Jego Wysokość SŁOWO

Słowniki Władysława Kopalińskiego

Mówi się o listopadzie, że to miesiąc pamięci, smutku i żało-by. Dodajmy jednak do tych określeń listopadowych jeszcze jedno: miesiąc wdzięczności. Bo chyba nikogo z żywych nie możemy otoczyć taką czcią i wdzięcznością za wszystko, czego dokonali, jak tych, którzy odeszli. Bo może tylko wtedy umiemy dojrzeć ich pracę, wysiłek, ocenić, czym byli – dla swoich najbliższych, przyjaciół, kolegów, albo też dla narodu całego.

Wśród wielu twórców kultury, jakich Polacy żegnali w tym roku, byli też trzej, których odejście – choć nie znałam Ich osobiście – przyjęłam ze szczególnym smutkiem: Wiktor Zin, Jerzy Janicki i Władysław Kopaliński. Myślę, że wielu z nas doświadczyło od Nich wiele dobrego. „Spotkania z profesorem Zinem– to były dla mnie obok „Ojczyzny-polszczyzny” Jana Miodka i „Mówi sięprofesora Jerzego Bralczyka najważniejsze programy telewizyjne.

Powstające na oczach widzów cudowne pejzaże, dawne dworki szlacheckie, światłocienie na starych kapliczkach przydrożnych Wiktora Zina uczyły widzieć piękno ziemi ojczystej, piękno tego świata, a słynne „Salony” – Lwowski i Kresowy Jerzego Janickiego – widzieć piękno człowieka, pozwalały uzmysłowić nasz związek z rodakami, którzy kiedyś tu na Kresach tworzyli historię i kulturę polską.

Człowiek potrzebuje czuć się ogniwem, nawet tym najmniejszym, w wielkim i wiecznie żywym łańcuchu pokoleń. Oni nam w tym pomagali i pomagać będą, bo przecież zostały nieprzeliczone prace literackie, audycje telewizyjne i radiowe, scenariusze do filmów i seriali telewizyjnych, w tym piękny i bolesny, jak nasza historia w okresie napaści hitlerowskiej serial „Polskie drogi”, czy też wzruszający i mądry „Dom” z niezapomnianym gospodarzem tego domu Popiołkiem, czyli Kazimierzem Kowalskim, też Kresowiakiem. Mam nadzieję, że ci, którzy znali osobiście Jerzego Janickiego (a są tacy w Wilnie), opowiedzą czytelnikom o spotkaniach z tą niezwykle bogatą i wszechstronną osobowością.

Z Władysławem Kopalińskim było zupełnie inaczej. Nie znałam Go ani z telewizji, ani tak naprawdę z nazwiska, a jednak od kilku dziesięcioleci nie przerywałam z Nim kontaktu. To znaczy z Jego słownikami. A jeden, który otrzymałam przed niemal pół wiekiem w Warszawie, już porządnie podniszczony i pieczołowicie posklejany, darzę szczególnym sentymentem. Po pierwsze, otrzymałam od osoby bardzo mi bliskiej, po drugie – właśnie on był nestorem dzisiejszej mojej dość licznej słownikowej rodziny, liczącej kilkadziesiąt pozycji.

Dlaczego napisałam, że nie znałam Władysława Kopalińskiego z nazwiska, skoro figuruje ono na karcie tytułowej Jego licznych książek? Chodzi o to, że nie jest to nazwisko, tylko pseudonim. I tu ciekawa historia, a dla nauczycieli z pewnością wielce budująca. Otóż jest to nazwisko polonistki pisarza, które z wdzięczności za rozbudzenie w nim pasji literackich i językowych przyjął jako pseudonim. On się nazywał inaczej. A właściwie – miał dwa nazwiska. Pierwsze brzmiało Jan Sterling, jednakże jeszcze w młodości zmienił je na Władysław Jan Stefczyk i to nazwisko nosił do śmierci. Druga zagadkowa historia – to data jego urodzin. We wszystkich wydaniach, encyklopediach, artykułach figuruje rok 1907, z czego by wynikało, że umarł zaledwie 3 tygodnie nie dożywszy do stu lat, a także, że po raz drugi ożenił się z tłumaczką Anną Mysłowską w setnym roku życia. (Jego pierwsza żona Adela Bartoszewicz zmarła w lutym 2007 r.). Jednakże, jak podają niektóre źródła, prawdziwą datą jest rok 1918, czyli że pisarz z jakichś powodów postarzył się podczas wojny o 11 lat.

