Notatnik wileński

Jedni ratują, drudzy niszczą

W nocy (?) z 3 na 4 listopada na zabyt-kowym zarzecznym Cmentarzu Bernardyńskim grasowała po raz kolejny grupa barbarzyńców. Powywracali kilka krzyży, uszkodzili dwa nagrobki świeżo odrestaurowane za polskie pieniądze – Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa (natomiast koordynatorem prac ze strony litewskiej jest Fundacja Wspierania Współpracy Litewsko-Polskiej im. Adama Mickiewicza). Obie strony niezmiernie się cieszyły z tych – i – poprzedniorocznych osiągnięć, zwołując na kilkanaście dni przed wymienionym aktem wandalizmu konferencję nt. „Odnowa Cmentarza Bernardyńskiego”.

Andrzej Przewoźnik – sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Warszawie - z bardzo poważnej przyczyny nie mógł przybyć na konferencję. Skierował więc do jej uczestników list, którego obszerne fragmenty zamieszczamy, wprowadzają bowiem w sedno sprawy, przypominają dzieje dawne i najnowsze zarzeczańskiej nekropolii:

„Wspólne ratowanie – przez Polaków i Litwinów – bezcennych skarbów wileńskiej ziemi – zabytków, świadczących o bogatych dziejach i wspaniałych ludziach zainspirowanych jej twórczym klimatem, to sprawa naprawdę niezwykła. Patronują jej też, doceniając jej wagę, prezydenci obu naszych krajów. (...)

Przypomnę początki naszej wspólnej pracy – podpisane 12 sierpnia 2005 roku w Wilnie – przez Panią Grażynę Dremaite – Prezes Zarządu Fundacji Wspierania Współpracy Litewsko-Polskiej im. A. Mickiewicza oraz przeze mnie – w imieniu Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa – Porozumienie, mające na celu zachowanie świadectwa wspólnego historycznego i kulturowego dziedzictwa obu narodów, w poczuciu wspólnej odpowiedzialności za stan tego dziedzictwa i jego znaczący europejski wymiar.

Pierwszym obiektem objętym tym programem stał się Cmentarz Bernardyński w Wilnie. Jego uporządkowaniem i renowacją nagrobków mieli się zająć konserwatorzy polscy i litewscy.

Kolejnym krokiem podjętym w celu realizacji podpisanego Porozumienia był opracowany wspólnie i przyjęty 30 marca 2006 r. „Program ratowania Cmentarza Bernardyńskiego w Wilnie”. (...) Stanowił on już konkretny zarys prac do wykonania.

Dlaczego właśnie zaczęliśmy od Cmentarza Bernardyńskiego?

Jest to jedna z najstarszych nekropolii Wilna. Poświęcenie cmentarza – przeniesionego na nowy teren – miało miejsce 14 października 1810 r. Wtedy też wzniesiono upamiętniającą to wydarzenie, klasycystyczną kapliczkę Zbawiciela, o niezwykłej formie architektonicznej; powstały także kolumbaria.

Na cmentarzu tym spoczywa wiele pokoleń Wilnian, wśród nich – literaci, poeci, artyści, aktorzy i księża, a także żołnierze i weterani powstań i walk narodowowyzwoleńczych. Mniej może znany niż cmentarz na Rossie, bardziej był też zaniedbany i opuszczony.

Plonem naszych wspólnych dwuletnich prac jest już 46 odrestaurowanych nagrobków. (...)

Życzę Państwu owocnych obrad. Mogę tylko wyrazić życzenie, aby to nasze wspólne dzieło było kontynuowane i doprowadzone do końca; aby też zapoczątkowało kolejne porozumienia, co do ratowania i renowacji innych, cennych dla naszego wspólnego dziedzictwa, obiektów na Litwie”.

Konferencję, która przebiegała w Ratuszu Wileńskim, zorganizowano na wysokim poziomie. W każdym szczególe, poczynając od materiałów informacyjnych nt. ochrony różnorodnych obiektów zabytkowych na terenie Litwy, poprzez wydanie referatów konferencji, również w jęz. polskim, wystawę, poświęconą nekropolii zarzeczańskiej w lokalu Ratusza, wizję lokalną na cmentarzu, a kończąc koncertem muzyki poważnej. Do rzeczowego i sprawnego przebiegu przyczynili się sponsorzy: Departament Dziedzictwa Kulturowego przy Ministerstwie Kultury RL, samorząd miasta Wilna, Instytut Polski w Wilnie, Fundacja Kultury i Dziedzictwa im. M. K. čiurlionisa.

O czym mówiono na konferencji? O tym, że renowacja Cmentarza Bernardyńskiego – to także zbieranie materiału historycznego na jego temat: o ludziach, pochówkach, pomnikach i nagrobkach. Zgromadzone w ten sposób źródła – w tym przebogate zbiory, dotychczas w znacznej mierze nie zbadane, znajdujące się w Bibliotece Akademii Nauk Litwy, pochodzące z archiwów Polski – zostaną opublikowane w osobnej książce z okazji 200. rocznicy założenia cmentarza.

