Wrześniowy kalejdoskop oświatowy

Liczby i fakty

Pierwszy września tego roku zwołał do klas i audytoriów około pół miliona uczniów i ponad 37 tysięcy studentów. W tej liczbie mają swój procentowy udział również dzieci i młodzież ucząca się w polskich szkołach oraz ich absolwenci. Otóż w ponad 120 szkołach z polskim językiem nauczania tego roku będzie się uczyło 18 tysięcy dzieci, 1200 – to pierwszoklasiści. Według danych statystycznych ogłoszonych przez Ministerstwo Oświaty i Nauki, w 2006 roku byliśmy w europejskiej czołówce według liczby uczniów i studentów: stanowili oni 23,5 proc. mieszkańców Litwy (średnia europejska wynosi 20 proc.). Na 10 tys. mieszkańców przypada ich w naszym kraju 2350 osób (średnia europejska 2015). O dziesięć procent potrafiliśmy wyprzedzić standardy UE pod względem liczby osób posiadających średnie wykształcenie – mamy ich wśród młodzieży w wieku 20-24 lat ponad 86 proc.; na pozycji lidera jesteśmy również w statystyce osób legitymujących się wyższym wykształceniem: 25 proc. wśród osób w wieku 25-34 lat. Tak optymistycznie prezentująca się statystyka, niestety, nie oznacza, że na niwie oświaty odnosimy jedynie sukcesy.

Szykowanie gleby pod reformy

Od lat reformowane szkolnictwo tego roku szkolnego, wraz z przyjściem do władzy nowej pani minister, ma dokonać kolejnego zwrotu: przed kilkoma laty lansowane jako panaceum na wszystkie bolączki szkoły średniej ścisłe profilowanie nie będzie od 1 września 2007 r. obowiązywało. Bo, jak się okazało, nie przyniosło spodziewanych efektów – jeszcze bardziej obciążyło uczniów. Stało się tak za sprawą nowych popularnych kierunków studiów, gdzie są wymagane zarówno humanistyczne jak i ścisłe dyscypliny. Model gimnazjum z okresu smetonowskiego widocznie na zawsze zostanie pogrzebany.

Program obowiązkowy do uzyskania średniego wykształcenia będzie obejmował 60 proc. czasu lekcyjnego. Uczniowie będą musieli w trybie obowiązkowym wybierać jeden z przedmiotów wychowania moralnego, język litewski oraz jeden język obcy, matematykę, po jednym przedmiocie socjalnym, przyrodniczym, wychowania estetycznego, technologii oraz wychowania fizycznego. Inne przedmioty, które złożą się na 40 proc. nauczania, będą mogły być przez ucznia wybierane indywidualnie, w zależności od zainteresowań i potrzeb. Nie będzie też obowiązywała zasada nauczania określonej ilości przedmiotów według rozszerzonego programu. Uczeń w ciągu dwóch lat będzie się musiał uczyć co najmniej 9 i nie więcej niż 13 przedmiotów. Nauczanie będzie miało charakter indywidualny, oparty na pracach w grupach, realizacji projektów. Taki styl pracy maturzysty oraz to, że uczelnie przy obliczaniu punktów biorą pod uwagę w zasadzie wyniki nadążania z zakresu trzech przedmiotów, pozwoli zmniejszyć ilość egzaminów na maturze do trzech: jeden obowiązkowy i dwa do wyboru.

Dla szkół z polskim językiem nauczania będzie to nadal oznaczało problem z egzaminem z języka ojczystego. Z drugiej zaś strony, odejście od profilowania i zindywidualizowany program nauczania musiałyby uprościć zakładanie klas XI przy mniejszej liczbie uczniów, niż dziś się wymaga dla dwóch klas profilowanych. Najbardziej mogą czuć się pokrzywdzeni ci, co utracili status szkoły średniej z powodu kilkusezonowej mody na profilowanie.

