Rok 2006 „pod znakiem” H. Sienkiewicza

Ach te Paludy, te kimeryjskie mroki...

Dokończenie. Początek w nr 6 br.

„Syn Żmudzi” (z cienką drwinką...)

Edward Janczewski, mąż Dzinki, o dziesięć lat od niej starszy (rówieśnik Henryka Sienkiewicza), poślubił ją z wielkiej miłości... Wnuczka Henryka Sienkiewicza, Maria Korniłowiczówna w swej książce pt. „Onegdaj...” pisze o nim tak:

„Ten Żmudzin, na serio parający się nauką, był profesorem botaniki na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Własna rodzina bardzo mu to miała za złe, bo choć w Galicji był już ktoś, kto odważył się pierwszy przełamać wielkoziemiańskie przesądy – myślę oczywiście o Stanisławie Tarnowskim – to dla zasiedziałych panów braci z Litwy rzecz była ciągle jeszcze gorsząca i niesłychana. Ciotka Edwarda Janczewskiego na zwróconą sobie przezeń uwagę, że jej nieletni synowie coś źle się obracają, odrzekła z wyższością:

Nie bój się, profesorami uniwersytetu nie zostaną!

Chciałbym, aby zostali przynajmniej studentami – odparował.

Bardzo zakochany w pannie Jadwidze, nie miał żadnych trudności ze strony jej rodziców [Kazimierza i Wandy Szetkiewiczów]”.

Edward Janczewski był profesorem, dziekanem i rektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego, członkiem Akademii Umiejętności i Towarzystw Naukowych w Cherbourgu, Paryżu i Edynburgu. Pogrążony w zajęciach dydaktycznych, pochłonięty badaniami nad anatomią i fizjologią roślin, nie miał praktycznie czasu na życie towarzyskie, literaturę. W czasie wakacji letnich wyjeżdżał z żoną (Dzinką) do rodzinnych Blinstrubiszek, gdzie gromadził eksponaty roślinne, dochodząc do zbioru ponad 600 gatunków i odmian roślin kwiatowych, co znacznie wzbogaciło wykaz flory Żmudzi.

„Edward ma się dobrze. Zmienia skórę jako wszystkie gadziny na wiosnę, czytuje zaciekle „Czas” i wszelkie pressy, wyuczając się najpiękniejszych ustępów na pamięć i zagłębiając się w politykę tak, że gdy np. p. Krasińska nadchodzi i mówi mu – „Dobry wieczór”, on nie podnosząc oczu od gazety pyta wielkim głosem – „Gdzie?” – donosił „miłej Ziabie” Henryk Sienkiewicz o „prowadzeniu się” jej męża, przebywającego razem z pisarzem w tym samym czasie w uzdrowisku w Kaltenleutgeben (z listu z dnia 27 czerwca 1892).

Z dalszych partii listu Sienkiewicza wynika, że to „prowadzenie się” męża Dzinki dotyczy właściwie nie tyle jego, co... kwiatów:

„Po obiedzie grywa się w winta, spacerujemy wszyscy razem. [...] Po drodze herboryzacja. Il parait, że wszystkie przelaszczki i prymule prowadzą się nader lekko, Edward bowiem co chwila znajduje egzemplarze powstałe w sposób nielegalny z pobliskich różnogatunkowych kwiatów, na który to widok wybucha śmiechem. Ja zaś mówię: „Odwieczne prawo! Najnaturalniejsze, najsilniejsze – nawet kwiaty! Miłość, ach miłość, panno Katarzyno!”

Z czego wniosek, że źle się prowadzić jest to dobrze się prowadzić, czego sobie i Wam życzę.

A jeśli chodzi o powstrzymanie się – tedy radzę się powstrzymać – aż do mego przyjazdu!”.

Tym „roztargnionym po profesorsku” Edwardem, Sienkiewicz często posługiwał się w sprawach rzeczowych, konkretnych: a to uregulowanie jakichś rachunków, a to dylematy z załatwieniem stypendiów dla jakichś protegowanych, a to... Czego świadectwem – listy Sienkiewicza do „Kota Szarego”, „Miłej Żaby”, Kochanej Dzinki...

