Problemy oświaty

Zmiana kursu czy taktyki?

Okres wakacji zazwyczaj wycisza życie polityczne i publiczne. Jednak tego lata było inaczej. Nie zabrakło emocji i na naszym „polskim podwórku”. Pisaliśmy już w poprzednich numerach o tym, jak to komisja państwowa rozpoczęła sprawdzian szkoły średniej w Mejszagole (z polskim językiem nauczania) w czasie składania matury. Ciekawostka: sprawdzian wszczęto z powodu… złego stanu materialnego szkoły z litewskim językiem nauczania w tejże Mejszagole. Winne miało być, oczywiście, kierownictwo rejonu wileńskiego, które nagminnie, według pseudo obrońców litewskości, krzywdzi szkoły z państwowym językiem nauczania, będące w gestii samorządu. Według krzykaczy z osławionej „Vilniji”, władza rejonowa a to środki z koszyczka uczniowskiego litewskim szkołom uszczknie, a to wyremontuje (przy udziale pieniędzy podatnika z Macierzy) szkołę polską bardziej luksusowo niż litewską. A jeszcze stara się, by w każdej miejscowości – na równi z litewskimi – dzieci miejscowych Polaków w swym ojczystym języku naukę mogły pobierać… Słowem, „przestępstw” samorząd rejonu wileńskiego ma całe mnóstwo na swym sumieniu. Od oskarżenia do oskarżenia, aż się rozpętała prawdziwa nagonka w tak zdawałoby się poważnych mediach jak telewizja państwowa czy dziennik „Respublika”.

O „krzywdzie” dzieci ze szkół z państwowym językiem nauczania zostały poinformowane odpowiedzialne za stan oświaty urzędy, rząd i Sejm. Komisja państwowa, służba równych możliwości pośpieszyły badać stan rzeczy w rejonie nie zważając na gorący dosłownie i w przenośni czas matury. Sprawdzano, oczywiście, tylko szkoły samorządowe: trzy litewskie i dwie polskie. Najcięższym oskarżeniem było tzw. przerzucanie środków koszyczka uczniowskiego z jednej szkoły do drugiej. Nic to, że władze rejonowe tłumaczyły, że takich wymuszonych przez istniejący stan naliczania tzw. koszyczka operacji dokonywały na zasadzie: z litewskiej szkoły do litewskiej; z polskiej – do polskiej. Tak samo do świadomości „działaczy” i sprawdzających nie chciało dotrzeć twierdzenie, że całkiem inaczej należy naliczać koszyczek uczniowski dla szkół, w których są dwa lub trzy piony nauczania, bowiem są one siłą rzeczy bardziej „kosztowne”, bez względu na to, ilu mają uczniów… Każdy stał przy swoich argumentach, a media w sezonie ogórkowym starały się temat „odpowiednio” przedstawić opierając się na opiniach sławetnych antypolskich działaczy.

Jeszcze przed końcem sprawdzianu jego wyrywkowe wyniki były tendencyjnie komentowane na łamach. Z wynikami pracy komisji nie zostały zapoznane władze rejonu, lecz od razu przekazano je ministerstwu oświaty.

Trzeba przyznać, że sytuacja pracowników oświaty rejonu wileńskiego tego lata była daleka od wakacyjnej i dodać: samorząd nie dał się zastraszyć i bronił się przed niesprawiedliwymi zarzutami. Oszczercze komentarze w prasie, która nie chciała zamieścić sprostowań lub zdania strony przeciwnej, zostały zaskarżone do prokuratury; zaś do Sejmu, prezydenta, rządu powędrowały skargi na tendencyjne podejście urzędów państwowych do pracy samorządu rejonu wileńskiego. Chyba nie warto bawić się w zgadywanie, czy właśnie taka postawa samorządowców, czy też poparcie przez AWPL w międzyczasie powstałej nowej koalicji rządzącej, sprawiły, że nowo mianowana pani minister znalazła czas tuż przed pierwszowrześniową gorączką i natychmiast po swoim mianowaniu na to stanowisko, by zaprosić na naradę do ministerstwa przedstawicieli rejonu wileńskiego. Na naradę do MOiN przybyli mer rejonu Maria Rekść, dyrektor administracji Stefan Świetlikowski oraz kierownik wydziału oświaty Jarosław Narkiewicz. Niestety, obrady pozostały poza uszami i oczyma dziennikarzy, których po miłym przywitaniu się z elegancką panią minister i nawet usadowieniu przy wspólnym okrągłym stole, urzędnicy poprosili wyjść. Jednak już przed początkiem narady dało się zauważyć, jak starannie samorządowcy przygotowali się do tego spotkania: obecnej na spotkaniu kierowniczce działu organizacyjnego Reginie Klepačiene zostały przedstawione nawet zdjęcia świadczące o faktycznym stanie „spornych” obiektów.