Władysław Kopaliński twórczość literacką rozpoczął dość późno, bo dopiero po wojnie. Były to felietony, tłumaczenia, zwłaszcza z angielskiego (ukończył anglistykę). Zajmował się też pracą edytorską. Jednakże największą Jego pasją stały się słowniki, a ich autor – jednym z najwybitniejszych leksykografów polskich. Pierwszym jego wielkim dziełem stał się wydany w roku 1967 Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych, który już się doczekał 30 wydań. Słownik ten dość zasadniczo różni się od innych tego rodzaju dzieł. Jest jakby encyklopedią w pigułce, podaje obok znaczenia danego wyrazu, zwrotu wiele wiedzy na ten temat. Odznacza się jednocześnie łatwością odbioru, prostotą i klarownością języka omawianych pojęć. Jak wspominał Andrzej Szczypiorski, „przywracał słowom ich prawowite znaczenie i utraconą godność. Przywracał wartość”.

W latach 70. powstał cykl złożony z krótkich opowieści, wyjaśniających pochodzenie rzeczy i nazw z codziennego obiegu. Były to niewielkie, bardzo popularne Koty w worku, czyli z dziejów nazw i rzeczy”.

Mając na uwadze fakt, że część czytelników pierwszych wydań jego słowników była inteligencją w pierwszym pokoleniu, stosował taką formę popularyzacji, która pozwalała na wszechstronne ukazanie tematu. Właśnie takimi były wydane w latach 80. i 90. Słownik mitów i tradycji kultury”, „Opowieści o rzeczach powszednich”, następne – Słownik przypomnień”, „Słownik eponimów, czyli wyrazów odimiennych”, „Słownik symboli”, „Encyklopedia „drugiej płci”, a także przygotowana wspólnie z Pawłem Hertzem „Księga cytatów z polskiej literatury pięknej od XIV do XX wieku”. Dla bibliofilów niewątpliwie wielkim atutem tej Księgi jest fakt, że ilustrował ją sam Szymon Kobyliński.

Prawdziwym wydarzeniem stała się jednak ostatnia wielka praca: wydany pod koniec 1998 r. „Słownik wydarzeń, pojęć i legend XX wieku”, „kopalnia wiedzy o mijającym stuleciu, podana niekonwencjonalnie, za pomocą cytatów, wypowiedzi, ale i ciekawostek, których wagę doceniamy dopiero po przeczytaniu, uświadomieniu sobie ich istnienia” – pisał Mariusz Kubik w pracy „Portrety pisarzy”.

Pisarz Józef Ignacy Kraszewski, autor kilkuset powieści, zyskał u potomnych miano Tytana pracy. Tytułem tym z pełnym uzasadnieniem możemy też obdarzyć Władysława Kopalińskiego, który, choć liczbą napisanych tomów nie dorównuje autorowi „Starej baśni”, to pracowitością jak najbardziej. Zdawałoby się, że żaden pisarz, zwłaszcza twórca słowników, absolutnie nie może się dziś obejść bez komputera. A jednak Kopaliński nie korzystał z dobrodziejstw elektroniki. Legenda głosi, że dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy kartek przechowywał w pudełkach po butach. Jednak to tylko legenda. Być może tak było na początku, jednak później służyły temu celowi zamówione drewniane skrzyneczki w rodzaju tych, jakie widzimy w bibliotekach.

Zajrzyjmy teraz do jednego z worków z tajemniczym kotem, właśnie tym, którego nie należy lekkomyślnie kupować. Czasami powiedzenie to wywołuje zdziwienie. Jednakże ten kot wcale nie jest kotem, tylko zającem, bo tak w języku myśliwskim nazywa się szarak. No i wszystko staje na swoje miejsce: upolowanego zająca trzeba kupując obejrzeć.

