Zapustowy debiut na pograniczu

Tradycje dawnych ludowych zabaw – andrzejek, kolędowania, szaleństw karnawałowych, jarmarków Kaziukowych, Zapustów – obecnie przeżywają na Wileńszczyźnie swoisty renesans. Szybko rozpowszechniając się po mniejszych lub większych osiedlach, docierają nawet do najdalszych zakątków – wszędzie tam, gdzie ludziom nie brakuje pomysłów i chęci do zorganizowania sobie święta.

Wieś Kijucie, położona na pograniczu rejonów orańskiego i solecznickiego, nieopodal granicy z Białorusią, do niedawna była nieco zapomnianym zakątkiem na mapie działalności Związku Polaków na Litwie. Odkąd jednak w rejonie orańskim powstał oddział ZPL, jednym z kół którego zostały Kijucie, życie kulturalne wsi powoli zaczęło nabierać nowych barw. W liczących ok. 50 gospodarstw Kijuciach zamieszkałych prawie wyłącznie przez Polaków, spory odsetek stanowią rodziny młode, z trojgiem-czworgiem potomstwa. Uprawiają ziemię, pracują w lesie, który karmi w przenośni i dosłownie – jagodami i grzybami. Nie narzekają na życie, od lat przyzwyczajeni stawiać czoła niełatwej wiejskiej codzienności. Aczkolwiek, poza troską o chleb powszedni, człowiekowi zawsze chce się czegoś więcej. Wkrótce, po zorganizowaniu zespołu wokalnego, powstał pomysł wypróbowania sił także w pierwszej samodzielnej imprezie: akurat zaś najbliższą okazją w kalendarzu były Zapusty.

A ponieważ w tej wsi rej wodzą niewiasty, nie zwlekając zabrały się one do roboty: podpytując starszych same ułożyły taki scenariusz zabawy, by nikomu z jej uczestników się nie nudziło. W centrum wsi, skąd w różne strony rozchodzą się uliczki, znaleziono odpowiednie miejsce. Udekorowany kolorowymi chorągiewkami i na poczekaniu ulepionymi ze śniegu figurami Zgody, Nadziei i Miłości placyk zwieńczyła stateczna Marzanna. Zadbano też o ognisko, ruszty i muzykę, a dla najmłodszych wzniesiono nawet śnieżną twierdzę. Cała wieś włączyła się w te gorączkowe przygotowania: kto poczęstunek szykował, kto placyk upiększał, kto stroje przebierańców przymierzał.

Gościnni gospodarze zaprosili na zapustową zabawę zespół „Rudziszczanie” z Rudziszek w rejonie trockim. Z Dubicz na imprezę przybyła prezes oddziału Stanisława Padmaskiene, Wilno reprezentował prezes ZPL Michał Mackiewicz, miejscowa władza – starosta z Wideniai Rokas Makšelis – też nie kazał się długo namawiać. Wszystkich gości kijucianie witali niezwykle serdecznie – wszak to była pierwsza od lat własnymi siłami zainicjowana rozrywka.

Tuż po oficjalnym rozpoczęciu święta z dwóch stron ulicy ukazały się sanne powozy z Zimą i Wiosną, których obrońcy – Konopiasty i Słoninowy – mieli stoczyć zawziętą walkę o władzę. Zwycięstwo tak oczekiwanej Wiosny wszyscy zebrani powitali brawami. Równie zajmująco wypadły także wyścigi powozów konnych, którym kibicowała cała wieś. W tej kategorii nie dał za wygraną pan Konstanty Girdzijewski – na finiszu woźnica otrzymał w nagrodę szampan, a żwawego konika uraczono wiadrem owsa. Do wyścigu w workach również nie zabrakło chętnych, zarówno jak i do zawodów w przeciąganiu liny. Gospodynie zaś w tym czasie nie zapominały o obowiązku częstowania zapustowymi smakołykami, które zachwalały jedna przed drugą. A nie spróbować ich byłoby obrazą: smakowite pierożki, kiełbaski, bliny, ciastka i chrusty wprost same prosiły się do ust. Wiele uciech miała liczna kijuciańska dziatwa, tłumnie oblegająca huśtawkę, górkę lodową i powozy sanne, którymi starsi fundowali przejażdżkę po wsi. W tłumie natomiast krążyli przebierańcy – Cyganie, Czarodzieje, a nawet Śmierć z kosą.

Po wielu zmaganiach nadszedł czas obejrzenia występu gości. „Rudziszczanie” tuż na placyku nie tylko wykonali szereg ludowych piosenek, lecz podnieśli temperaturę dobrego humoru występując ze scenką i pogawędkami w wykonaniu ciotki Onufrowej. Zakończył święto wspólny korowód ze śpiewem wokół ogniska oraz uroczyste spalenie Marzanny. Z płonącego ogniska poszły z dymem także wszystkie przywary ludzkie: chciwość, złość, kłamstwo. Najaktywniejszych organizatorów i gości wyróżniono upominkami. Lecz najlepszą nagrodą dla inicjatorów była świadomość, że – chociaż na krótko – odżyła w ich wsi jedna z zapomnianych tradycji ludowych.

Święto Zapustów, szykowane w Kijuciach bodaj przez parę tygodni szybko dobiegło końca. Organizatorki zabawy – prezes koła Stanisława Antropik oraz Renata Nenartavičiene, Ludmiła Bliźniewicz, Inga Tamuliene, Aldona Ulbin, a także starsze pokolenie w osobach Antoniny Dowjat, Stanisławy Antropik, Ireny i Konstantego Girdzijewskich – mogą mieć powody do zadowolenia – pierwsze koty nie poszły za płoty: impreza się udała. „Rudziszczanie”, radzi z nowej znajomości, zaprosili kijucian do siebie, a i samym gospodarzom marzy się już kolejne święto, zabawa świętojańska lub dożynkowa.