„Napisz mi, kiedy będziecie w Krakowie. Chciałbym posłać Edwardowi dokument z Kasy Oszczędności i prosić go, by poodcinał kupony od dziecinnych pieniędzy i oddał mateczce. Com miał swego w kasie, tom wycofał, ale od dziecinnych jest kupon na październik, zatem już powinien był być odcięty. Prócz tego poproszę go o odebranie mojego procentu za naftę – i za przedruki z „Czasu”. (Z listu do Jadwigi Janczewskiej z dnia 7 października 1892).

„Kochany Edwardzie

Powiedz w Redakcji, że oryginał posyłam dlatego, by list po polsku dany był tak, jak go napisałem” (Z listu Sienkiewicza do Edwarda Janczewskiego z dnia 1 kwietnia 1895).

„Kochany Edwardzie

Zobaczywszy się z Tomkowiczem, bądź łaskaw prosić go ode mnie, by obliczył wszystko do części piątej włącznie, co wyszło z „Quo vadis” – i należność odesłał mi najlepiej do „Słowa” (Warecka 15), bo redakcje nie mają kłopotu z odbiorem” (Z listu pisarza do Edwarda Janczewskiego z 28 października 1895).

„Na ręce Edwarda przyjdzie może niebawem 15 000 rs. dla mnie za tanie wydanie powieści historycznych. Ze względu na cenzurę i rząd nie trzeba o tym mówić” (Z listu Sienkiewicza do Jadwigi Janczewskiej z dnia 8 lutego 1896).

W listach do „Kochanej Mgły”, „Najmilszej Dzinki”, „Ziaby” czasem pamiętał, by Edwardowi przekazać ukłony. Najczęściej pozdrawiał dwóch Edwardów – Dużego i Małego (albo, jak pisał – Starszego i Młodszego. Duży, Starszy – to prof. Edward Janczewski, Mały, Młodszy – to syn Edwarda i Jadwigi Janczewskich (dwuimienny – Edward Walery). W 1898 roku, z okazji ich imienin, w jednym z listów do „Kochanej Dzinki”, Sienkiewicz składał im takie oto życzenia:

„Edwardowi Starszemu życzę prócz zdrowia i pomyślności (któż by nie życzył pomyślności, chyba ten, kto by jej nie pragnął dla siebie) – wielkiego ogrodu pod Krakowem (włók 20) z owocami jak w Zanzibarze. [...] Edwardowi Młodszemu życzę, by był zdrów, mocny i by utył. Styl bizantyński ma także swoje zalety, czego dowodem okrągła Św. Zofia. Potem niech wyrośnie, a tymczasem ściskam go, tj. nie styl bizantyński, ale Edziusia i życzę mu, żeby był dzielnym chłopcem”.

W wilię imienin Edwarda, w roku dla niego osobliwym (1901), Henryk Sienkiewicz, składając mu najserdeczniejsze życzenia, pisał:

„Kochany Edwardzie

Posyłam Ci parę ustępów prozy uroczystej – starałem się o język piękny i periody okrągłe. Trzeba tylko pięknie wygłosić. Ściskam Cię”.

Edward Janczewski został w roku akademickim 1901/1902 rektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Mowę rektorską, którą wygłosił 7 grudnia 1901, napisał mu Henryk Sienkiewicz.

Parę dni później Sienkiewicz pisał do „Kochanej Ziaby” w odpowiedzi na jej list:

„Cieszę się, że Edwardowi przypadła do smaku moja mówka. Obawiałem się, nimem ją zaczął, jak wypadnie, a to z powodu kuracji mlecznej, której od niejakiego czasu oddaję się z wytrwałością godną lepszej sprawy. Co może powstać z mleka prócz sera?”

Takich to Jagiełło „z mroków dzikości wydobywał...”

