Jego Wysokość SŁOWO

Ten szesnasty, ten złoty, ten buntowniczy

2006 – Rokiem Języka Polskiego

Czytelnik już się pewnie domyślił, że chodzi o wiek XVI, niezwykle ważny w naszej kulturze i piśmiennictwie „złoty wiek” epoki Odrodzenia. Wiek ten dał nam Mikołaja Reja, Jana Kochanowskiego, Mikołaja Kopernika, Andrzeja Frycza Modrzewskiego, a i rozkwit twórczości prekursora polskiego humanizmu Biernata z Lublina również na ten wiek przypada. Termin Odrodzenie lub jako prąd europejski Renesans znaczy: powrót do antyku, starożytnej literatury i filozofii, kultury i sztuki, do dzieł rzymskich i greckich myślicieli, poetów, artystów. Poza tym – a może przede wszystkim – odrodzenie nowożytnego piśmiennictwa i sztuki, widoczne w rozkwicie literatury, języka, rzeźby, malarstwa, architektury. Odrzucając surowe i dość mroczne średniowieczne systemy wartości i ważności, Odrodzenie skierowało zainteresowanie człowieka z zaświatów na sfery ziemskie. W literaturze obok utworów o treści religijnej zjawiają się inne: sławiące urodę życia i ziemskie uciechy. Wprawdzie nie mamy polskiego Dekamerona, ale na brak pełnokrwistych, a nawet dosadnych i rubasznych utworów skarżyć się nie możemy. Celował w tym ojciec piśmiennictwa polskiego, czyli Rej, a i Jan z Czarnolasu nie tylko nad Trenami i Psalmami się trudził.

Renesans (Odrodzenie) rozwijał się w różnych krajach nierównomiernie. W słonecznej Italii, jego kolebce, epoka ta rozpoczęła się już w XIV wieku (Dante, Petrarka), by, zmiatając z powierzchni świata – lub przekształcić ją na zasadach humanizmu – dawną kulturę, którą żyło średniowiecze, rozlać się na zachód i na północ. Bodaj najpiękniejszym owocem epoki Odrodzenia jest humanizm, wielostronny prąd umysłowy i kulturalny, w centrum zainteresowania stawiający człowieka i możliwości jego rozumu.

Na fali dążności renesansowych, na fali humanizmu dynamizuje się rozwój języka polskiego. W kształtowaniu się polskiej społeczności doby Odrodzenia uczestniczy język w sposób rozstrzygający – pisze wybitny językoznawca polski Zenon Klemensiewicz w głównym dziele swego życia Historii języka polskiego.

Odrodzenie w Polsce to epoka przełomu, jednak przełom ten nie dokonał się z roku na rok. „Złoty wiek” nie był przecież ani początkiem dziejów, ani naszej kultury. Przygotował go owocny schyłek polskiego średniowiecza, wiek XV. Właściwie te granice są bardzo płynne z powodu nierównomiernego rozwoju różnych dziedzin kultury i sztuki. Wystarczy przypomnieć, że liczne arcydzieła polskiej architektury renesansowej (np. Zamek Królewski na Wawelu) powstały kilkadziesiąt lat wcześniej niż arcydzieła literackie.

Określiłam wiek XVI jako buntowniczy ze względu na ruch reformacji religijnej, który ogarnął kraj. Przenika do Polski luteranizm, arianizm w ostatnich dziesięcioleciach XV wieku szerzy się kalwinizm. Arianie, czyli bracia polscy wywoływali bodaj największe zgorszenie i nienawiść przeciwników. Sprowadzeni do Polski w 1564 roku jezuici zostali powołani do walki z reformacją. Działają dość skutecznie, w znacznej mierze przyczyniając się do tego, że już w końcu XVI wieku reformacja słabnie. Wyczerpuje się też owocny, nasilony w dobie polskiego Renesansu ożywczy ruch umysłowy – humanizm. Nie brakło Polakom uzdolnień, ale nie starczyło woli ciągłego wysiłku, pogłębienia wiedzy ogólnej i specjalistycznej, rzetelnego przygotowania się do życiowej działalności – uważa Zenon Klemensiewicz.

Tematem naszym jest rozwój języka polskiego w epoce Odrodzenia. Dlaczego wobec tego mówimy o reformacji, o zmaganiach Kościoła z „innowiercami, heretykami, odszczepieńcami od wiary katolickiej”? Dlatego, że te walki kościelno-wyznaniowe wiążą się bardzo ściśle ze sprawą języka polskiego. Reformatorzy, chcąc zdobyć jak najszersze rzesze zwolenników, zaczęli się do nich zwracać w języku powszechnie rozumianym – polskim. Skoro nauczali ludzi, żeby bez pośrednictwa Kościoła obcowali z Bogiem i samodzielnie jego nauki zgłębiali, musieli wyznawcom swej wiary dostarczać materiału religijno-kultowego w zrozumiałym języku. Według świadectwa Marcina Bielskiego, język ojczysty popadł w lekceważenie wielu Polaków, zwłaszcza księży, którzy nie tylko iż sami nie czytają, ale i drugim zapowiadają (zabraniają) Pisma świętego po polsku czytać albo wykładać na jawność, pospolitemu człowieku na czytanie, co jest przeciw Bogu, ludziom i obyczajowi.