Czesława Paczkowska

* * *

Karnawałowe wariacje

Rejonowe Zapusty w Zujunach

„W pewnej porze roku chrześcijanie dostają wariacji i dopiero jakiś proch sypany im potem w kościołach na głowy leczy z takowej” – miał kiedyś po powrocie do Stambułu opowiadać jeden z ambasadorów Turcji w Polsce. Mianem „wariacji” ambasador określił Zapusty, czyli naszą odmianę karnawału. Ten proch „leczący z wariacji”, to oczywiście popiół sypany wiernym na głowy z napomnieniem „prochem jesteś i w proch się obrócisz” w Środę Popielcową – pierwszy dzień Wielkiego Postu.

Kipiące radością, wesołe i huczne są Zapusty na Wileńszczyźnie. W tym dniu musi być gwarnie, i suto, jak podczas głównej imprezy zapustowej rejonu wileńskiego, która się odbyła 25 lutego w ośrodku gminnym w Zujunach.

Do zabawy wystartowano, jak to u nas na Wileńszczyźnie przyjęte, po wspólnej modlitwie w kościółku pw. św. Józefa w pobliskiej dzielnicy Zameczek, po czym wiara tłumnie i gwarnie ryszyła w kierunku kiermaszu zaimprowizowanego przed siedzibą gminy i zujuńskiej szkoły. Tradycyjne chłopskie Zapusty to głównie sanna, tańce, zabawy, obrzędy na płodność i urodzaj oraz jak najobfitszy poczęstunek. Wszak Zapusty są synonimem staropolskich ostatków, pożegnania z obfitym jadłem (dawniej głównie z mięsem) na czas Wielkiego Postu (słowo zapusty uformowało się od określenia – mięsa opust). Ale o czym to my pisaliśmy? Aha, o zujuńskim kiermaszu, na którym rejonowi mistrzowie zaprezentowali prawdziwe cudeńka ludowego rękodzieła. Że też ludzie zachowali i przekazali sobie z pokolenia na pokolenie takie talenty i tajniki ludowego rzemiosła – myślało się patrząc na te stosy drewnianych łyżek i warząchwi, na te niewymyślne, a przecież piękne w swej prostocie wiklinowe kosze, na ręcznie tkane kapy i niewiarygodnie cieniutkie koronki, na te drażniące kolorem i aromatem pierniki, a przede wszystkim na wiązanki palm, królowych podwileńskiego rękodzieła. Skąd te palmy na Zapustach? Ano są one pierwszym jeszcze zimowym zwiastunem wileńskiego kiermaszu Kaziukowego. Ponieważ ten wypada z reguły w Wielkim Poście, gdy już „głowy prochem posypane”, więc nie uchodzi w tym czasie uprawiać szczególnie radosnych „waryjacji”. Dlatego organizator rejonowych Zapustów – wydział kultury i sportu – w pewien sposób pożenił obie te imprezy.

I tak na zujuńskich Zapustach obok kiermaszu Kaziukowego były korowody ludowych zespołów, byli i przebierańcy, którzy są nieodłączną częścią ostatkowej ludowej tradycji. A według niej, w dniu Zapustów po wsiach chodzą „Cyganie, żebracy, diabli, śmierć... ” i, nie wiedzieć czemu, „doktorzy” (w ich rolę w Zujunach wcieliły się zespolanki z ciechanowiskiej „Cichej Nowinki”). Chodząc od domu do domu przebierańcy przekomarzają się z domownikami i różnymi sposobami starają się wyłudzić od nich jakieś dary, w wersji współczesnej zupełnie symboliczne. Grunt, by wszyscy dobrze się bawili. A w Zujunach zabawa była przednia. Zainaugurowali ją przebierańczy „generał” (prywatnie pan Jarosław Stefanowicz)... z jak najbardziej autentyczną panią mer rejonu wileńskiego Marią Rekść. A zapustowe szaleństwo zaczęło się od artystyczno–kulinarnego popisu urzędników zujuńskiego starostwa na czele ze starościną Czesławą Apolewicz. Do tej roztańczonej i rozśpiewanej grupy, która jednocześnie demonstrowała tajniki zapustowego „blinosmażenia”, dołączył wicemer rejonu wileńskiego Jan Sinicki.

Co tu dużo mówić. Rejon wileński pożegnał karnawał gościnnie, obficie i wesoło. Dla nikogo nie zabrakło poczęstunku. Hulano i swawolono tak, że zdziwiłby się każdy obcokrajowiec. Na szczęście goście święta – rezydujący na Litwie polscy dyplomaci oraz przedstawiciele powiatu namysłowskiego z Polski, którzy przybyli tu w celu podpisania umowy o współpracy, znają zapustowe tradycje nie gorzej niż my, mogli więc tylko ich podwileńską wersję porównywać z sobie już znaną – rodzimą. A było tak – do wspólnych przyśpiewek zachęcały zespoły „Płomień Kresowy” oraz „Rudomianka”, do tańca porywała szkolna grupa taneczna, swawolili przebierańcy przybyli aż z Szumska i Kowalczuk, nie wspominając już o tych bliższych – z Suderwy czy Ciechanowiszek. Kiedyś rezultatem Zapustów była pewna liczba oświadczyn i zaręczyn. Mamy nadzieję, że tak będzie i w tym roku.

Wstecz