Witaj, szkoło!

Z okazji inauguracji nowego

roku szkolnego oraz akademickiego

wszystkim uczniom i studentom jak też ich Szanownym

Wychowawcom, Nauczycielom, Wykładowcom redakcja

życzy mocy ducha, wytrwałości i uporu w dążeniu do zdobycia

i przekazywania gruntownej, wszechstronnej, nowoczesnej wiedzy. Życzy również, by wiedza ta szła w parze z doskonaleniem duchowym, moralnością i wiarą.

Bo tylko człowiek o wysokich walorach moralnych może zdobytą wiedzę użyć

dla dobra ludzkości. Pomyślności!

(Po) wakacyjne refleksje

Student rozważny i praktyczny

Czas leci niemiłosiernie i aniśmy się obejrzeli, jak od emocji maturalnych przejść wypada do wrześniowych informacji. Burzliwa tegoroczna matura weszła spokojnie w nurt od dobrych kilku lat utrzymujących się na szczycie popularności kierunków studiów: zarządzanie, ekonomika, prawo. Wybierało je 57,5 proc. tegorocznych kandydatów na studia. Popularność kierunków socjalnych zmniejszyła się w porównaniu do roku ubiegłego zaledwie o 2,5 proc. Prawda, tego roku częściej niż w latach poprzednich jako priorytetowy kierunek wymieniano też technologie i medycynę.

Z ogólnej liczby 35 tys. potencjalnych studentów, 21 tys. wybierał uczelnie wileńskie i około 10 tys. – kowieńskie. Największą popularnością cieszyły się już tradycyjnie Uniwersytet Wileński oraz Kowieński Uniwersytet Technologiczny. Tego roku wyraźnie dała się zaobserwować tendencja, iż młodzież coraz bardziej świadomie wybiera kierunek studiów i raczej rzadkością była zbyt wielka rozbieżność w zainteresowaniach. Ponad 30 proc. kandydatów preferowało jedną uczelnię. O ile w latach poprzednich absolwenci w podaniach wymieniali ponad 10 kierunków, to tego roku większość wybierała jeden lub dwa pokrewne. Owczy pęd – „byle studiować” powoli mija i młodzież woli płacić za naukę niż uczyć się byle gdzie.

Tego roku na uczelniach kraju po pierwszej turze scentralizowanego podziału indeksów pozostało ponad 5 proc. wolnych miejsc, czyli około 1800. Najwięcej wakansji okazało się na Uniwersytecie Szawelskim (informatyka) oraz Wileńskim Uniwersytecie Pedagogicznym (fizyka i informatyka użytkowa) – odpowiednio 360 i 349 miejsc; na Wileńskim Uniwersytecie Technicznym im. Giedymina 260 miejsc wolnych było na kierunku inżynieria transportowa; ponad 200 wolnych indeksów mógł zaoferować Kowieński Uniwersytet Technologiczny i Uniwersytet Witolda Wielkiego – na kierunki techniczne. Uniwersytet w Kłajpedzie, Akademia Weterynaryjna oraz Wychowania Fizycznego i Kowieński Uniwersytet Medyczny też mieli do zaoferowania pewną ilość wolnych miejsc na poszczególnych kierunkach. Wolnych miejsc po scentralizowanej rekrutacji zabrakło na Uniwersytecie Wileńskim i Akademii Wojskowej. Dodatkowych ofert nie składali: Uniwersytet Rolnictwa, Uniwersytet im. Michała Romera i Wileńska Akademia Sztuk Pięknych. Druga tura rekrutacji na studia zaistniała nie tylko dlatego, że niektóre kierunki tracą na popularności, ale też z tego powodu, że młodzież często rezygnuje ze zdobytego indeksu. Niedoszli studenci jako przyczynę takiej rezygnacji często wymieniają zmianę zainteresowań, chęć podjęcia nauki w kolegiach, wyjazd na studia za granicę. Ta ostatnia przyczyna staje się z każdym rokiem coraz bardziej aktualna. Młodzież chce studiować na prestiżowych uczelniach zachodnich i w USA, a rodzice mogą sobie pozwolić na finansowanie takich zagranicznych studiów. Wykształcenie ma swoją wymierną wartość i to jest budujące.