Nisko się musimy pokłonić pamięci króla Zygmunta Augusta, orędownika polszczyzny. Nie tylko łaskawym okiem patrzy na to, że się – mimo oporu księży, wiernych łacinie i wymaganiom Watykanu – coraz więcej drukuje tekstów religijnych po polsku, ale też w instrukcji danej posłowi, którego wysłał do Rzymu do papieża Pawła IV w 1555 r. wyraża życzenie, aby kult boży wykonywany był w świątyniach publicznie w języku krajowym (...).

Nie wdając się w dociekania źródeł niechęci Watykanu do języków narodowych jako przykład takiej niechęci podać tu można wysłanie przez nuncjusza papieskiego listu interwencyjnego do wojewody wileńskiego Mikołaja Radziwiłła w sprawie ukrócenia działalności drukarni w Brześciu Litewskim, która drukuje po polsku. Radziwiłł, jak to Radziwiłł – coś wiemy na ten temat, że się anielskim charakterem nie odznaczał – odpowiada dostojnikowi, że drukowanie polskich książek jest jak najbardziej usprawiedliwione, albowiem co jest sprośniejszego, jedno słuchać tego, czego kto nie rozumie (...).

W obozie zwolenników reformacji zrozumienie wartości języka ojczystego w rozpowszechnianiu prawd wiary jest głębokie i mocno uzasadnione. Mikołaj Rej (wyznawca kalwinizmu) przekazując czytelnikom w roku 1557 pięknie na język polski przetłumaczoną Postyllę, czyli zbiór kazań objaśniających w popularny sposób fragmenty Biblii, pisał: „jest więtszy pożytek powiedzieć pięć słów tym językiem, któremu by ludzie rozumieli, niźli pięć tysięcy, któremu by nie zrozumieli... Dodajmy na marginesie, że kalwinem był również brat Jana Kochanowskiego, Mikołaj z Sycyny, a żona poety Dorota była arianką, o czym się kiedyś dowiedziałam w muzeum czarnoleskim.

Również w obozie katolickim ścierały się opinie o przydatności języka ojczystego w nauczaniu wiernych. Coraz częściej odzywają się głosy, że nie przemawiać po polsku do ludzi, których reformacja pozyskuje właśnie dzięki zrozumiałemu im językowi, jest nierozsądne. Tak więc zaczęto czynić ustępstwa na korzyść języka polskiego, mimo że kardynał Hozjusz nadal pozostał nieprzejednany, uważając, iż ludzie wykształceni umieją po łacinie, a to, żeby każdy wszystko rozumiał, a więcej niż potrzeba mądr był są jedynie szkodliwe zachcianki. Jednakże nawet Piotr Skarga, słynny kaznodzieja wileński i wielki apologeta łaciny, uważa, że walcząc z heretykami „zastawić im się tymże językiem trzeba”. Według świadectwa księdza Jakuba Wujka, coraz więcej księży i biskupów widzi korzyści z rozpowszechnienia Pisma świętego w języku narodowym. Jednakże uprzedzenie do języka polskiego trwać będzie jeszcze wiele dziesięcioleci. Długa i żmudna będzie też walka o nauczanie w szkołach – przynajmniej częściowo – niektórych przedmiotów po polsku. Uczniom szkół jezuickich nie wolno było nawet w życiu codziennym używać języka krajowego. W tej sprawie komisja jezuitów polskich zwracała się w latach osiemdziesiątych do Rzymu z memoriałem, w którym się domagano, aby w życiu codziennym i podczas rekreacji wolno było używać języka ojczystego. Jeszcze na początku wieku XVII z Rzymu szły zakazy używania języka polskiego, za których złamanie groziły kary w postaci zawieszania na delikwencie specjalnych tabliczek, a nawet chłosty.

Jednakże mimo trudności i przeciwieństw język polski zdobywa coraz nowe zakresy zastosowania. Konstytucja sejmu krakowskiego (1543) po raz pierwszy została ogłoszona w języku polskim. W Wilnie pojawia się w r. 1551 wilkierz, czyli uchwała miejska, zatwierdzona przez króla Zygmunta Augusta, będąca pierwszą znaną ustawą w języku polskim.