Prof. Edward Janczewski, „syn Żmudzi”, „z kimeryjskich mroków” był narażony nie tylko na delikatne drwinki giętkiego w języku członka rodziny, autora „Trylogii”. Docięło mu z „tym synem” takoż poważne i liczne grono profesorskie, koledzy z jego Alma Mater. Czego świadectwem – wyjątkowy dokument. (Obok – publikuje się po raz pierwszy; udostępniony autorce niniejszego tekstu przez Szymona Janczewskiego – „z tych” Janczewskich):

...Wśród składających podpisy pod tym Adresem widnieje także nazwisko krajana prof. Edwarda Janczewskiego – Juliana-Talko Hryncewicza, wybitnego antropologa...

Tak to żegnano się z kolegą, rektorem, „synem Żmudzi” (przez ileż to przypadków ten „syn” w tekście – z cienką drwinką – odmieniany!). Żegnano się z jednym z potomków „synów Litwy”, których „chciał król Jagiełło przez swój Uniwersytet poprzeć i oświecić, wywieść ich z mroków dzikości ku światłu nauki i kultury”’.

Że prof. Edward Janczewski „biegł po świecie, jak po łące, a znał tylko kwiecie miłe i piękne” – to było po trosze prawdą. Taką miał pasję. A może w świat „tego kwiecia” schronił się z innych powodów, może z nadmiaru doświadczeń doznanych w dzieciństwie i wczesnej młodości? Co o nim właściwie wiedzieli? „Synem byłeś Żmudzi a przypadł Ci nie lada zaszczyt, że nazwisko Twe rodowe uwiecznił Mickiewicz w wierszu, sławiącym gorącą miłość ojczyzny i cierpienia szlachetne jednego z Twych przodków”.

Tym „jednym z przodków” rektora UJ, Edwarda Janczewskiego, był jego ojciec – Cyprian Michał Janczewski.

Edward Franciszek Janczewski (drugie imię nadano mu na cześć dziadka) urodził się 15 grudnia 1846 w Blinstrubiszkach na Żmudzi. Zanim przeniósł się do Krakowa, był kandydatem nauk przyrodniczych Uniwersytetu Petersburskiego, skąd z łaski monarszej został pierieczislien w Awstrijskoje poddanstwo.

Ile wysokich osób musiało na tę carską decyzję wpłynąć? Janczewski – nie było to w Rosji „dobre nazwisko”... Proces „Promionków” i „Czarnych Braci” pamiętano tam jeszcze bardzo długo...

Cyprian Janczewski, jeden z bohaterów Mickiewiczowskich „Dziadów”

Wywiedli Janczewskiego; poznałem,

oszpetniał.

Sczerniał, schudł, ale jakoś dziwnie

wyszlachetniał.

To o nim, o Cyprianie pisze Adam Mickiewicz w „Dziadach” cz. III. Cyprian Michał Janczewski razem z Janem Prosperem Witkiewiczem, uczniowie gimnazjum w Krożach na Żmudzi, byli założycielami związku „Czarnych Braci”, powstałego w październiku 1823, po aresztowaniu i wywiezieniu do Wilna nauczyciela gimnazjum kroskiego, filomaty Jana Sobolewskiego, w wyniku procesu akademickiej młodzieży wileńskiej, prowadzonego przez senatora Nikołaja Nowosilcowa. (Sobolewski został osadzony w Wilnie w więzieniu u Bazylianów, gdzie już zastał Adama Mickiewicza, Antoniego Freyenda, Adolfa Giedroycia, księdza pijara Józefa Kalasantego Lwowicza, Adama Suzina i Aleksandra Chodźkę).

Według Władysława Jewsiewickiego, związek „Czarnych Braci” właściwie nie miał konkretnego planu działania ani nawet regulaminu. Powstał ekspromptu. Zrzeszonym w nim młodym ludziom chodziło przede wszystkim o znalezienie sposobu przyjścia z pomocą ich nauczycielowi, Sobolewskiemu oraz innym, więzionym w Wilnie filaretom, wśród których był i Adam Mickiewicz – wcześniej nauczyciel Cypriana Janczewskiego w gimnazjum kowieńskim.

