Pierwszy krok w kierunku dojrzałości

Tegoroczni dwunastoklasiści do 1 marca musieli zadecydować, jakie egzaminy będą składali, by uzyskać świadectwo dojrzałości. Podstawową nowością tegorocznej matury jest rozszerzenie listy egzaminów państwowych o egzamin z informatyki (od pięciu lat uczniowie mogli składać jedynie szkolny jego wariant). Ten egzamin jest nie tylko sprawdzianem dla maturzystów, ale też poważnym wyzwaniem dla organizatorów – centrum egzaminacyjnego oraz współorganizatorów – szkół i samorządów. Chodzi o to, że będą go w jednym czasie przez komputer składali wszyscy maturzyści. By egzamin był naprawdę wart miana sprawdzianu z technologii informacyjnych, jego wyniki również będzie sprawdzał odpowiedni program komputerowy. Prawda, przewidziany jest też bezpiecznik: powtórnie prace ocenią też sprawdzający. Jak zapewnił dyrektor Narodowego Centrum Egzaminacyjnego (NCE) Vidmantas Jurgaitis, nie zapomniano też o hakerach – zostanie zastosowane odpowiednie zabezpieczenie.

W czasie matury abiturient powinien złożyć co najmniej cztery egzaminy. Dla wszystkich maturzystów obowiązkowym jest egzamin z języka litewskiego: ojczystego lub państwowego. Tego roku nadal można będzie powtarzać oblane egzaminy w trakcie powtórnej sesji egzaminacyjnej. Jest to dobra szansa dla tych, komu się nie powiedzie podczas sesji egzaminacyjnej np. złożyć egzaminu państwowego lub nawet szkolnego. W tym samym roku nie można jedynie powtórzyć niefortunnie zdanego egzaminu. Taką szansę młodzi ludzie mają dopiero za rok.

Młodzież, wybierająca studia na wyższej uczelni, zazwyczaj decyduje się na egzaminy państwowe, bowiem nawet najsłabiej zdany egzamin państwowy daje więcej punktów, niż dziesiątka ze szkolnego. Egzaminy szkolne są oceniane w skali od 4 do 10 (odpowiednio przeliczane są zdobyte w trakcie egzaminu punkty), zaś egzaminy państwowe – w skali od 1 do 100. Co roku jest ustalana umowna liczba punktów, która decyduje, że egzamin jest zdany. 100–punktową ocenę zdobywa jeden procent osób, które najlepiej sobie poradzą z egzaminem. Nie znaczy to wcale, że zdobyli oni maksymalną ilość możliwych punktów – po prostu byli najlepsi wśród zdających. Taka ocena, kiedy uwzględnia się wyniki wszystkich tych, którzy uporali się z egzaminacyjnymi zadaniami, nazywa się normowaną. Wyniki egzaminów szkolnych są ogłaszane w ciągu 5 dni (z języka ojczystego – 7), zaś państwowych – do 15 lipca. Podczas szkolnych egzaminów prace uczniów są sygnowane imieniem i nazwiskiem, państwowych – kodowane. Zarówno od wyników egzaminów szkolnych jak i państwowych można się odwołać, gdy się nie zgadzamy z oceną. Ostateczny termin ogłoszenia powtórnego sprawdzenia prac kończy się z dniem 20 lipca i do świadectwa dojrzałości wpisywane są oceny końcowe.

Jedyny obowiązkowy egzamin z języka litewskiego muszą składać wszyscy maturzyści. W litewskich szkołach wybierać mogą jedynie pomiędzy testem i interpretacją tekstu, która nie dla wszystkich ma być obowiązkowa. Wśród pozostałych egzaminów co roku największą popularnością cieszy się matematyka. W ubiegłym roku składało ją 38335 abiturientów, prawie połowa – 17591 wybrała wariant egzaminu państwowego; 2344 osoby ten egzamin oblało, szkolny – 884 uczniów. Drugim co do popularności egzaminem z roku na rok pozostaje historia. W roku 2005 składało ją 32044 dwunastoklasistów, z nich 18084 na poziomie egzaminu państwowego, 3025 sobie z nim nie poradziło. Ze szkolnym nie dało rady 560. Trzecią pozycję twardo utrzymuje egzamin z języka angielskiego: w ubiegłym roku składało go 27296 maturzystów, 16124 jako państwowy (nie złożyło 1932); odpowiednio szkolny oblało 1050 uczniów. Analizując wyniki egzaminów, łatwo daje się zaobserwować zasadę, iż im mniejsza liczba abiturientów wybiera dany egzamin, tym mniejsza jest też liczba oblanych sprawdzianów. Oto np. fizykę w ub. r. składało 6270 maturzystów i tylko 372 nie zdało (odpowiednio egzamin państwowy składało 3763 i nie zdało 174). Ciekawe, że liczba maturzystów, która oblała egzamin szkolny była wyższa – 198 osób. Jest to wyraźny znak tego, iż egzamin ten wybierały osoby nieprzypadkowe. Podobnie sprawa ma się z chemią i biologią, podczas których liczba nie zdanych egzaminów jest najniższa.