Oryginalnym sposobem walki o język polski były makaronizmy. Istota tego stylistyczno-leksykalnego zabiegu humorystycznego polegała na wplatanie do tekstu napisanego po łacinie nielicznych słów rodzimych z końcówkami łacińskimi, co dawało efekt komiczny. Pierwszym wybitnym makaronistą był Jan Kochanowski. Jednakże obok tej humorystycznej maniery stylistycznej rozpowszechniała się inna odmiana makaronizmu: mieszanka polsko-łacińska. Stykaliśmy się z nią niejednokrotnie czytając powieści historyczne, listy, pamiętniki szesnasto, a zwłaszcza siedemnastowieczne. Długo nie szukając przypomnijmy, jak chociażby Zagłoba lubił wplatać do swojej mowy łacińskie słówka. Pisał na ten temat Łukasz Górnicki w Dworzaninie polskim: widzę być ten obyczaj, iż niektórzy naszy, chcąc pokazać, iż wiele umieją, co trzecie słowo to po łacinie mówią (...). A przeto gdzie jest dobre polskie słowo, tam źle czyni, kto łacińskie miasto niego kładzie.

Jeden z pionierów literatury renesansowej w języku polskim, pionier postępowej myśli w Polsce, tworzący na pograniczu dwóch epok: średniowiecza i Renesansu – Biernat z Lublina – był do XIX wieku pisarzem prawie nieznanym. Zresztą i dziś badacze naszej spuścizny piśmienniczej nie potrafią podać ani daty urodzin, ani daty jego śmierci, mimo że pisarz Jaśnie Wielmożnego pana Jana Pileckiego, autor książek polskich, był to mąż wielce uczony i biegły w polskiej mowie. Wiadomo, że jego najwybitniejsze dzieło Żywot Ezopa Fryga (pełny tytuł brzmi: Opisanie krótkie żywota Ezopowego i też inszych spraw jego) znajdowało się na kościelnym Indeksie ksiąg zakazanych. Kim był Ezop? Według tradycji greckiej był to mędrzec-niewolnik, twórca bajek z IV wieku przed naszą erą. Biernat tak go charakteryzuje:

Był jeden mąż barzo dziwny,

W rządzeniu żywota pilny,

Urodzenia niewolnego,

A rozumu ślachetnego.

Wyglądał Ezop, że pożal się Boże: twarz miał żadną (brzydką, szpetną), szyję krótką, był „długoczelusty, czarnozęby, z wielkimi usty, szeroki, niskiego wzrostu, wielkich nóg, miąższego łystu (o grubych łydkach), z tyłu niezmiernie garbaty, a z przodku lepek (zaś) brzuchaty”. Jakby tego wszystkiego było mało, to dowiadujemy się, „iże sie barzo zająkał”. Natura jednak postanowiła być sprawiedliwa i za ty niedostatki miał dowcip na wszytki gładki. No i dzięki temu dowcipowi, czyli rozumowi oto już ponad dwa tysiące lat piękne bajki brzydkiego Ezopa uczą nas mądrości, sprawiedliwości, dobrotliwym lub szyderczym śmiechem chłoszczą nasze wady, ułomności, głupotę, są źródłem inwencji twórczej wielu pisarzy i poetów na całym świecie. Należy jednak dodać, że Ezop nie jest postacią historyczną, bajki są wyrazem zbiorowej twórczości ludowej.

Jedna z tych bajek przysporzyła mi kiedyś sporo kłopotu. Oto w trzeciej klasie szkoły podstawowej na lekcji języka rosyjskiego uczyliśmy się bajki Iwana Kryłowa „Wilk i jagnię”. Znałam niemal taką samą bajkę po polsku i nie było to tłumaczenie z rosyjskiego. Teraz już nie pamiętam, czy chodziło o bajkę Krasickiego Wilk i baran, czy też Biernata Zły dobrego uczyni winnego. Powstał więc problem: kto u kogo ściągnął? Niestety, nie miałam żadnych źródeł, żeby sprawdzić, który z poetów wcześniej tę bajkę napisał i długo to mnie męczyło, aż się dowiedziałam, że obaj autorzy, podobnie jak wielu innych poetów na świecie (w tym Rej, Trembecki i Lafontaine) czerpali z Ezopa.

Polskiej literaturze mądrości starożytnego mitycznego myśliciela jako pierwszy przyswoił Biernat z Lublina. Nie są to jednak tłumaczenia, tylko utwory oryginalne, oparte na motywach bajek Ezopa. Są ponadczasowe. Oto kiedy wilk i liszka (lis), wzajemnie się oskarżając o złodziejstwo, „dają się na sędziego, małpieża barzo mądrego”, by sprawiedliwie ich rozsądził. Bardzo mądry sędzia radzi im się pojednać i nie być równymi ludziom,

Boć się u nich tako dzieje:

Małe wieszą wielcy złodzieje;

A gdyby sprawnie wiesili

Mało by panów ostawili.