Mówiono szeroko o renowacji pomników nagrobnych na Cmentarzu Bernardyńskim w latach 2005-2007. (...)

Osobny temat konferencji to: „Badania pomników nagrobnych Cmentarza Bernardyńskiego w Wilnie”, w tym kolumbariów, w których już od 1812 roku chowano m. in. profesorów Uniwersytetu Wileńskiego. Ważnym dziedzictwem tej nekropolii jest kaplica cmentarna. Dalsze plany zakładają jej odnowienie. Tymczasem mówiono o znajdującym się w kaplicy ołtarzu iluzjonistycznym, o jego danych historycznych, analizie plastycznej, przesłankach do renowacji.

Witając uczestników konferencji ambasador RP na Litwie Janusz Skolimowski wyraził też życzenie, aby władze miasta zadbały o ochronę przed niszczeniem wielkiego dzieła dokonanego przez restauratorów.

Tym razem - barokowo

Od dziesięciu lat główna ulica stołeczna otrzymuje iluminowaną odświętną szatę bożonarodzeniowo-noworoczną. W roku bieżącym po zakończonej rekonstrukcji al. Giedymina – od Placu Łukiskiego do Mostu Zwierzynieckiego – cała arteria została rzęsiście oświetlona. Tym razem jest to motyw barokowy. W myśl tego, że Wilno słynie jako miasto baroku, a więc iluminację charakteryzuje przepych formy i ornamentyki.

Inicjatywa świątecznej szaty wyszła kiedyś z samorządu Wilna. W ciągu minionych lat jej realizatorami były różne, głównie prywatne firmy i przedsiębiorstwa. Iluminacja jest zmieniana mniej więcej co dwa lata. Bardzo wystawna i bogata była w 2003 roku przed wstąpieniem Litwy do Unii Europejskiej. Rzędy pięcioramiennych gwiazd tak oświetlały aleję, że na bruku (granitowym) dosłownie igłę można było dostrzec.

Dwie główne choinki – na Placach – Katedralnym i Ratuszowym też nawiązują do stylu barokowego, a zatem dominuje biel. Podobno barok jest modny w tym sezonie – w wystroju wnętrz, nawet karnawałowe suknie muszą mieć motyw rodem z tej epoki.

Jednorazowy akt dobroci

Przed Bożym Narodzeniem od kilku lat w wileńskich supermarketach zbierana jest żywność dla ubogich. W tym roku zauważono, że wilnianie coraz bardziej przyzwyczajają się do dzielenia się z potrzebującymi. Słowem, są hojniejsi.

Problem jednak w tym, że brakuje wolontariuszy, chętnych poświęcić czas, aby w wyznaczonym terminie przyjmować artykuły żywnościowe, segregować je i przekazywać pod wskazane adresy.

Leszek Jan Malinowski zamyka „Rozmaitości”

Nr 6 (105) listopad-grudzień 2007 „Wileńskich Rozmaitości”, dwumiesięcznika Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej w Bydgoszczy. Pośrodku tytułu: wizerunek św. Krzysztofa – patrona Wilna i tekst na pierwszej stronie pt. „11 października 1920 r. zajął Wilno i proklamował Litwę Środkową” - ze wspomnień gen. Lucjana Żeligowskiego. Dalej – „Burza” na Kresach Wschodnich”; „Nieco wileńskich wspomnień” etc. Słowem, wszystko o Wilnie, Wileńszczyźnie, Kresach. Tak było zawsze, w każdych „Wileńskich Rozmaitościach”.

Tym razem jednak red. Leszek Jan Malinowski zwraca się do Czytelników i podaje wiadomość, która nas zasmuciła, że niniejszy numer „W.R.” jest ostatnim, kończącym ich siedemnastoletni żywot. Pisze: „Przede wszystkim zadecydował o tym bieg czasu. Większość z naszego pokolenia (mam na myśli wilnian wygnanych z ojcowizny) odeszła na zawsze... Polityczna rzeczywistość w naszym kraju po roku 1945 spowodowała, że nie potrafiliśmy w naszych dzieciach wzniecić takiego stosunku do Ziemi Wileńskiej, jaki nam towarzyszył przez całe życie”. W słowie pożegnalnym nie żywi też złudzeń co do współczesnej Polski. „Póki starczyło nam sił, pracowaliśmy. Ale pracowaliśmy osamotnieni! Osamotnieni w tym znaczeniu, że ani instytucje państwowe, ani pozarządowe nie chciały nas wesprzeć ani finansowo, ani politycznie... Jedynym wyjątkiem, jeśli chodzi o pomoc finansową – i to od szeregu lat – była Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, dzięki której i ten ostatni numer „Wileńskich Rozmaitości’’ ujrzał światło dzienne”. Dodajmy przy sposobności, że w ramach Biblioteki „W.R.” wydano ponad 90 tytułów książek, niezwykle cennych i wartościowych, utrwalających głównie dzieje wileńskie.

