Notatki gospodarcze

Ta niezbyt piękna woń polityki gospodarczej… i szamba

Od dwóch lat nie ustają skandale zarówno w litewskiej polityce, jak i w gospodarce. Sejmem jak i rządem wciąż telepie gorączka. Niespodziewanie zmienił się marszałek Sejmu, rozpadła się dotychczasowa koalicja. A prezydent Valdas Adamkus w swoim dorocznym orędziu o stanie państwa podkreślił, że chciałby wykreślić z historii Litwy już drugi rok z kolei, bo zarówno w polityce jak i w gospodarce panuje okropny chaos. Ceny już nie rosną, ceny oszalały. W tym roku przed świętami wielkanocnymi kilogram szynki cielęcej bez kości kosztował 30-35 litów, podczas gdy w ubiegłym roku zaledwie 14-16. Galopują ceny benzyny, rośnie inflacja. A z wprowadzeniem euro prawdopodobnie jeszcze parę lat poczekamy. I choć nasz premier nie zgadza się z oceną, jaką Litwie dała w tym kontekście Komisja Europejska, wszystko wskazuje na to, że tylko Słowenia w nowym roku zostanie przyjęta do strefy euro.

A zanim to nastąpi… nieubłaganie rosną ceny nieruchomości. Coraz więcej młodzieży wyjeżdża na zarobki na Zachód, wiele kobiet (dobrowolnie lub nie) uprawia tam najstarszy zawód świata. Z gorszych wiadomości jest jeszcze ta, że od lipca znów wzrośnie cena gazu, a od jesieni – ogrzewania.

W innych dziedzinach jest jak dawniej – mieszkańcy Kazociszek nadal toczą batalię przeciwko wysypisku, natomiast pracownicy „Vilniaus vandenys” nie wiedzą co robić ze ściekami. A wszystko to paskudnie cuchnie… zarówno dosłownie jak też w przenośnym tego słowa znaczeniu. Cuchnie również w Sejmie i w rządzie.

Wykreślić z życia? Podsumowując 2005 rok prezydent Valdas Adamkus w swoim dorocznym orędziu powiedział: „Chciałbym ten rok wykreślić z historii”. Niektórzy politycy mają mu za złe to, że nie lukruje rzeczywistości, że wytyka im błędy. Mówią, że lepiej nas widzą zachodni analitycy: wszak notujemy wzrost gospodarczy, rozwija się demokracja. Niby tak jest, ale co z tego, że w 2005 r. produkt krajowy brutto wyniósł w naszym kraju aż 7,8 proc., skoro w ciągu roku wzrósł też odsetek ludności żyjącej poniżej granicy ubóstwa – z 16 do 17 proc.

W ciągu minionych piętnastu lat nie zbudowano w kraju ani jednego większego zakładu przemysłowego. W zastraszającym tempie rosną rzesze emigrantów. W Hiszpanii, Wielkiej Brytanii i Irlandii powstały już całe kolonie litewskie. Dziwne, że tylu ludzi ucieka z kraju, w którym rośnie gospodarka.

Dobrze, że prezydent to widzi i ocenia krytycznie, gorzej, że… nie ma żadnej recepty na uleczenie sytuacji. Adamkus nie określił się też w kwestii wprowadzenia euro (jest za czy nawet przeciw?). Pominął również problemy wsi, zwrotu obywatelom ziemi i nieruchomości. W ogóle z jego przemówienia wypadło dużo ważnych kwestii. Można było odnieść wrażenie, że prezydent nie bardzo się orientuje w sytuacji kraju, żal, bo wykreślanie kolejnych lat z życia Litwy nic nie rozwiąże.

Zarobić na wysypisku. Wraz z nadejściem wiosny coraz bardziej aktualny staje się problem wysypiska śmieci. Podczas gdy zimą coś tam zaśnieży, coś zamrozi… i jakoś da się żyć, natomiast wiosną i latem źle ulokowane wysypisko to siedlisko chorób. A co ze stołecznym wysypiskiem? Stare, w Karociszkach, jest już wyeksploatowane i trzeba je zamknąć. Gdzie ulokować nowe? – oto dramatyczne pytanie. Wybór władz padł na malowniczy zakątek w podstołecznych Kazociszkach, ale sprzeciwiają się mu zarówno mieszkańcy tej miejscowości jak i prezydent. Ci pierwsi grożą, że zaskarżą tę decyzję aż w UE, ale… karawana idzie dalej. Jest już projekt wysypiska, który kosztował… 200 mln litów. Fakt, że szkoda takie pieniądze wyrzucić… na śmietnik, ale szkoda też tak pięknego zakątka przyrody, jakim są Kazociszki.