Niestety, tajny związek „Czarnych Braci” został rychło wykryty i rozpętała się prawdziwa burza. Nowosilcow wysłał do Kroż specjalną komisję śledczą na czele z Leonem Bajkowem. Komisja ta zaczęła swe urzędowanie od przesłuchania Cypriana Janczewskiego, który z początku stanowczo odmawiał wszelkich zeznań. Dopiero pod wpływem licznych aresztowań, „nie mogąc znieść, nie mając serca do tyla skamieniałego, aby ścierpieć łzy tylu niewinnych osób”, przyznał się do wszystkiego.

Po skończeniu śledztwa, sześciu uczniów i jednego nauczyciela gimnazjum kroskiego wywieziono do Wilna. Uczniowie zostali osadzeni w różnych więzieniach wileńskich. Janczewski – w klasztorze u Bazylianów. Witkiewicza osadzono w klasztorze Karmelitów Bosych, Iwaszkiewicza i Suchockiego u Misjonarzy, Zielenowicza i Pieślaka – w kolegium ojców Pijarów.

6 stycznia 1824 Wielki Książę Konstanty mianował członków sądu wojennego w składzie dwóch oficerów i audytora. Na przewodniczącego wyznaczył barona generała Grigorija Rozena. Sądowi nakazano sądzenie z całą surowością prawa.

Sąd toczył się pod nadzorem Nikołaja Nowosilcowa. „...Sprawie uczniów gimnazjum kroskiego nadano szeroki rozgłos, a dochodzenie zostało rozciągnięte na cały powiat rosieński, do którego Kroże należały. Chodziło o zastraszenie społeczeństwa, bo przecież sama krótka w czasie akcja uczniowska, zdławiona w zarodku, nie była aż tak groźna dla carskiego porządku” (Władysław Jewsiewicki, „Batyr”).

Po procesie, w dniu 28 lutego 1824 zapadł niezwykle surowy wyrok. Na karę śmierci skazano Janczewskiego i Witkiewicza, pozostałych na dożywotnie ciężkie roboty i zesłanie na Sybir.

Wielki Książę Konstanty złagodził kary. Janczewski i Zielenowicz otrzymali po dziesięć lat robót fortecznych w kajdanach, w Twierdzy Bobrujskiej. Witkiewiczowi, z powodu młodego wieku, darowano życie, razem z Pieślakiem, Iwaszkiewiczem i Suchockim został on skazany na odbywanie służby w szeregach garnizonów na linii orenburskiej, bez prawa awansu, z odesłaniem do miejsca przeznaczenia w kajdanach. Nauczyciela Paszkiewicza skazano na dwa lata w Twierdzy Bobrujskiej.

8 marca 1824 nastąpiło wywiezienie skazanych „Czarnych Braci” z Wilna do miejsc przeznaczenia. Na tajne polecenie Wielkiego Księcia Konstantego, Nowosilcow rozkazał policji wileńskiej zebrać informacje o nastrojach ludności miasta podczas wywożenia uczniów ze Żmudzi.

„Dnia 8 marca w południe – czytamy w doniesieniu policji – odbyło się, zgodnie z wyrokiem, wyprawianie do miejsc przeznaczenia przestępców Janczewskiego, Zielenowicza i nauczyciela Paszkiewicza. Zajęło to nieco czasu; tymczasem zebrał się ogromny tłum ludzi, który odprowadził więźniów od głównego odwachu aż za Ostrą Bramę. Na spotkanie ich przybyło aż 15 powozów prawdopodobnie osób zainteresowanych losem przestępców. Tegoż dnia o godzinie 11 przed północą wysłano pozostałych, to jest Witkiewicza, Pieślaka, Suchockiego i Iwaszkiewicza, odprowadzał ich tłum znacznie jeszcze liczniejszy.

Wysłanie więźniów odbyło się w zupełnym porządku i bez zakłóceń spokoju. Przestępcy podczas wywożenia, a nawet w czasie okuwania w kajdany, nie okazywali najmniejszej skruchy i byli zupełnie obojętni na los, jaki ich spotkał. U odprowadzających znać było współczucie, w szczególności zaś spostrzeżono ojca Janczewskiego, który stał w pewnej odległości od pojazdu syna, przejęty najdotkliwszą boleścią. [...]”

