Wileńskie spotkania z Barbarą Wachowicz

Sól ziemi naszej

W czerwcu tego roku znowu zawitał w wileńskie progi jakże miły nam gość – Barbara Wachowicz, by się spotkać ze starymi i nowymi przyjaciółmi w monodramie Vivat Pan Moniuszko, a także w szkołach polskich ze szczególnie bliską jej sercu młodzieżą harcerską. W wileńskiej podróży pisarce towarzyszyła i podróż tę sponsorowała Wiesława Sowadska, mieszkająca obecnie w Bostonie, a ongiś wieloletnia dyrektorka muzeum Jana Kasprowicza w Zakopanem.

Po raz pierwszy do Wilna pisarka przyjechała w 1961 roku. Był piękny słoneczny sierpień, kiedyśmy ledwo świt śpieszyły przez senne jeszcze Wilno, by zdążyć na autobus do Nowogródka i dalej, tam, gdzie „Świteź jasne rozprzestrzenia łono w wielkiego kształcie obwodu”. Nie wiem, czy była to pierwsza podróż śladami wielkich rodaków sławnej dziś pisarki, a wówczas młodziutkiej szczupłej jak trzcinka dziewczyny, w puszystych, bardzo wówczas modnych moherach (oczywiście, fioletowych!), ale śladami Mickiewicza – z pewnością. Właściwie trudno określić tę podróż jako pierwszą – tak dużo o tej Mickiewiczowskiej Wileńszczyźnie wiedziała. Pamiętam, jak się obruszyła, kiedy nazwałam zaułek Bernardyński ulicą Literacką, bo tak się wówczas nazywał. (Po 45 latach zamieszkała w maleńkim przytulnym hoteliku już nie na Literackiej, tylko w zaułku Bernardyńskim). Pamiętam też inne jej pytanie-sól na otwartą ranę: Dlaczego w Wilnie nie ma pomnika Mickiewicza? Nie wiedziałam, dlaczego nie ma, wiedziałam jednak, że to nie jest normalne, więcej: ten brak pomnika osobiście mnie obrażał i upokarzał... Był chłodny, wyjątkowo wietrzny dzień 18 kwietnia 1984 roku, w którym odbyło się bardzo dziwne, milczące, pozbawione jakichkolwiek elementów uroczystości, odsłonięcie pomnika Mickiewicza. Wraz z córkami i potarganymi przez wiatr kilkoma różami podeszłam do stojącego z boku rzeźbiarza Gediminasa Jakubonisa To jemu należą się – powiedział. (Podszedł i położył je przed pomnikiem. Rozległy się oklaski zebranych wokół ludzi. I to było wszystko). A mnie... spadł z serca wieloletni kamień upokorzenia. Dlatego tak bardzo lubię ten pomnik, choć zdania na temat jego urody są podzielone. Nie wszystkim się podoba ten nie-wieszcz, nie-wygnaniec „w płaszczu pielgrzyma na wietrze rozpiętym”, a filomata, w przyszłość wpatrzony, o przełamaną kolumnę wsparty, niby w przeczuciu, że wkrótce jak ta kolumna, przełamie się jego życie na dwie jakże różne połowy...

Potem było więcej podróży Barbary Wachowicz śladami wielkich Kresowian – Kościuszki, Słowackiego, Orzeszkowej, Sienkiewicza, Kasprowicza, Moniuszki, Wańkowicza. Nie wszyscy bohaterowie jej książek pochodzą z Kresów (Krasiński, Żeromski, Reymont, Szopen), wydaje się jednak, że tych, którzy w różnych okresach na obrzeżach Rzeczypospolitej wiernie trwali w polskości i innych tego uczyli, darzy szczególnym szacunkiem, podziwem i miłością. I tych Wielkich Martwych i nas, maluczkich, żyjących dziś. Dociera do nich piórem, kamerą, żarliwym słowem. A miłość, wiadomo, pragnie widzieć to, co dobre i piękne, więc i my, widziani jej oczyma, jesteśmy trochę lepsi. Na pytanie, dlaczego Kresy, ich duch, kultura, język są dla pisarki tak ważne, odpowiada:

– Wspomnijmy, czyją była kolebką. Mickiewicz i Słowacki, Piłsudski, Kościuszko, Traugutt, Moniuszko, Szymanowski, Paderewski. Ta kresowa kraina, nazwana przez autora liryk lozańskich ojczyzną myśli mojej, dała im glebę, na której wyrośli... Żadna z moich podróży (włącznie z amerykańskim szlakiem zwycięstw Kościuszki, liczącym 27 tysięcy kilometrów) nigdy nie przyniosła takich wzruszeń, jak wędrówki kresowymi tropy...

