Rok 2006 „pod znakiem” H. Sienkiewicza

Autor ,,Quo vadis” na fali uniesień i rozterek przed 100 laty...

„Czy ten „nowy latawiec” się wzbije?” – pisał w liście (z 28 listopada 1894) do Jadwigi Janczewskiej.

Ten „nowy latawiec” to jego powieść „Quo vadis”. Wzbijał się wysoko.

Rok później Sienkiewicz donosił szwagierce:

„Nawet kiedy nie piszę, nie jestem zdolny ani coś innego robić, ani o czym innym myśleć, jak o „Quo vadis”. Doszedłem wreszcie do wybuchu. To, co zapowiadało się dotąd groźnie, było tylko jak pomruk przed burzą i rozpocznie się prawdziwa epopea chrześcijańska. Ułożyłem i mam w głowie tyle scen wspaniałych i strasznych, że byle zdrowia i sił – to „Quo vadis” będzie donioślejsze niż wszystko, com napisał. Nie mogę o czym innym myśleć i odpoczynek, to jest przerwa jakaś długa, na nic by mi się przydała, bo jestem pod ciągłą obsesją – i czy piszę, czy nie, w głowie odbywa się praca bez chwili przestanku. Nie wiem, kiedy skończę, bo tyle jest do zrobienia, że prawie setki stron.” […]

Tego „nowego latawca” ukończył 18 lutego 1896, w Nicei. Przyniósł on Henrykowi Sienkiewiczowi światową sławę, Nagrodę Nobla.

We Włoszech „Quo vadis” uznano „niemal za arcydzieło narodowe” (Maria Bokszczanin). We Francji książka ta stała się bestsellerem 1900 roku. W postaci utworu dramatycznego była wystawiana na scenach Londynu i Paryża. Jako opera z muzyką Jean Nougue`sa i librettem Henri Caina cieszyła się na przełomie stuleci powodzeniem w całej Europie. Na początku XX w. we Włoszech i Francji nakręcono równocześnie dwa filmy „Quo vadis”.

Nobla otrzymał w 1905. Na początku 1906 krótką notkę o tym wydarzeniu zamieścił dopiero co powstały tygodnik ilustrowany „Świat”.

Wyrazy wysokiego uznania, sława – wszystko to, naturalnie, go cieszyło, a cieszyłoby jeszcze bardziej gdyby żył w normalnym państwie. W Warszawie ostro ścierały się z sobą stronnictwa, raz po raz wybuchały strajki, demonstracje. W liście do Jadwigi Janczewskiej z 13 października 1905 pisał:

„W ogóle pobyt w niej [Warszawie] nie jest przyjemny dlatego, że Bóg wie, co jest, i Bóg wie, co będzie. Moim zdaniem, które sobie zapamiętaj, idzie w Rosji do wielkich przewrotów – i nie do ewolucji, ale do rewolucji w całym znaczeniu tego słowa – i tego nie zahamuje ani „Duma”, ani żadne inne środki, a zwłaszcza półśrodki.

Jedna by była rada: ogromnie silny rząd, który by podjął ogromne, do dna sięgające reformy i który by jedną ręką tłumił nieubłagane rozruchy, drugą zmieniał wszystko. Ale na to nie ma nigdzie ni ludzi, ni środków. Co będzie – nie wiem, ale być może, że będzie jak najgorzej i że ustanie wszelki prawny porządek, a my nie jesteśmy ani dość mądrzy, ani dość wyrobieni, żeby zostać w spokoju i w sile na boku – i czekać.

Chodzi mi po głowie zamiar założenia pisma tygodniowego pt. „Myśl Polska”, ale to także dotychczas tylko zamiar”.

Początek roku 1906 w Warszawie był przygotowaniem do wyborów. Warszawski sprawozdawca, mową, jak przystało na owe czasy, kwiecistą, donosił na nucie nieukrywanego optymizmu:

„Wstąpiliśmy w konstelacyę „wyborów”. Jakże dawno w tej stronie nieba byliśmy nieobecnymi. Trzy ćwierci wieku. I z górą. Ostatni „posłowie” od ziem i „deputatowie” od miast naszych, po wzięciu Warszawy szturmem, emigrowali in gremio.

