Uczniowskie wakacje

Na „Wyspie przyjaźni”

Tej wyspy próżno jest szukać na mapie – sami ją stworzyliśmy. Stało się to po dniu 21 czerwca, gdy uczniowie klas średnich mogli wreszcie odrzucić na bok swe plecaki na ponad dwa miesiące i odetchnąć z ulgą: rok szkolny dobiegł końca. Ale co to? Do Szkoły Podstawowej im. Jana Pawła II w Wilnie nadal każdego dnia wkraczała grupa uczniów. Czyżby dla nich rok szkolny z jakiegoś powodu… jeszcze się nie skończył? Ależ nie! Chodziło o to, że od pierwszego dnia wakacji czekała na nich w szkole „Wyspa przyjaźni”, czyli letni obóz.

Początkowo miny obozowiczów wyrażały niepewność: co tu w szkole można jeszcze wymyślić? Okazało się jednak, że na nudę w naszym obozie po prostu nie ma miejsca. Ale jest miejsce na PRZYJAŹŃ, która towarzyszyła nam na każdym kroku. Nawet zajęcia w zakresie pierwszej pomocy zostały przez obozowiczów przyjaźnie i ze zrozumieniem przyjęte.

Sporo wesołych chwil przysporzyła ceremonia „chrztu”: a jakże, w każdym szanującym się obozie taka ceremonia – po prostu niezbędna! Trzy tajemnicze nimfy po kolei uprowadzały ze sobą kandydatów na obozowiczów, którzy musieli się wykazać hartem ducha i zdecydowaniem: spróbuj z zawiązanymi oczami napisać hasło, kiedy ktoś cię łaskocze za uchem czy skrapia wodą. Albo pokonanie najprzeróżniejszych „tunelów” i „zboczy skalnych”. Niełatwo jest powstrzymać śmiech, gdy się widzi, jak twój kolega z zawiązanymi oczami czołga się po dywaniku, a na okrzyk ostrzegawczy o czyhających nań „niebezpieczeństwach”, wyczynia na podłodze takie wygibasy, jak zaatakowana dżdżownica. Po takich „męczarniach” bardzo przydały się na uzupełnienie energii puszki z „Coca-colą”. Tekst obozowej przysięgi włożyliśmy do srebrzystego pojemnika i pod głośne oklaski i szmer deszczu wrzuciliśmy do Wilii: niech płynie do Bałtyku. O, dziwo! Po tak nasyconym wrażeniami i, zdawałoby się, nużącym dniu nikomu się nie śpieszyło do domu.

Każdy następny dzień – to nowa przygoda. Ot, chociażby wypad do… Sejmu litewskiego. Ale przedtem trzeba było do tego pilnie się przygotować. Pomocą służyły uczniom komputery, za pomocą których wyszukiwali odpowiedzi na zadane pytania.

Wiele wrażeń było w czasie wypadów do basenu, do kina, na bouling. Ale… pewnego dnia mieliśmy już szczerze dosyć tych zakurzonych miejskich murów i ulic, samochodów i gwaru. Na łono przyrody! – to hasło wszystkim przypadło go gustu, tym bardziej, że trwały upały. Od rana więc na „Wyspie przyjaźni” huczało jak w ulu: obozowicze pakowali do plecaków prowiant i wszystko, co może się przydać na biwaku. Chłopcy, jak prawdziwi dżentelmeni, wzięli na swe barki większość ładunków; dziewczynki również niosły plecaki wypchane po brzegi.

Na miejsce biwaku wybraliśmy plażę nad Wilią w Wołokumpiach – wszystkim przypadło go gustu. Kąpiel i zabawa zapowiadały się na sto dwa. Ale co się okazało? Oprócz brodzenia w wodzie i różnorodnych zabaw na piasku, uczniowie klas 6-8 lubią… budować zamki na piasku. Używali do swych prac budowlanych patyków, kamyków, kwiatków polnych, których tu pełno wokół. Huśtawki również cieszyły się popularnością, a piłka od kopania miała „poobijane” boki. Tym razem kuchnią, czyli wielkim grillowaniem, zajęli się chłopcy, ale dobry apetyt dopisywał również dziewczynkom.

Już od pewnego czasu opiekunki bacznie obserwowały swych podopiecznych, zapamiętując cechy charakteru każdego, ulubione powiedzonka i upodobania. Przed drogą powrotną z biwaku każdy otrzymał drobne upominki, które w jakimś stopniu obdarowanego charakteryzowały. Okazało się, że wszyscy się domyślili, o co chodzi, więc było dużo śmiechu, który dodał energii na drogę powrotną. Wracając umówiliśmy się, że takich wypadów na łono przyrody będzie więcej. Słowa dotrzymaliśmy.