Popularność poszczególnych egzaminów bierze się stąd, iż praktycznie do wstąpienia na wszystkie kierunki studiów nie humanistycznych potrzebna jest matematyka, zaś filologia i nauki socjalne wymagają doskonałego przygotowania z historii i języka obcego. Nadal jest tak, że młodzież preferuje kierunki humanistyczne i socjalne. Na studia techniczne idą ci, którzy dokładnie wiedzą, w jakim zawodzie chcieliby pracować.

Dość znaczny procent oblanych egzaminów (szczególnie państwowych) świadczy wyraźnie o tym, że nierzadko uczniowie „strzelają”, mając nadzieję na łut szczęścia. Właśnie, by takich „strzelców” odsiać, każdego roku NCE czyni próby odwołania powtórnej sesji egzaminacyjnej. W ten sposób chce zmusić uczniów do bardziej odpowiedzialnej oceny własnych możliwości. Jednak i tego roku powtórna sesja będzie, bowiem jej stronnicy uważają, że każdy uczeń (ten słabszy też) ma mieć równe możliwości startu. Nie bez znaczenia jest tu fakt, iż podczas egzaminów państwowych uczeń występuje anonimowo, zaś w szkole podpisuje pracę nazwiskiem i jest narażony na nieobiektywne potraktowanie jego pracy.

Wielkim ułatwieniem dla młodzieży jest to, że zdając egzaminy może od razu startować na dwadzieścia kierunków (!). Dobrze jest, gdy młody człowiek decyduje się na 2–3 pokrewne kierunki, a całkiem kiepsko kiedy „gama zainteresowań” jest tak szeroka, że obejmuje zarówno medycynę jak i bibliotekarstwo. Wyraźnie świadczy to o chęci „byle” studiowania. Z jednej strony wzrasta nam w ciągu ostatnich lat prestiż studiów: studiować jest modnie; z drugiej jednak strony taki owczy pęd na wyższe uczelnie rodzi masę specjalistów z dyplomem uniwersyteckim, którzy nie mogą znaleźć zatrudnienia zgodnie z kwalifikacjami.

Na Litwie mamy 16 uniwersytetów i, niestety, nie wszystkie legitymują się należytym poziomem. Jako wynik – wykształcenie uniwersyteckie traci renomę. Istniejące miejsca na uczelniach w stosunku do liczby pragnących podjąć studia dają średni wskaźnik konkursu na poziomie 1,3 osoby na jedno miejsce. Praktycznie więc każdy chętny może dostać indeks studencki. Jednak jest tak, że na prestiżowych uczelniach (należy do nich bezspornie UW) konkursy na poszczególne kierunki wynoszą po kilkadziesiąt osób na jedno miejsce, zaś niektóre w niedalekiej przeszłości byłe tzw. instytuty (m.in. Szawelski Uniwersytet Pedagogiczny i in.) ogłaszają dodatkowe rekrutacje.

Z roku na rok mówi się o rozszerzeniu sieci kolegiów, które przygotowują młodzież do zawodu na poziomie praktycznym a nie akademickim. Jednak słowo „uniwersytet” ma swą magiczną siłę i właśnie uniwersytety nie narzekają na brak studentów a zatem i funduszy. Dbając o swój, a nie państwowy, interes, uprawiają „nadprodukcję”. W wyniku mamy często sytuację, kiedy to np. w biurze adwokackim zarówno szef oraz sekretarka legitymują się jednakowym dyplomem. Jedynie siła przebicia, pieniądze, no i bez wątpienia, w wielu przypadkach, nieprzeciętne zdolności ustawiają te osoby właśnie w taki sposób na drabinie służbowej hierarchii.

Większość młodzieży nie chce się przysłuchać do opinii rekinów od przemysłu i biznesu, że gospodarce kraju potrzebni są tzw. specjaliści średniego ogniwa, m.in. z wykształceniem technicznym. Paradoks, ale na Litwie, która za czasów sowieckich słynęła z nadmiaru inżynierów, dziś właśnie ich odczuwa się poważny brak. Młodzież preferuje studia humanistyczne i socjalne, co zresztą odzwierciedlają już egzaminy maturalne. W efekcie nader popularny „vadybininkas” staje się zwykłym dostawcą towarów lub sprzedawcą.