W celu odciążenia ucznia będą wypracowane standardy minimalnego i maksymalnego zakresu wymaganej wiedzy na danym etapie nauczania. W 2009 roku zostaną zmienione egzaminy maturalne, ponieważ właśnie tego roku maturzyści, którzy będą się uczyć według nowych standardów, przystąpią do matury. Egzaminy, a raczej sprawdziany, mają stać się codziennością dla uczniów po szkole początkowej i podstawowej. Chociaż pani minister na konferencji prasowej szczerze wyznała, że nie ma własnego zdania na ten temat i idea ta budzi wiele emocji w środowisku nie tylko nauczycielskim, jednak dziś się mówi o jej wcieleniu w życie w 2009 roku.

Kolejne lata zapowiadają zmiany w systemie zawodowego i wyższego wykształcenia. „Produkowanie” pracowników z dyplomami dla supermarketów czy Europy Zachodniej nie może trwać na dłuższą metę. Dobrze przemyślana reforma jest tu potrzebna od zaraz. Wygląda jednak na to, że ministerstwo nie ma jej wizji. Zresztą, gdyby taką miało, niełatwo by mu przyszło (i przyjdzie) zmusić uczelnie mianujące się od kilku lat uniwersytetami, pogodzić z utratą autonomii, którą taki status im zapewnia.

Co dumą, a co goryczą nas napawa…

Za sukces wspólnej ukierunkowanej działalności rodzice z dawnej wileńskiej „piątki” mogą uważać zachowanie szkoły i jej klas maturalnych w minimalnie zmienionej postaci. Niestety, dwie klasy maturalne szkoła im. Joachima Lelewela zawdzięcza naszej porażce: w szkole w Jerozolimce zabrakło miejsca dla młodzieży polskiej z jedenastej klasy. Przed kilkoma laty „wyprowadzone” klasy z Jerozolimki do dzisiejszej szkoły im. A. Wiwulskiego, dały właśnie taki „efekt końcowy”. Dziś młodzież z Jerozolimki, Zielonych Jezior i okolicznych wsi-dzielnic miasta musi pokonywać znaczne odległości, bo w ich rodzimej szkole dla nich nie ma miejsca. Szkoda, że nie zdążyliśmy tego faktu odpowiednio nagłośnić. Nagłośnić i wymóc na osobach decydujących o sieci placówek oświatowych w Wilnie, stworzenia możliwości młodzieży polskiej na równi z litewską (od nie tak dawna stanowiącą społeczność Jerozolimki) pobierać naukę na takich samych zasadach. Jest to naprawdę skandaliczny przypadek, gdy tak się selekcjonuje młodzież.

Wielce dumni możemy być natomiast z sukcesów rejonu wileńskiego: zaistniała szkoła początkowa w od lat „czysto” litewskiej szkole w Mariampolu; zostało oddane do użytku przedszkole polskie w Ławaryszkach; piękną dobudówkę otrzymała szkoła w Jałówce (szkoła egliska). Jako druga w rejonie (po Niemenczyńskiej Szkole Średniej im. K. Parczewskiego), szczycąca się od dobrych kilku lat doskonałymi wynikami nauczania, szkoła średnia w Pogirach dostąpiła miana gimnazjum. Zaznaczyć wypada, że jest to jedyne trójjęzyczne gimnazjum na Litwie. Stanowi pozytywny przykład tego, że jak się chce, to można bardzo zgodnie i godnie współżyć.

Coraz częściej dają się słyszeć głosy o niezdrowej konkurencji wśród placówek oświatowych z polskim językiem nauczania. Może wreszcie warto by było nazwać konkretne źródła i osoby czyniące zamęt i wówczas otwarcie porozmawiać o wspólnym interesie społeczności polskiej (odrzucając ambicje poszczególnych dyrektorów), uargumentowanie, jawnie, bez emocji. Bo mówienie półgębkiem, różnorodne insynuacje, nie wpływają dodatnio na klimat współpracy. A tylko jedność i ścisłe współdziałanie pozwoli nam skutecznie bronić swoich interesów.

Janina Lisiewicz

Wstecz