Notatki gospodarcze

Statystycznie jesteśmy dobrzy!

Przesądy przesądami, tym niemniej trzynasty rząd nam się rozpadł. Feralny gabinet powoli odchodzi w zapomnienie, ale to, co wykiełkowało w jego zastępstwie, też nie rokuje optymistycznie. Rząd mniejszościowy – to jak jazda po kocich łbach, wstrząsów nie da się uniknąć.

A nasza gospodarka tymczasem co rusz popada w turbulencje… Ceny rosną niemiłosiernie, więc decyzja rządu dotycząca nędznej podwyżki płac i emerytur, to kpina z obywateli. Z postępem też nie bardzo nam po drodze. Mamy ponad 100 instytutów naukowych, jednak zaledwie kilka z nich może się pochwalić jakąś działalnością, nie mówiąc już o osiągnięciach. Analitycy co prawda sugerują, że w naszym kraju odradza się wreszcie przemysł, ale dzieje się to w żółwim tempie. Trwają dyskusje i targi odnośnie Ignalińskiej Siłowni Atomowej. Wielu ekspertów twierdzi, że siłownia jest bezpieczna i że jej zamknięcie w 2009 roku byłoby wielkim błędem ekonomicznym. Uważają, że należy przekonać Komisję Europejską do zgody na odroczenie jej wstrzymania i chyba mają rację. W wyjątkowo tragicznej sytuacji jest nasz system ochrony zdrowia. W ciągu 15 lat zmieniło się 10 ministrów i każdy z nich przeprowadzał reformy. Tak skutecznie, że cały system rozłożyli na łopatki. Mamy jednak również osiągnięcia. Statystyczny Litwin co roku wypija… 17 litrów alkoholu. Pod tym względem jesteśmy w europejskiej czołówce. Zajmujemy, po Węgrach, zaszczytne drugie miejsce. Oficjalnie w naszym kraju od alkoholizmu leczy się 60 tysięcy obywateli, a gdzie jeszcze ci, którzy ani myślą walczyć z nałogiem?

Instytutów dużo, korzyści mało. Jak już wspomniałam, mamy na Litwie ponad sto różnych instytutów i innych placówek naukowych. Niektóre są finansowane z budżetu państwa, inne funkcjonują jako organizacje pozarządowe, przygotowują i realizują projekty, zabiegają o dopłaty z UE i je dostają, prowadzą działalność doradczą, słowem, zupełnie nieźle sobie radzą. Te jednak, które robią coś konkretnego, można policzyć na palcach i z reguły nie zaglądają one do rządowej kiesy.

Do tych prosperujących należy – jeden z najbardziej znanych – Litewski Instytut Wolnego Rynku. Powstał w 1990 roku i dość szybko zyskał sławę za sprawą takich nazwisk jak Jelena Leontjewa (pierwszy prezydent), Ugnis Trumpa, Remigijus Šimašius (prezydent aktualny) i wielu innych. Wszyscy pamiętamy ich analityczne publikacje, wystąpienia w telewizji, mediach, wypowiedzi podczas różnego rodzaju konferencji krajowych i międzynarodowych. Tylko w tym roku pracownicy instytutu opublikowali 5 prac analitycznych i 7 komentarzy dotyczących podatku dochodowego, zorganizowali na ten temat 8 naukowych konferencji.

Tymczasem instytuty, które są finansowane z budżetu państwa, ciągle narzekają na brak pieniędzy, ludzi, czasu. Pracownicy tych placówek latami gromadzą informacje, potem latami je opracowują i zanim przejdą do analizy, okazuje się… że rzecz jest nieaktualna. Przykład – Instytut Ekonomiki. Jego dyrektor, profesor Eduardas Vilkas przyznaje, że placówka ta praktycznie zajmuje się propagandą, a nie prowadzeniem badań ekonomicznych, ponieważ cierpi na deficyt pieniędzy i ludzi. Najlepsi fachowcy pracują ponoć w bankach, prywatnych spółkach oraz w dużych koncernach. Trochę dziwi, że instytucje naukowe, które utrzymują się z własnej pracy, są samowystarczalne, a te pozostające na państwowym garnuszku ciągle tylko biadolą. Chętnie za to krytykują kolegów po fachu. Np. niektórzy twierdzą, że Instytut Wolnego Rynku cieszy się wśród obywateli dobrą renomą tylko dlatego, że krytycznie ocenia posunięcia władzy, występuje z własnym propozycjami, projektami.

Przedłużyć żywot Ignalińskiej Siłowni Atomowej! Litwa od lat korzysta z energii atomowej i ma w tej dziedzinie spore doświadczenie. Jednakże zobowiązaliśmy się do 2009 roku zamknąć Ignalińską Siłownię Atomową i wówczas staniemy przed problemem: skąd brać energię? Od tego bowiem momentu energetycznie będziemy zależni od innych państw, co negatywnie wpłynie nie tylko na gospodarkę kraju, ale też obciąży prywatny budżet każdego obywatela.