Jedyny to zdaje się wypadek w życiu parlamentarnem: emigracya całego parlamentu.

Wstąpiliśmy w konstelacyę „wyborów”…

Ci co doczekali tego, winni słowem pamięci uczcić tych, którzy odeszli po życiu długiem i tak ciężkiem. Po życiu – bez praw.

A były ich – całe pokolenia.

Czem one żyły?

Wspomnieniami. I nadziejami.

I oto wspomnienia stają się coraz to mniej dojmujące, coraz to mniej dusze gniotą i ranią…

A nadzieję z pod błyskotliwych mgieł, które je osłaniały, ukazują jędrne i świeże ciało rzeczywistości”.

Henryk Sienkiewicz takich złudzeń nie miał, zwłaszcza co do „jędrnego i świeżego ciała rzeczywistości”.

Wielką salę ratuszową (zwaną też Salą Berga) oddano na użytek centralnego biura wyborczego.

...I wreszcie – upragniona wiosna i upragnione wybory! (Dla jednych – tak, dla drugich – nie za bardzo…)

„Po długiej przerwie w Warszawie ocknęło się nareszcie życie polityczne. Ludność stolicy Królestwa powołana została do wybrania 80-ciu wyborców, którzy z pośród siebie wybiorą dwóch posłów do Izby Państwowej. Słupy uliczne i mury domów zakwitły od różnobarwnych plakatów. I pomimo żywej walki wyborczej, porządek nigdzie nie został zakłócony. Sprawność zaś, z jaką pracowały komisye wyborcze, budziła rzetelny podziw. Obywatele, którzy brali w nich udział, złożyli dowód wielkiej energii i umiejętności organizacyjnej”.

A w Wilnie? Czy wybiegał w tym czasie myślą ku miastu, wobec którego na pewno nie był obojętny i które niewątpliwie musiał darzyć szczególnym uczuciem. Czy spotkał się z jednym z tamtych „wybranych”, Bolesławem Jałowieckim, właścicielem majątku Syłgudyszki na Litwie, skoligaconym z Stanisławem Witkiewiczem, przyjacielem jego, Sienkiewicza, młodości? (Teoretycznie, mogło dojść do takiego spotkania w tzw. „szczególnych okolicznościach”).

…A może o tym naonczas wcale nie myślał. O „tych wyborach” – nie ma ani słówka w listach do „kochanej Żaby”, Dzinki Janczewskiej.

Na krótko przed wyborami pisał:

„Zęby mnie pobolewają i jeden pójdzie prawdopodobnie w tych dniach „z interesu”.

Po każdym wyjściu z domu wracam z uczuciem obrzydzenia, bo dziesiątki żebraków nie dają przejść. Nie mam węża w kieszeni, ale grosza nikomu nie daję, bo ci, co dają, robią to przez ustępstwo dla zuchwalstwa i natarczywości. Do Komitetu Pomocy wciąż nadsyłają na moje ręce pieniądze. Teraz po powrocie wypłaciłem 26 tysięcy rubli – a listy idą i idą.

Całuję Cię w ręka. [stylizacja na litewską polszczyznę]. Edwardów ściskam, pannie Karolinie przesyłam gorące wyznania”.

Wzmiankowany wyżej „Komitet Pomocy” wymaga wyjaśnienia.

Henryk Sienkiewicz razem z Antonim Osuchowskim współpracował z krakowskim Komitetem Niesienia Pomocy Rannym i Głodnym Polakom pod Panowaniem Rosyjskim. Jak podawał „Kurier Warszawski” z 2 marca 1906, Komitet ten wypłacił 50 tysięcy koron dla rannych i głodnych w Królestwie Polskim, 25 tysięcy koron – na Litwie i ponownie – 15 tysięcy koron na rzecz najpilniej potrzebujących w Królestwie Polskim.

Alwida A. Bajor, Fotografie pochodzą z pisma tygodniowego ilustrowanego „Świat” (1906)

Wstecz