Matura z języka litewskiego

Próba sił po raz kolejny

O nauczaniu języka litewskiego w szkołach polskich, a raczej o problemach z tym związanych, można by tomy spisać. Już na początku lat 70. zarówno nauczyciele, rodzice, jak i jedyna wówczas polska gazeta stawiali pytanie: co władze oświatowe mają zamiar czynić, by poziom nauczania języka litewskiego (a zatem i jego znajomości) w szkołach nielitewskich podnieść na należyty poziom. Wtedy jeszcze nawet półgębkiem nie mówiono o niepodległości i uznaniu języka litewskiego za państwowy. Jednak w poszczególnych urzędach, ministerstwach, nawet zakładach, gdzie kierownikami byli Litwini, do pracy przyjmowano osoby narodowości litewskiej, bądź znające w dostatecznym stopniu język republikański. Oficjalnie – powszechnie królował język rosyjski i było tak, że na ten przedmiot dawano w szkołach polskich i litewskich 5 godzin tygodniowo, a klasy dzielono na grupy. Natomiast litewskiego były w polskich szkołach dwie lekcje tygodniowo. Prosiliśmy o zwiększenie liczby godzin, słownik litewsko-polski i polsko-litewski, o słowniczki terminów z fizyki, matematyki... Dlaczego jako społeczność podnosiliśmy ten problem? Otóż tzw. repatriacja sprawiła, że prawie nie zostało na Wileńszczyźnie inteligencji, kształciła się nowa, ale ta studia musiała podejmować w języku rosyjskim bądź litewskim. Nie jest tajemnicą, że wówczas do litewskich grup był mniejszy konkurs (coraz więcej ich zakładano, narodowe siły już działały), ale dla nas i jeden, i drugi język był przecież „obcy”. Pod naciskiem społeczności polskiej zwiększono tygodniową liczbę lekcji litewskiego. Cieszyliśmy się. Absolwenci polskich szkół (tych, gdzie pracowali doskonali oddani szkołom lituaniści) dość pomyślnie pisali na egzaminach wstępnych streszczenie (właśnie streszczenie, a nie wypracowanie w odróżnieniu od maturzystów litewskich szkół) i bez większych trudności studiowali w litewskich grupach.

Jak władze Litwy radzieckiej i niepodległej reagowały na postulaty Polaków? Bardzo „operatywnie”. Słownik litewsko-polski (pierwszy!) ukazał się dopiero w 1991 roku nakładem 30 000 egzemplarzy. Polsko-litewski miał więcej „szczęścia”: pierwsze wydanie ukazało się w roku 1979, a drugie, poprawione – w 1994 roku, jego nakład wyniósł 6 000 egzemplarzy. Słowniczki terminów dla polskich uczniów powstawały 20 lat i zmaterializowały się dopiero w 2001 roku, w postaci słowniczka terminów matematycznych. Takie tempo i wyniki trudno uznać za troskę o to, by wszyscy obywatele – niezależnie od narodowości – opanowali język kiedyś zwany „republikańskim” a dziś państwowym.

Władze oświatowe i politycy nie chcieli i nie chcą widzieć rzeczywistych sukcesów szkoły polskiej na Wileńszczyźnie. Gdy na początku lat 90. uznano, że poziom znajomości języka litewskiego jest w polskich szkołach niedostateczny (zbadano wówczas poziom językowy w rejonach podwileńskich, w których sytuacja kardynalnie się różniła od miasta), zamiast na gwałt zmieniać programy, wydawać podręczniki i kształcić nauczycieli do pracy z dziećmi narodowości nielitewskiej, na mocy decyzji politycznych zaczęto w miejscowościach wiejskich zakładać dla polskich dzieci litewskie szkoły. Może i dbano w nich o poziom nauczania języka litewskiego, lecz z opanowaniem pozostałych przedmiotów uczniowie mieli problemy, gdyż musieli opanowywać język, a nie program. Tu należy wspomnieć o kadrze, która przychodziła do tych szkół: jakże często byli to życiowi i zawodowi nieudacznicy lub dziwacy, którzy w normalnych litewskich szkołach nie mogli się zakotwiczyć. Taki to „raj” z nauczaniem w języku państwowym oferowało państwo polskim dzieciom, by mogły opanować język litewski. Czy warto tu wspominać o faktach brutalnej propagandy „wyższości” takich szkół i jawnego przekupywania zubożałych rodzin lepszymi szkolnymi obiadami? Kiedy jednak propaganda sukcesu litewskich szkół na Wileńszczyźnie nie zaowocowała masowym napływem do nich polskich dzieci, urzędnicy wymyślali kolejne formy uszczęśliwiania „innojęzycznych”. Na administracje polskich szkół czyniono naciski, by likwidowała w nich polskie napisy i polską symbolikę narodową; by wprowadzała po 2-3 przedmioty nauczane w języku państwowym. Lansowano teorię, że geografia i historia Litwy ma być wykładana w języku litewskim. Kiedy napotkano na upór i argumenty o braku odpowiedniej (nie byle jakiej) kadry, władze obniżyły poprzeczkę, proponując nauczać po litewsku np. muzyki, plastyki, prac... W szkołach polskich pracowało wielu nauczycieli Litwinów, ale tak tradycyjnie się układało, że większość z nich za punkt honoru uważała posługiwanie się w obcowaniu z uczniami językiem polskim. Po latach ci pedagodzy otwarcie mówili, że praca w polskich szkołach była mniej zideologizowana, nie prześladowano tu chorobliwie wierzących, dbano o tradycje narodowe i (gdy już można było) chrześcijańskie, przez co mieli większy komfort psychiczny w pracy. Tylko nieliczni z nich zmienili swe postawy na fali lituanizowania na gwałt szkoły polskiej.

