Święty Kazimierz – patron szkoły

Nieustająca opieka nad młodzieżą

– Wielki patron Litwy i Polski słynący wieloma łaskami, szczególną czystością ducha, miłosierdziem względem ubogich i nieustającą opieką nad młodzieżą – takie słowa o swym patronie zapisali uczniowie w jednym z projektów szykując się do przyjęcia imienia św. Kazimierza. Szkoła średnia w Miednikach nieprzypadkowo, oczywiście, wybrała sobie tak zaszczytnego patrona. Królewicz Kazimierz Jagiellończyk bywał w Zamku Miednickim wraz ze swym nauczycielem Janem Długoszem. Życiem i walorami moralnymi zasłużył na miano świętego, został patronem Litwy. Dziś Miedniki mogą się szczycić ruinami zamku z przełomu XIII–XIV w. oraz drewnianym kościołem pw. Przenajświętszej Trójcy i św. Kazimierza, a od dnia 28 kwietnia 2006 r. również tym, że na mocy uchwały Rady samorządu rejonu wileńskiego szkole średniej w Miednikach nadano imię św. Kazimierza.

W tym, jednym z najstarszych osiedli na pograniczu z Białorusią, szkoła też się legitymuje już prawie stuletnią historią: w roku 1907 została tu założona szkoła początkowa. Rosła liczbowo i jakościowo i w roku 1972 wyszła z jej murów w świat pierwsza promocja polskiej szkoły średniej. Było to 20 wychowanków wielce zasłużonej polonistki Ireny Skórko. W skrzętnie prowadzonej historii szkoły wszystkie promocje są zaprezentowane. I ten troskliwy stosunek do dziejów minionych, korzeni, historii czyni tę szkołę trochę inną, na tle tych (nawet wielce renomowanych szkół stołecznych), które w swoich kilkudziesięciu latach istnienia się gubią. Może ta historyczna spuścizna, tchnące pradawnymi dziejami wzgórza (m. in. jedno z najwyższych – Góra Józefowa) oraz ruiny zamku każą pieczołowicie do historii się ustosunkować. Bo i muzeum szkoła ma, i o swym przedwcześnie zmarłym wspaniałym nauczycielu historii śp. Olenkowiczu i słynnym wynalazcy Łukasiewiczu tu się pamięta. To tu, w Miednikach, pan Olenkowicz jako jeden z pierwszych zbierał Polaków, którzy walczyli w Wojsku Polskim i AK. Nieprzypadkowo: tu, w ruinach Zamku Miednickiego podstępnie aresztowani wyzwoliciele Wilna – akowcy byli przetrzymywani przez Sowietów przed wysyłką do łagrów…

Pamięta się w miednickiej szkole nie tylko o historii i tych, co odeszli, ale też dziś pracujących nauczycieli, rodziców, sponsorów. Obecna dyrektor szkoły pani Teresa Giniewicz (pochodząca z rodziny, w której zawód nauczycielski cieszy się szczególnym szacunkiem) potrafi bardzo serdecznie mówić i sprawiedliwie oceniać swoich współpracowników oraz przyjaciół. Pomaga jej w tym bez wątpienia iście chrześcijański stosunek do ludzi i tego, co robi. Pani Giniewicz jest osobą wierzącą (taką była zawsze, nawet przy „tamtej” władzy), wiarę swą ugruntowuje poznając jej tajniki, studiując pisma, obcując z ludźmi, dla których religia nie jest środkiem do osiągnięcia – niech nawet szczytnych celów, lecz istotą życia… Może to z dawnego obcowania z siostrami kazimierzankami, księżmi już przed wielu, wielu laty zrodzila się u pani dyrektor myśl przybliżenia szkole imienia św. Kazimierza. Już wtedy zaufanym osobom w szkole przynosiła literaturę religijną. A gdy już żadna władza nie mogła stanąć na drodze realizacji zamiaru, zapoczątkowała solidną pracę nad poznaniem życia i dziejów patrona. Wycieczki, prace, projekty, konkursy – wszystko to poprzedziło ten uroczysty dzień, kiedy to ksiądz proboszcz Andrzej Cyrański celebrował Mszę św. w szkole i wyświęcił szkolny sztandar. Ten sztandar to dzieło rąk sióstr benedyktynek, m.in. siostry Alicji. Jest piękny i tym cenniejszy, że ręce sióstr wykonały go z wielką miłością, bezinteresownie. Podczas uroczystości nadania szkole imienia patrona ten duch spływający od jego imienia: czystości, miłosierdzia, wiary starano się jak najpełniej przekazać zebranym. Ile to kosztowało trudu, wie tylko ten, kto chociaż raz wkładał serce i ogrom pracy w to, co uważa za sens życia. I chociaż upiększenie sali, ustawienie prowizorycznego ołtarza, uszycie strojów kosztowało wiele zachodu i środków (które wcale niełatwo się dziś zdobywa), efekt był warty włożonej pracy. Z okazji nadania szkole imienia, zostały też zrobione znaczki z imieniem patrona, godłem królewskim oraz otwartą książką wiedzy. Każdy uczeń i nauczyciel będzie od tego dnia nosił je przy szkolnym ubraniu. Pani dyrektor jest wdzięczna sponsorom, dzięki których hojności udało się je na czas zrobić i wcale nie żałuje godzin spędzonych w drodze między Wilnem i Miednikami zanim te symbole szkoły zabłysły złotem liter.