Podlasie, gdzie się pisarka urodziła we wsi Krzymosze-Bajki, w domu, przepojonym patriotyzmem, powstańczymi, a potem akowskimi wspomnieniami i opowieściami, to też Kresy. Podobna do naszej przyroda, podobni ludzie, podobna droga dziejowa. Tyle że droga ta, rażona piorunem złowieszczej Konferencji Jałtańskiej rozwidliła się, rozbiegła wzdłuż Bugu w dwie strony. Tak oto nie my odeszliśmy od ojczyzny, tylko ona od nas z falami Bugu odpłynęła. No i staliśmy się nie tylko mieszkańcami innego kraju, ale i w trybie przymusowym, bez naszej na to zgody, jego obywatelami. Różnie, nieraz bardzo tragicznie, potoczyły się potem losy nowych obywateli Związku Radzieckiego, mieszkańców ziem zaburzańskich. Wszystkich, nie tylko Polaków, choć nam było najtrudniej. Zawsze jednak, choć oddzieleni granicą, którą tak trudno było w pierwszych dziesięcioleciach po wojnie przekroczyć, byliśmy i pozostaliśmy Polakami. Utrzymywały nas w tej polskości tradycje wyniesione z domu, wiara ojców. Myślę jednak, że przede wszystkim słowo ojczyste.

Kresy podlaskie i umiłowany dom rodzinny Barbary Wachowicz zostały na szczęście po tamtej, polskiej stronie. Pisarka, choć od dziesięcioleci mieszka w Warszawie (jeśli akurat „mieszka” a nie gania gdzieś po świecie w poszukiwaniu śladów wielkich Polaków), nadal czuje się kresowianką, choć Warszawa również stała się bliska jej sercu. I chyba z wzajemnością, czego świadectwem jest (!) ostatnia zaszczytna nagroda: przyznawany od 1918 r. tytuł honorowego obywatela Warszawy. Jako honorowa obywatelka znalazła się pani Basia w wielce szacownym towarzystwie: Józefa Piłsudskiego, Marii Curie-Skłodowskiej, Ignacego Paderewskiego, Stefana Starzyńskiego, prymasa Stefana Wyszyńskiego, Jerzego Waldorffa, Jana Pawła II. Dosłownie za kilka dni, 30 lipca ma się odbyć na Zamku Królewskim uroczyste wręczenie tej nagrody. Gratulujemy i cieszymy się!

Pisarka, której wielostronne talenty walczą o lepsze z niesłychaną wręcz pracowitością (bodaj tylko Kraszewski potrafił, podobnie jak Barbara, pracować 25 godzin na dobę) ma też wiele zaszczytnych tytułów i nagród: Mistrzyni Mowy Polskiej, Krzyżu Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski, laureatka: Nagrody „Edukacja XXI”, Orderu Uśmiechu, Złotego Mikrofonu, Srebrnego Asa Literatury Polskiej, Orderu „Polonia Mater Nostra Est”, I Nagrody Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej, laureatka Nagrody Złotego Mikrofonu, przyznawanej przez Polskie Radio oraz wiele innych. Dziennikarze obdarzyli ją tytułem Ministra Patriotyzmu i Ministra Dziedzictwa Narodowego. Ona sama lubi przedstawiać się innym tytułem, najbliższym jej sercu: Basia z Podlasia. Ta na pierwszy rzut oka efektowna rymowanka w gruncie rzeczy kryje głębokie treści: nie tylko szczere przywiązanie do domu rodzinnego, jego patriotycznych tradycji, ale i więź najgłębszą z tym maleńkim skrawkiem wielkiego świata, który jest dla każdego człowieka jego najściślejszą ojczyzną. Przywołajmy tu piękne słowa ulubionego pisarza pani Basi (właściwie jesteśmy z nią od prawie pół wieku po imieniu, ale wrodzona skromność nie pozwala mi się tym chwalić) – Stefana Żeromskiego: Każdy ma swoje miejsce ulubione w dzieciństwie. I to jest ojczyzna duszy. Wierność – to cecha, którą ceni najbardziej i która, oczywiście, poza wielu talentami, jest również jej główną cechą. Stąd przepiękny, wzruszający i ściskający za serce cykl powieściowy o bohaterskich dziejach harcerstwa polskiego, batalionach „Zośka” i „Parasol”, Szarych Szeregach połączony jest wspólnym tytułem: Wierna rzeka harcerstwa.