Ranking szkół – blaski i cienie

Od kilku lat tygodnik „Veidas” zamieszcza ranking szkół z całej Litwy, w którym o prestiżu i poziomie szkoły decyduje jedno kryterium – ilu absolwentów szkoły trafiło na kierunek studiów deklarowany jako pierwszy. Już nieraz prasa polska na Litwie pisała, że to kryterium jest dalece nieobiektywne i nie zawsze świadczy jedynie o poziomie wiedzy, ale też o niezbyt odpowiedzialnym określaniu priorytetów, braku realnej samooceny oraz o wyborze z przypadku. Oto według ostatnich wyników Szkoła Średnia im. Elizy Orzeszkowej w Białej Wace w rejonie solecznickim w rankingu wyprzedziła nie tylko wszystkie polskie szkoły, ale też Gimnazjum Żyrmuńskie w Wilnie (83 pozycja i 208 absolwentów), które stanęło wraz z Wileńskim Gimnazjum im. M. Birżiszki do wolnej konkurencji i przyjmuje uczniów z całej stolicy na podstawie konkursu świadectw. Polska szkoła średnia z Białej Waki uplasowała się na 20 pozycji (12 absolwentów, 6 – czyli 50 proc. – dostało się na priorytetowy kierunek), a przed rokiem była na… 446 z ogólnej liczby 541 miejsc. Najbliższą „polską” jej sąsiadką jest Wileńska Szkoła Średnia im. Wł. Syrokomli (94 pozycja i 140 absolwentów, z których 33,57 proc. dostało się na priorytetowy kierunek). Gimnazjum im. A. Mickiewicza znalazło się na 110 pozycji (151 maturzystów i 32,45 proc.), Gimnazjum im. Jana Pawła II na 233 (151 absolwentów i 24,50 proc.), a np. szkoła średnia w Mickunach na 195 miejscu (23 maturzystów i 26,09 proc.)!

Z rankingu placówek oświatowych wynika pocieszający dla nas fakt: szkoły z polskim językiem nauczania w większości osiedli są wyżej notowane od swych litewskojęzycznych sąsiadek. Gimnazjum im. J. Śniadeckiego w Solecznikach jest na 259 pozycji z 92 absolwentami i 21 osobą na studiach wybranych jako priorytetowe, a Solecznickie Litewskie Gimnazjum Tysiąclecia – na 379 pozycji z 69 absolwentami i 12 zdobywcami indeksów na pożądane kierunki. Podobne proporcje da się zaobserwować w Mejszagole, Niemenczynie…

Polskie dziecko – w polskiej szkole (tak samo jak litewskie w litewskiej) daje sobie o wiele lepiej radę i wyniki jego nauki są lepsze. Przeprowadzając ranking szkół polskich, w którym za kryterium pomyślnej pracy szkoły uznaje się ilość absolwentów na studiach, wiemy, że wskaźnik ten sięga średnio 60 proc., zaś w poszczególnych szkołach ponad 80. Owszem, uczniowie podejmują studia w Polsce, dostają się na studia płatne lub częściowo przez państwo finansowane, ale są gotowi do kontynuowania nauki i całkiem dobrze sobie radzą na studiach nie w ojczystym języku. Polska szkoła na Litwie, oczywiście, ma jak i każda inna również wiele nie wykorzystanych możliwości i bardzo poważnie trzeba mówić o pracy takich placówek, gdzie z roku na rok wyniki nauczania są bardzo słabe. Jednak generalnie musimy przyznać, że dziś jest ona konkurencyjna i ma zaufanie rodziców, którzy z pokolenia na pokolenie przyprowadzają swe dzieci do „swoich” szkół.

Niż daje się we znaki

Tego roku wrześniowy dzwonek zwoła do pierwszych polskich klas w Wilnie niezbyt liczne gromady siedmiolatków. Po jednej pierwszej klasie będą miały szkoły średnie: im. Lelewela, im. J. I. Kraszewskiego, im. Sz. Konarskiego, w Grygiszkach oraz w Lazdynai. Szkoła podstawowa im. St. Wiwulskiego również będzie miała jedną pierwszą klasę, zaś szkoła na Lipówce – dwie. Najliczniejszy zastęp pierwszoklasistów ma dziś szkoła średnia im. Wł. Syrokomli: aż cztery klasy oraz szkoła podstawowa im. Jana Pawła II – trzy klasy pierwsze. Pierwsza polska klasa jest kompletowana w szkole średniej w Jerozolimce. Niestety, nie wiadomo jeszcze ostatecznie czy zostanie tu skompletowana klasa 11.