W ciągu ostatnich lat w siłowni zaszło wiele zmian, które znacznie zwiększyły jej bezpieczeństwo, pracują tam wysoko wykwalifikowani specjaliści z dużym doświadczeniem zawodowym. Eksperci twierdzą, że Ignalina w tej chwili jest całkiem bezpieczna i może jeszcze kilkanaście lat popracować. Są zdania, że należy to udowodnić Komisji Europejskiej i rozpocząć z nią negocjacje w sprawie przedłużenia żywotu Ignalińskiej Siłowni. Obywatele też się z tym zgadzają. Byleby tylko naszym nowym rządzącym chciało się cokolwiek zrobić w tej sprawie…

Pracę młodzieży! Swoistym paradoksem gospodarczym jest rodzima nieumiejętność wykorzystania rąk do pracy. Z jednej strony pracodawcy narzekają, że brak ludzi do pracy, z innej – grymaszą przy zatrudnianiu. Akurat mamy okres wakacji, więc wielu uczniów starszych klas oraz studentów ogląda się za jakąkolwiek pracą. Wiadomo, że taka młodzież może się przydać jedynie do prac sezonowych, prostych, nie wymagających szczególnych kwalifikacji, tym niemniej na Zachodzie nie ma ona większego problemu ze znalezieniem okresowego zatrudnienia. I u nas na giełdy pracy, szczególnie w małych miasteczkach, zgłasza się mnóstwo młodzieży w wieku od lat 14 i wzwyż. Dotychczas pracodawcy niechętnie zatrudniali uczniów i studentów. Na szczęście lody powoli ruszają, np. w rejonie orańskim spółka Varenos statyba zgodziła się na okres letni zatrudnić 50 osób do prac pomocniczych. Młodzi wykonują tam lżejsze prace przy remoncie własnej szkoły. Tymczasem budowlani z rejonu olickiego również potrzebują dodatkowych rąk do lżejszych prac, ale z ofert młodzieży nie chcą skorzystać. Z kolei latem nietrudno jest znaleźć pracę w Druskienikach. Młodzież do pracy sezonowej w okresie urlopów chętnie przyjmują kawiarnie i restauracje. W sezonie dodatkowych rąk do pracy potrzebują także sanatoria, piwiarnie, kioski z artykułami spożywczymi itp. Również samorząd Druskienik w okresie letnim (na pół etatu) zatrudni w sumie ponad 300 osób do prac publicznych, takich jak sprzątanie ulic, pielenie rabatek kwiatowych, inne prace porządkowe. Żal tylko, że u nas nie stosuje się, takiej jak np. w Niemczech, praktyki zatrudniania do prac pomocniczych (nawet w poważnych firmach) z roku na rok tych samych młodych osób. Młodzi, którzy się sprawdzili jako pilni i rzetelni pracownicy, są przyuczani do zawodu i po ukończeniu nauki często zatrudniani w zakładach, gdzie wcześniej sobie dorabiali, zresztą niekoniecznie podczas wakacji. Tam licealiści pracują (po kilka godzin dziennie) także w okresie roku szkolnego.

Zaszczytna… pięćdziesiąta druga pozycja. Chyba w żadnym litewskim resorcie nie ma takiego bałaganu, jak w systemie ochrony zdrowia. Tu od ponad 15 lat trwa reforma. Ciągle coś się zmienia, przesuwa i przestawia, jedne leki się wykreśla z listy refundowanych, inne wpisuje itp. Lekarze na koszt zagranicznych firm farmaceutycznych wyjeżdżają na różnego rodzaju „seminaria i sympozja” (faktycznie ekskluzywne wycieczki), a potem w rewanżu jedne leki promują, inne odradzają.

Przed paroma laty Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) przeprowadziła badania dotyczące systemu ochrony zdrowia w 192 krajach. Najlepiej wypadła Japonia, na drugim miejscu uplasowała się Szwajcaria, a na trzecim Norwegia. Litwa znalazła się… na 52 pozycji. Przedstawiciele resortu uważają, że wypadliśmy całkiem przyzwoicie. Hm, 152 pozycja na pewno byłaby gorsza... Ale czy mamy się czym chwalić?

Zdaniem zagranicznych ekspertów, system ochrony zdrowia na Litwie wciąż jeszcze powiela błędy ustroju radzieckiego. Na Litwie na 3,5 mln mieszkańców mamy 146 byle jakich szpitali, tymczasem w Katalonii (hiszpańska prowincja) na ponad 8 mln obywateli jest ich tylko 40, ale dobrych, świetnie wyposażonych. Wspomniani eksperci słusznie twierdzą, że utrzymanie tak lichych, jak u nas, szpitali bardzo drogo kosztuje. Ich zdaniem, wiele drobnych zabiegów można przeprowadzać w przychodniach, zakładach opieki czy medycyny paliatywnej. Przecież nie każdy pacjent potrzebuje np. tygodniowej hospitalizacji z wiktem i opierunkiem.

Z kolei Światowa Organizacja Zdrowia uważa, że Litwa, która już niebawem wprowadzi zakaz palenia w publicznych miejscach, powinna też zaostrzyć sankcje wobec osób nadużywających alkoholu. Chodzi o to, że nałogowcy częściej niż osoby prowadzący zdrowy tryb życia wymagają bardzo kosztownego leczenia. Często mają też wyższe renty niż ktoś, kto utracił zdrowie nie z własnej winy. Mają też finansowane ze wspólnego budżetu przywileje. Powiedzmy, że młody człowiek, który prowadząc po pijanemu okaleczył siebie i kogoś jeszcze (czasem zabił), ma zniżkę na transport, bo jest inwalidą.

Podsumowując: Wyprzedzamy inne kraje pod względem częstotliwości upadków rządów, liczby ministrów przypadających na jeden resort oraz liczby utrzymywanych z budżetu instytucji naukowych… które naukę mają w lekceważeniu. Jesteśmy świetni jako konsumenci alkoholu. Jesteśmy liderami pod względem liczby szpitali… gdzie kiepsko leczą, ale gorliwie doradzają: czym się leczyć. Jesteśmy tak fajni… jak nasza plasująca się na 52 miejscu służba zdrowia. Statystycznie jesteśmy dobrzy!

Julitta Tryk

Wstecz