Zwiedzaliśmy muzea, byliśmy na wieży telewizyjnej, skąd oglądaliśmy panoramę miasta. Wiele wrażeń obozowicze przywieźli ze stadniny w podwileńskiej Rzeszy, dokąd pewnego dnia nasza grupa wybrała się. Podziwialiśmy rączych rumaków, „okrąglutkich” pony, jak też końskiego „kolosa”, ważącego 1.500 kg. Największą atrakcją była przejażdżka konna. Chociaż niektórym wsiadanie na konia sprawiało trudność, każdy chciał spróbować.

Z wsiadaniem do pociągu – jak żartowaliśmy – poszło nam łatwiej, kiedy zdecydowaliśmy się pojechać na wycieczkę do Kowna. Tu zwiedziliśmy ogród zoologiczny, w którym wszystkim najbardziej się podobała papuga: z każdym gościem zoo donośnie się witała: „Labas!”.

Dni goniły jak szalone, nie zauważyliśmy jak nastąpił ostatni dzień obozowania. Dzień podsumowania naszego wspólnego odpoczynku, dzień pełen niespodzianek. Przypomnieniem tego, co udało nam się przeżyć, zwiedzić, ujrzeć – była sztafeta sportowa, której kolejnymi etapami były i biwak w Wołokumpiach, i wycieczka do Kowna, i stadnina w Rzeszy, i wszystkie inne „przystanki” obozowe, które każdego dnia dostarczały dzieciom wiele atrakcji, radości, ale też wiedzy. Uczestnicząc w sztafecie obozowicze dotarli wreszcie do hasła „PRZYJAŹŃ”, od którego nasz obóz się zaczął i w ciągu dni spędzonych razem – mocno połączył. Na znak przyjaźni wysłaliśmy do nieba wiązankę barwnych balonów z przymocowanymi do nich kolorowymi odbitkami naszych dłoni. Dłoni przyjaciół. Balony unosiły je coraz wyżej i wyżej, aż ledwo mogliśmy je dostrzec w pogodnym niebie… Było trochę smutno, że oto nasz obóz się kończy. Jednak każda dziewczynka i chłopiec zabierali ze sobą rzecz najważniejszą – przyjaźń, która jest trwalsza od kolorowych balonów, smaku pysznego tortu pożegnalnego, otrzymanych upominków.

…Gdy wracam teraz wspomnieniem do obozowych dni i próbuję je podsumować, myślę, że inicjatywa ta była udana. Świadczą o tym opinie samych obozowiczów, ich rodziców, którzy na bieżąco obserwowali nasz odpoczynek. Oto niektóre z wypowiedzi.

Justyna Raczyńska: „Wyspa przyjaźni” – to był świetny obóz. Chciałabym, aby czynny był też w następnych latach. Spędziłam tu czas mile i ciekawie”.

Aneta Ustinowicz: „Cenię sobie najbardziej to, że zaprzyjaźniłam się w obozie z wieloma osobami. Przez cały czas było mi ciekawie i wesoło. Nie żałuję czasu, spędzonego na „Wyspie przyjaźni”.

Ania Nikołajewa: „Zdobyłam wielu przyjaciół. Każdego dnia mieliśmy niezapomniane wycieczki, zwiedziliśmy mnóstwo ciekawych miejsc, spędziliśmy wspaniale czas. Pozostało mi z obozu dużo wesołych i barwnych wspomnień”.

Lucjana Raczyńska: „Do letniego obozu przy szkole im. Jana Pawła II uczęszczały obie moje córki – Iwona i Justyna. Jestem zadowolona, że moje dziewczynki nie tylko wypoczęły, ale miały okazję również zwiedzić miasto, pojechać też do innych miejscowości. Do domu codziennie wracały w dobrym humorze i czekały już następnego dnia i nowych przygód. Jestem wdzięczna za treściwe spędzenie czasu przez moje córki i mam nadzieję, że w przyszłych latach ta inicjatywa będzie kontynuowana”.

Ze swej strony pragnę podziękować paniom Agacie Katkoniene, Nadieżdie Rusieckiej i Małgorzacie Jezulewicz za treściwą i przyjemną współpracę.

Krystyna Grodź, kierowniczka obozu „Wyspa przyjaźni”przy Szkole Podstawowej im. Jana Pawła II w Wilnie

Wstecz