Książki Barbary Wachowicz: Malwy na lewadach (3 wydania), Filmowe przygody małego rycerza (3 wydania), Ciebie jedną kocham, Ogród miłości, Ziemia uroczna – o Żeromskim, Czas nasturcji, Ścieżkami Kasprowicza, Dom Sienkiewicza, Marie jego życia (kilka wydań), Nazwę Cię Kościuszko, Ty jesteś jak zdrowie (2 wydania), album W ojczyźnie serce me zostało, Wigilie polskie – widowisko od kilku lat grane w Teatrze Wielkim im. St. Moniuszki w Poznaniu, 5-tomowy cykl Wierna rzeka harcerstwa. Ponadto liczne wystawy, spektakle, audycje telewizyjne, prelekcje, stające się zazwyczaj przepięknymi koncertami jednej aktorki.

Czytelnicy Marii jego życia, książek o Żeromskim, Kasprowiczu, wreszcie – wzruszającego cyklu o harcerzach polskich znajdują na ich łamach ludzi pięknych, mądrych, szlachetnych, pozbawionych jakichkolwiek wad. Czy tacy byli naprawdę? I tak, i nie. Tak – bo wszystko to, o czym pisze autorka, jest opartą na dokumentacji, wnikliwych badaniach literackich i historycznych szczerą prawdą. Nie – bo ludzie są tylko ludźmi i nawet tym największym, najszlachetniejszym nie są obce jakieś przywary, słabości. Jednak otaczamy ich czcią i podziwem nie za te słabości, a za to, co zrobili, co zostawili po sobie nam i kulturze polskiej. Barbara Wachowicz tak o tym mówi:

Ufam, że moje książki historyczne zasługują na miano rzetelnego komentarza. Oczywiście, wybieram to, co w mych bohaterach najpiękniejsze, najcenniejsze, wbrew przedziwnej manii i modzie, by, jeśli już mowa o którymś z naszych wielkich – eksponować wyłącznie to, co może świadczyć o jego małości. Jestem przeciwniczką tytłania ich w błocie, węszącego szperania w zakamarkach ich biografii, byle tylko wydobyć coś, co ich może zdeprecjonuje, często gęsto garnirując tak kreślone sylwetki niczym nieudokumentowanymi kłamstwami.

Każdy z wielkich miał chwile swego mroku, w przypadku Mickiewicza to cała tragiczna epoka urzeczenia, opętania Towiańskim – w znacznej mierze wynik koszmaru emigracji, który, jak rzekł celnie autor „Dziadów”, wyrdzawia duszę...szargana jest pamięć takich wielkich Polaków, jak Kościuszko, Sienkiewicz... Były w ich życiorysach sprawy tragiczne, bolesne, zagmatwane, nie było podłości. Bo nawet wielkość dzieła nie usprawiedliwia podłości żywota.

Ukazywanie sylwetek wielkich Polaków to jedno skrzydło Twojej twórczości, drugim – powiem może nieco górnolotnie, ale metafora ta mi się wydaje być bardzo bliska prawdy – opiekuńczo, z miłością otaczasz młodzież. Przecież to nie tylko książki o bohaterskich dziejach harcerstwa polskiego, ale i liczne spotkania z młodzieżą, kominki w harcówkach. Ciągle czytamy i słyszymy o złej młodzieży, a wokół Ciebie tyle jest dobrych, mądrych, wartościowych. Co jest tym magnesem, że tak do Ciebie lgną?