Jak wynikało z relacji uczestników narady, pani minister chciała słuchać i usłyszeć argumenty nie tylko komisji sprawdzającej, ale też przedstawicieli samorządu. Pani Žakaitiene dla wszechstronnego i w miarę obiektywnego zbadania sprawy zaproponowała powołać jeszcze jedną komisję – koordynacyjną, która by się składała z przedstawicieli ministerstwa, powiatu i samorządu. Ma też zostać zamówiony audyt stanu szkolnictwa w tym regionie oraz utworzona grupa robocza z przedstawicieli samorządu i powiatu, która zajmie się analizą sieci szkół. (Sprawdzający szkoły latem zarzucali m. in. władzom rejonu, że niedostatecznie jest prowadzona reorganizacja szkół, bowiem obejmuje zaledwie 1,5 proc. uczniów. Tu przypomnieć wypada, że właśnie fakty reorganizacji poszczególnych nielicznych szkółek początkowych, prawda, również z litewskim językiem nauczania, obok rzekomego świadomego zaniedbywania litewskiej szkoły w Mejszagole, posłużyły jako pretekst do pikiet i protestów antypolskich działaczy. Wychodzi na to, że nie „te” szkoły chciano reorganizować. Źle się dzieje, gdy rzeczywistą troskę o racjonalne wykorzystanie środków przeznaczanych na szkolnictwo zamienia politykierstwo).) Pani minister przyjęła też do wiadomości prośbę pani mer o zmianę kuratora rejonu z ramienia ministerstwa Danguoli Sabiene. Pani Sabiene, emocjonalnie związana z rejonem, w którym za władzy radzieckiej gorliwie wdrażała zasady socjalistycznego i internacjonalistycznego wychowania, nie potrafi, zdaniem wielu, przemóc w sobie gorliwości neofity w walce o litewskość „jej” rejonu. Rzeczowy ton narady (poza, jak twierdzili obecni, zacietrzewionym głosem widzącej stan oświaty w rejonie w ciemnych kolorach pani kurator) pozwalał poczynić wnioski, że konstruktywny dialog pomiędzy ministerstwem a rejonem został nawiązany.

Po upływie dwóch tygodni od czasu odbytej narady wyżej wymienione komisje jeszcze nie zostały skompletowane (rejon wileński zgłosił do nich swych przedstawicieli), jednak kurator rejonu z ramienia ministerstwa została zmieniona. Można mieć więc nadzieję, że kontakty z kuratorem nie obciążone osobistymi animozjami, będą bardziej owocne. Wydaje się, że już nastał najwyższy czas, by wszystkie instytucje i osoby odpowiedzialne za stan szkolnictwa na terenie Wileńszczyzny przestały szukać wrogów państwowości, zaniechały niechlubnej praktyki nachalnej lituanizacji i wreszcie tak naprawdę zadbały o dobro dziecka: polskiego, litewskiego, białoruskiego. Zapewniły mu godne wykształcenie i wychowanie w ojczystym języku, tradycji i wierze… Panie i panowie decydenci, uświadomcie sobie wreszcie, że zarówno wasze wypłaty jak i finansowanie placówek oświatowych nie spadają niczym manna z nieba i nie są przez was rzucaną jałmużną, lecz rodzą się z podatków, które płaci pracujący codziennie w pocie czoła szeregowy obywatel, niezależnie od tego, czy ma w dowodzie wpisane: Iwan, Jan lub Jonas.

Janina Lisiewicz

Wstecz