Władze zaś nie ustawały w „integrowaniu” polskich dzieci. Jeden z ministrów w 1994 r. wydał sławetny rozkaz zaprzestania wydawania podręczników szkolnych po polsku dla klas szkoły podstawowej i średniej. Jedynie dzięki stanowczemu protestowi całej społeczności polskiej oraz poparciu z Macierzy, udało się go wycofać. Ministerstwo oświaty proponowało szkołom mniejszości narodowych wybrać jeden z czterech modeli szkoły narodowościowej, z których każdy w mniejszym lub większym stopniu niszczył tradycyjny model szkoły polskiej na Litwie, oparty na wykładaniu wszystkich przedmiotów w języku polskim. Społeczność polska odpowiedziała na te propozycje stanowczym: „nie”, podczas gdy niektóre z powyższych modeli zastosowały poszczególne szkoły rosyjskie, szkoła żydowska.

Po kolejnych zmianach dokumentów państwowych dotyczących kwestii oświatowych i przyjęciu wytycznych oraz strategii rozwoju szkolnictwa na Litwie, szkoła polska doczekała się kolejnego kroku na drodze do podważania jej wiarygodności. Była to likwidacja egzaminu maturalnego z języka polskiego z zachowaniem sprawdzianu po szkole podstawowej. Decyzję tę motywowano chęcią stworzenia maturzystom polskich szkół równych szans poprzez jednakową liczbę egzaminów maturalnych. Po wielkich bojach udało się osiągnąć jedynie to, że egzamin z polskiego może być obowiązkowym na mocy decyzji rady szkoły. Równolegle w strategicznych dokumentach rozwoju oświaty na lata 2003-2012 znalazł się zapis, że należy dążyć ku temu, by egzamin maturalny z języka litewskiego (dziś zwanego ojczystym i państwowym) w szkołach litewskich i narodowościowych został ujednolicony. Ujednolicenie miało nastąpić po upływie kilku lat. Tego roku MOiN Litwy spłodziło nowy dokument-projekt: „Wytyczne zewnętrznej oceny i badań nadążania uczniów w latach 2006-2012”. Zakłada on likwidację obowiązkowych sprawdzianów z języka polskiego od klasy 10. Nie przewiduje również sprawdzianu uczniów z języka ojczystego w klasach 4 i 8. Projekt zaś nowej matury zakłada istnienie jednego obowiązkowego egzaminu z języka litewskiego (ujednoliconego) oraz jednego przedmiotu do wyboru. W ten sposób język polski zostaje całkowicie wypchany z listy egzaminów maturalnych. Ujednolicenie egzaminu z języka litewskiego – jako ojczystego i państwowego – zapowiadany jest w wytycznych na rok 2008.