Początkowo wysypisko miało powstać w rejonie szyrwinckim. Tam to właśnie Ministerstwo Ochrony Środowiska znalazło najbardziej odpowiedni teren. Niestety, projekt gdzieś wcięło. Nikt nie wie gdzie. Sporządzono więc nowy projekt, ale już na Kazociszki. Ludzie mówią, że w rejonie szyrwinckim nie może być wysypiska, bo premier Algirdas Brazauskas jeździ tam na polowania... Pewnie by mu cuchnęło.

Ostatnio sprawą wysypiska w Kazociszkach zainteresowali się adwokaci i stwierdzili, że zwolennicy tej, nazwijmy to inwestycji, naruszyli szereg aktów prawnych. Przy okazji wyszło na jaw, że w Kazociszkach już od 1983 roku istnieje wysypisko. To właśnie w owym roku powstało tam nieduże dzikie śmietnisko, a samorząd dostał na jego obsługę pieniądze z budżetu. Nieco później śmietnisko zalegalizowano… po czym postanowiono zlikwidować. Teraz znów się je reanimuje. W lutym br. ruszyły w tym kierunku pierwsze prace, na które wydano już 300 tys. litów. Dyrektor Centrum Porządkowania Odpadów powiatu wileńskiego Jurijus Valiunas twierdzi, że wysypisko będzie przypominało strefę wypoczynkową. Ślicznie uporządkowane, chociaż zamknięte i pilnie strzeżone. Początkowo miał tam powstać zakład utylizujący i przetwarzający odpady, teraz mówi się, że będzie to zwykłe wysypisko, nieco wprawdzie zmodernizowane, ale nie odpowiadające wymogom Unii. A przecież zobowiązaliśmy się, że do 2009 roku zlikwidujemy wszystkie prymitywne wysypiska i zastąpimy je wspomnianymi zakładami, tymczasem nadal tworzymy nowe gigantyczne śmietniki. W samym powiecie wileńskim mamy ich aż 134, na ich likwidację potrzebujemy co najmniej 14 mln litów. Mówi się, że prywatni przedsiębiorcy wyrazili chęć budowy zakładów przeróbki odpadów, jednak Ministerstwo Ochrony Środowiska nie chce się na to zgodzić. Oznacza to, że śmieci przynoszą komuś niezłe zyski.

Mieszkamy drogo i ciasno. Boom mieszkaniowy ciągle trwa. Popyt na mieszkania jest nadal większy niż podaż. A to dzięki dość łatwo dostępnym kredytom. Analitycy rynku nieruchomości twierdzą, że ceny mieszkań będą rosły jeszcze co najmniej przez dwa lata. Jednak wzrost ten w dużej mierze będzie zależeć od naszych dochodów. Jeżeli nie będą nadążały za cenami, to ceny mieszkań będą musiały przynajmniej się ustabilizować.

Paradoks: na pozór dużo się u nas buduje, a przecież w większości nadal mieszkamy w ciasnych klitkach. Jeśli w starych krajach unijnych na tysiąc mieszkańców przypada 457 mieszkań, a średnio na jedną osobę 40 metrów kwadratowych, to na Litwie te liczby kształtują się następująco: 375 mieszkań i 23 metry kwadratowe. Pod względem metrów na mieszkańca lepiej od nas wyglądają Łotwa (24 metry na osobę) i Estonia (prawie 30 metrów). W naszym kraju najbardziej popularne są mieszkania 1- i 2-pokojowe. Tymczasem w Europie Zachodniej 1-pokojowych mieszkań praktycznie nie ma, a 2-pokojowe stanowią tylko 10-15 proc. ogółu mieszkań. W starych krajach unijnych obywatel może kupić i całkowicie spłacić mieszkanie w ciągu 5 lat, na Litwie – w ciągu 15.