I jeszcze jedna refleksja się naprasza. Otóż tego lata została wznowiona i wzmożona nagonka na władze oświatowe rejonu wileńskiego. Zarzucano im nierówne traktowanie szkół z polskim i litewskim językiem wykładania, tendencyjny podział koszyczka uczniowskiego. Ostatnio nagłaśnia się sprawę braku przedszkoli dla mieszkańców rejonu, oczywiście, Litwinów, którzy są zmuszeni jeżdżąc do pracy do Wilna, wozić dzieci do miejskich przedszkoli (a tego, jak się okazało, okólniki zabraniają). W jednym z telewizyjnych reportaży mieszkanka podwileńskiego osiedla mówi wprost: przedszkole w osiedlu jest, ale pracują tam jako wychowawczynie nie Litwinki, większość dzieci też nie Litwinów, więc nie chce, by jej dziecko było w takim mieszanym towarzystwie. Podobnie jest z tzw. powiatowymi szkołami na Wileńszczyźnie zbudowanymi tak naprawdę w celu „integrowania” Polaków i Rosjan. Rodzice-Litwini są niezadowoleni z niskiego poziomu ich pracy, często nawet wysuwają propozycje podziału klas na „litewskie” i „innojęzyczne”.

Ciekawe, czy nowi mieszkańcy rejonu wileńs kiego kupując mieszkanie czy budując dom nie wiedzieli, że większość miejscowych mieszkańców to Polacy? Czy oni mają zmieniać swój styl życia, język obcowania dla wygody tych, co zaledwie przed paru laty przyszli na często do dziś nie zwróconą im ziemię. Te wszystkie Bendoreliai, Bajorkiemiai, Giluze powstają nie w przestrzeni kosmicznej, tylko na realnej ziemi, która miała swych właścicieli, a których potomkowie zostali z niej wydziedziczeni przez obrotne spółki, stołecznych notabli nie bez błogosławieństwa władzy powiatowej. Jak gdyby mało było tego, że przybysze uszczuplają stale stan posiadania rdzennych mieszkańców, to jeszcze z ogromnym impetem zaczynają pouczać miejscowych, jak ci mają żyć i w jakim języku wychowywać swe dzieci. Oczywiście, o wszystkie niewygody oskarżając też władze rejonu, które nie są jeszcze „w ich ręku”.

Jerozolimka, która jeszcze przed piętnastu laty miała swoją polską szkołę, swoje tradycje i, zdawałoby się, mocne korzenie, musiała przyjąć nowe zasady życia. Cywilizacja nie posłużyła tej dzielnicy Wilna. Za pięknie tu, za wygodnie, za blisko do centrum miasta, by ktoś zwracał uwagę na tubylców. Oto również w szkole są intruzami… Gdzieś po drodze do Europy przeoczyliśmy ten moment, kiedy w Suderwi, Rzeszy, Rudominie etc. wbrew traktatom i deklaracjom ludność miejscowa przestaje być większością. Proces trwa.

Wileńszczyzny drogi kraj…

Letni dzień nad jeziorem nie opodal Jęczmieniszek. Doskonale biorą tu karasie, więc wędkarzy nie brak. Przyjezdnych. Miejscowi chłopcy starają się im usłużyć: komu „dobre” miejsce do łapania wskażą, komu łódkę zaproponują, coś tam w zamian dostaną… Rozmowę z przyjezdnymi najstarszy chłopak zaczyna po litewsku. Na pytanie, czy nie jest miejscowy, a więc, czy nie Polak, odpowiada twierdząco. Ale zaraz dodaje, że chodzi do litewskiej szkoły. Na pytanie: dlaczego, szczerze wyjaśnia: gdy zbudowali litewską szkołę w Jęczmieniszkach, to ojcu obiecali tam pracę w charakterze robotnika, pod warunkiem, że odda dzieci do tej właśnie szkoły. Więc ze szkoły polskiej chłopak przeszedł do litewskiej. I zaraz dodaje, że może wrócić do polskiej, jeżeli przyjezdnemu panu tak na tym zależy. Ale chciałby mieć taki ładny spławik jak u pana. Pan z Wilna był w dobrym humorze i obiecał chłopcu dać nie tylko spławik, ale i wędkę. Przywiózł ją za tydzień. Chłopak solennie obiecał, że ze szkoły litewskiej przejdzie do polskiej. Ale dodał jeszcze, jakby od niechcenia: a może ma pan jakiś niepotrzebny rower?

Czy wizja takiej Wileńszczyzny ma być zrealizowana zgodnie z hasłem, że każdy obywatel mojej Małej Ojczyzny ma mieć zapewnione prawo do nauki w języku państwowym. Na wywłaszczonej ziemi, wynarodowieni ludzie nigdy nie będą godnymi obywatelami. Najwyżej tanią siłą roboczą, chłopcami na posyłki… Godnie żyć możemy tylko wtedy, gdy Polak i Litwin będą tu swą ziemię uprawiali, dzieci swe uczyli i wychowywali w ojczystym języku. Już nas próbowali przez 50 lat niwelować. Wynik nie jest zachwycający ani dla tych, którzy to czynili, ani dla tych, na których usiłowano eksperymentować.

Janina Lisiewicz

Wstecz