Najpiękniejsze nawet uroczystości jednak się kończą, a szkoła wraca do codziennego rytmu pracy. W swych dość przestronnych budynkach, do których szkoła kolejno się przenosiła w roku 1967 i 1980 obecnie naukę pobiera 130 uczniów i pracuje 23 nauczycieli: 2 z nich legitymuje się mianem metodyka, zaś 17 – starszego nauczyciela. Tak się w Miednikach szczęśliwie składa, że obok doświadczonych nauczycieli, legitymujących się kilkoma dziesiątkami lat pracy pedagogicznej, są nauczyciele młodzi, często absolwenci i ta symbioza młodości i doświadczenia doskonale zdaje egzamin. Dyrektor z jednakową serdecznością i ciepłem mówi o jednych i drugich, no, może z młodych jest szczególnie dumna: bo po pierwsze, wielu z kolegami sama wychowała, a po drugie cieszy się, że nie odchodzą, więc jest im tu dobrze i swą energię, wiedzę przekazują dzieciom.

Mówiąc o starszych współpracownikach pani dyrektor jest szczególnie uważna, z góry prosi o darowanie, jeżeli czyjeś nazwisko ominie, ceni przecież każdego. Oto małżeństwo państwa Stanisławy i Mieczysława Kłusowskich, którzy pracy pedagogicznej oddali odpowiednio 40 i 46 lat; państwo Genowefa i Zbigniew Androłojciowie już 29 lat nauczają dzieci polskiego i historii, ponadto pani Genowefa prowadzi szkolne muzeum. Niezwykle energiczna, o smukłej sylwetce, wicedyrektor, matematyk Irena Lebedewa oddała tej szkole 31 lat i tyleż praktycznie wynosi jej staż pracy, którą podjęła w 1974 roku po ukończeniu Wileńskiego Instytutu Pedagogicznego i z Podbrodzia przeniosła się do Miednik, by miejscowe dzieci uczyć matematyki. Matematyki, do której, wyznaje pani Irena, nie każde dziecko ma zdolności, lecz podstaw każde powinno się nauczyć. Miano metodyka posiada lituanistka Erika Kristina Taukiniene (tego roku wszyscy jej uczniowie zdali próbny egzamin z języka litewskiego) oraz nauczycielka klas początkowych Maria Naujokaitiene od 34 lat wychowująca najmłodszych uczniów szkoły. Wśród „weteranów” znalazły się polonistka Genowefa Żegaris (pracuje w Miednikach 35 lat), pani od fizyki Czesława Pietkiewicz (25 lat), absolwentka szkoły miednickiej z roku 1986, rusycystka Teresa Jasiulewicz, której uczniowie doskonale sobie radzą nie tylko na egzaminach ale też republikańskich olimpiadach.

Wszyscy wyżej wymienieni mogą być dziś dumni, że wychowali sobie godną zmianę. Krystyna Jurewicz w swojej szkole pracuje od 5 lat. Dziś pełni obowiązki dyrektora ds. gospodarczych i chociaż często kierownicy szkół chcą na tym stanowisku widzieć mężczyzn, to pani Giniewicz jest z jej pracy ogromnie zadowolona i wyznaje, że i na kilkoro mężczyzn Krystyny by nie zamieniła. Tak samo zresztą jak i Krystyny Boroszko, która tego roku ukończyła studia prawnicze na Uniwersytecie M. Romera, a w szkole pełni obowiązki sekretarki i naucza dzieci tańca. Sama tańczy wspaniale. Wraz z mężem (też byłym uczniem tej szkoły) uwielbiają taniec. Jak bardzo, niech świadczy fakt, że jeździli ubiegłego roku dwa razy tygodniowo do szkoły tańca do Wilna… To pod jej okiem dziś ćwiczy szkolny zespół ludowy „Przepióreczka” (założony przez Władysława Korkucia), którym się opiekuje do spółki z Alicją Iwińską – nauczycielką muzyki i śpiewu.

