Notatnik wileński

Skarbiec w rękach kleru

Historia skarbca Katedry Wileńskiej z powodzeniem może służyć jako fabuła powieści sensacyjnej. Należał on niegdyś do najbogatszych w całej Rzeczypospolitej. Szczodre dary królów polskich, książąt, ich małżonek, magnatów polskich i litewskich, innych osób stale przyczyniały się do wzbogacania świątyni. Warto wspomnieć, że pierwsze dary pochodziły od królowej Jadwigi i od Anny Światosławowny, żony Witolda. Do naszych czasów dotrwały zaledwie szczątki dawnych bogactw, ale i one, które do niedawna mogliśmy podziwiać w Muzeum Sztuki Stosowanej – Stary Arsenał – mają nieocenioną wartość historyczną i materialną, są wybitnymi dziełami mistrzów sztuki złotniczej, tkactwa, malarstwa i rzeźbiarstwa. A propos wątków sensacyjnych. Otóż, skarbiec w ciągu minionych wieków dzielił niezmiennie los miasta. Wojny, najazdy nieprzyjaciół stale go pustoszyły. Najwięcej jednak postradał za Jana Kazimierza. Przed zdobyciem Wilna przez wojska moskiewskie w 1655 r. kapituła podzieliła skarby katedralne na dwie części. Znaczniejszą przewieziono na Żmudź, w bezpieczne miejsce, potem do Różanej Sapiehów. W dwa lata później skarby szczęśliwie wróciły do Wilna. Z tej kolekcji do naszych dni przetrwała m. in. słynna monstrancja gieranońska. Natomiast smutny i dotychczas nieznany los spotkał drugą część skarbca, którą próbowano przetransportować do Królewca. Niedaleko Wilna na łódź płynącą Wilią napadli rabusie, w których ręce wpadł m. in. kielich z ampułami Władysława IV, srebrny krzyż ołtarzowy – dar Witolda, kielich Wojciecha Gasztołda.

Najnowsze dzieje – również sensacja. Przez dziesięciolecia sądzono, że skarbiec bezpowrotnie zaginął. Po odzyskaniu przez Litwę niepodległości wyszło na jaw, że w całości został w wielkiej tajemnicy przez grupkę inteligencji ukryty i przechowany. Uczyniono tak w obawie, że zostanie rozparcelowany i przekazany do różnych muzeów byłego ZSRR. Na tysiąclecie chrześcijaństwa na Litwie został udostępniony do oglądania. W międzyczasie trwały spory między historykami i muzealnikami z jednej strony, a kurią arcybiskupią o to, kto ma być właścicielem skarbca. Nie ulegało wątpliwości, że Kościół, ale specjaliści obawiali się, czy jest on w stanie zapewnić bezpieczeństwo bezcennym przedmiotom. I oto wiadomość: skarbiec Katedry Wileńskiej został przekazany kurii. Kardynał w dniu św. Kazimierza odprawił nawet w kościele pod tymże wezwaniem nabożeństwo korzystając z jednego z kielichów ze skarbca. Kler zapewnia, że przebogate przedmioty liturgiczne są bezpieczne, że będą przekazywane sukcesywnie do kościołów. Blisko tysiąc zabytków wróciło do prawowitego właściciela. O cały szereg pozostałych trwają debaty, do kogo powinny należeć: jednym z pretendentów jest Uniwersytet Wileński.

Kaziuk'2006

Tegoroczny trzydniowy kiermasz Kaziuka Wileńskiego zapisze się w pamięci jako zimny, wietrzny, śnieżny, z wyjątkiem niedzieli, gdy świeciło słońce. Aura sprawiła, że nie był on tak jak zazwyczaj gremialnie odwiedzany. Ponadto, najulubieńsze miejsce – Plac Ratuszowy – z powodu rekonstrukcji jest zamknięty, a tam przecież w latach ostatnich notowano największy ruch handlowo-konsumpcyjny (piwo, dania kuchni litewskiej). Na Starówce – raczej atmosfera kiermaszowa. Sprzedających jednak więcej niż kupujących. Nawet prezydent ze świtą tam się pofatygował i nabył sznurek obwarzanków (ongiś Kaziuk słynął ze smorgońskich, ale teraz Smorgonie już nie te, a ponadto – szczelna granica). Natomiast mer ze świtą odwiedził świeżo wzniesione stragany na dawnych Safianikach, dziś rynek w dzielnicy Tymo. Mer był wyraźnie zadowolony, bo to on i jego świty pomysł przeniesienia handlu kaziukowego nad Wilenkę. Sprzedawcy, choć wynajęcie straganu kosztowało znacznie taniej niż na Starówce, nie kryli rozczarowania. Do mera, co prawda, doskoczył grajek, hożo odbębnił melodyjkę na harmonii i życzył wesołej zabawy. Ale do wesołości było tam daleko. Stragany zbudowane na zasadzie klatek nie chroniły przed wiatrem mistrzów ludowych, ani wyrobów, które w ciągu całego roku gromadzono z myślą o wiosennym zysku. Safianiki, mimo że mieszczące się o rzut beretem od Starówki, nie są terenem dogodnym dla odwiedzających. Pędzące samochody, żadnych bezpiecznych przejść, kręte strome uliczki – oblodzone i zasypane śniegiem nie zachęcały do wyprawy w okolice Zarzecza. W każdym razie już w tym sezonie planuje się wszystkich handlarzy (z wyjątkiem sprzedawców drobnych pamiątek) z ciągu ulic Zamkowa-Wielka przenieść na Tymo. Nie ma czemu się dziwić: na tym najbardziej uczęszczanym szlaku turystycznym w ostatnim czasie powstało dziesiątki ekskluzywnych sklepów i sklepików z pamiątkami i rzemiosłem ludowym, a handlarze uliczni oferujący takież towary po znacznie niższych cenach, tylko bez blichtru lad i oświetlenia, są niewątpliwie konkurencją. Tak więc pójdą na Tymo i już teraz twierdzą, że to dla nich koniec.

Tegoroczny asortyment kaziukowy – raczej tradycyjny. Coraz więcej zjawia się staroci. Ze Żmudzi natomiast przywieziono ciekawą ceramikę, włącznie z potężnymi wazonami fantazyjnie zdobionymi, które cieszyły się zainteresowaniem, zwłaszcza obcokrajowców.

Ma być stadion tysiąclecia

Na szeszkińskich wzgórzach, w pobliżu centrum handlowo-rozrywkowego Akropolis od dziesięcioleci straszą kikuty z żelazobetonu. W czasach sowieckich rozpoczęto tu budowę stadionu, a te kikuty to zniszczone przez czas fragmenty trybun. Obecnie zaczęto rozważać możliwość zbudowania w tym miejscu narodowego stadionu, odpowiadającego wymaganiom olimpijskim. Pomysłodawcy są zdania, że obiekt ma powstać do roku 2009, kiedy to Wilno stanie się stolicą kultury europejskiej i obchodzone będzie tysiąclecie wymienienia w źródłach historycznych nazwy Litwa. W zeszłym roku przedstawiona została na osąd wilnian koncepcja projektu rekonstrukcji stadionu Żalgiris wraz z pałacem sportu i koncertów i połączenie obu obiektów w jedną całość. Podano nawet kosztorys inwestycji – 700 mln litów.

Halina Jotkiałło 

Wstecz