Jak i kiedy państwo potrafi przeprowadzić reformę studiów trudno jest przewidzieć, bo zasiadający m. in. w radzie naukowej Litwy czy biorący udział w pracy Konferencji Rektorów Wyższych Uczelni kierownicy placówek uniwersyteckich nie są na tyle altruistyczni, by obcinać gałęzie (m.in. finansowania), na których od lat wygodnie siedzą. Prawda, zmiany mogą przyjść „od dołu”. Jak wykazały badania opinii studentów, ponad połowa z nich nie jest zadowolona z jakości studiów, a więc i z obranego zawodu. Liderzy organizacji młodzieżowych (prawda, bardzo u nas słabych) coraz głośniej mówią o przeładowaniu programów studiów niepotrzebnymi wykładami, które dają jedynie korzyść materialną „przypisanym” do uczelni wykładowcom, których były autorytet czy powiązania nie dają szansy zmienić stanu rzeczy. W wielu przypadkach jest tak, że młodzież udaje studiowanie (budzi duży niepokój fakt, że ponad 50 proc. studentów dziennych wydziałów równolegle pracuje) i dąży jedynie do uzyskania najmniejszym wysiłkiem dyplomu. Czy nie taki stan rzeczy rodzi bezrobotnych z akademickimi dyplomami?

Tendencja podejmowania studiów na dowolnym kierunku i uzyskania dyplomu „na wszelki wypadek” owocuje m.in. tym, że nieomal połowa studiujących chciałaby zmienić uczelnię lub kierunek studiów. Zresztą wielu tak czyni i po 1–2 latach zaczyna maraton studencki od początku. Dobrze więc jest, kiedy u progu dojrzałości młodzież ma wyraźną motywację lub przynajmniej ma dostęp do informacji co do programów studiów, możliwości przyszłego zatrudnienia.

Na Litwie – po wstąpieniu kraju do UE i otwarciu rynków pracy: m. in. Wielkiej Brytanii, Irlandii oraz Hiszpanii, problem bezrobocia przestał budzić niepokój władz. Pracodawców zaś boli głowa o to, gdzie znajdą wykwalifikowanych robotników, bo większość posiadających cieszące się popytem „na Zachodzie” zawody wyjeżdża. Mówi się, a i czyni, pierwsze kroki w sprawie importu siły roboczej ze Wschodu; robotnicy o atrakcyjnych i potrzebnych gospodarce zawodach są coraz lepiej opłacani. Jednak nie każdy robotnik dziś na Litwie drożeje. Młody człowiek nie posiadający żadnych kwalifikacji zawodowych może liczyć w najlepszym wypadku na urągające standardowi życia minimum. Więc jedzie na plantacje Hiszpanii lub stacza się na dno, bowiem trudno snuć życiowe plany z 470 Lt w kieszeni, na domiar złego wypłacanymi często nieregularnie. Niepokój władz budzi to, że kraj opuszczają ludzie, którzy tu, na Litwie, za koszt państwa ukończyli studia (np. medycynę) a swoją wiedzę będą sprzedawali za granicą. Nie jest tajemnicą, że w starych krajach Unii zarobią kilkakrotnie więcej i będą pracowali w lepszych warunkach. To dotyczy też naukowów. Tendencja ta nie tylko pozbawia rejonowe szpitale specjalistów, a naukę litewską przyszłości, ale też stawia kraj w roli sponsora bogatych krajów europejskich, które nie muszą łożyć ani eura na przygotowanie specjalistów o wysokiej kwalifikacji.

Od paru lat jest rozważana sprawa zwrotu kosztów nauki przez te osoby, które mają zamiar wkrótce po studiach opuścić kraj. Dyskutuje się też o wprowadzeniu obowiązkowego (i tak dobrze znanego z czasów sowieckich) czasowego zatrudnienia m. in. na prowincji. Uczelnie też myślą o tym, by każdy student otrzymał minimalny 4–5 letni tzw. „czas na naukę”, po wykorzystaniu którego dalsze studia musiałby opłacić z własnej kieszeni. W świetle wszystkich powyżej zaakcentowanych realiów i planów na przyszłość, tegorocznym maturzystom – stawiającym pierwszy krok na drodze do dojrzałości – warto rozważyć wszystkie „za” i „przeciw” przed podjęciem decyzji o wyborze zawodu.

Janina Lisiewicz

Wstecz