Młodzieńczym błyskiem oczu, serdecznym uśmiechem, dziewczęcą sylwetką i wyszukaną elegancją wyróżnia się już od 21 lat pracująca w szkole Iraida Własowa – starszy nauczyciel od niemieckiego i angielskiego. Pani Iraida pochodzi z dalekiego Archangielska – tam ukończyła szkołę i studia, a do Miednik przywiodła ją, oczywiście, miłość. Pani Własowa jest nie tylko wspaniałą nauczycielką, ale też autorem słowniczka-rozmówek angielsko-litewskich dla pracowników straży granicznej. Przecież Miedniki leżą na wyciągnięcie ręki od Białorusi, w strefie granicznej. Ponadto Iraida pięknie mówi po polsku, a jej dwaj synowie ukończyli polską szkołę w której pracuje mama. Z tym polskim to było tak: dla młodej nauczycielki słowa wypowiedziane przez starszą koleżankę „muszę w rozmowie z uczniami posługiwać się ich językiem” stały się zasadą. Pani dyrektor jest niezwykle dumna ze swej młodszej koleżanki. Tak samo zresztą rozpiera ją uczucie szczęścia, gdy zapoznaje mnie z pracującą w Miednikach sześć lat Krystyną Sławińską. Energiczna „młodzieżowa” nauczycielka miednickie dzieci uczy chemii i biologii.

Niestety, dzisiejsze życie nie rozpieszcza również mieszkańców tego dość odległego od stolicy osiedla. Po upadku zespołowych gospodarstw ludzie zostali bez pracy. Do Wilna codziennie jeździć jest za drogo, a na miejscu – starostwo, szkoła, parę sklepów, ot i cała oferta. Prawda, smutno się uśmiecha pani dyrektor, teraz nie ma problemu ze znalezieniem woźnych, palaczy, ludzie ciągle się pytają, czy aby ktoś się nie zwolnił. Trochę sytuację ratuje strażnica, ale to kropla w morzu potrzeb. Więc też i na materialną pomoc rodziców, jak dajmy na to w mieście, szkoła liczyć nie może. Wręcz przeciwnie – sama pomaga. Tu trzecia część dzieci dostaje nieodpłatne posiłki, niekiedy dary, pochodzące od przyjaciół. Prawda, zawsze szkoła może liczyć na starostę pana Boroszko, „swego” radnego w Radzie rejonowej pana Lecha Leonowicza, który jako przedsiębiorca również własnego grosza szkole nie skąpi: oto i teraz wraz z posłem Waldemarem Tomaszewskim opłacił materiały potrzebne do wykonania sztandaru szkoły.

Ponadto wprost wzorowo pracuje szkolna stołówka, którą prowadzi spółka pana Leonowicza. Od kilku lat wspiera też szkołę pan Wiktor Baniuk, którego spółka zaopatruje szkołę w węgiel. Znając potrzeby szkoły, pan Wiktor zawsze coś dla miednickich dzieci wygospodaruje. A przyjaciele z Diecezji Płocka w Polsce od kilku lat zapraszają uczniów klas starszych na wakacje.

Przez przypadek – szczęśliwy – szkoła zyskała też przyjaciół w Niemczech. Otóż przed dziesięciu laty jadącym z Białorusi Niemcom popsuł się w okolicy Miednik samochód. O pomoc zwrócili się do kościoła, do braci franciszkanów. Ci z kolei skierowali nieoczekiwanych gości do szkoły, gdzie znalazła się osoba znająca język niemiecki. Gdy przybysze zobaczyli jak ciężko ludziom w tej wsi żyje się, postanowili pomóc. Ta pomoc trwa już dziesięć lat. Współpraca z niemieckimi miasteczkami Breitenstein i Weil, leżącymi nieopodal Stuttgartu, która się rozpoczęła od przesyłania paczek z odzieżą i żywnością, stopniowo przerosła w wymianę dzieci. Już cztery razy dzieci z Miednik gościły u swych niemieckich przyjaciół. Ubiegłego roku również dzieci z Niemiec na czele z panem Jorgiem Lehmannem zawitały do Miednik. W wyniku na szkolnych korytarzach pojawiły się tzw. „ściany przyjaźni”, na których dzieci w kilku językach pisały to, co jest dla nich najważniejsze, rysowały… Współpraca z przyjaciółmi z Niemiec zaowocowała też wyposażeniem pracowni, a dla mieszkańców osiedla dzięki niemieckim przyjaciołom rower stał się dostępny w każdym domu. Oto jakie „skutki” może mieć nawalenie samochodu…

W naszej rozmowie pani dyrektor ciągle wraca do spraw duchowych. Jest bowiem przekonana, że tylko człowiek bogaty duchowo może tworzyć i siać wokół dobro. Nie na próżno w swych prośbach do patrona – św. Kazimierza – dzieci kierowały też taką: „Prowadź nas, św. Kazimierzu, drogą woli Pana!” Wygląda na to, że patron miał już dawno w swej opiece miednicką szkołę, bowiem to wśród jej absolwentów – spośród wielu szlachetnych zawodów – byli trzej księża. Niestety, dziś jest ich tylko dwoje. Wielka szkoda, że zostali skierowani do pełnienia roli duszpasterzy w odległej Kłajpedzie… Lecz w szkole o nich się pamięta i stawia obecnym uczniom za wzór.

Janina Lisiewicz

Wstecz