorowymi ozdobami z papieru, a także światami, czyli wycinanymi z barwionego opłatka ozdobami – gwiazdami, żłobkami betlejemskimi, kulami, płatkami śnieżnymi, figurkami zwierząt. Światy miały przynieść domownikom powodzenie, zdrowie, dobry urodzaj. Zwyczaj przetrwał – zwłaszcza na południu Polski – do lat dwudziestych zeszłego wieku.

Nazwa podłaźnik oznaczała również kogoś, kto w dzień Bożego Narodzenia jako pierwszy wszedł do domu z życzeniami. Chodzeniem „na podłazy” zajmowali się chłopcy, czasem też dziewczyny, ale te były niemile widziane i niechętnie – albo wcale – obdarowywane. Później zaczęto ich zwać kolędnikami. (W ostatnich latach w czasie Świąt tradycja kolędowania zaczęła się u nas odradzać, co prawda, w nieco zmienionej formie.

Dziś wyraz kolęda rozumiemy jako pieśń religijną, związaną z narodzinami Jezusa. Początkowo jednak znaczyła co innego. Starożytni Rzymianie pierwszy dzień każdego miesiąca nazywali calendae (stąd: kalendarz). Wyrazem tym nazywano również początek roku. Rzymianie hucznie go obchodzili, obdarowując się wzajemnie. A ponieważ Nowy Rok zaczynał się 24 grudnia, więc z czasem przekształcony wyraz łaciński calendae związał się z obchodem Świąt Bożego Narodzenia, darami świątecznymi i pieśniami. Pierwotnie kolęda była pieśnią towarzyszącą odwiedzinom. Były to więc pieśni powitalne i pochwalne na cześć gospodarzy, życzenia szczęścia i pomyślności. Z czasem kolęda wykształciła się jako pieśń religijna o tematyce związanej z narodzinami Jezusa. Początkowo twórcy kolęd czerpali jedynie z Ewangelii, później ich znani lub anonimowi twórcy zaczęli sięgać do zasobów mądrości i pobożności ludowej. W ten sposób powstały takie wzruszające kolędy jak „Jezus malusieńki leży nagusieńki”, czy też „Lulajże, Jezuniu”.

Wyraz kolęda miał w dawnej Polsce kilka znaczeń. Odnosił się do noworocznych pieśni i obrzędów, podarków, kazań noworocznych, modlitw do Boga, darów na rzecz duchowieństwa, wizyt duszpasterskich (na Wileńszczyźnie nie mówi się: ksiądz chodzi z kolędą, tylko ksiądz chodzi po kolędzie). Oznaczał też pieśni bożonarodzeniowe. Kolędę w znaczeniu poetyckiej modlitwy do Boga zawierają pośmiertnie opublikowane Fragmenty albo Pozostałe pisma Jana Kochanowskiego (1590):

Tobie bądź chwała, Panie wszego świata,

Żeś nam doczekać dał Nowego Lata.

Daj, bysmy se i sami odnowili,

Grzech porzuciwszy, w niewinności żyli!

W rozwoju kolędy religijnej znaczącą rolę odegrali przybyli do Polski z Czech w XIII wieku franciszkanie, ze szczególnym pietyzmem pielęgnujący kult żłobka. Kolęda, choć przyszła do Polski z krajów południowych i zachodnich, na gruncie naszym zaowocowała nową, niespotykaną w innych krajach odmianą, w której znalazły miejsce wszystkie elementy polskiego folkloru. Najwcześniejszy zapis kolęd datuje się drugą połową XVI wieku. Ich rozkwit przypada na wieki XVII i XVIII. Bodaj najpiękniejszymi i najczęściej śpiewanymi kolędami polskimi są: Wśród nocnej ciszy, Dzisiaj w Betlejem, Gdy się Chrystus rodzi, W żłobie leży, Anioł pasterzom mówił, Bóg się rodzi, Pójdźmy wszyscy do stajenki, Jezus malusieńki, Lulajże, Jezuniu.

Tu mała dygresja. Przed dwudziestu z górą laty na zakończenie kursu polonistycznego, który się odbywał w Puławach, wszyscy jego uczestnicy z Litwy zostali obdarowani długogrającymi płytami z pastorałkami i kolędami. Niestety, nie dowieźliśmy ich do Wilna. Nasza „opiekunka” z ramienia litewskiego Ministerstwa Oświaty (starsza pani, która jeszcze przed wojną ukończyła w Wilnie polskie gimnazjum), obawiając się radzieckiej kontroli celnej, zmusiła nas zostawić je w warszawskim hotelu ZNP. Podobno były szkodliwe ideologicznie.

Ze Świętem Bożego Narodzenia od niepamiętnych czasów związany jest też termin roraty. Nazwa tej porannej Mszy św. ku czci Najświętszej Maryi Panny pochodzi od początkowych słów psalmu łacińskiego rorate coeli desuper (spuśćcie rosę, niebiosa), którymi się msza zaczyna. Ta wczesna pora nabożeństwa, odprawianego przed świtem, symbolizuje, że ziemia cała pozostawała w ciemnościach błędu, gdy Jezus, światło świata, miał przyjść. Jak podaje Zygmunt Gloger, „w tej też myśli do sześciu świec woskowych (roratnic) dodaje się siódma w pośrodku, nad inne wyższa, symbolizując Najświętszą Pannę, która jako jutrzenka poprzedziła światło sprawiedliwości Chrystusa. W wydanej w połowie XVIII wieku książce Ozdoba Kościoła katolickiego znaleźć można wiadomość, że „osobliwie i w Polsce prawie tylko tej używają ceremonii, którą zaczął w Poznaniu Przemysław Pobożny”. Temu uroczystemu i tak upodobanemu w Polsce od doby Piastów nabożeństwu oraz symbolice siedmiu świec poświęcił nasz sławny rodak, poeta Władysław Syrokomla wiersz pt. Staropolskie roraty. Oto jego fragment:

Od Bolesława, Łokietka, Leszka,

Gdy jeszcze w Polsce Duch Pański mieszka,

Stał na ołtarzu przed mszą roraty

Siedmioramienny lichtarz bogaty.

A stany państwa szły do ołtarza,

I każdy jedną świecę rozżarza:

Król – który berłem potężnym włada,

Prymas – najpierwsza senatu rada,

Senator świecki – opiekun prawa,

Szlachcic – co królów Polsce nadawa.

Żołnierz – co broni swoich współbraci,

Kupiec – co handlem ziomków bogaci,

Chłopek – co z pola, ze krwi i roli

Dla reszty braci chleb ich mozoli (...)

Na roraty wierni chodzą podczas adwentu.

A gdy pierwsza gwiazdka na niebie zaświeci – i wierzący, i niewierzący, ale kultywujący tę piękną tradycję najbardziej rodzinnego ze wszystkich świąt – do wieczerzy wigilijnej zasiądą. Niech nie zabraknie na naszym stole nie tylko tradycyjnych potraw, prezentów pod choinką czy też gałązką świerkową, ale też – a może przede wszystkim – ciepła i serdeczności.

Łucja Brzozowska

Wstecz