Skąd ta pasja takiego wytrwałego uwieczniania pamięci? Pewnie jest to charakterystyczne dla rodowitego wilnianina, w którego rodzinie przestrzegane były tradycje ziemiańskiego domu.

L. J. Malinowski przyszedł na świat w Wilnie, w 1925 r. Uczył się m. in. w Gimnazjum oo. Jezuitów, potem – im. Króla Zygmunta Augusta. Po latach złożył hołd tym dwóm słynnym szkołom wileńskim, przygotowując i publikując obszerne monografie im poświęcone. Konspiracyjnie studiował na Uniwersytecie Stefana Batorego pod kierunkiem takich sław jak profesorowie Tadeusz Czyżowski, Konrad Górski, Henryk Łowmiański, Marian Morelowski. Od tego też czasu datuje się działalność konspiracyjna. Z początku 1944 rozpoczął służbę w 3 Brygadzie AK „Szczerbca”, był uczestnikiem operacji „Ostra Brama”. Internowany w Miednikach, uciekł stamtąd i ukrywał się w Wilnie. W 1945 r. wyjechał do Lublina. Kontynuował studia na KUL-u. Wkrótce z polecenia Komendy Okręgu Wileńskiego AK (po jej przeniesieniu się z Wilna do Polski) był jej kurierem do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Został organizatorem i szefem komórki przerzutu z Polski na Zachód ludzi zagrożonych przez NKWD i UB, m. in. organizował przerzut Sergiusza Piaseckiego: „króla granicy i boga nocy, który stoczył się do poziomu literata polskiego” (tak o sobie mówił Piasecki). Po zakończeniu działań konspiracyjnych zamieszkał w Bydgoszczy. Ukończył studia na KUL-u i na UMK w Toruniu. Jest historykiem sztuki, historykiem literatury, wydawcą, publicystą, redaktorem, doktorem nauk humanistycznych.

Pewnie tych danych wystarczy, aby zrozumieć, dlaczego z Wilna „nigdy nie potrafił odjechać”, dlaczego pod jego patronatem ukazało się tych ponad 90 tytułów i wszystkie Kresom RP poświęcone.

U Melchiora Wańkowicza – chyba w „Szczenięcych latach” - jest taka scena: do majątku babki przybyli kupcy, żeby las kupić. W żaden sposób nie mogli się dogadać z właścicielką co do ceny. Babka – osoba kuta na cztery nogi – kazała kupców zamknąć w pokoju, żeby „dojrzeli” do proponowanej przez nią ceny. Minęło kilka godzin. Ktoś litościwy z rodziny zapytał, czy można podać kupcom przynajmniej herbaty. Na to babka z oburzeniem: „Strzeż, Boże, jeszcze odchwycą się”.

Otóż to, Panie Leszku Janie: my tu z „Magazynu Wileńskiego”, którego teksty wielokrotnie przedrukowywał Pan na łamach „W.R.”, bardzo chętnie przy sposobności podamy Panu mocną, dobrą herbatę. Niech się Pan tylko „odchwyci” i robi nadal swoje: dla naszego – wilniuków – dobra.

Temat z brodą

Plac Łukiski – to już temat z brodą Co pewien czas powraca do gabinetów ojców miasta i polityków. Dyskusje te jednak najprawdopodobniej nie są poważne i rzeczowe, skoro od czasu, gdy na Placu Łukiskim położony – zaraz minie już 13 lat od tego wydarzenia – został spory kawał granitu z wykutym tekstem: „Na tym placu będzie upamiętniony nieznany partyzant i bojownik o wolność Litwy”, nic się nie dzieje. Co prawda, wzniesiono tu „bazę wypadową”, czyli kilka baraków, w których „urzędowali” robotnicy podczas rekonstrukcji ostatniego odcinka alei Giedymina (d. ul. A. Mickiewicza).

Praktycznie od momentu, który miał miejsce 12 sierpnia 1991 roku – demontażu pomnika Lenina (zdjęcia obiegły cały świat i stały się symbolem końca komunizmu w Europie) trwają debaty co do urządzenia placu – jednego z największych w Wilnie – 4 ha.

Przed dziesięcioma laty Sejm RL przyjął nawet uchwałę, na mocy której plac jest państwowym miejscem reprezentacyjnym. Potem pracowały, oczywiście dobrze opłacane, różne komisje. Ogłaszano konkursy na urządzenie całego terenu od barokowego kościoła św. Jakuba i Filipa aż do Góry Bouffałowej (Tauro kalnas).

W tej chwili trwa spór między rządem a samorządem miasta: kto ma finansować prace, jaki kształt powinien mieć pomnik etc. Tymczasem wilnianie wykazują zmysł praktyczny i są zdania, że należy plac uporządkować w ten sposób, by służył wypoczynkowi, by były wygodne ławeczki, małe kawiarenki, łączki do hasania dla najmłodszych obywateli niepodległej Litwy, a nawet miejsca do grillowania kiełbasek – i to w sumie stanie się największym symbolem uzyskanej wolności.

Halina Jotkiałło

Wstecz