Taka brutalna ingerencja do spraw szkolnictwa mniejszości narodowych bez uprzednich dyskusji oraz podpisanie, w sposób arbitralny, przez ministra oświaty Strategii Rozwoju Oświaty Polskiej Mniejszości Narodowej na Litwie wywołały falę protestu polskiej społeczności. MOiN otrzymało dziesiątki listów z protestami przeciwko tym decyzjom. Na naradzie w siedzibie „Macierzy Szkolnej” zebrani dyrektorzy szkół wileńskich i przedstawiciele wydziałów oświaty rejonów wileńskiego, solecznickiego i trockiego ustosunkowali się zarówno do kwestii likwidacji egzaminu z języka polskiego i sprawdzianów (uznając takie decyzje za niedopuszczalne) oraz do zamiaru ujednolicenia matury z litewskiego. Stwierdzono, że gdy przed laty zmieniano podręczniki i programy oraz układano siatkę godzin, nie zadbano o to, by uczniowie polskich szkół mogli w trakcie ujednoliconego egzaminu z języka państwowego rywalizować ze szkołami litewskimi. Wskazano na rażącą dysproporcję godzin nauczania litewskiego w szkołach polskich i litewskich: w klasach początkowych wynosi ona 19 godzin tygodniowo (!); w klasach od V do X – 9 i dopiero w klasach XI-XII jest jednakowa; na różniące się programy, podręczniki i cele (w szkołach mniejszości narodowych cały proces nauczania jest koncentrowany na wyrobieniu nawyków komunikowania się w języku litewskim). Taka sytuacja nie stwarza przesłanek ku temu, by egzamin można było ujednolicić bez szkody dla uczniów szkół mniejszości narodowych. Proces ten należałoby zaczynać od wypracowania metodyki, programów, wydania podręczników i wdrażania nowej koncepcji od klasy I, by pracujący wg nowego programu uczniowie po latach mogli stanąć do konkurencji. Chociaż, czy może być rywalizacja w posługiwaniu się językiem ojczystym i wyuczonym. Stowarzyszenie Nauczycieli Szkół Polskich na Litwie wydało w tej sprawie Oświadczenie, w którym wyraziło stanowisko społeczności polskiej zarówno w kwestii sprawdzianów i egzaminu z języka polskiego, jak i ujednoliconego litewskiego.

Nasuwa się pytanie: jaki cel przyświeca autorom koncepcji „jednakowego egzaminu”? Czy nie jest to przypadkiem próba odwetu za stanowczą odmowę społeczności polskiej zmiany modelu szkoły narodowej? W sytuacji, gdy absolwenci szkół polskich dość dobrze radzą sobie z litewskim na maturze, zdają egzaminy państwowe nie gorzej niż litewscy koledzy i dostają się na studia, podczas których język litewski nie stanowi dla nich żadnego problemu, próbuje się zmienić zasady gry, motywując to wymogami demokracji, zapewnienia równych szans. Rodzi się podejrzenie, że te równe (przynajmniej sprawiedliwe) szanse próbuje się akurat likwidować. Tradycyjna szkoła polska na Litwie – posiadająca zaufanie rodziców i potrafiąca mu sprostać – nie jest widocznie z wyżyn władzy mile widziana. Zorganizowana 7 kwietnia br. w Wileńskiej Szkole Średniej im. Szymona Konarskiego konferencja na temat „Litewski język państwowy w szkołach mniejszości narodowych. Teraźniejszość i perspektywy” była niezwykle aktualna i pożyteczna już przez to, że dała szansę naświetlenia wielu rzeczywistych problemów i rozwiania niektórych mitów.

Zagajając konferencję kierownik działu podstawowego i średniego nauczania MOiN dr Loreta Žadeikaite długo i sugestywnie mówiła w swym referacie o wdrażaniu zasad strategii szkolnictwa w kwestii nauczania państwowego języka litewskiego w szkołach mniejszości narodowych. Opowiadała o nowych zadaniach kształcenia, priorytetach, strategii lizbońskiej, która na pierwszy plan wysuwa jakość i dostępność nauczania. Jednak modne słowa – projekty, tendencje, strategie i emocjonalne wystąpienie nie dały odpowiedzi na pytanie, dlaczego trzeba na gwałt – bez gotowych programów, podręczników i kryteriów – ujednolicać egzamin tzw. „ojczysty” i „państwowy”. Czy przez to wiedza stanie się dla naszych uczniów dostępniejsza? Wątpliwe. Przecież brakujące godziny trzeba będzie wygospodarować kosztem innych przedmiotów. Mówczyni nie obstawała twardo przy terminie: „2008 rok”. Jak się okazało, świeżo upieczony projekt już wymaga korekty. Więc na nas jeszcze nie czas. Wydaje się, że ministerstwo strasząc „szokującą” datą po raz kolejny chciało sprawdzić naszą „bojową” gotowość.

Bardzo rzeczowe, bo poparte doświadczeniem 40 lat pracy pedagogicznej w szkole im. Sz. Konarskiego, było wystąpienie nauczycielki języka litewskiego, eksperta Ony Kecoriene. Doświadczony pedagog zaznaczyła, iż w ciągu tych lat przeżyła wiele nowych trendów i „mód”, była świadkiem, jak zmieniały się wymagania i zadania stawiane wobec nauczania języka litewskiego. Od wkuwania gramatyki nauczanie szło ku nauce komunikowania się w danym języku. Uważa, że programy, podręczniki wymagają dalszego doskonalenia. Przydałoby się bezspornie więcej lekcji w młodszych klasach oraz doskonalszych podręczników. Samo ujednolicenie egzaminów niczego, zdaniem nauczycielki, nie rozwiąże.