...Po powrocie z Twierdzy Bobrujskiej, Cyprian Janczewski sprawował funkcje marszałka szlachty powiatu rosieńskiego.

Ocalałe archiwum domowe Janczewskich

Wszystko to się gromadziło pod dachem dworu w Blinstrubiszkach. Archiwum zawierało metryki rodzinne, testamenty, akta z czasów sprawowania przez Cypriana Janczewskiego urzędu marszałka szlachty, dokumenty z różnych procesów i in. Szczególnym pietyzmem otoczona była korespondencja związana z zesłaniem Cypriana Janczewskiego: listy Cypriana do rodziców, korespondencje różnych wpływowych osób, starających się o złagodzenie wyroku w procesie „Czarnych Braci” oraz korespondencja urzędowa z kancelarii Nowosilcowa z jego podpisem.

Druga wojna światowa, okupacje Litwy przesądziły o losie Blinstrubiszek i ich właścicieli. Niewiele ocalało z pamiątek dawnego dworu. Niewiele, ale i wiele zarazem, a najważniejsze – znaczna część archiwum domowego, będącego w posiadaniu jednego „z tych” Janczewskich – Szymona, syna Henryka a stryjecznego prawnuka prof. Edwarda Janczewskiego.

Materiał dokumentalny, epistolarny, udostępniony niżej podpisanej przez Szymona Janczewskiego (zamieszkałego w Polsce), może niejednego historyka wprawić w stan szczerego zdumienia: jakim cudem udało się to ocalić, zachować?

Treść listu Józefa księcia Giedroycia pisanego do ojca Cypriana Janczewskiego – Franciszka, sędziego granicznego powiatu rosieńskiego – sygnowanego znamiennym miesiącem i rokiem, w którym toczył się proces „sprawy kroskiej” odsłania rąbka tajemnicy w związku z ułaskawieniem Cypriana:

Jaśnie Wielmożny Mości Dobrodzieju!

Żądanie JWWMości Dobrodzieja z nayszczerszą dopełniłem ochotą, a wdzięczny, że mnie raczyłeś podać sposobność uczynienia Jemu małey tey przysługi życzę naygorliwiey żeby była skuteczną. – Proźbę ułożyłem podług własney mey myśli, tak jakbym ją w takim razie dla swojego pisał Syna, korzystając w tey mierze zdanego mnie pozwolenia, bo się mnie zdaje że o nic więcej jak o przebaczenie prosić nie wypada, zostawując resztę Samemu Monarsze. –

Chciey JWWMościPan Dobrodziey przyjąć upewnienie rzetelnego upoważenia z jakim zostaję Jego nayniższym Sługą

JózefksiążeGiedroyć Jagminiszki 3/15 stycznia 1824

Następny list księcia Giedroycia do Franciszka Janczewskiego pisany w 1829 roku (już w czasie kiedy syn Franciszka, Cyprian Janczewski przebywał w Twierdzy Bobrujskiej) dotyczy próśb adresowanych bezpośrednio do Cara i Wielkiego Księcia Konstantego „w sprawie” Cypriana:

Jaśnie Wielmożny Mości Dobrodzieju!

Posyłam Panu żądane wzory proźb do Cesarza i Wielkiego Xięcia – dlatego musiałem szczędzić kwiatów retorycznych i kadzideł, bo pisząc do tych Nayjaśnieyszych osób naybardziey idzie o krótkość. Jeżeli się więc owe wzory podobają trzeba w przepisywaniu onych nayściśleyszą zachować dokładność dla czystości języka. Sam na czysto ich nie pisałem bo W Xiąże zna dobrze móy charakter. To jedno mogłoby może zły skutek sprawić. - Co się tycze Xiężny Łowickiey, pisanie do niey byłoby zupełnie daremnem bo wiem naypewniey że się w żadne podobne nie wdaje interessa, bo Wxiąże pomimo całego do niey przywiązania, tego nie lubi –

Jestem zawsze z wysokiem upoważeniem

[.........]