Nic nowego pod słońcem. Niemal pięć wieków minęło od napisania tych słów, a zasada wieszania małych złodziei przez wielkich i dziś doskonale się sprawdza.

O Mikołaju Reju z Nagłowic – tym samym, czyim wizerunkiem upiększył profesor Jerzy Bralczyk swoje pogadanki o języku Mówi się.., (kanał Polonia transmituje je w piątki kilka minut po godz. 22 i powtarza w soboty rano) panuje opinia, że jest „ojcem piśmiennictwa polskiego”. Co zresztą, według niektórych badaczy literatury jest nieco przesadnie sformułowanym poglądem, bowiem przed nim już inni po polsku pisali. Jednakże ci inni w cieniu Rejowego talentu stali się dla potomnych prawie niedostrzegalni. Podobnie jak geniusz poetycki Jana Kochanowskiego zaćmił wielu utalentowanych poetów, którzy mieli i szczęście, i nieszczęście żyć w epoce Jana z Czarnolasu.

W głównym dziele swego życia, Zwierciadle, stanowiącym sumę doświadczeń życiowych i artystycznych Reja, nie tylko każdy stan snadnie się może swym sprawom jako we źwierciadle przypatrzeć, ale i szesnastowieczna polszczyzna również. Cenimy go jako szermierza reformacji i postępu, krzewiciela języka polskiego, który w jego utworach nabrał barwy, soczystości i obrazowości. Jego proza kipi bujnością słownictwa, wiersze pełne są ciętych, dosadnych powiedzeń, ludowych przysłów i porzekadeł. Oto satyra na fałszywą pobożność:

Gdy ksiądz śpiewał passyją, więc baba płakała,

Umie-li po łacinie, druga jej pytała:

Płaczesz, a to wiem pewnie, nie rozumiesz czemu,

A ten twój płacz podobien barzo k’szalonemu.

Rzekła baba, iż ci: „Ja płaczę nie dla tego,

Lecz wspominam na swego osiełka miłego,

Co mi zdechł. Prosto takim by ksiądz głosem ryczał,

I takież na ostatku czasem cicho kwiczał”.

Na niedostępne wyżyny artyzmu wzniósł poezję polską Jan Kochanowski. Pod jego piórem mowa polska potrafiła wyrazić najsubtelniejsze myśli i uczucia ludzkie. Język, jeszcze surowy i chropawy u jego poprzedników, także Reja i Biernata, nabrał nieporównanej harmonii i blasku. Kochanowski stworzył i uprawiał różnorodne formy poezji: pieśni liryczne, utwory epicko-historyczne, dramaty, satyry polityczne, elegie, treny sonety, epigramaty, poematy, fraszki. Był też mistrzem przekładu poetyckiego. Mickiewicz w wykładach literatury słowiańskiej oceniał przekład Psałterza Dawidowego jako dzieło, które zapewnia mu nieśmiertelną sławę. Minęły wieki. Nadal jednak wzruszamy się nad Trenami, ze skupieniem i nabożeństwem wsłuchujemy się w słowa pieśni Kto się w opiekę odda Panu swemu, czy też w bodaj najpiękniejsze w poezji polskiej wyznanie wiary, jakim jest pieśń Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary?

Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary?

Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary?

Kościół Cię nie ogarnie, wszędy pełno Ciebie,

I w otchłaniach, i w morzu, na ziemi, na niebie.

Według legendy literackiej, jest to pierwszy utwór Kochanowskiego, który napisał w języku ojczystym.

Kochanowski jednak – o czym już była mowa na wstępie – to również twórca fraszek, drobnych, żartobliwych utworów. Tworzone pod wpływem chwili, na gorąco, doskonale odzwierciedlają środowisko i atmosferę czasów, w których żył. Wesołe, beztroskie, dowcipne, określane przez potomnych jako najpiękniejszy klejnot naszej staropolskiej poezji humorystycznej, fraszki i po dziś dzień mają dla nas swój urok. I tu mi się przypomina nieco zabawne zdarzenie. Moja znajoma (nauczycielka, ale nie polonistka) miała za złe Jerzemu Połomskiemu zbyt frywolny tekst jednej piosenki:

Daj, czegoć nie ubędzie, byś najwięcej dała;

Daj, czego próżno potym dawać będziesz chciała.

Nie uwierzyła, że autorem tych słów jest Kochanowski, a tekstu pod ręką nie miałam. Przyznajmy jednak, że te frywolne (ale bardzo życiowe) treści wyrażone są wytwornie i elegancko, czego próżno byśmy szukali u innych twórców epoki Odrodzenia, albo, jak kto woli, epoki Kochanowskiego.

Łucja Brzozowska

Wstecz