Niezwykle trafnym posunięciem organizatorów konferencji było zaproszenie na nią rodziców zarówno obecnych uczniów jak i absolwentów szkoły im. Sz. Konarskiego. Członek komitetu rodzicielskiego szkoły pan Gorbaczewski (absolwent z 1984 r.) zaznaczył, że 18 z jego 24 szkolnych kolegów wstąpiło na studia (z tego 14 do grup litewskich) i pomyślnie je ukończyło. Zapoznał też zebranych z wynikami przeprowadzonego wśród rodziców sondażu. Okazało się, że spośród 190 ankietowanych (57 proc. z nich ma wyższe wykształcenie, 74 proc. dobrze zna język litewski, 21 proc. potrafi się w nim porozumieć i tylko 5 proc. ma z nim trudności) aż 93,2 proc. dopuszcza możliwość ujednolicenia egzaminów jedynie po ujednoliceniu programów i podręczników.

Tegoroczna maturzystka Julia Luzan przedstawiła z kolei wyniki swoich badań na temat tego, jak jej koledzy szykują się do matury z języka państwowego. Zebrani usłyszeli, że 56 proc. kolegów Julii uczy się samodzielnie, 26 proc. korzysta z usług korepetytorów, zaś 18 procentom wystarcza wiadomości zdobytych na lekcjach. Aż 87 proc. maturzystów ma zamiar składać egzamin państwowy z języka litewskiego, zaś tylko 13 proc. – szkolny. Wynika z tego, że egzamin z języka litewskiego uczniowie traktują dość poważnie i dobre wyniki, których się spodziewają, są poparte realną pracą.

Wielkie poruszenie na sali wywołało wystąpienie absolwenta szkoły Pawła Liminowicza, dziś studenta II roku UW (kierunek: zarządzanie informacją biznesu na wydziale komunikacji). Otóż Paweł jest niezmiernie wdzięczny swej nauczycielce – pani Kecoriene za dobre przygotowanie z języka litewskiego. Jest przekonany, że dla tych, którzy się przykładają do nauki, zdobyty w polskiej szkole poziom litewskiego daje nieograniczoną możliwość podjęcia w tym języku studiów. Zaznaczył, że nie miał żadnych trudności językowych, a koledzy nie zawsze potrafili w nim rozpoznać nie Litwina. „Zdradzało” raczej nazwisko. A z nauką jest tak, że większość współczesnej literatury naukowej nie jest przetłumaczona na język litewski, poza tym brak jest dobrych tłumaczeń. Przygotować do egzaminu wymaga przewertowania nieraz kilkunastu podręczników, m. in. w językach rosyjskim i angielskim. Paweł był świadkiem sytuacji, gdy jeden z wykładowców powiedział: „jeżeli przeczytasz te dwa podręczniki w języku angielskim, możesz na wykłady nie chodzić”. Trudności z nauką najczęściej mają studenci pochodzący z głębi Litwy, z małych wsi i miasteczek, gdzie język angielski i rosyjski były wykładane na niskim poziomie. Wystąpienie to dało wyraźną odpowiedź na pytanie, czy w polskich szkołach potrzebne są zmiany w wykładaniu języka litewskiego.

Prezes „Macierzy Szkolnej” Józef Kwiatkowski w swoim wystąpieniu zaprezentował twarde stanowisko przedstawicieli szkolnictwa polskiego: ujednolicony egzamin z języka litewskiego jest możliwy tylko wówczas, gdy uczniowie od I klasy będą się uczyli według nowych programów. Polska społeczność obstaje przy tym, że nie może być mowy o składaniu takiego egzaminu po upływie paru lat, bowiem będzie to przejawem dyskryminacji maturzystów szkół polskich. Prezes zadawał retoryczne pytanie: po co zmieniać coś, co normalnie funkcjonuje? Czy może być mowa o stworzeniu równych możliwości tam, gdzie tak rażąco różnią się: liczba godzin, programy, otoczenie ucznia oraz status języka ojczystego i nabytego.

Wątpliwe jest, czy ministerstwo oświaty zrezygnuje z wizji ujednolicenia egzaminu maturalnego z języka litewskiego dla wszystkich typów szkół. Prawdopodobnie pod presją opinii społeczności polskiej i obawiając się szerszego rezonansu, odsunie termin podjęcia tej decyzji. Ostatnio dla uczniów szkół nielitewskich został przeprowadzony pilotażowy egzamin z języka państwowego. Nie był łatwy. Jego wyniki do emocjonalnych i teoretycznych dyskusji wniosą pewne korekty. Jakie? Zobaczymy.

Janina Lisiewicz

Wstecz