Nayniższym Sługą

Giedroyć

Jagminiszki 20 kwietnia 1829

Skutki tych „wzorów proźb” autorstwa Józefa księcia Giedroycia były ewidentne, skoro Cyprian Janczewski nie tylko uniknął kary śmierci, ale i też pięć lat później zezwolono mu na widzenie się i obcowanie z ojcem, Franciszkiem Janczewskim, który pojechał do syna, do Bobrujska. O tym spotkaniu Cyprian donosił w liście (bez daty) matce:

Nayosobliwsza o Mamo!

Doczekałem tak miłego i pożądanego momentu, żem uyrzał Kochanego Oyca, po tem długim niewidzeniu się. – Przez ten czas cały na kwaterze Papy mieszkałem. Odebrałem List od Kochaney Mamy przy rozmaitych posyłkach, zaktóre nieskończone wielkie podziękowanie – świadczące o moim dla Mamusi Kochaney uszanowaniu i synowskim przywiązaniu. – Niemam się czego tłumaczyć obficiey, bo chybabym niemógł wysłowić, to przywiązanie i wdzięczność wielką tak Szanownym winienem Rodzicom [...]

Na zakończenie tego niezwykle wzruszającego listu, Cyprian Janczewski, składając raz jeszcze wyrazy serdecznej wdzięczności matce i ojcu, porównuje swe wobec nich uczucia do ziarnka orzecha pozbawionego ochronnej łupiny. Bo zdaie mi się, że ziarnko nawet dobyte z orzecha stłuczonego, gdyby miało rozum i serce, miałoby niezawodnie czułość dla swoiey pierwszey łupienki [...]

Szymon Janczewski – w swoich posiadłościach w roli... gościa

Strażnik tych bezcennych pamiątek rodzinnych w postaci listów i bogatego materiału ikonograficznego, „późny wnuk” „tych Janczewskich”, Szymon Janczewski co roku przyjeżdża na Żmudź, do Blinstrubiszek, Jukojń, Dzierżan – majątków jego antenatów. Na tej swojej od pokoleń ziemi za każdym tu pobytem doznaje wstrząsających przeżyć. Nie z własnej woli jest przymuszony poczuwać się tu w roli gościa...

... Blinstrubiszki... Z dworskich zabudowań ocalała tam tylko oficyna. Dom – niemal do reszty zmieciony z powierzchni ziemi, pozostały jego żałosne resztki. Że te Blinstrubiszki bezpośrednio wiążą się z bohaterem Mickiewiczowskich „Dziadów”, że tutaj się urodził, mieszkał, a potem spędzał wakacje letnie i pracował rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, prof. Edward Janczewski? Że w tym dworze często przebywał z wizytami towarzyskimi wybitny poeta litewski Maironis? – kogo to dziś, z wyjątkiem Rodziny Janczewskich, może obchodzić?

Czy był tu Henryk Sienkiewicz?

Wolno przypuszczać, że był. Ale – który? A może obaj gościli w Blinstrubiszkach, czego świadectwem napomknienia w listach autora „Potopu” do Rodziny – syna Henryka i szwagierki, Jadwigi Janczewskiej.

Nie paliło mu się „do tej Żmudzi”, „tych Paludów, kimeryjskich mroków”, to prawda. Za to synowi (również Henryka) „te Paludy” musiały wyjątkowo przypaść do serca.

„Ogromnie mi się nie podoba projekt wyprawy Henia na Żmujdź. Co to za sens, by mając parę tygodni nie spędził ich z babunią i z nami, tylko odjeżdżał w dalekie strony, narażał się na uciążliwą podróż, długą drogę końmi, zaziębienia etc...” (Z listu Henryka Sienkiewicza do Jadwigi Janczewskiej, pisanego z Warszawy 2 grudnia 1904).

* * *

Anno Domini 2006. Praprawnuk w prostej linii Cypriana Janczewskiego, Szymon Janczewski, jak co roku, wybiera się na kochaną Żmudź. Na ziemię swoich dziadów i pradziadów, do majątków, które ma nadzieję kiedyś odzyskać...

Alwida A. Bajor

Wstecz