Co znaczy spór o cień osła, chyba łatwo się domyśleć: jest to spór o głupstwa niegodne uwagi. Jak powiada facecja polska z połowy XVI wieku, słynny mówca i polityk ateński Demostenos bronił przed senatem swego miasta kogoś w sprawie gardłowej (to znaczy, że groziła mu kara śmierci), a widząc, że go słuchali niedbale, rzecze do nich: „Panowie, powiem wam, co nowego niedawno się stało”. Zaczęto go słuchać pilnie. „Otóż – powiada Demostenos – młodzieniec jeden w Atenach najął sobie osła, by wiózł mu rzeczy. Obaj, i najemca, i właściciel szli obok osła. Gdy upał zaczął doskwierać, najemca położył się w cieniu osła, skąd go właściciel wyganiał, mówiąc, że wynajął mu tylko osła, a nie jego cień. Długo się swarzyli, aż wreszcie sprawa wylądowała w sądzie”. To powiedziawszy Demostenos zamilkł, a pilnie słuchający senatorowie proszą go, by mówił dalej. A ów na to: „Chętniej więc o cieniu osła słuchacie, niż o sprawie nieboraka, któremu o gardło idzie?”. Zawstydzili się wszyscy i sprawy dosłuchali.

Bodaj każdy z nas używa takich zwrotów idiomatycznych, jak „do trzech razy sztuka”, „pleść trzy po trzy”, „wsadzić swoje trzy grosze”. Skąd się ta trójka bierze? Od zarania dziejów uważana ona była za liczbę magiczną lub świętą. Filozof grecki Pitagoras (skądinąd nasz stary dobry znajomy z lekcji geometrii) uważał ją za liczbę doskonałą, wyrażającą „początek, środek i koniec” i dlatego uczynił z niej symbol bóstwa. Znaczenie Trójcy nie ogranicza się tylko do chrześcijaństwa. Hinduska Trimurti to Brahma-Stwórca, Wisznu-Zachowawca Życia i Śiwa-Niszczyciel. Świat grecki był pod władzą trzech bogów: Zeus-Niebo, Posejdon-Morze i Hades-Królestwo Zmarłych. Ta ulubiona liczba występuje w trzech Parkach (bóstwach przeznaczenia), trzech Gracjach (boginiach wdzięku), trzech Harpiach (złośliwych demonach) itd., aż do Trzech Muszkieterów włącznie.

Pełnymi garściami można czerpać z kultury Wschodu i Zachodu aforyzmy, będące trójkowymi wyliczankami. Zacznijmy od Chin. „Są trzy rzeczy, które cenię – powiada filozof Lao-cy: pierwsza – to łagodność, druga – wstrzemięźliwość, trzecia – skromność”. Konfucjusz: „Nienawidzę tych, którzy sądzą, że mądrość to wścibskość, odwaga – to brutalność i że uczciwość to donosicielstwo”. Podobno biblijny król Salomon uważał, że trzy rzeczy wyganiają człowieka z domu: dym (dymiący piec), woda (dziurawy dach) i zła żona.

Przysłów trójkowych jest bez liku. Oto kilka z nich. Trzy zawody przetrwają do końca świata: piekarza, piwowara i balwierza, (balwierz: cyrulik, lekarz). Od trzech rzeczy niech Bóg nas broni: od pustej sakiewki, od złego sąsiada i od żony sekutnicy. Trzech rodzajów ludzi należy się wystrzegać: pieniacza, pochlebcy i pyszałka. Trzem rzeczom nie należy wierzyć: kobiecie, gdy płacze, kupcowi, gdy przysięga i pijakowi, gdy się modli. (Warto pamiętać o tych przysięgach kupców, gdy coraz agresywniej atakują nas reklamy). Trzy najpiękniejsze rzeczy na świecie: Statek z rozwiniętymi żaglami, rycerz w pełnej zbroi i korpulentna niewiasta. Istnieją trzy rzeczy, które dają się poznać tylko w trzech sytuacjach: odwaga tylko na wojnie, mądrość tylko w gniewie, przyjaźń tylko w potrzebie.

Poza trójką w starożytności i jeszcze wcześniej, w czasach biblijnych, uważane za magiczne, otoczone nimbem mistycyzmu były też inne liczby: siódemka, dziewiątka, dwunastka, trzynastka i szóstka, ale te dwie ostatnie cieszyły się złą sławą.

Dlaczego mistyka liczb była tak rozpowszechniona? Trudno dociec. Może dlatego, że przed wprowadzeniem obecnego pozycyjnego systemu zapisywania liczb wykonywanie działań arytmetycznych było tak trudne, że człowiek biegły w rachunkach wydawał się nadnaturalną potęgą, a razem z nim i liczby?

Dziś rozwiązania tych i wielu innych tajemnic przeszłości i teraźniejszości szukajmy w słownikach Władysława Kopalińskiego, które – mam nadzieję – znajdują się w większości domów polskich również na Wileńszczyźnie.

Łucja Brzozowska

Wstecz