Młodzież zawsze była wspaniała, szlachetna, wierna, bohaterska. Harcerze Szarych Szeregów, „Rudy”, „Alek”, „Zośka” nie byli wyjątkami. Takie było ich pokolenie.

A pokolenie obecne?

Trzeba żałować, że dzisiejsza młodzież bardzo często pokazywana jest w krzywym zwierciadle. Ten margines społeczny, o którym jest tak głośno, nie może, nie ma prawa reprezentować całej młodzieży, bo to jest krzywdzące i niesprawiedliwe. Patriotyzm, romantyczne porywy i dziś nie są młodzieży obce. Ja się z taką wspaniałą, wrażliwą i otwartą młodzieżą spotykam ciągle i wszędzie. W Polsce, poza nią. Tu na Wileńszczyźnie ogromną radość sprawiło mi dzisiejsze spotkanie z harcerzami w Kowalczuckiej Szkole Średniej im. Stanisława Moniuszki w rejonie wileńskim.

Kilka słów o tej szkole.Wybudowana w latach 60. (z nową, sprzed kilku laty dobudówką), nadal prezentuje się doskonale. Jest czysta, schludna, zadbana, na każdym kroku znać rękę dobrego gospodarza. Jest nim dyrektor Zygmunt Jaświn. Szkoła ma jeden tylko pion – polski. Uczy się tu w klasach I-XII 260 uczniów. Pracuje 33 nauczycieli. Polonistki panie Łucja Podworska i Czesława Jaświn mogą być dumne i z uczniów, i z owoców swej pracy: wszyscy tegoroczni maturzyści – a jest ich 55 w trzech klasach! – przystąpili do egzaminu z polskiego. W odróżnieniu od litewskich władz oświatowych, które uznały, że dla Polaków język i literatura ojczysta są nieważne, niepotrzebne, nieobowiązkowe, młodzież uważa je za ważne, potrzebne, obowiązkowe Zdała ten egzamin nie tylko z przedmiotu, ale i z polskości.

Spotkanie z harcerzami, które prowadził Albert Narwojsz, hufcowy Wileńskiego Hufca Maryi im. Pani Ostrobramskiej, absolwent tej szkoły, rzeczywiście było bardzo miłe. Przybyli na nie również goście z Wilna: druhowie z Czarnej Trzynastki Jurek Sargelis i Daniel Daszkiewcz, Czesława Stanul z Klubu Młodej Inteligencji Polskiej.

Kominek w auli szkolnej, zmienionej w harcówkę. Rozmowa z młodzieżą, piosenki harcerskie i oczywiście piękna i wzruszająca opowieść o nastoletnich bohaterach Szarych Szeregów, batalionów „Zośka”, „Parasol”, którzy oddali życie za Polskę. Niektórzy szczęśliwcy otrzymują książki z serdecznymi dedykacjami pisarki.

Pisał londyński „Dziennik Polski” przed dwoma laty: O Barbarze Wachowicz – Mistrzyni Mowy Polskiej Vox Populi 2001 – można pisać, można z nią przeprowadzać wywiady, można też przeczytać wszystkie znakomite jej książki, ale...Barbarę Wachowicz trzeba przede wszystkim „przeżyć”. A będzie to przeżycie jedyne w swym rodzaju.

Myślę, że po latach, kiedy te dzisiejsze harcerzyki będą podejmowały decyzję, czy mają przystąpić do nieobowiązkowego egzaminu z polskiego, przypomną to „ jedyne w swym rodzaju przeżycie”: spotkanie z ubraną w fiolety panią i jej żarliwe opowieści o wiernej rzece harcerstwa. A dziś... Dziś pełniąca straż polskości i wierna orędowniczka Kresów Barbara Wachowicz ma tu wielu szczerych przyjaciół. Wszyscy razem i każdy z osobna dziękujemy Jej za tak serdeczne i niezmienne od dziesięcioleci zainteresowanie się naszym losem, naszymi sprawami. Czekamy następnych spotkań wierząc, że problemy ze zdrowiem – to już przeszłość. Bo jakże inaczej? Trudno się przecież obejść bez ludzi, będących solą ziemi naszej.

Łucja Brzozowska

Wstecz