Za cywilizację trzeba płacić. A propos odpadów i cuchnięcia. Okazuje się, że Wilno w ciągu doby produkuje 250 ton fekalii i mułu, które należy jakoś zutylizować. Spółka „Vilniaus vandenys”, która obsługuje stolicę oraz rejony wileński, solecznicki i święciański, w ciągu roku musi zagospodarować 42 mln ton mułu pozyskanego przez oczyszczalnie z kanalizacji. Po odkażeniu w mule tym giną praktycznie wszystkie bakterie. Staje się on nie tylko nieszkodliwy, ale doskonale nadaje się do użyźniania gleby. Niestety, taki nawóz strasznie cuchnie, na domiar złego są tego ogromne ilości. W tej chwili spółka „Vilniaus vandenys” ma umowy na dostarczanie takiego nawozu zaledwie czterem rolnikom. Chodzi o to, że mułu można używać jako nawozu tylko wówczas, gdy temperatura nie przekracza 20 stopni ciepła. W dodatku, można nim użyźniać tylko te pola, które są oddalone od domów mieszkalnych co najmniej o pół kilometra. I jeszcze jedno, hektar gruntu może wchłonąć nie więcej niż 40-50 metrów sześciennych nawozu. Jak widzimy, kopalina kanalizacyjna jest dobrym i tanim nawozem, ale proces jej użytkowania jest skomplikowany i ograniczony. Potrzebne są więc specjalne przechowalnie mułu, a to kosztuje.

Wielka szkoda, że Ministerstwo Ochrony Środowiska problemu nie dostrzega (nie zdołało nawet wykorzystać przeznaczonych na utylizację odpadów pieniędzy unijnych). Tymczasem prywatni przedsiębiorcy praktycznie już znaleźli wyjście. Grupa przedsiębiorców jeszcze w ubiegłym roku przywiozła ze Stanów Zjednoczonych nowy preparat bakteryjny, który niweluje ostry zapach nawozu. Już go nawet wypróbowali i zaprezentowali w Departamencie Gospodarki i Energetyki samorządu Wilna. Minęło pół roku, a żadnej odpowiedzi nie ma.

Handel ludźmi kwitnie. Okazuje się, że Litwa wiedzie w Europie prym nie tylko pod względem liczby samobójstw, przodujemy też w handlu „żywym towarem”. Co roku z kraju wyjeżdża ponad tysiąc młodych dziewcząt, które w Europie uprawiają prostytucję, a większość z nich jest wywożona podstępem. Obiecuje się im pracę kelnerek, tancerek, a potem zamyka w domach publicznych. Najwięcej dziewcząt i młodych kobiet trafia do współczesnej niewoli w Anglii i wyrwać się z tego piekła jest bardzo trudno. Niektórym to się udaje, ale 40 procent takich dziewcząt po powrocie do kraju stacza się na dno. Noszą piętno prostytutki i nie mogą znaleźć pracy. Nasze społeczeństwo nie słynie bowiem z przesadnej tolerancji. Może się coś zmieni po 2007 roku, gdy zaczniemy realizować specjalny Program Pomocy i Integracji Ofiar Przemocy, a 80 proc. kosztów którego sfinansuje UE, pozostałe 20 proc. rząd Litwy. Realizację tego programu powierzono kilku organizacjom: Centrum Pomocy Rodzinom Osób Zaginionych, „Caritasowi” diecezji wileńskiej, Centrum „AIDS” oraz spółce akcyjnej „Gaumina”.

Podstawowym celem Programu będzie zapewnienie tym ludziom dachu nad głową, a także udzielenie nieodpłatnej pomocy psychologicznej, medycznej oraz socjalnej. Ale co dalej? Wiadomo, że pracodawcy bardzo niechętnie zatrudniają takie osoby. I to właśnie do nich trzeba dotrzeć z takim Programem, przekonać ich. Kilka organizacji charytatywnych czy społecznych sobie z tym nie poradzi. Dlatego do Programu powinien włączyć się Sejm i rząd. Muszą powstać odpowiednie mechanizmy broniące interesów tych ludzi. Należy też zaostrzyć odpowiedzialność karną za handel „żywym towarem”. Niestety, jak dotąd niewiele osób odsiaduje na Litwie wyroki za uprawianie tego niecnego procederu.

Julitta Tryk

Wstecz